piątek, 31 maja 2013

Co się z Tobą stało?

Ostatnio będąc u rodziców spotkałem się z Szymkiem i Staśkiem, właściwie to pojechałem do obydwóch.


Chciałem odwiedzić, porozmawiać zobaczyć co tam u Nich wgl. słychać. Nasze kontakty się strasznie poluźniły, prawie zmalały do minimum, szkoda - bieg życia robi swoje. Ale z drugiej strony to nie ma co zwalać na życie, jakby bardzo się chciało, to można by wygospodarować odrobinę czasu dla przyjaciół.


Będąc u Szymka ze Staśkiem rozmawialiśmy sobie na dworze. Pogoda była w miarę to i na dworku sobie siedzieliśmy. Każdy opowiadał swoje dzieje, co się dzieje, jak leci, co nowego, a co zostało po staremu :D Całkiem fajnie było, nie ma na co narzekać :) Jakoś tak w pewnym czasie przed domek wyszła mama Szymka, wspaniała kobieta, uśmiechnięta, życzliwa, taka pogodna, do rany przyłóż :) Podeszła do nas zapytać co u nas słychać, jako, że znam mamę Szymka dość dobrze takie rozmowy mnie nie dziwią. "Dawno cię u nas nie było" - powiedziała pani Danusia Jakoś tak wychodzi, że ciągle brak czasu na wszystko - odpowiedziałem. Praca - uniwerek  - praca, skwitował Szymek. Tak poważnie się trochę zrobiło, ale lekko z humorem :) "A schudłeś, niesamowicie, pewnie te dziewczyny Cię tak mordują" - powiedziała pani Danusia. Roześmiałem się mówiąc, ja tam niczego nie zauważyłem, nie czuję się chudszy :D Pogawędziliśmy jeszcze jakoś chwilę, coś nam rozmowę przerwało. Pani Danusia poszła do domku. Dalej tak sobie gadali my o życiu, dziewczynach, problemach, i tym co nas dotyczy.


Kilka dni później musiałem udać się zrobić zdjęcia do fotografa. Voila poszedłem :D Kobiecinka strzeliła naście fotek i wrzuciła je na komputer. Patrząc na swoją twarz, ręce mi opadły! Wyglądam jak trup, wychudły, aż kości niektóre widać było. Zero zadowolenia z życia, ciągłe chmury nad głową - jednym słowem - porażka. Wtedy uświadomiłem sobie, że słowa Pani Danusi wcale nie były "wyssane z palca", lecz to szczera prawda. Rzeczywiście wyglądam niezbyt atrakcyjnie.


Zastanawia mnie fakt, iż moja waga nie zmienia się, jak ważyłem ok. 60 kg, tak też teraz ważę 62 kg. Dziś się ważyłem na odchodne z poprzedniej stancji na której to byłem tylko miesiąc :(


Po dzisiejszym egzaminie jestem wyczerpany, a na dodatek musiałem latać po schodach z góry na dół z walizkami. Mam nadzieję, że na długi czas to moja ostatnia przeprowadzka.


Tym akcentem życzę Wam, Drodzy Bracia i Siostry, przyjemnego weekenowania i niech Wam weekendu nie brakuje ;-)


Ahoj Weekend!!!



P.S. Ja muszę zasuwać w zakładzie i wkuwać na egzamin ustny lekturki ;(


sobota, 25 maja 2013

O tym jak zostałem Edwardem Nożycorękim

Nudno się tu coś zrobiło, chyba z braku czasu, dostępu do połączenia internetowego wszystko zamarło. <ekhm><ekhm>

Problem mieszkania się na tyle rozwiązał, że zapłaciłem dla pośrednika i wynająłem to mieszkanie. Choć w prawdzie sam nie wiem o co w tym wszystkim chodzi. Gdy zapłaciłem, podpisałem sobie umowę i wróciłem na stare śmieci, wszedłem jeszcze na neta, bo mnie podkusiło zalukać czy jest jeszcze to ogłoszenie, czy pośrednik już je usunął, ku memu zdziwieniu ukazało się identyczne ogłoszenie - identyczne zdjęcia a cena najmu nie jak już pośrednik zaproponował, tylko 600 zł + opłaty, i druga opcja 750 + opłaty - czytam, czytam, a na dole numer i dane właściciela.

Tak się wkurwiłem, jak mogłem nie zauważyć tego ogłoszenia, skoro było na tej samej stronie co pośrednika???? Przecież mogłem mieć szanse obejść pośrednika i zachować 460 zł w kieszeni !!!! Ajć kurwa mać, kilka dni moja złość trwała. No ale na nic to...

Z tego wszystkiego to na nic mi czasu nie starczało, praca, stancja, uczelnia, i jeszcze ten licencjat :D Trochę tego się spiętrzyło. Nawet się nie obejrzałem, a na mojej głowie włoski oj rosły, rosły jak na drożdżach. Wpadam sobie na legalu do pracy, siema -siema, no cześć, cześć Madzia, cześć Kasia i tak dalej sobie przewędrowałem witając się ze wszystkimi, dużo śmiechu i radości przy tym bywa :D widać wzajemną sympatię w naszej ekipie. Jakoś tak mi się włosy ułożyły, zupełnie jakbym mnie piorun pierdolnął :D co tam Edward - usłyszałem. A w porządku Madzia, a u Ciebie jak tam? Pogadalimy sobie z Madzią :D i tak jakoś zostałem Edwardem, w niedalekim czasie dodano mi nożyce, tak takie no-ży-ce :D Chłopaki wycieli z kartonu, przynieśli i wręczyli mi nożyce :D Śmiech, chichot i tak to z Edwarda stał się Edward Nożycoręki :D

Czasem to tylko w tej pracy mogę odlecieć i zapomnieć o życiu codziennym, o tym że to to nie tak jest, a tamto jeszcze gorzej. Ostatnio znowu zaczynam czuć swojego ząbka, który tak bardzo chce ujrzeć światło dzienne. Na dodatek złego obawiam się, że tych kłykcin się tak łatwo nie pozbędę, to cholerstwo nijak nie chce odpuścić. Wszędzie przeczesuje fora, bo może ktoś chciały sprzedać aldarę, krem jaki mi pani dermatolog przepisała, ale cisza :( Znowu muszę do niej iść i powiedzieć, że nie mam skąd tego wziąć, a całych 12 saszetek za 5 kół to mnie nie stać kupić, może jest coś jeszcze co mógłbym spróbować... - nie mam pojęcia już. Boję się tylko, że te dziadostwo, również pojawiło się w mojej buzi. Oczywiście wygląda to trochę inaczej niż przy odbycie. Może to ma coś wspólnego z moim gardłem, każdego ranka jest zasuszone, czerwone jak burak i w dodatku takie "chropowate", wybieram się do lekarza, ale ciągle brakuje mi czasu, nie mam kiedy, jak nie praca to uczelnia - za coś trzeba żyć.
Nie wiem czy to możliwe, ale czasem mam wrażenie, że po tym jak spotkam się z Adrianem to problem kk wraca, tzn. całujemy się jest wszystko fajnie i miło, ale po dniu czasem dwóch czuję jak w buzi wyskakują mi afty. Zastanawiam się czy przypadkiem sam się tym nie zaraziłem od niego. Wiem, że ani ja, ani on nie zabezpieczaliśmy się każdorazowo, także prawdopodobieństwo tego, że obaj możemy mieć HPV jest takie samo. Ostatnio zauważyłem, że ma na ręku coś podobnego do brodawki sam nie wiem jak to nazwać. Wiem, że kiedyś bardzo dawno jak byłem jeszcze mały miałem coś podobnego na stopie od spodu wtedy to trzeba było wydłubać i wyrwać, zagoiło się i znaku nie było widać. W internecie gdzieś czytałem, że to też może być przejaw HPV. Sam już nie wiem co mam myśleć, co robić...

środa, 15 maja 2013

dlaczego trudno tak "miłować"? - o moim braku uprzejmości

Dziś już mija 15-sty dzień tego nieszczęsnego miesiąca. Nieszczęsnego, bo przysparza mi ogromu problemów w związku z poszukiwaniem mieszkania. Ciągle jakieś niesnaski i brak porozumienia, brak zgody i zadowolenia. Chcąc wybrać dogodną lokalizację przystaję przy okolicach uczelni i zakładu pracy. Natomiast Kasia i Monika mają mieszane uczucia.


Dziś rano postanowiliśmy przystać na propozycję jednego z pośredników, który zaoferował nam mieszkanie w "korzystnej cenie"


Od czerwca do sierpnia 600 zł + 470 zł czynsz + cena zużytego prądu (zakładam 70 zł) - co dawało nam 1140 zł taka cena to rewelka - ale schody są już nieuniknione od września 950zł  + 470 zł czynsz + cena za prąd - co z założenia daje 1490 zł i to już nie jest wcale tak mało :( Na dodatek złego kaucja - no tak ogólnie nie ufa się ludziom stąd kaucja - zabezpieczenie - ale jakie ja mam mieć zabezpieczenie, że wszystko będzie grało, że właściciele są w porządku? Żadne - najmuję to tylko muszę się dostosować, a prawa -śmiech. To jeszcze bym przebolał, ale na domiar złego pośrednik - jemu muszę zapłacić, za to, że będę mieszkał w czyimś mieszkaniu - przecież, to jest chore!!!!! Ledwo wyciągam od 10 do 10-tego, a mam wypierdolić pieniądze w błoto, bo zachciało mi się mieszkanie wynająć - to mnie irytuje. 375 zł + VAT = Typ zarabia na mnie i to w chuj kasy - jakby ten jebnięty właściciel sam nie mógł wystawić ogłoszenia i wynająć mieszkanie - normalnie to mi ręce opadają - z tego co zdążyłem się zorientować to różne biura podchodzą do tego w sposób indywidualny - jedni z uwagi na studentów biorą mniej, inni mają to w dupie i doją kasę, bo przecież student to można. A mnie szlak jasny trafia. Nie dość, że muszę wypierdzielać tyle kasy to jeszcze w mieszkaniu/ach brakuje dostępu do internetu, który zazwyczaj muszę samodzielnie sobie łatwić.


Ostatnie dni są dla mnie o tyle utrapieniem i jednym wielkim koszmarem, że przez te Wohnungssuche (poszukiwanie mieszkania) kontakt z Moniką i Kasią staje się horrorem. Ciągle się kłucimy, nie możemy znaleźć złotego środka na nasze problemy. Monika ma problemy na uczelni, grozi Jej warunek, o zgrozo -wyjebanie kasy - dla czyjegoś widzi misie - no ewidentnie - ale nie chce mi się nawet o tym przypadku wiele pisać. Gość miał aparat - ukradziono aparat - mści się na wszystkich - i jak z takim wygrać, przecież teraz mając władzę można wszystko - czasem pytanie choć banalne, sformułowane zawile potrafi ukazać twoją wiedzę w zupełnie innym świetle.


Kasia też coś już podgadywała, że nie podoba jej się to, że mamy wywalić tyle kasy dla kogoś, skoro by ją osiągnąć trzeba ostro zapierdzielać - 9-10 godzin z 20 minutową przerwą - w chuj gorąco w zakładzie - ludzie czasem totalne buraczyska, czasem tylko nerwy i nerwy i złość.


Choć strasznie kocham swoje rodzeństwo, to nie mogę za chiny Pana pojąć dlaczego tak bardzo się nie możemy porozumieć? Czemu gdy rozmawiam, pracuję, przebywam z obcymi ludźmi potrafię zadbać o uprzejmość, życzliwość, nawet zwykłe przepraszam, proszę, dziękuję nabiera zajebistego znaczenia, to takie miłe, natomiast gdy tylko współpracuję z rodzeństwem wypowiedzenie i okazanie miłości jest tak cholernie trudne? Nie potrafię wypowiedzieć: przepraszam, dziękuję, proszę. Gdy przychodzi taka sytuacja, że należy podziękować, czuję swój organizm, chcę powiedzieć, ale w gardle stoi przeszkoda, coś blokuje i się zacinam. Wstyd mi bo jak można być tak nieuprzejmym dla swoich bliskich? Jednak można, jak widać jestem potworem dla bliskich - może uda mi się przełamać - tylko jak? Co mogę, co jeszcze uczynić?


Ostatnio Szymek powiedział mi w sms: Co Ty Zdzichu z pieniędzmi będziesz robił heh zwolnij trochę bo umrzesz w biegu...


Gdy przechodzi się "na swoje" i staje się Panem samego siebie, wówczas przegląda się na oczy. Świat traci wiele barw i zaczyna doskwierać brak, w moim przypadku brak kasy. Wtedy patrzy się czy kupić to czy tamto, a może w ogóle nic nie brać? Gnam z pracą bo muszę, muszę przecież za coś opłacić mieszkanie, coś zjeść - gdzie tu mowa o kupnie nowych ubrań, kosmetyków? Z tym też człowiek w jakiś sposób walczy.


Wiele razy chciałbym móc się wyłączyć i pojechać do rodziców odetchnąć po ciężkim okresie - ale nie mogę - bo gdy tylko troszkę wolnego na horyzoncie widać w głowie zapala się lampka - praca? więcej kasy - w końcu może będę mógł sobie kupić to albo i tamto. Bez ściemy, gdy mam wybrać pomiędzy wypadem do domu, a pracą wybieram pracę by móc sobie na cokolwiek więcej pozwolić niż tylko mieszkać i zjeść przeciętny posiłek, czasem tylko jeden w dniu, bo brakuje kiedy....


Pracuję dopiero ponad rok, gdzieś w tym wszystkim są studia i życie prywatne - to ostatnie okrojone do minimum, a czuję się już tak zmęczony i powalony tym życiem, że nie wiem w ogóle co będzie gdy przyjdzie mi tak żyć dłużej?


- umrę w biegu -


chociaż będzie wiadomo z jakiego powodu - choroby są tak oczywiste, że o nich już praktycznie się zapomina - a tu nowy czynnik śmiertelności - życie w biegu - by żyć.


Biegnę by zdążyć za pędzącym światem
Biegnę by nie zostać w tyle
Ale któregoś pięknego dnia
Będę biegł dalej
nie zauważając
że umarłem.

piątek, 10 maja 2013

Jesteś biedny, sprzedaj się - o seksie nie dla seksu

Dziś przeglądając pana FejsbÓka natrafiłem na taki oto artykuł o seksie nie dla seksu, przyjemności lecz dla kasy.


Gazeta porusza problem jaki ostatnimi czasu nasila się w jednym z polskich miast. Jak podają do wiadomości coraz częściej spotyka się ogłoszenia na stanowisko "seksretarki". Czasem są to propozycje bardziej dyskretne, takie co by nie budziły wielu podejrzeń, a innym razem w prost napisano, o pracy seksretarki.

Prowokację przeprowadziła gazeta, która jak podaje odzew był niewiarygodny. Wśród zgłoszeń były kandydatki pomiędzy 20 a 50 rokiem życia. Wiele z nich świadomych pracy i usług jakie muszą świadczyć by zarobić oferowane wynagrodzenie, jeśli chodzi o moje miasto to powiem wysokie :P Tu zarobki są dużo niższe, ale to chyba widać po tym co pisałem dzień wcześniej - ok. 130 godzin pracy mniej więcej 888 zł. Dziewczyny jasno sygnalizowały, że są świadome warunków z jakimi są skonfrontowane. SEKS + PRACA = WYNAGRODZENIE

Jak to pod każdym tego typu tematem, rozwijają się burzliwe rozmowy. 99% anonimowo pisze: kurwy!, dziwki, prostytutki. Lecą największe obelgi. Nieliczni z nich dopatrują się pobudek takiego zachowania, a także skąd te oferty się biorą.

No właśnie, skoro oferta skierowana do Pań, to ja się pytam kto je publikuje?  - Odpowiedź jest jasna, nie inne kobiety tylko faceci! Czyli analogicznie można nazwać ich kurwiarzami, chujami, czyż nie mam racji? Różnica jest tylko jedna - facet musi zapłacić by osiągnąć chwile przyjemności, kobiety tylko biorą kasę by, no właśnie co? By żyć, wiele komentarzy,  wiele przesłań pokazuje, że to forma zarobku na jaką decydują się te dziewczyny by móc żyć, nie napiszę godnie żyć, bo ktoś mi zarzuci, gdzie one mają godność. Myślę, że mają, gdyby nie to, że brak środków do życia pcha ich w sidła bezdusznego systemu.

Zawsze wydawało mi się, że zarówno faceci i kobiety, oboje czerpią z tego korzyści, są siebie warci. Myślałem, że przecież to jest nieprawidłowe, niedobre, niewłaściwe i powinno zmuszać do refleksji.

Dziś troszeczkę boję się powiedzieć, że tak myślę dalej, bo gdy widząc bezrobocie, biedę, a czasem nędzę to zadaje sobie pytanie? Co ja bym począł, gdybym musiał żyć, a nie miał za co? Znając swoją psychikę, gdybym się odważył na seks-za-pracę, to w niedługim czasie psychicznie bym się załamał. Wiem, że to jest niewłaściwe, bo takie mam przekonanie, ale gdybym się posunął do tego, to co? Stałbym się jednym z tych kurwiarzy - czyli kimś gorszym? Może po części tak, bo przecież sprzedaję swoje ciało.

Czy uprawiając seks z wieloma facetami, bo w końcu jestem gejem, to też kurestwo? Au, au, au.... no należałoby powiedzieć w zasadzie tak. Różnica jest taka, że tu o przyjemność chodzi a nie o kasę. Czasem może błędne poszukiwanie wybranka.

Gdy ostatnio mieliśmy zajęcia z konwersacji, każdy miał opowiedzieć o swojej przyszłości. Na tablicy stały takie oto pytania:

Ich habe davon geträumt, .... zu werden. (Marzyłem o tym by zostać .... .)

Ich möchte .... sein. (Chciałbym być .... .)

In 10 Jahre möchte ich .... sein/werden. (Za 10 lat chciałym być/zostać .... )

Takie proste pytania, a odpowiedzieć było tak trudno. Nigdy nie zastanawiałem się nad takimi pytaniami - jak później się okazało jeden z profesorów Uniwersytetu w Monachim powiedział, że to wielki błąd.



Powinniśmy być świadomi marzeń, i marzyć by urzeczywistniać swoje cele. By nasze życie nie opierało się na przymusowej pracy lecz na radości z wykonywanej pracy.


Myślałem, myślałem i co wymyśliłem, chciałbym być Millionär (milionerem). Dlaczego? Chciałbym uszczęśliwiać ludzi, móc im pomóc, gdy Ci potrzebują pomocy. Chciałbym dać ludziom możliwość, która często przez brak pieniędzy jest ograniczona, tak jak moje życie jest w pewnym sensie ograniczone do tego co zarobię w moim zakładzie.

Czy napisałem to bo taka jest prawda????

Tak, mam miliony pomysłów i wizji swojej przyszłości, gdzieś w tym wszystkim pojawia się to, że chciałbym uszczęśliwiać ludzi.

Dziś na pytanie kim dokładnie chciałbym być nie potrafię odpowiedzieć. Zawsze mówiłem, że chciałbym być nauczycielem to tak już od młodych lat... Ale co z pytaniem co za 10 lat? Oh boję się nawet pomyśleć. Nie chcę być zwykłym szarym nauczycielem, chciałbym móc dawać innym z siebie więcej, niż tylko przedstawić wiedzę i ją sprawdzić. Czasem chciałbym tworzyć nowy system, nowe sposoby dzięki którym świat stawałby się lepszy. Czasem chciałbym być kimś ważnym, z milionem wspomnień, z bogatym bagażem doświadczeń.

Ponoć jasno postawione cele jest łatwiej zrealizować, niż coś co jest tylko chwilowym wymysłem. Gdy spoglądam wstecz, mówiłem, że chcę studiować germanistykę, studiuję - cel osiągnąłem. Teraz mówię, że chcę ją skończyć i uczyć - jestem w trakcie. Wszystko się pnie do jednego - chcę uczyć, obdarowywać wiedzą. Mam głęboką nadzieję, że z czasem bo on tu niewątpliwie potrzebny osiągnę swój zamiar. Boję się tylko jednego - do czego będę w życiu dążył jak już ten cel osiągnę. Postawię sobie drugi, podnosząc poprzeczkę :D

Przecież muszę dożyć nie do bycia idealnym, lecz to tego by idealnie przejść przez życie ;-) Ideałów nie ma i to wszyscy wiem, lecz często się okłamujemy, bądź za duże wymagania mamy.

czwartek, 9 maja 2013

Werde ich obdachlos sein? - Pod mostem

Tak to wszystko się komplikuje, że powoli tracę głowę.

Czas ucieka, w internecie wciąż niewiele ogłoszeń, żadnych co by odpowiadały cenowo i warunkowo. Szczerze powiedziawszy strasznie ograniczam się co do położenia, gdzie bym chciał znaleźć stancję. Dlaczego? Odpowiedź jest jasna im bliżej uczelni i mojego zakładu pracy tym lepiej, bo nie muszę dokupywać sieciówki i zaoszczędzam duże-trochę grosza. Obecnie tu gdzie mieszkam przejściowo do końca miesiąca mam 12 minutek zu Fuß (pieszo) do pracy. Na uczelnię idę jakieś 25 minut - to w sumie wcale nie daleko i nie tak długo. Cena za stancję też jest taka, że daję rady przeżyć do kolejnej wypłaty.

Ale schody się zaczynają, bo maj miesiącem choć słonecznym dla szukających stancji już tak kolorowy nie jest. Ogłoszeń jest w chuk mało, jak już coś jest to ceny są tak wysokie, że mam wrażenie, że Ci ludzie chcą dostawać od studentów/wynajmujących drugą wypłatę. Niektórzy są na tyle bezczelni, że w prost mówią, że spłacają kredyty przez wynajmowania. Kiedyś usłyszałem "nie lepiej byłoby wam kupić swoje i spłacać siebie a nie mnie" - co za tupet. Przecież wiadomo, że zwykły szarak nie dostanie kredytu na mieszkanie.

Ale wracając w miesiącu na koncie mam ok. 900 zł teoretycznie powinno mi styknąć do kolejnej wypłaty - z modlitwą oby ona nie była mniejsza. Gorzej jednak z siostrą Moniką, która siedzi się kuje, ciągle jakieś kłody pod nogi dostaje i brakuje jej czasu na pracę. Z zarobkami 300 zł jakoś nie poszalejemy. Kasia jako, że "nie uczy się", to pracuje tyle ile tylko może. Czasem tylko wolne bierze, gdy do zaocznej szkoły musi. Niby zapierd**a całe dnie a wypłata też marna i to w chuj! 800 zł z ogonkiem.

Kasia wybrała zawodówkę, teraz robi wieczorówkę zaocznie. W piekarni przez wszystkich lubiana - nie lizała dupy kierowniczce i ją wypier***a, a koleżanke lizusa zostawiła. Polityka Polska - lizus jest wart dobrego pracownika.

Muszę zacząć szukać jeszcze jakiegoś zajęcia, bo inaczej to nie wyrobię, a nie zostawię siostry na pastwę losu i tak kurwa to wygląda - chcesz, nie możesz - nie chcesz, możesz. Co bym nie wybrał to i tak pizda....

Muszę się tu wyżyć emocjonalnie bo mi bania pęka od myśli, od szukania, czytania tych pojebanych CTRL+A + CTRL V = ogłoszeń. Wszędzie te idealne piękne warunki, idealne mieszkania, a ceny to kurwa z chuja biorą. Jak można chcieć za lokal taką kasę, skoro np. brak w nim neta, brak porządnego wyposażenia, choćby kuchenki gazowej czy mebli.

Wiem, że ceny są w różnych miastach inne, ogólnie za mieszkanie 1500 ziko może i nie dużo, ale gdy się zarabia marne grosze, to wtedy taka kasa to jest dużo. Czasem to żałuję, że nie zostałem przy dojeżdżaniu na uniwerek...

Teraz jednak nie wyobrażam sobie wrócić do domu do pokoju 12 m2  i mieszkać w nim w 4 osoby. Przecież to nienormalne, a jednak możliwe.

Jakbym znalazł tak mieszkanie do 1400 zł to chyba bym skakał z radości i szalał jak dziecko. Ale cóż, być może będę wkrótce koczował pod mostem i podziwiał przejeżdżające pociągi jak nie z jednej to z drugiej strony. Wszystko jest pojebane i tylko mnie wkurwia.

Koniec.

środa, 8 maja 2013

Może lodzik

Zmęczony wczorajszym dniem w pracy szukam natchnienia dziś w "odpoczynku".

Terminy mnie gonią, pracę licencjacką muszę jutro oddać, a tyle jeszcze braków i niedociągnięć w niej :(

W 90% napisałem wszystko co trzeba, teorią się zająłem i tak wyszło całkiem spoko bym powiedział. Gorzej się jednak wszystko miewa, jeśli chodzi o przykłady, żywe rozmowy ilustrujące "zboczenia lingwistyczne".


Poprawiam błędy i niedociągnięcia po 2 poprawce, swoją drogą to 3 poprawkę już poprawiłem hehe jakoś tak nie Rheie nach idę, 1 - 3 - 2 :D No ale nic. Tak się zastanawiam czy ja aby na pewno oddam jutro ten licencjat. Jeszcze brakuje mi wstępu i zakończenia co też nie takie proste będzie. Muszę pogimnastykować umysł, może się uda, coś naskrobać.

Dziś czytając swoje bazgroły poprawione przez panią promotor zauważyłem miejsce z takim to komentarzem, patrz zdjęcie :)

Aż mi się mordka uśmiechnęła i nabrałem ochoty na pisanie :D Niby takie nic, a jednak potrafi podbudować człowieka na duszy :))

Postanowiłem sobie zrobić chwilę przerwy i zajrzałem do kumplla - po chwili dostałem wiadomość:

Nie chcąc być niegrzecznym, ładnie wyjaśniłem 28-latkowi, że nie jestem zainteresowany. Poznałem pięknego Młodzieńca, co to zawirował w mojej głowie ;-)

wtorek, 7 maja 2013

Nagi okaz w parku

Takie posunięcie w naszym kraju byłoby niezłym wyzwaniem :D Ciekawe czy ktoś by się odważył pójść w tak skąpym odzieniu do parku.

Po budowie widać, że może On się nie bał <haha>



Der Mann hat wohl keinen Angst vor den Homofoben? Er ist  fast ohne Klamotten im Park. Ich bin neugierig, ob sowas in Polen gehen würde. Wer hätte Mut, nackt in den Park zu gehen?

Igraszki we wspólnej bytności


Majówkę zakończyłem jak większość am Sonntag (w niedzielę). Tego też dnia Adi zadzwonił do mnie co porabiam, dziś wieczorem - odpowiedziałem, że jeszcze planów nie mam, ale zaraz mogę mieć :D Po chwili dodałem to może wpadniesz do mnie? Odpowiedź była możliwa tylko jedna, tak. Dobra to co pijemy Bier (piwo), coś mocniejszego? Koniec końców ustaliliśmy, że ja piwo Adi tylko "drinka" bo być może jeszcze będzie musiał w nocy zawieźć kolegę. Jako przeciwnik jazdy pod wpływem alkoholu, stanowczo zaprotestowałem. Za jakieś pół godziny umówiliśmy się vor dem Geschäft (przed sklepem) by zrobić na ten wieczór małe zakupy. Kupiłem dwa leszki, Adrian kupił jakiegoś "drinka"- gotowca, po czym udaliśmy się do mnie na nową stanciję :D Można było "opić" to miesięczne koczowanie tutaj :)



Obejrzeliśmy trochę zdjęć z Adriana wypadu ze znajomymi nad jeziorko, po czym zaczęliśmy pić nasze trunki :) Adi spalił im Auto (w samochodzie) radio, tak przynajmniej mu się zdaje, więc pokierowałem go gdzie szukać przyczyny, bo może radio wcale nie jest spalone, a bezpiecznie wyskoczył na co wskazywały też inne "dolegliwości" autka.

No dobra na tym poprzestanę, bo po co tam będę się rozpisywał o pikantniejszych doznaniach :) Seks chyba zwykle jest pikantny choć tylko z wierzchu, bo w środku to sama słodycz, której wielu chętnie by zaznało. Tak pozostając jeszcze przy tym temacie, to muszę przyznać, że nigdy wcześniej seks nie przysparzał mi tyle radości, co z Adim. Może to właśnie ein Zeichen (znak), że trafił swój na swego?

Inny taki trochę nie pewny czynnik, to czego tak na prawdę od siebie nawzajem oczekujemy. Ich denke (Zastanawiam się) momentami nach, czy aby moje chęci będą również Jego chęciami, czy aby możemy dążyć do wspólnej bytności? Czy to wszystko może ułożyć się na poważnie, czy Adrian też tego chce.

Czasem ta niepewność co do Jego zamiarów erfüllt mich mit Angst (napawa mnie strachem). Ale póki co to liczę na to, że jednak tak jak ja, to i Adrian chce nie tylko fizycznego zbliżenia, a współistnienia w myśl naszego nieformalnego, niepojętego partnerstwa, cokolwiek to by znaczyło.

niedziela, 5 maja 2013

Czy Polacy są tolernacyjni?

Czy jest odpowiedź na pytanie: Czy Polacy są tolerancyjni?


Czy uważacie się za tolerancyjnych?


Zawsze wydawało mi się, że jestem osobą tolerancyjną, dziś z perspektywy czasu i pewnych sytuacji, zaczynam powątpiewać w swoją tolerancyjność. Jak właściwie zrozumieć to słowo? Czy to akceptacja wszelakich odmienności, różności, innych zachowań? Czy tylko akceptacja osób o orientacji seksualnej: homo, bi, trans?


Jako, gej, przecież powinienem być tolerancyjny, skoro chcę tego od innych. Czy jestem? Otóż wydaje mi się, że za szybko się rozpędziłem, a tolerancji nie poznałem nigdy w życiu. Owszem akceptuję odmienność, to, że są faceci spotykający się tylko z facetami, kobiety tylko z kobietami, itp. Ale gdy na mojej drodze pojawia się odmienność w postaci innego wzorca kulturowego, inne zachowanie, inny styl inne obyczaje, czasem ta tolerancja zawodzi, przestaje ona być prawdziwa. Chcę wydać krytykę mimo, iż tak naprawdę to guzik mnie powinno obchodzić. A jednak gdzieś po kontach słychać słowa krytyki, słowa obelgi czy czasem nawet obrazy.


Mimo, iż wszędzie mówię: tolerancyjny, ale w gruncie rzeczy chyba jeszcze dużo mi brak. Nie przepadam za zniewiściałością wśród facetów, odmienne style zachowań, często zdarza mi się skrytykować. Oczywiście nie robię tego publicznie, nie obrażam ludzi, nie ubliżam im, ale gdzieś w zaciszu domowym potrafię odnieść się do sytuacji i wyrazić swoje niezadowolenie, swoje zdanie.


Kiedyś byłem świadkiem, jechaliśmy autobusem, przede mną i grupą znajomych stał chłopak z połamanymi nadgarstkami - no sorry ale muszę to tak wyrazić trzymał piękną długą różę, jego głos tak kobiecy, że aż nie mogłem go słuchać. Na przeciwko stał drugi młodzieniec, ładnie ubrany mógłbym powiedzieć, że bardziej przypominał chłopaka niż jego rozmówca.


Gdy znajomi komentowali całą tą sytuację ich gesty, to o czym rozmawiają, itp. starałem się być powściągliwy nie wyrażać swojej opinii by przypadkiem ktoś nie został urażony. Pomimo iż nasze rozmowy toczyły się w języku niemieckim, nigdy nie wiadomo kto nas słucha. Będąc już w domu nie omieszkałem wyrazić swojego zdania - wtedy czułem się jakoś tak inaczej, tak jakbym sam krytykował "swoich". Z drugiej strony ich zewnętrzny image - był dla mnie obrzydzeniem całego homoseksualizmu - no tak kuźwa mnie to brzydziło.


Zamiast nauczyć się ignorancji inności, tolerowania innych zachowań, postępowań i wzorców - gdzieś głęboko siedzi to zakorzenione "wzorcowe wychowanie" heteryka, co to "pedałków" nie lubi. I choć sam jestem tym "pedałem" w potocznym określeniu, to nie uważam się za gorszego z tego względu, a przecież to jakże wulgarne pedał ma na celu poniżenie.


Swoją drogą ciekawiło mnie skąd się wzięło to określenie geja - pedałem? Wszystko tradycyjnie zaczęło się w przeszłości, tu Grecja. Pederasto = miłośnik chłopaków, a później uproszczenie słowa i mamy pedał. No cóż jaki ten nasz język polski dwuznaczny :D


A tu video:


http://socash.tosiewytnie.pl/i,Gej-z-USA-vs-Polacy-Socash,vid,42764,index.html

Czy jestem jeszcze anonimowy w internecie?

Dziś doświadczyłem takiej oto niemiłej historii.

Chcąc zmienić sobie hasło dostępu do poczty na jednym portali oferujących pocztę, doznałem niemałego szoku.

Jako, że chciałem zmienić hasło wszedłem głębiej w ustawienia, poszperałem sobie w nich, sprawdziłem wszystkie oferowane usługi, dodatki, etc. Gdzieś wśród nich znalazła się opcja umożliwiająca przeszukanie sieci pod kontem informacji na temat mojej osoby. Klikając byłem świadom, że nie jestem anonimowy, ze względu na swoją działalność w internecie, wiem gdzie się posługuję adresem mail´owym do korespondencji czy też numerem telefonu. Gdzieś wśród standardowych odsyłaczy do popularnego portalu społecznościowego i jego konkurenta znalazł się dziwny link, zawierający wszystkie moje dane osobowe, trochę wystraszyłem się. I słusznie. Adres strony nie brzmiał optymistycznie.

Po wejściu na stronę, bloga w dodatku ku moim oczom ukazało się zdjęcie, moje zdjęcie wśród znajomych. Spoglądając co to w ogóle za blog dostrzegłem informacje na temat innych ludzi, moich znajomych. Ktoś kopiuje zdjęcia, robi screeny z fb i wstawia to na bloga w nagłówku podając dane osobowe, niekiedy komentarze co do poszczególnych osób.

Zażenowany tą sytuacją wyszukałem informacje na temat administratora całej platformy blogowej i wysłałem wiadomość, z informacją wyjaśniającą, dlaczego piszę, z jakiego powodu chcę usunięcia tego postu a w najlepszym wypadku całego bloga.

Gdy to nie poskutkuje będę zmuszony udać się na policję z całą tą sprawą.

Sprawa jest o tyle jasna, że mam podejrzanego co do tego czynu. Osoba ta całkiem nie tak dawno podszywała się pod mojego znajomego, tworząc profile na popularnych stronach dla społeczności.

Mam nadzieję, że ten cały śmieszny blog w prędkim czasie zniknie.

Swoją drogą to internet dobra rzecz, ale z czasem może zagrażać naszej prywatności. Czasem się zastanawiam czy pisząc tego bloga mogę czuć się bezpiecznie. Nie chodzi o to czy ktoś skopiuje moje wpisy, ale czy nie będzie tego wykorzystywał przeciwko mnie. W sumie to nie wyraziłem zgody na kopiowanie treści, ale czasem ludzie bez zgody powielają pewne informacje.

Mein Freund, wo gehst du hin?

Co się stało z Szymkiem?



sobota, 4 maja 2013

Gdyby powstał wiersz

Odkąd tylko sięgam pamięcią chciałem napisać książkę, chciałem napisać coś dla ludzi, coś fajnego.


Jako dziecko wielokrotnie jeszcze w podstawówce próbowałem wyzwania. Gdzieś w kartonach na samym dni jeszcze leżą zeszyty ze słowami z mojej wyobraźni. Jeśli dobrze sobie przypominam, pisałem o chłopcu który mieszkał na uboczu z rodzicami i rodzeństwem. Niby w jego życiu nic wyjątkowego się nie działo, ojciec był szyderczy, opryskliwy, czasem wręcz agresywny. Chłopak często wybiegał myślami ze świata, w którym przyszło mu żyć. Gdzieś pewnego dnia, gdy wędrując po okolicy - po wielkim gospodarstwie jakie posiadali - znalazł się w cudownej krainie - wszystko tam było takie kolorowe - drzewa mieniły się w obliczu słońca. Kwiaty najżywszych kolorów pokrywały rabatki. Wszystko tam było idealne. Tylko tam, gdy wracał radość i promienie z jego twarzy znikały. Chciał tam być i być, i pozostać i nie wracać. Czuł się bezpiecznie mimo samotności, bez ludzi, ale wyjątkowo bo poznał żywą piękną i przyjazną mu naturę.


Co dalej było - czy miało być nie wiem, bo nie pamiętam. Wiem, że wielokrotnie czytałem ten fragment napisany pierwszy raz i przenosiłem się w otchłań marzeń, bujałem w obłokach, co często trwało godzinami. Często spacery podczas pięknej pogody prowadziły mnie gdzieś na wzgórza, gdzie widziałem całą okolicę i jeszcze więcej. Wtedy czułem się bliżej cudownej krainy - bliżej marzeń.


Niestety albo i stety nigdy więcej nie podjąłem próby pisania tego co rozpocząłem. Z czasem wydawało mi się zbyt płytki bym zachwycił kogoś. Gdy poznałem Krzyśka, dał mi do przeczytania tomik wierszy jego obecnego przyjaciela, a byłego chłopaka. Wtedy poczułem, że mógłbym próbować pisać. Zacząłem coś tworzyć - to miało czasem sens, czasem nawet podobało mi się - lecz gdzieś wśród wielu kartek, zatraciłem słowa, które mogły być tak piękne i uniwersalne.


Dziś gdy kolejny dzień siedzę w domu sam, ze swoimi myślami wracam do słów. Chciałem coś napisać, lecz jakoś nie mam weny - najprościej by powiedzieć. Napisałem kilka słów, kilka linijek, które czasem sensu nabierają, lecz później go tracą.


***


Gdy Twój umysł cyferek szuka


w przestrzeni dzieli nas nauka


moja dusza litery jeszcze stuka


Nic się nie podzieli


Nic się nie wymnoży


Niewiadoma suma


Zawsze się utworzy


Rachunki liczysz jak rakieta


Rozwiązane równanie z niewiadomą


Jest dla ciebie wielką renomą


Wyrachowanego wspaniałego faceta

piątek, 3 maja 2013

Afty znów wracają

Po ostatnim spotkaniu z Adim już wczoraj czułem, że coś jest nie tak w mojej jamie ustnej. Dziś w lusterku już widać, znów wychodzi mi afta (chyba jedna). Kurcze przeglądam internet czytam wszystkie artykuły, co ludzie piszę, jak je leczą, etc. Ale wciąż nie mogę się ich wyzbyć.


Ponoć jedną z głównych przyczyn jest stres. Ostatnio w moim, życiu go coraz to więcej - i może być to na prawdę główna przyczyna powstawania tych "afcior". Kolejnym powodem może być spożywanie alkoholu - co prawda piję sporadycznie i to w małych ilościach - piwo czasem dwa, ostatnio z Adim piliśmy martini z lodem - wypiliśmy nie wiele w sumie - ale to mogło już wystarczyć.

Wkurzam się bo ciągle coś szwankuje z tym moim zdrowiem - gdzieś wyczytałem, że może powstawanie aft jest wynikiem HPV. O zgrozo ile jeszcze można :(

Łykam sobie codziennie tran + magnez z witaminą B6 + witaminę C + oraz lecytynę by usprawnić pamięć. Miało to coś pomóc, wzmocnić odporność organizmu, ale jakoś tej odporności zbytnio nie widać.

Ostatnimi czasy, chyba tak od miesiąca każdego ranka boli mnie gardło. Gdy spoglądam w lusterko, widzę, że jest ono całe zaczerwienione. Z biegiem dnia zaczerwienienie znika. Czasem gdy dużo mówię, zasycha i czerwienieje. Co zauważyłem, to, że gdy tylko zjem jakiś jogurt, mleko, większą ilość sera, to w niedługim odstępie czasowym znów moje gardło boli, jest czerwone.

Na dodatek ten cholerny katar i zapchany nos - choć to standard odkąd tylko pamiętam, to mnie też irytuje. Czasem gdy wypróżniam nosek to widać znikome ilości krwi. Więc, organizm muszę mieć osłabiony.

Sam już nie wiem jak go wspomóc i uodpornić. Powoli wymiękam... Kurde myślałem, że te tabletki będę łykał to jakoś się zacznie wszystko normować, a tu chuj! No nie mogę inaczej tego powiedzieć.

czwartek, 2 maja 2013

Wieczór z Adrianuuuuuuusiem :)

Wczoraj w końcu miałem możliwość znów spotkać się z Adriankiem :)

Jego współlokatorzy wyjechali na długi majowy weekend, miał mieszkanko wolne, to była świetna okazja by znów wtulić się w jego ramiona :) Znów chwila relaksu i radości :D To są chwile, które czasami ciężko opisać słowami.

Mimo, iż spotykamy się mniej więcej raz w tygodniu to ostatnio jakoś troszkę dłużej się nie widzieliśmy :( już tęskniłem za nim. Momentami mam wrażenie, że się w nim zakochuję (...). Lubię spędzać z nim wspólnie czas, choć co prawda mało mamy wspólnych tematów, a to czasem wszystko komplikuje, to i tak każde spotkanie jest wyjątkowe :)

Najważniejsze to znów móc czuć ciepło jego ciała :) Pełen odlot, nawet nie potrzeba używek <hehe> Oby takich chwil było więcej. Teraz czekam na kolejną odlotową "Date" :D

Chciałbym go czymś miłym zaskoczyć tylko w głowie szukam pomysłu co by to mogło być :D

środa, 1 maja 2013

W dniu święta pracy, do pracy :)

Dziś święto pierwszy dzień maja :)


I choć wydawało by się, że można odpocząć, to zbieram się właśnie do pracy.


Po wczorajszym zamieszaniu już chyba mnie nic tak nie zmorduje. Przeprowadzałem się. Mieszkanie piękne bo piękne, 60 m2 znalazłem jakoś 2 czy to 3 kwietnia, zadzwoniłem i umówiłem się na obejrzenie. Wspaniali właściciele, oprowadzili nas po mieszkaniu, pośmieliśmy się, pożartowaliśmy i przy okazji ustaliliśmy pewne fakty, co do czynszu, kaucje, etc. Jako, że właściciele mieli się wyprowadzać, to my zostaliśmy na starym mieszkaniu jeszcze miesiąc składając wypowiedzenie. Właściciel starego lokum nie był zadowolony, ale warunki stawały się nie do zniesienia. W mieszkaniu pojawiało się coraz to więcej nowych żyjątek, co zniechęcało, a z drugiej strony się już nie mieściliśmy.


We wtorek po historii, którą opisałem wcześniej dostałem kolejny telefon, tym razem właściciel p. Tadeusz nowego mieszkania, niestety jestem z hydraulikiem na działce i spotkanie nasze może się przesunąć o 30-40 minut. Ze złości powiedziałem, ale ja mam nadzieję, że dojdzie do tego spotkania. No i tak po rozmowie z nim o 14.43 byłem na miejscu. Jako, że mieszkanie jest już w trakcie sprzedaży, a właściwie po umowie przed wstępnej. Właściciele mogliby na dobrą sprawę nas wgl. olać. Jako, że chcieli być fair, to pozwolili nam na 30 dni się tu wprowadzić, by przez ten czas szukać kolejnego lokum.


I tak stało się jak się stało, że się przeprowadziłem na 30 dni, a teraz znów szukać mieszkania czas zacząć. Dobrze, że nie musiałem płacić, żadnej kaucji, etc. A poprzedni właściciel oddał kaucje, choć się nagadał ile tylko mógł. Niestety czasem nie wychodzi tak jakbyśmy tego chcieli, no ale cóż, bywa i tak. Trzeba żyć dalej.


Udanej majówki - tylko nie szalejcie za bardzo.


P.S. Niestety wadą tego mieszkania jest brak neta :( :( :(