środa, 27 maja 2015

... nie wiem. Zrób coś!

Chyba każy słyszał łacińską sentencję, carpe diem. Przeżywając ostatnią porażkę jaką była ulotna i krótka znajomość z Marco pomyślałem, że tak być nie może. To taki deadline, mimo iż nie ustanowiony z założenia, lecz tak wypadło. Skończyło się coś kolejny już raz. Tym samym, czuję się zmęczony. 
Od pewnego czasu nie czuję, że żyję, lecz czuję, że wegetuję - jestem to jestem, nie ma mnie to nie ma. Wszystko mętnieje, staje się nudne jak flaki z olejem i obrzydza mnie. Potęgująca chęć zmian jest tak duża, że już mnie przytłacza, wszystko to przez, to że nie mam planu. 
Dziś studiowanie dobiega końca - za kilka godzin ostatni egzamin. Za moment zamkną się drzwi uczelni, a ja wyjdę z niej z niedosytem i z niesmakiem. - Czuję, że nie wiele wiem, nie wiele potrafię i nie wiele mogę zaoferować przyszł_emu/ej pracodaw_cy/czyni. Doświadczenie po praktykach - żadne. Całe te 160 godzin - niewiele znaczy. Praca? Owszem pracuję - lecz do zawodu obranego - daleko ma się po drodze. 
Czuję ten niedosyt i niesmak, że mogło być lepiej, niż jest. Choć za chwilkę trzeźwieję, przecież nie mogę oczekiwać cudów, gdyż zamiast poświęcać czas na naukę ja ganiałem do pracy, biłem się z trudnościami jakie stawiał mi los na drodze (rodzina, problemy osobiste, zdrowie). W tym wszystkim zawsze ona cierpiała. Zawsze to ona była odstawiona na bok, ona może zaczekać, nie zając nie ucieknie. Dla niej znajdzie się jeszcze czas. Niewątpliwie się myliłem, bo ją zaniedbałem. A mowa tu o nauce - to ona odczuła najbardziej wszystkie przykrości jakie mnie spotkały. Wystawiona na próbę, dziś nie jest w stanie dać z siebie tego co chciałby jej właściciel. Pocieszające jest to, że ona się nie obraża, lecz szepta co jest dobre w moim życiu i daje do zrozumienia, że nie taki diabeł straszny jak go maluje. 
Mam doświadczenie w pracy z ludźmi, umiem poszanować pracę, umiem spojrzeć na człowieka z o jedną więcej perspektywy, potrafię współpracować, wiem co to znaczy obowiązek i jak się z niego wywiązywać - tego nauczyłem się pracując - także nauka całkowicie nie została zaniedbana. 

W mojej głowie słyszę jeden wielki krzyk ... nie wiem. Zrób coś! Słyszę ten głos, lecz nie wiem kim jest, nie potrafię go zdefiniować, lecz czuję, że mówi dobrze, czuję, że muszę coś zrobić, dać krok do przodu, bo na chwilę obecną robię kroczki w tył. 

Myślałem, że może to wszystko przez te niepowodzenie w poznawaniu ludzi. Dlatego, że czuję się sam, a to potęguje negatywne odczucia i złe nastawienie. Chyba coś w tym jest - bo nie umiem skupić się na życiu i czerpaniu z niego dobrych fluidów. Boli to, że nie mogę zaprzyjaźnić się z kimś. W sumie to może nie ból, lecz taka niedogodność.

Z deszczu pod rynnę mogę powiedzieć wpadłem. Fellow odstawiłem, a że ono samo jak pewnie zauważyliście przestało funkcjonować, to przerzuciłem się na inną appkę, która to jak radar wykrywa kto jest gay :) 
I tak wyszło, że jakieś kilka dni pisałem z chłopakiem. Pisaliśmy nie znając siebie - tzn. on mnie widział ja jego nie. Jedyne co to radar mówił nam, że jesteśmy w bardzo bliskim sąsiedztwie to czasem wynosiło 6m :D Był ubaw - nie powiem, że nie. Może minął tydzień może nawet nie, ale wczoraj wyszło dokładnie kto jest kim. A, że mieszkamy obok siebie to z okna widać okno kolegi. On był ze znajomymi przed blokiem ja akurat w domu. Wtedy nasz radar mówił 3m. Śmiech był i wiadome z kim piszę. Nie ukrywam domyślałem się :D 
Dziś lecę sobie od dentysty do domu i nagle wychodzi mi tu ktoś z zakrętu: wysoki szatyn, z brodą, dość wyraźnych rysach twarz, poważna mina. W pierwszej chwili pomyślałem: on? I zwątpiłem patrząc na jego powagę. Lecz nawet nie wiem kiedy sam się uśmiechnąłem do niego. Minęliśmy się bez słowa, bo nie chciałem go zaczepiać na chodniku, a z drugiej strony nie byłem w pełni pewien, czy to ten sam osobnik, z którym piszę. Po chwili przyszła wiadomość: Czy my się nie minęliśmy przed chwila? :P I tu nastąpiła kontynuacja wątku z wcześniejszej rozmowy. Potwierdziłem, że się minęliśmy, lecz nie byłem w 100% pewien, tak jak pewny jestem teraz :D Rozmowa się dalej toczyła. Tak wyszło, że się umówiliśmy na spacer. Rozmowa była na prawdę imponująca. Chłopak widać ma w głowie poukładane. Ambitne cele i marzenia :) To duży plus. Choć jak się okazuje to nadziei na znajomość nie mam co sobie robić. To taka przygoda jak w ostatnio oglądanym filmie "Zupełnie inny weekend". Nik, tak go nazywam, wyjeżdża za granicę do swojego ojca, tam będzie pracował, szkolił język i jeśli mu się nie powiedzie z rekrutacją na studia w PL, to zamierza studiować w A. Nie ukrywam, że zaskoczył mnie jeszcze jedną wiadomością - ma podobną pasję do mojej, interesuje nas coś co można wykorzystać jako punkt do rozmowy, a mianowicie: myślenie, ludzki mózg. Nik chciałby zbadać i ujawnić teorię homoseksualizmu. Skąd się on bierze, co go warunkuje:) Czyli marzenie ma wielkie i odkrywcze :) Przy tym ma realne spojrzenie na świat - tyle mogę powiedzieć po tych kilku rozmowach i tym jednym spacerze. Cóż za kilka dni opuści kraj. Po rozmowie z nim dotarło do mnie jedno. Powinienem chwycić życie w swoje ręce i coś z nim zrobić. To ...nie wiem, zamienić w działanie i czynić coś co ma mi pomóc żyć w pełni usatysfakcjonowanym.

Przedwczoraj dałem się namówić innemu chłopakowi by się poznać. Tu przeżyłem rozczarowanie. Grzeczność nie pozwalała mi uciec jeszcze nim się z nim spotkałem na dobre, lecz dałem sobie drugą szansę, a może przesadzam. Cóż, nie przesadziłem, nie było to nic szczególnego. Zwykłe spotkanie dwóch chłopaków:) Choć to tyle i aż tyle z mojej strony. Więcej się już nie spotkamy. Zupełnie nie pasuje do obranego kanonu przeze mnie. Tym bardziej, że nie mamy wspólnych tematów do rozmowy, a całość się ciągnęła.

Rzucone ostatnio hasło emigracji nabiera coraz to nowego, bardziej realnego znaczenia. Myślę, że chyba czas na zmiany, czas na nowe w moim życiu, bo to obecne, czy to stare przestało być czymś co będzie dawało satysfakcję, przestało dawać szansę na zdrowy kontakt z drugim facetem, jako, że to miasto, to miasto bez perspektyw dla ludzi takich jak ja. Ambicje i chęci to nie wszystko - ograbione i biedne miasto nie zaoferuje nic poza tym co w swojej prostocie posiada. Patrząc na wymagania, czy też mniemanie o sobie ludzi tutaj, nie mam czego w tym środowisku szukać. Szanse są nikłe bym kogoś realnego poznał. A skoro nie trzymają mnie już studia, nie trzyma mnie miłość i nic temu podobne, to pracę zawsze można zmienić. Tak też myślę, że nadszedł ten moment by powiedzieć sobie i otoczeniu "bye". 

poniedziałek, 25 maja 2015

Szyderstwo - czy strach przed gejem?

Od jakiegoś czasu kolega, który de facto nie wie o mnie oficjalnie sugeruje mi powiązania ze społecznością LGBTQ - i słusznie. Lecz dziwne jest to, że nie ma odwagi zapytać.

Ostatnia sytuacja była mniej więcej taka, że siedzieliśmy sobie przy stoliku. Rozmawiamy grupą znajomych - że kolega jest typem wesołka lubi sie śmiać - oczywiste. W jego ostatnich żartach słychać coraz częściej nawiązki do gejów. Ostatnim rzutem było - może w klubie gejowskim - jako takowego w mieście nie mamy - no ale sugerował.

Moja postawa jest tu dość obojętna, bo olewam te zaczepki. Może tylko dlatego, że go lubię i mi one nie przeszkadzają, no może troszkę. A to dlatego, że kiedyś w rozmowie powiedział, że on nie potrafi zrozumieć jak facet może być zainteresowany fiutem drugiego faceta. 
- To trochę mnie poirytowało, bo znaczyłoby tyle co: gej = facet zainteresowany penisem drugiego faceta. A doskonale wiem(y), że gej to taki sam facet jak heteroseksualny mężczyzna, z tym, że pociąg ma do mężczyzn, nie do płci przeciwnej. Wielu gejów, czy kryptogejów, bo tych drugich też jest co nie miara, żyją tak jak inni: pracują, uczą się, studiują, płacą podatki, robią zakupy, odpoczywają, spacerują, prowadzą firmy, samochody, zatrudniają ludzi, tworzą wszelkiego rodzaju dobra, które inni kupują - wielu z nich nikt nie rozpoznaje po tym jakie czynności wykonują, lecz dopiero po tym jeśli gdzieś w grupie na jego temat rozejdzie się głoska, albo wtedy gdy dana osoba sama o sobie powie/zostanie przyłapana, etc. Gej prowadzi takie samo życie jak heteryk, z tym, że hetero w sprawach uczuciowych/łóżkowych będzie przychylny płci przeciwnej, natomiast gej płci męskiej. 
Można by powiedzieć, że to tyle.
Zastanawiam się momentami, czy jego słowa są wyrazem szyderstwa, czy może to strach przed tym, że okazuję się (dokładniej: miałbym się okazać) gejem. A może to próba wywarcia presji bym się sam "publicznie" wyoutował? 

niedziela, 24 maja 2015

Polsko - Adieu

No cóż tego się nie spodziewałem. Ten wynik wyborycz mnie nie satysfakcjonuje. I co teraz Polsko? W jakim kierunku pójdziesz?
- Czyżby to znak bym uciekał z tego kraju czym prędzej, nim uznadzą mnie za chorego? (...). Przygotowania do emigracji - tylko gdzie? Szkoda, że samemu, no ale cóż.

Re: Może ktoś ma jakieś propozycje - gdzie można wyemigrować? Oczywiście tylko kraje gay-friendly ;-)

poniedziałek, 18 maja 2015

Strach przed sobą, strachem przed życiem

Ostatni weekend to czas samych trudności. Zwaliło mi się na głowę życie swoje i innych. Najsmutniejsze jest to, że w takich momentach jestem sam. Są wszyscy, lecz dalej sam. Na własne życzenie. I tak dobrze.

Gdy poziom stresu i niemocy wzrasta chcę ucieknąć od życia. Włączam jakiś film, a że oglądam tylko te o tematyce LGBT, to właśnie taki i staram odpłynąć, by zapomnieć o trudnościach z pójściem do przodu.

Wczoraj gdy zasnąłem jak stałem po wyzywającym, by nie powiedzieć katastrofalnym weekendzie zasnąłem i tak spałem do nocy, obudziłem się i jedyne co zrobiłem to włączyłem film. Skąd go wziąłem? 
To zadziwiające, bo podsuną mi go fb! Czuję się okropnie, brak mi sił i energii do życia. Jedynym przyjemnym momentem ostatnich dni, był właśnie wczoraj ten film. A mówię tu o filmie "Zupełnie inny weekend" z 2011 roku. W sieci dostępny, także nie było problemów bym go sobie obejrzał (link w mojej filmotece).
Ciekawa historia - wiecie dlaczego uważam, że ciekawa, bo tak cholernie rzeczywista, tak brutalna w swojej nagości, że aż smutna i przerażająca. 

Jednak ta zgroza, którą odczuwałem, nawet w tych ubogich momentach, dała mi coś innego. Świadomość i tak jakby rozmowę - tym razem nie ktoś, lecz odgrywane role według scenariusza, według zamysłu człowieka, mówił mi o błędach i o życiu, które się toczy, bo tak nakazuje mu społeczeństwo i jego ogólnie przyjęta normatywność. Nie wybiegaj, bo oberwiesz - myśli każdy z nas. To błąd. Wybiegaj i żyj - nie bój się żyć. Nie ma sensu się toczyć.

Geje to tchórze, a jednym z nich jestem ja. To już fakt. Choć myślę, że czas to zmienić. Wiarą w siebie. 

Film ten tak cholernie zapadł mi w pamięci, że nie umiem oderwać myśli od tego co mówili aktorzy. Było tam sporo słów, które dziś mogłby stać się moim mottem, moim mottem na życie, moją dewizą i moim celem, za którym powinienem podążać. 

Gdybyśmy tak wszyscy potrafili mówić o sobie, swoich uczuciach, nikogo by to nie dziwiło, nikogo nie raniło. Byłoby tak autentycznie, może ciut bardziejsz szczerze.

I tak teraz rozmyślam o tym jak pokierować sowim losem. Jak wybrać życie, nie wegetację i dostosowywanie się do wizji innych. Pomysły są tyle Wam zdradzę na ten moment :)

sobota, 16 maja 2015

W jej objęciach

Największą trudnością jaką można napotkać w swoim życiu jest ... - tu pewnie każdy mógłby powiedzieć, co jest dla niego najtrudniejsze. 
I słusznie, bo nie można powiedzieć, że dla każdego istnieje jedna i ta sama trudność. 

Rzeczy tak banalnie proste okazują się najtrudniejsze. I takich rzeczy właśnie nie umiem przezywyciężyć :( 

Ostatnimi czasy wiele się zmienia, wiele się dzieje. W moim życiu pojawiają się różne osoby, każda z nich ma jakiś wpływ na to jak postępuje i co robię.

Najsmutniejsze jest to - za co zostanę skrytykowany, że nie mówię jasno, że jestem gejem. To jest o tyle trudne, że musiałbym wykładać to co dla mnie oczywiste przed innymi, przed ludźmi, których nie pytam o to co i z kim robię. 

Ostatnimi czasy byłem sobie ze znajomymi trochę wypiliśmy. A wiadomo, że jeśli człowiekowi zimno to próbuje się ogrzać. Nawet nie wiem kiedy koleżanka złapała mnie za rękę. Szliśmy tak przez moment. Po czym jak już się zorientowałem niejako się wyrwałem. 
O tyle trudne to, że mam wrażenie, że ona się domyśla, a może nawet wie o mnie. Sprawa się komplikuje o tyle, że ja o to samo ją podejrzewam. Nie chcę wchodzić w jej życie prywatne, dlatego też nie próbuję się dowiedzieć, a przecież mógłbym. Tylko po co to było? Po co łapała mnie za rękę i dlaczego momentami próbuje mnie wprowadzić w niezręczną sytuację? 

To zajście wcale nie było takie straszne. Niestety trafiłem gorzej. Innym razem z zupełnie inną koleżanką wypiliśmy ze znajomymi "dużo" - ja wystarczy, że wypije piwo i jestem już pijany jak niektórzy po 5... - Było późno koncert trwał, a zimno się robiło z minuty na minuty coraz bardziej dające się we znaki. To nie wróżyło dobrze, bo koleżanka już wcześniej coś wypiła, dołączyłem do znajomych trochę później, po pracy. Od początku przytulała się, bo było jej zimno. Nie mówiłem nic, bo przecież nie powiem wieź się odsuń bo ja jestem gejem i to nie wypada. Tak czy siak bym ją przytulił by nie marzła. Nawet ogrzałem jej ręce swoimi. Nie pałamy do siebie sympatią od jakiegoś czasu, lecz to złożona sprawa. A koncert był "nasz" więc byliśmy tam całą paczką, którą później zgubiliśmy. Bawiliśmy się na imprezie, tańcząc i śpiewając znane nutki. Jednak to co było złe, to to, że chyba za dużo w tym wszystkim czułości. Na sam koniec dostałem buziaka - to już było przesadą, która mnie zasmuciła. Obawiam się i mam "moralniaka", że źle postąpiłem. Lecz co miałem powiedzieć? Odsuń się ode mnie. Nie dotykaj mnie? Głupie, co nie? 

Wiem, wiem: mogłem dać do zrozumienia, by nie robiła sobie nadziei :( 

Teraz trzeba się będzie zmierzyć z prawdą, tak oko w oko. A to mnie przeraża :( Chyba muszę odizolować się od koleżanek, tak by nikt przeze mnie czasem nie cierpiał.

czwartek, 14 maja 2015

wyborczy kit

Często się mówi o tym, że nie powinno się pytać ludzi na kogo oddają głosy w wyborach. 

Mój wybór - moja sprawa -> ale co jest w tym złego by pytać? Myślę, że nie ma nic w tym złego, o ile potrafimy przyjąć na klatę to co nasz rozmówca może powiedzieć. 
Źródło: opracowanie własne

Dziś wszystkie media piszą jakoby geje głosowali na Dudę. Czy to coś złego? Przecież to ich wybór. Wybierają taki kraj jaki przedstawia pan Duda. Jeśli im odpowiada taki stan rzeczy, to dlaczego obrzucać ich błotem!?

Ja nie byłem i nie zostanę zwolennikiem, żadnego prezydenta popieranego/wystawianego przez partię prezesa Kaczyńskiego. 
Nie wyobrażam sobie dominacji partii politycznej, która od stóp do głów przesiąknięta jest ideologią Kościoła. 
O ile jestem wierzącą osobą, to nie uważam, by moja wiara musiała być pokazywana wszem i wobec. Wiara to prywatna sprawa - a instytucje państwowe powinne być wolne od symboli religijnych! Świeckie Państwo jakie proponował Janusz Palikot w swoich wyborczych agitacjach, jest tym czego życzybym sobie i Polsce. 

Czytałem, że ludzie piszą: Komorowski miał 5 lat na to by coś zrobić z tym fantem - LGBT chcą praw dla siebie. Owszem miał czas 5 lat, ale spójrzmy prawdzie w oczy, czy sam prezydent bez poparcia braci politycznej może wprowadzić w Polsce prawo do związków partnerskich osób jednej płci? O ile mi wiadomo, to nie może. Może jedynie popierać je i zachęcać do dyskusji nad tym tematem. Do tego by rząd zrobił coś z tym by ułatwić życie swoim obywatelom. 

To mniejsze zło - o jakim się mówi często w sieci - moim zdaniem jest lepsze - przynajmniej wiem, że sytuacja moja się nie pogorszy, bo raptem ktoś będzie chciał mnie palić, leczyć, czy nawet karać za to, że urodziłem się homoseksualny. 

Tak jak w pierwszej turze stałem po stronie Janusza Palikota. Tak w drugiej turze stanę po stronie Bronisława Komorowskiego. 
Doskonale sobię zdaję sprawę, że nie jest idealnym kandydatem na ten urząd. Ja to wiem. Ślepy nie jestem i klapek na oczach nie mam. Za to poparcie otrzymałem już kilka wiadomości od znajomych z pouczeniem jaki to zły pan Komorowski. 
- Każdy jest człowiekiem, każdy robi błędy. Jeśli ktoś jest bez winy niech rzuci pierwszy kamieniem.

A na koniec nutka, która kiedyś wpadła mi w ucho, a yt. dziś sam mi podrzucił ją w propozycjach :)


A na koniec zupełnie inna nutka ;-)


czwartek, 7 maja 2015

facebookowy coming out

Nie radzę sobie.

Wszystko się chrzani, kontakty z ludźmi się gmatwają. Chyba ludzie uciekają ode mnie. Mam tyle na głowie, że czuję się jakbym był na jakichś psychotropach, które powodują, że udaję przytomnego. 

Odbija mi czasem, wygłupiam się jak nigdy, próbuję czegoś co raczej w moich ramach się nie mieści. Gdzieś szukam odskoczni od problemów i życia. Ta chwila trwa krótko, zaraz trzeba wrócić na ziemię. Fuck!

W ostatnim czasie ludzie dają mi do zrozumienia, że domyślają się mojej orientacji seksualnej. I właściwie to mnie to mało obchodzi. Lecz teksty czasem mnie rozwalają. Nawet nie mam ochoty komentować tego, zwykle to się tylko śmieję z tego i to tyle na co mnie stać. 
A wszystko to przez moje działania na facebooku. Lajkując cokolwiek - daję znać - że nie jest mi to obojętne. A, że czytam i staram się w miarę możliwości być na bierząco z tym co się dzieje w świecie LGBTQ to lajkuję, niekiedy coś skomentuję i tak się to rozpszestrzenia, że dociera do innych. 

Jak zapytają w prost to odpowiem, jak nie to ich "strata".