wtorek, 16 kwietnia 2019

dawno mnie tu nie było

Nie zapomniałem o tym blogu, lecz było bardzo trudno mi się zebrać coś napisać. Przepraszam wszystkich, którzy czekali na wiadomość co u mnie. Szczególnie tych, którzy piszą do mnie "prywatnie" maile.

Postaram się napisać co się dzieje w moim życiu tutaj, odpowiadając jednocześnie na Wasze pytania. 

STYCZEŃ
Styczeń okazał się dla mnie trudnym okresem. Na wyspie był to burzliwy okres rozliczeń z dokonań moich i moich wychowanków. 
Krótko po tym nastały ferie zimowe, a dla mnie to czas bym dorobił do swojej skromnej pensji. Tak też ferie spędziłem w dużej mierze w korporacji. Dzięki temu wyszedłem prawie na prostą. 

LUTY
W lutym był już powrót do rzeczywistości. Na wyspie spotkałem się z licznymi problemami wychowawczymi. Niektóre sprawy były na tyle poważne, że włączone zostały w to Policja, sąd rodzinny itd. Dzieci nie rozumieją, że słowa krzywdzą, chociaż mówię o tym niemalże co godzina wychowawcza. Rozmowy, spotkania to ma się na nic. Oni są jak zombi - idą w zaparte, z klapkami na oczach jeśli mowa o empatii. 
Sytuacja w klasie 7 się zaostrzyła - uczniowie nie chcą tam w ogóle pracować. Mam tam takiego asa, który nic nie robi, żadne rozmowy z rodzicami (matką nieudolną wychowawczo) nie pomagają. Zgłaszanie sprawy do pedagoga szkolnego ma się na nic. Dyrekcja zamiata problem pod dywan i niejednokrotnie przyzwala na asowe wybryki. 
Dochodzi do sytuacje, że ów bezczelny dzieciak zwraca się do mnie na ty. Zwrócenie uwagi nic nie daje. Dla niego to jeszcze pożywka. Śmieje się prosto w twarz. Na korytarzu specjalnie staje na drodze nauczycielom i nie chce zejść. Raz doszło do sytuacji, że idąc wyszedł mi na przeciw i go lekko przestawiłem, bo nie zamierzam się gówniarzowi poddawać. Teraz wychodzi również i stoi do ostatnich sekund, czekając na mój ruch. 
Kilkakrotnie słyszałem jakieś obraźliwe teksty pod moim adresem. I choć ludzie mi mówią, że nie wyróżniam się z tłumu, to słyszałem określenia pedał - najprawdopodobniej w moją stronę. Nie reaguję na nie, bo to tylko by pogłębiło tę sytuację. 
I choć nie wykazuje żadnej aktywności w trakcie zajęć, jedynie je burzy, to twierdzi się, że oceną nie można mu nic zrobić, bo i tak zda. Ma orzeczenie o niedostosowaniu społecznym - cała droga do tego by otrzymał to orzeczenie była sporna i wychodzona w poradni przez matkę i dyrektora. A teraz żniwo tego zbieramy my belfrowie. 
Oceny jego to klasówka dopuszczający - test tak ułożyłem dla niego, by krzyżykami nazbierał punktów chociaż na dwa. Oczywiście bez podpowiedzi się nie obyło, bo inaczej i to byłby szczyt jego możliwości. 
Wiedza przedmiotowa jest na poziomie zerowym, a ja mam mu postawić ocenę pozytywną... Absurd goni absurd. 
W tym roku to może na palcach jednej ręki mógłbym policzyć ile razy pracował na lekcji - JEDEN - i to nie z własnej woli, ale pod przymusem koleżanki, która odmówiła mu czegoś, jeśli nie będzie pracował. Jedną lekcję przepracował. 

Po odejściu z mojej klasy jednej uczennicy uczniowie obrali inną za ofiarę i zaczęli ją dręczyć. Słuchy dotarły do mnie zewsząd. Początkowo zauważyłem, że często przebywa sama, jak się potem okazało - to dzieci drwiły z niej. Coraz częściej chorowała, nie chciała chodzić do szkoły.

Poza pracą na wyspie chodziłem do korpo gdzie dorabiałem, by jeździć do pracy na wyspę. Koszta dojazdu biją po kieszeni. 

MARZEC
Marzec to miesiąc trudnych decyzji. W korpo miałem niemiłą sytuację z Teamleaderką, która próbowała mi zarzucić mataczenie w czasie pracy. Bardzo mnie to zabolało, bo co do tego to pilnowałem go skrupulatnie zapisując sobie godziny przyjścia, przerw, wylogowań itd. 
Gdybym wcześniej parę minut nie podpisał umowy przedłużającej, to bym tego nie uczynił. Za to jak zostałem potraktowany, odmówiłbym. 

No ale chodzę, nie przepadamy za sobą, raczej unikamy siebie i jakichkolwiek konwersacji tylko bardzo, ale to bardzo służbowo, jeśli już jest taka wyższa konieczność. 

Problemy rodzinne się mnożą i to też mnie pochłaniało. Nastąpiły zmiany. Już nie mieszkam sam z moim Królewiczem. Teraz mieszkamy z moją siostrą Moniką i jej synkiem. Ma to swoje finansowe plusy, ale też wiele minusów. Prywatność jest już dużo mniejsza. Mały bywa nieznośny więc nie obejdzie się bez tego, by nie słyszeć jego kaprysów/wybryków. 

Kamil zmienił pracę z lokalu gastronomicznego, gdzie wcześniej pracował na sieciówkę. Teraz pracuje na kasie w jednym z supermarketów. 

KWIECIEŃ
Właśnie minęło 7 miesięcy odkąd jestem z Kamilem razem. Chyba właśnie pojawiają się pierwsze związkowe problemy (wcześniej też były), ale teraz zaczynają mnie irytować poważnie niektóre kwestie: bałaganiarstwo, lenistwo do podejmowania inicjatyw, notoryczne porównywanie się do lepszych/zamożniejszych osób, brak wiary w siebie w pewnych kwestiach, chociaż nie okazuje strachu przed coming outem tutaj gdzie mieszkamy, to jednak chyba to, że jego rodzice nie wiedzą, jest dla niego kłopotliwe, bo mam wrażenie, że gdzieś to go hamuje. Siostra wie, brat rzuca podteksty, z opowieści wygląda to tak, jakby chciał by w końcu ten się określił. 
Bardzo mnie denerwuje fakt iż nie przykłada uwagi do czystości: ubrania mogłby leżeć po całym mieszkaniu, to samo z naczyniami. Jak już bierze się za sprzątanie to też mnie denerwuje: myje wszystko pod bieżącą gorącą wodą.

Moja zazdrość o niego też jest idiotyczna, bo boję się zostać sam, zostać wykorzystanym, boję się stracić czas jeśli to wszystko nie jest poważne. 
Ostatnio poszliśmy do jego koleżanki, która nie wiedziała o nas, ale domyślała się o nim i w sumie to zaprosiła go ze swoim partnerem/kolegą mówiąc to do niego w prost. A jak już przyszliśmy to odebrała to bardzo pozytywnie, że aż sam się dziwnie czułem z tak pozytywnym odbiorem. To przyjaciółka Kamila. Pani Madam tak ją nazwałem, bo ma taki wywyższony styl bytu. Tak się ubiera, tak się wyraża, ale jest przy tym sympatyczna. Pani Madam uświadomiła mnie, że Kamil jest bardzo szczęśliwym człowiekiem teraz. Co miała zauważyć od jakiegoś czasu. Wtedy sobie pomyślałem, że przecież skoro mówi to jego przyjaciółka to musi coś być na rzeczy. 
I tak sobie próbuję tłumaczyć, że nie wszystko musi być oznaką niewierności. Dziś żyjemy w czasach gdzie nagość jest wszechobecna i obrażanie się za zdjęcie z odsłoniętą klatą jest nie na miejscu. Bo przecież sam nie jedno taki zrobiłem. Czy to jest od razu powód do dąsów? H,.. nie, a jednak bardzo mną nosi gdy wiem, że ktoś na niego patrzy :( 

Przełamałem trochę lęk przed basenem. Byliśmy już ze 3 razy na basenie. Choć nie umiem pływać to przełamuję się do wody. Wciąż nie mam siły przebicia bym się na niej uniósł. Ba! Ja mam problem w samym poruszaniu się w wodzie. Opór jaki powstaje gdy idę, czasem bywa dokuczliwy, bo idę jakbym pchał jakiś cholernie ciężki wóz kamieni :/ :D 

Na wyspach w całej Polsce rozpoczęły się strajki. Nie wiedziałem, nie wiedziałem, że dla społeczeństwa jestem dnem, błotem, nierobem, nicponiem, który jest nic nie wart. Po tej fali hejtu i pogardy idącej z góry nigdy już nie będę tym samym belfrem co byłem jeszcze miesiąc temu. 
Serce które wkładałem w swoją pracę zostało rozdarte na strzępki - już nigdy się nie zrośnie, nie ma na to szans, nie mówiąc już o tym, że perspektyw brak. 
Ubolewam nad tym, że jako społeczeństwo jesteśmy tak zawistni, tak niewdzięczni, tak egoistyczni, tak mało empatyczni. 
Czytając fora, komentarze pod artykułami prasowymi poczułem się jak w obozie zagłady. Żywcem by mnie spalono, za to, że uczę. 
Przykre, cholernie przykre, wręcz kurewsko przykre.




poniedziałek, 31 grudnia 2018

Życzenia na Nowy Rok 2019

Moi Drodzy stary rok zbliża się wielkimi krokami ku końcowi!

Chciałbym Wam podziękować za obecność, za czas, za to, że jesteście ze mną już tyle lat :)
Dziękuję tym, którzy są ze mną od początku i tym którzy dołączyli całkiem niedawno!

Bardzo dużo znaczą dla mnie wasze komentarze, rady, słowa i to, że czasem ktoś otworzy mi moje oczy, czasem ktoś wskaże też inny aspekt na który warto zwrócić uwagę.

D-Z-I-Ę-K-U-J-Ę

Życzę Wam stosunkowo udanego Nowego Roku.
Aby ten nie był gorszy dla Was, a lepszym niż miniony. Radujcie się pięknymi chwilami, doceniajcie te najmniejsze rzeczy i korzystajcie z czasu jaki jest Wam dany.

Wielu radości, miłości, uśmiechu i samozadowolenia!!!


poniedziałek, 24 grudnia 2018

Życzenia Bożonarodzeniowe


Moi Drodzy Czytelnicy,
Moje Drogie Czytelniczki,

z okazji tegorocznych świąt Bożego Narodzenia
pragnę złożyć Wam serdeczne życzenia:

Zdrówka, uśmiechu i radości
z przeżywanych chwil.
Czasu dla siebie i rodziny i najbliższych
Wielu świątecznych uniesień
Radujcie się chwilami, 
w których czas płynie z deka inaczej
niż na codzień.

piątek, 21 grudnia 2018

święta - czas dla najbliższych

Czas przedświąteczny już się rozpoczął na dobre.

Ja jak może pamiętacie jestem zwolennikiem świąt i całej tej atmosfery. Najprawdopodobniej to dlatego, że święta kojarzą mi się z rodziną, z ciepłem, z uśmiechem i radością.
W domu u nas zawsze święta były radosne. No dobrze nie zawsze. Zdarzyło się kilka razy gdzie ten czas został zaburzony przez różne sprawy, ale generalnie wspomnienia są bardzo pozytywne. 

Tegoroczne święta spędzę inaczej niż dotychczas. Wstępnie Kamil miał jechać ze mną na święta, ale jednak zawiozę go do swoich rodziców. Szybciej kończy pracę niż zakładano i będę mógł go zawieźć i dojechać do siebie na czas, chyba, że zdąży na pociąg to pojedzie pociągiem. Chciałem byśmy spędzili ten czas razem, ale rozumiem też to, że chce jechać do domu. Tym bardziej, że kilka lat z rzędu nie miał możliwości. Trochę się stresuję tym, że mam go zawieźć do domu. Bo nie znam jego rodziny, a jest możliwe, że ją wtedy poznam. No czas pokaże jak to będzie.

Kupujecie bliskim prezenty???  

To jest mega wyzwanie - bo ja nie mam pojęcia co mogę kupić Kamilowi. Z jednej strony dla mnie prezent to coś co go zaskoczy, z drugiej on mówi, że nic nie chce. Ogólnie ma zdanie takie, że jak prezent to taki jaki on by chciał, czyli coś z tego co mu się podoba, o czym mówił, wspominał.

Czy Wy należycie do tych co lubią prezenty konkretne, tak jak to się sugeruje?
Czy wolicie tak jak ja być zaskoczonym?

Kupiłem mu bluzę, ale widział zakładki i się domyślił, że to mu kupiłem. Zatem mam poczucie, że niczym go nie zaskoczę. Pomyślałem sobie, że kupię coś jeszcze, ale co to mogłoby być to już mam dylemat. Kupiłem mu jeszcze sweter, taki jaki mu się podobał, ale nie było jego rozmiaru jak byliśmy w sklepie.


czwartek, 22 listopada 2018

kolacja biznesowa


Kilka dni temu odezwał się do mnie znowu Korpoludek. W prawdzie kontakt ostatnimi czasy był niemalże na poziomie 0.

Dowiedział się po kontach, że się rozstałem, że poznałem kogoś nowego, że mam nowy związek. Bardzo chciał się spotkać - stwierdziłem z Kamilem, że możemy spokojnie się spotkać, przecież to nic złego.

Udaliśmy się na spotkanie. W trakcie którego okazało się, że to czysty interes, a przy okazji troszkę ciekawości jakie zmiany nastąpiły w moim życiu. 

I tak Korpoludek dopytywał o to jak mi się żyje, jak pracuje w budżetówce? A że żyje mi się źle. Wręcz tragicznie patrząc na moje marne zarobki, czas jaki poświęcam tej pracy, brak satysfakcji z tego co robię, obrzydzenie do miejsca, do którego muszę jechać nie ukrywałem, że szukam czegoś innego, może nawet nowego. 

Spytał mnie, bo to trapi każdego w korpo czy się spełniłem pracując w szkole? Nie odpowiedziałem na to pytanie, bo nie umiałem dać jednoznacznie odpowiedzi.

Tak spełniłem swoje marzenie z dzieciństwa i okazało się, że nie mam dalej pomysłu na siebie. Wiem, że miejsce w którym jestem teraz nie jest miejscem dla mnie. Owszem bardzo lubię uczyć, tłumaczyć komuś, pomagać, ale w warunkach jakich przyszło mi obecnie pracować nie mogę się czuć dobrze.

Nie spełniłem tylko jednego - mianowicie tego, że idę do pracy z uśmiechem na twarzy, wracam do domu i czuję się wolnym, niezobowiązanym do tego by ciągle coś nowego wymyślać. Tego nie udało mi się zrealizować.

Korpoludkowi powiedziałem, że lubię robić to co robię. To praca moich marzeń i nie ma nad czym się tu rozwodzić, ale to pytanie wcale nie było pytaniem bez podtekstu. Mu chodziło bardziej o to czy po tym jak się spełniłem nie chcę wrócić do korpo. 

Ku jego zaskoczeniu powiedziałem, że rozważam zmianę pracy może gdzieś w korpo. Kto wie. On już miał gotowy pomysł, co więcej wizję projektu, który miałbym w niedalekiej przyszłości objąć po tym jak odejdę z budżetówki. 
Zarobki które omawialiśmy to pieniądze, które może pod koniec swojego życia w budżetówce bym zarabiał, tu miałbym praktycznie na starcie. Jako, że pracowałem tam przecież to wiem jakie są zarobki, chociaż teraz się troszkę pozmieniało i gratyfikacja uległa znacznej poprawie przez to, że projekt się rozwinął. 

Nie ukrywam, że moje 1.5 etatu w szkole to za mało bym się mógł utrzymać tutaj w mieście dojechać do pracy i przeżyć od 1 do 1. Niestety dojazdy w moim przypadku pochłaniają 1/3 mojej wypłaty. Muszę pomyśleć nad pracą dodatkową. Nad tym czego wystrzegałem się jeszcze niedawno. Rok temu miałem kurs w soboty i miesięcznie wpadały dodatkowe pieniądze, teraz odmówiłem i żałuję tego kroku, bo brakuje hajsu... 
Stąd też mam myśli by może właśnie udać się do korpo i dorobić sobie. 

poniedziałek, 19 listopada 2018

Kim są ludzie, którzy zwą się moimi przyjaciółmi?

Zgubiłem się.*

Już jakiś czas temu przez myśl przeszło mi zwątpienie w moich kolegów i koleżanki. Mam w mieście niewielu kolegów, z racji tego, że przez ostatnie lata mojego byłego związku nie nawiązywałem kontaktów z ludźmi to teraz mam co najwyżej dwóch kolegów. Z czego z jednym trzymam się lepiej tu mam na myśli Art'a z drugim słabiej jest jeszcze Korpoludek.

Zawsze zastanawiałem się jak odbierać żarty. Ja z natury nie umiem żartować, dlatego uchodzę raczej za osobę drętwą, albo sztywną. Nie przeczę, że jest inaczej, ale zawsze gdy z kimś żartuje w moją stronę staram się w te żarty odbierać i reagować. Na tyle ile mnie śmieszą i bawią.

Niedawno:
*Ten moment kiedy dociera do ciebie, że intencje, słowa i czyny twoich znajomych wcale nie muszą oznaczać tego co ty sam o tym myślisz.

Usłyszałem, że te żarty z pozoru są niewinne i mało znaczące, ale mogą mieć drugie dno. Bo są ludzie, którzy pastwią się nad kimś, żywiąc się tym, że komuś w delikatny sposób dopierdolą. Jak stwierdził Kamil zarówno Art i Korpoludek tak rozmawiają ze mną, że szczerość i żart stoją pod wielkim znakiem zapytania.

I tak sobie rozmyślam, czy faktycznie tak nie jest, że naśmiewając się z czegoś ludzie nie śmieją się ze mnie, tylko po to by się dowartościować i poczuć wyżej, lepiej ode mnie?

Rozmyślam co z tym zrobić, olać, czy po prostu wycofać się z tych znajomości?

piątek, 16 listopada 2018

czy to już miłość, czy kochanie?

Niedawno pisałem tu o tym, że moje uczucia są mieszane. I sam nie wiem co mam myśleć. Zgubiłem się.

Czy można się w kimś zakochać po zaledwie 2 miesiącach? Wiem, że nikt mi nie udzieli odpowiedzi na to pytanie. Wiem, że nie ma odpowiedzi z szablonu.

Widzę jednak jak ta relacja, jak ten związek wpływa na mnie i na moje życie. Słyszę od znajomych wiele ciepłych słów, czuję dużą radość, ale i lęk.

W pracy ludzie po fachu mówią tylko o tym, że przestałem zarażać pasją do tego co robię. Faktycznie ale to stało się jeszcze nim poznałem Kamila. Zatem nie ma on wpływu na moją niechęć do pracy.

Koleżanki i koledzy których poznałem, których znam prywatnie mówią tylko o tym, że na mojej twarzy gości uśmiech, szczęście widać w oczach, styl bycia, wyluzowanie, otwartość i spontaniczność tu wszędzie nastąpiły zmiany. Ciągle słyszę o tym, że ta zmiana wpłynęła na mnie tak bardzo pozytywnie, wiele osób to podkreśla - momentami zastanawiam się czy nie wytyka mi tego, że przecież w głębi to ja zawsze taki chciałem być, aż się spełniło.

Tak cieszę się, że przestałem się zadręczać życiem rodziny, bliskich. Przestałem stawiać ich na pierwszym miejscu. Są dla mnie ważni bo ich kocham na swój sposób, ale nie mogą grać pierwszych skrzypiec, bo kiedy będę grał dla siebie?

Zdałem sobie sprawę pewnego dnia, że straciłem dobre 7 lat życia. Straciłem je na mozolną walkę z sobą, z tym by siebie pokochać takim jaki jestem. By zrozumieć, że to nie ludzie są najważniejsi, tylko ja. Ludzie byli, są i będą. Jedni zostaną inni odejdą, a ja? Ja będę tu i teraz i potem z sobą. Jeśli sam siebie nie zrozumiem, nie zrozumiem życia.

Jestem coraz bardziej świadomy tego, że nie warto w życiu przekładać pracy ponad swoje szczęście. Ono jest najważniejsze, a reszta winna się dostosować.

Szczęście to taki twór, który jest wypadkową wielu czynników, które po zsumowaniu dają to wspaniałe uczucie. Do tych czynników zaliczyłbym m.in.

  • ludzi - którzy nas otaczają;
    • związek - udany związek to połowa sukcesu;
    • przyjaciół - w końcu oni nas podnoszą na duchu;
  • miejsce - otoczenie w jakim żyjemy;
  • pracę - przyjemność z pracy.
Ja mogę powiedzieć, że wiele z tych czynników zrealizowałem, lecz poziom ich realizacji niestety nie zawsze zadowala. Mam ostatnio dylematy co do ludzi, ale o tym innym razem.

Związek: wiem, że się zakochałem. Czuję bicie serca, czuję swoje zaangażowanie, wiem co ten związek dla mnie znaczy, jak ważną rolę odgrywa Kamil w moim życiu. Oczywiście nie wszystko jest idealne. Oboje mamy dość trudne charaktery. Ja jestem bardzo stanowczy, trochę porywczy, poukładany, miłośnik porządku i harmonii. W którymś horoskopie poczytałem sobie o tym jakie są raki i myślę, że jestem świetnym przykładem na to, że co co tam jest napisane jest prawdą:


"Chętnie podejmują się organizacji wszelkich spotkań, co przychodzi im z łatwością przez wrodzoną umiejętność trzymania się założonego planu, gospodarność i umiejętność logicznego myślenia. Lubią mieć wszystko zapięte na ostatni guzik. 
Raki często są empatyczne, wrażliwe i chętne do niesienia pomocy, więc łatwo nawiązują kontakty, ale i równie łatwo ulegają manipulacji, dając się wykorzystywać. Zamiłowanie do pomagania sprawia, że doskonale odnajdują się w roli rodziców, opiekunów i chętnie podejmują zawody związane z troszczeniem się o innych. 
W miłości Rak jest wierny, ceniący lojalność i szczerość swojej drugiej połowy, ale bywa również zazdrosny i zaborczy. Jest wsparciem dla drugiej osoby, ale i oczekuje tego samego w związku. Nie lubi półśrodków, dlatego wymaga pełnego zaangażowania i zrozumienia. Dąży do stabilizacji, pewności, ugruntowanej relacji, w której pojawi się najlepiej cała gromada dzieci."

Najbardziej boję się tej zazdrości i zaborczości. Bo to prawda - są to dwie bardzo trudne dla mnie cechy. Mi wydaje się, że moja zazdrość bierze się stąd, że się boję stracić Kamila. Z drugiej strony wiem jakim wzajemnym zaufaniem się darzymy i to jakoś mnie podnosi na duchu. 

Na sam koniec chciałbym się z wami podzielić pewnym wywiadem z Agnieszką Chylińską. Jest tak mocny, tak głęboki, że słuchałem go z takim przejęciem, że odleciałem myślami. Cholernie wiele słów, które wypowiedziała mógłbym odnieść do siebie. Momentami zastanawiałem się, czy nie mówi o mnie i moim życiu ...