czwartek, 27 kwietnia 2017

zdemotywowany, a angielski czeka

Czasem dochodzimy do takich wniosków, że nic nie ma sensu. Czuję, że ja stoję właśnie nad przepaścią. I nie wiem czy skoczyć, czy iść brzegiem dalej. Póki co to idę - z jednej strony mam obrany cel, z drugiej zaś te cele są takie niewyraziste.

Zmęczony jestem wszystkim. Ostatnio miałem serię koszmarów, śniły mi się przeróżne rzeczy, zawsze krwawe i drastyczne. Gdy one ustały to jakoś nie mogę się wyspać, ciągle brakuje mi energii. Budzę się obolały - ból kręgosłupa bywa dokuczliwy. Inną sprawą jest, że ciągle chce mi się spać - wyglądam na zmęczonego. Ziewam co chwilę, oczy same mi się kleją, mój mózg przestaje pracować tak jak powinien.

Kiedyś lekarz mi powiedział, żeby zaczął ćwiczyć. Tylko ja nie mam siły się za to zabrać. Sztanga leży w pokoju i co z tego... pójdę podniosę pare razy i mi się odechciewa. Zaraz brakuje mi siły i odpuszczam.

Zmęczyć się ćwiczeniami w moim przypadku się nie da - bo ja nie ćwiczę tyle.

Opracowanie własne: Zakaz kopiowania.


Lubię biegać, ale jakoś do tego też nie mogę się zmusić.
Rower - mam i póki co to stoi sobie grzecznie i woła jedźmy gdzieś... Brakuje mi do tego ochoty, ale i czasu. By pojechać na wyspę, to muszę się przecież przygotować - a to pochłania sporo czasu.

Wróciłem dziś wcześniej bo o 14 i jedyne co zrobiłem, to położyłem się i leżę, oczy obolałe, trochę szczypią i tak jakby zasypiam, ale nie, piszę przecież ten wpis.

Zerknąłem na instagrama i widzę tylko te uśmiechnięte twarze, wysportowane ciała i piękny świat - to pokazujemy, a co z tą przygnębiającą aurą, co z nią zrobić? Jak walczyć?
P.S. Ostatnio dostaję różne wiadomości na IG, ludzie pytają o różne rzeczy, wychodzi tylko jedno. Jak jak mogę nie znać angielskiego? Wstyd i hańba. Trzeba byłoby to zmienić, teraz każdy potrafi napisać opis po angielsku, a ja wykorzystuję, tłumacz, bym złapał więcej niż tylko pojedyncze słówka i domysły co ktoś wystukał na klawiaturze.
Przecież dzisiaj znajomość języków to podstawa, bez której ani rusz...


środa, 26 kwietnia 2017

warunki na wyspach

Właściwie to do wszystkiego możemy się przyzwyczaić, do tych lepszych i tych gorszych wydarzeń. Lecz czasem nie warto.

Najgorsze jest to, że zrażam się już na samym starcie. Z jednej strony powtarzam sobie to chwilowe działanie, z drugiej zaś zastanawiam, czy aby nie jest tak, że dobrze to już nie będzie.

Dziś toczy się wielka burza deformować wyspy, czy ich nie deformować. Ci wyżej sytuowani chcą deformy, inni zaś są jej przeciwnikami, zresztą tak jak ja. Co to za pomysł skracać ogólny czas kształcenia - przecież to Ci młodzi tylko na tym stracą. A my jako naród stracimy ogromne pieniądze, które można byłoby lepiej wykorzystać: doposażyć, rozbudować, wzbogacić oferty, itp., itd. - można było przeprowadzić świetną reformę, ale ktoś woli wprowadzić chaos.

I jeszcze te puste obietnice, hasła rzucane jak z rękawa bez poparcia jakimikolwiek dowodami - to wszystko przeraża, a dorzucić jeszcze do tego inne aspekty - to się człowiek zastanawia, co on tutaj robi.

Po deformacji mam niby skorzystać na niej, ale co to za korzyść - przybędzie mi obowiązków, ale nikt nie zadbał o to by przybyło: miejsca - by rozbudować wyspę, by ją odpowiednio wyposażyć - niech nikt mi nie mówi o tych pustych słowach pani Z. - ta kobieta postradała rozum. Na mojej wyspie warunki są z jednej strony rewelacyjne, ale z drugiej już ekstremalne. Trzeba pracować na dwie zmiany, by teraz można było się zmieścić. A co dopiero gdy dojdzie jeszcze jeden rocznik, potem drugi???
HALO? - Pani Z. czy pani zgłupiała. ...
.... (cisza)
No dobra odpowiem za panią. Tak pani zgłupiała.

Jak mamy to uczynić? Jak mam efektywnie pracować? Jak mam rozwijać pasje? Jak mam motywować, kiedy warunki ku temu w ogóle nie sprzyjają??? Przecież to żadna przyjemność gnieździć się. Za tym pójdzie również niewystarczające wyposażenie - bo gdzie je zmieścić i jak stworzyć pracownie, skoro teraz jest ich za mało? Oczywiste jest, że wrzuci się wszystko do jednego worka. W efekcie będzie tak, że ja z całym tabołem będę dalej wędrował po pokojach na wyspie i udawał, że chociaż na chwilę tworzę atmosferę dla swojego fachu. Przecież to nie zda egzaminu.

Wystarczy poszperać w internecie i od razu można znaleźć pracownie, które sprzyjają nauce. Są przestrzenne, zachęcające do nauki i nie znajdziemy w nich 5 różnych fakultetów.
Ktoś może uznać to za błahostkę - jednakże uważam, że bez sprzyjających warunków w trudnym środowisku jest tylko trudniej.

... a może ja szybciej jeb***ę to wszystko w diabli i odejdę.

Spiszę swoje pomysły, swoje wizje i opublikuję blog, taki wierny pamiętnik mojej wymarzonej wyspy.
Wiem, że idealnych nie ma, ale jak nie będziemy starali się stworzyć super rzeczy, to nie stworzymy nic, co byłoby motywujące.

Na początku swojej działalności podjąłem działania na celu promocji mojego fachu. Później zarzucono mi, że za bardzo go promuję. Działania nie odpowiadały władzy. Za jakiś czas stwierdzono, że trzeba się wykazać i w sprawozdaniu wymagano ode mnie działań. Wówczas musiałem naciągać wszystko, kombinować i udawać, że coś zostało wykonane. Poinformowano mnie, że trzeba coś robić. Zrobiłem znowu jedno wydarzenie, coś jeszcze i po chwili znowu słyszę, że komuś coś nie pasuje.
Zaczynam mieć tego dość. Obawiam się, że długo nie wytrzymam w tym dość toksycznym środowisku.

I tak zastanawiam się jak się teleportować na inną wyspę w dobie "dobrej zmiany". Gdzie teraz trzeba szukać zatrudnienia przez zwierzchników...

A może zacisnąć zęby i dalej udawać, że jest fajnie?

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

na skraju

Ostatnimi czasy dojeżdżając do pracy samochodem przytrafia mi się coraz to więcej ryzykownych sytuacji, w których moje życie jest zagrożone.

Pierwszy raz wracałem z pracy po 16 - jadąc ok. 90 km drogą dwukierunkową nagle pojazd z pracownikami - bus zjechał na mój pas. Po obu stronach drogi były duże rowy. Zaskakujące jest to jak mój organizm na to zareagował. Pojazd ten jechał prosto na mnie. A ja nie uczyniłem nic by się ratować. Zamarłem. Jedyne co pamiętam, co przeszło mi przez myśl w ułamkach tych sekund to to, że jak zjadę z drogi to znajdę się w rowie na drzewie... Nie zjechałem. Jechałem dalej prosto - nawet nie trąbiłem - mam wrażenie, że nie miałem myśli - nie myślałem o niczym i nikim - no może o mamie - ona mi się przypomniała - ale najdziwniejsze było to uczucie, którego nie sposób opisać:
- zahipnotyzowany
- bez jakiejkolwiek reakcji obronnej
- wewnątrz miałem dziwne uczucie
- w buzi raptownie zrobiło mi się, ani słodko, ani gorzko, ani kwaśno - ten smak życia jaki miałem jest nie do opisania, bo nigdy wcześniej nie miałem takiego smaku - nic tak nie smakowało.

Gdy już w ostatniej chwili kierowca podniósł głowę i odbił kierownicą - wszystko jakby opadło, ale dalej byłem sparaliżowany - nie spojrzałem, kto to był - jaka rejestracja, nic. Zwolniłem do 50 i jechałem dalej jakby taka hipnoza.

Innym razem jechałem od rodziców swoich na zakręcie wyjechał młodzieniec i jak to się mówi nie zebrał zakrętu też jechał prosto na mnie, okiełznał auto i odbił - ponownie to dziwne uczucie - chociaż już nie tak silnie jak za pierwszym razem.
Znowu życie przeleciało mi przed oczyma, świat zawirował - posypały się kury i chuki. To jedyne co mogłem.

Innym razem to ja sam jakoś nie zauważyłem pojazdu, który jechał za mną usłyszałem tylko trąbienie. Zniknął mi w lusterkach. Tak czasem bywa i takich momentów właśnie się obawiam.

Codziennie pokonując duże odległości pomiędzy domem, a pracą mam ten dyskomfort, że nie wiem czy...

Po zimie zmieniłem koła na letnie. Zmieniłem je tak, że sam wsadziłem siebie na jeżdżącą bombę. Byłem happy, że udało mi się to uczynić, ale gdy wyruszyłem w drogę, po przejechaniu kilku kilometrów zaczęło mi coś przeszkadzać, głuchy dźwięk, ale głośny. Na początku nie wiedziałem skąd on dobiegał, czasem słabł, czasem się wzmagał. W końcu uświadomiłem sobie, że to z kół. Pierwsza myśl, czy abym dobrze dokręcił koła.

Gdzieś w drodze stanąłem na poboczu, poszedłem się upewnić i okazało się, że moje koła nie są dokręcone. Pytałem się: ale jak to możliwe, przecież sam je przykręcałem, jeszcze pamiętam... a mimo to, śruby były poluzowane. Dokręciłem je ponownie. Dojechałem do pracy, później do domu i musiałem jeszcze raz sprawdzić, czy aby na pewno są one fest? Były - ale po tej przygodzie jakoś straciłem wiarę w to czy, aby na pewno są fest. Żadnych stuków, puków i innych dźwięków nie ma, ale w głowie jest ta zagwostka.

Pomimo ostrożności, czasem my sami jesteśmy zagrożeniem dla siebie.

sobota, 22 kwietnia 2017

młodość, a dorosłość

Zawsze po szkoleniu wracam pełen wiary i zmotywowany do dalszej pracy. Lubię ten stan, kiedy mam możliwość porozmawiania z ludźmi po fachu, którym mogę podsunąć swoje pomysły i którzy dzielą się ze mną swoimi pomysłami.

Nie mam jakiegoś doświadczenia wielkiego - właściwie to raczkuję w swojej twierdzy. Lubię tą pracę, ale czasem wymiękam na nieprzychylność ludzi, bo już nawet nie system jest problemem, lecz chciwy, wredny i nieżyczliwy charakter "dobrych ludzi".

Zastanawiam się skąd Ci ludzie się biorą? Dlaczego ludzie są tacy bestialscy?

Wniosek mój taki nasuwający się po kontakcie z tym młodym światem i tym dorosłym jest taki, że im jesteśmy starsi to tym bardziej ograniczeni i zamknięci na innych. Niestety nie potrafimy podchodzić w swoich kontaktach szczerze i otwarcie mówić tego co nam leży na sercu, bądź też o tym o co chcielibyśmy się innych zapytać.
Jak to jest, że jako dziecko możemy szczerze wyrazić swoje zdanie/niezadowolenie, a gdy nastaje ten magiczny dorosły czas, to to wszystko diabli biorą?

Narzucając sobie kajdany wzorców społecznych zmuszamy się do tak ociężałego zachowania jak obchodzenie sedna sprawy, unikanie prostych, jasnych i klarownych odpowiedzi, czy tym bardziej pytań.

Życie dorosłe, 
to tak na prawdę zagadka.
Trudna do rozwikłania.

piątek, 14 kwietnia 2017

Wesołego jajka

Zdjęcie prywatne: można kopiować/powielać/edytować
www.gejpisze.blogspot.com

Huc, huc, to już święta!

Z okazji świąt życzę Wam:
dużo spokoju, dużo radości,
zdrówka, zdrówka i jeszcze więcej zdrówka,
szczerości i uśmiechu,
serdeczności oraz udanego wypoczynku,
niech ten czas będzie chwilą oddechu,
dla Was, waszych bliskich i najbliższych,
waszemu sercu!
Zdrowej miłości!