poniedziałek, 30 grudnia 2013

życie na półgwizdku

Jakieś półtora roku temu, może troszkę wcześniej albo później stwierdziłem, że życie na pół-gwizdku to nic co by mnie interesowało.
http://i.wp.pl/a/f/jpeg/21498/470_gejemalowane.jpeg

Co to daje? Jakie mam z tego korzyści? 
Wydaje mi się, że przecież niczego nie osiągnę spotykając osobę tylko do zwykłej luźnej znajomości, a przy tym do kontaktów seksualnych. Eeeh bredzę, zaspokojenie seksualne, na pewno, ale co dalej?

No właśnie problem w tym taki, że cholernie szybko przywiązuję się do ludzi i po chwili jest mi w chu*** trudno zapomnieć o kimś. A przecież życie na pół-gwizdku jest tym obarczone, dziś się znamy, jest w porządku. Jakiś browar, może wypad do pub-u, na dyskotekę, kręgielnia, siłka, może jakieś podobne hobby, na ryby, to nad morze - tyle wspólnego, ale to tak na prawdę za mało. Z chwilą rodzi się chęć na więcej i więcej i więcej... Co wtedy? 
Prawda jest taka, że zbyt wiele chciałem nie zdając sobie do końca z tego sprawy, że więcej jest niemożliwe. 
Zawód.

Gorzej gdy w tym wszystkim pojawi się uczucie z jednej (mojej) strony. Wtedy sprawa się pieprzy.

Jak to na demotach było:
Powiedzieć i zniszczyć przyjaźń, czy milczeć i być przyjacielem?

A gdy przychodzi ten moment, w którym trzeba się określić, powiedzieć A a potem B, jest trudno. Bo niby chcę, ale nie chcę, albo chcę a się boję, a może w ogóle nie wiem czego chcę?

Chciałoby się kogoś, kogoś bliskiego, stałego. Ale boję się wybiec w przyszłość, bo moje plany na przyszłość życie wiążą się z opuszczeniem bliskiej sercu krainy,  co wtedy z tą ukochaną osobą?

To nie jest tylko mój problem, problem gejów, tylko ogólnie ludzi w związki się angażujących. Niektórzy mówią w prost: Kariera, albo się przystosujesz do mnie, do tego, albo nie będzie z nas nic. - autentyczny przypadek.
Poprzestanie na tym co jest tu, bo On/Ona stoi u boku i przecież wyjazd długometrażowy nie jest możliwy. - autentyczny przypadek.
Zerwanie. - Bo przecież i tak nie możemy być razem. - autentyczny przypadek.

Eh... ot tak mnie ostatnio nosi z tymi myślami. 

Oczywiście są plusy tego i tego, są minusy tego i tego. Problem tylko we mnie, że nie znajduję odpowiedniej drogi, którą chcę iść.

sobota, 28 grudnia 2013

"Piękno tkwi w oku patrzącego"

O powiedzeniu "Piękno tkwi w oku patrzącego"


Zaczytując się w pewnej pozycji psychologicznej, odsłaniającej tajniki ludzkiego rozumu, dociera do mnie, że każdy z nas kłamie ;-(

Zadam Ci pytanie: Czy wygląd ma znaczenie? Pomyśl kiedy ma, a kiedy nie ma?

Gotów/Gotowa to czytaj dalej ;-)

Czy wiesz, że już sam Arystoteles twierdził, że uroda człowieka jest lepszą rekomendacją, niż najlepszy list polecający? 
Miał rację, a dowodzą temu setki badań, eksperymentów przeprowadzonych wśród ludzi. 

Jeśli jesteś wysoki wśród innych zyskujesz, gdyś niski jesteś napiętnowany. To twierdzenie autorowie potwierdzają eksperymentem, gdzie przedstawiono postacie ludzi niskich i wysokich. Ci co byli bardziej atrakcyjni, oceniano ich na wyższy, zaś mniej atrakcyjni byli oceniani jako niżsi. Ludzi wyżsi dostają często lepsze wynagrodzenie - tak, tak...

Alexander Pope określił to tak:
"Nie usta i nie oczy,
pięknymi nas czynią
- to wspólna ich siła
urody jest przyczyną"

- Jak pięknie to brzmi. Szkoda, że tak fałszywie.

Jerry Wiggins podzielił mężczyzn na 3 grupy:
- amatorowie damskich piersi,
- wielbiciele pośladków,
- miłośnicy nóg.

Faceci w pierwszej kolejności jak się okazuje lecą na kobiece piersi, winne być duże ;-) ale! długie nogi i zgrabne pośladki to trzy pożądania. 

Co do wielkości piersi to już zależne jest od wychowań owego faceta (...)

Jako ideał męskiej urody, uważa się faceta o szerokiej klacie piersiowej i wąskich biodrach. - A co wy o tym sądzicie? Jaka sylwetka jest najbardziej pożądana?


Ponoć kobietą podobają się faceci, o średnio rozbudowanej klacie, z silnymi nogami i małymi pośladkami :D

Najbardziej dobijające w tym wszystkim jest to: Jeśli masz słabą urodę, to w sądzie też masz przesrane. Jeśli zbroisz, ale jesteś atrakcyjny to Twoje szanse na łagodniejszą karę są dużo większe - choć nie zawsze ;-) (wyjątki to jednoznaczna wina, gdy sędzia jest świadom tego, że wygląd może mieć znaczenie - może surowiej oceniać...)

Urodziwe osoby są postrzegane za brdzej spostrzegawczych, zdecydowanych, pewniejszych siebie, szczęśliwszych, bardziej uprzejmych, przyjacielskich, bardziej interesujących, czy bardziej inteligentnych. 
- To jest jednak okrutna prawda - to widać często gęsto w szkole, na uczelni, w urzędach, w pracy - wszędzie.

Ponoć Ci z wyglądem mają łatwiej o przebaczenie winy, zrozumienie, czy wsparcie.

A o randkach piszą tak: 


Ludzie mówią tak: Najważniejszy nie jest wygląd, lecz charakter, osobowość, to kim jesteś dla innych, jaki jesteś, często czy jesteś inteligentny. 
Co się okazuje?

Dokładnie odwrotność - to wszystko powyżej jest mało istotne. Liczy się wygląd. Na pierwszy plan zawsze wychodzi znaczenie wyglądu. Atrakcyjni mają łatwiej, nawet na randce. 

George Bernerd Shaw powiedział tak: "Uroda jest doprawdy czymś wspaniałym, lecz któż zwraca na nią uwagę po trzech dniach obcowania?" 
- Czyby on nie miał racji? Doskonale wiemy, że z czasem zachwycenie urodą przemija, a człowiek pozostaje. Co mi z tego, że On jest gwiazdką z nieba, ideałem, jak nie jest atrakcyjnym wnętrzem człowiekiem??? 

Żadna to nowość, ale wszyscy Ci co mają wygląd mogą przebierać wśród tych mniej urodziwych. Przykre to jest, ale prawdziwe. Często też, bawią się oni uczuciami innych, ranią, niezależnie już od orientacji. 
Już by zyskać kogoś nie trzeba iść z nim do łóżka, wystarczy być pięknym.

Jeśli otaczamy się w towarzystwie pięknych osób, nasze punkty u innych wzrastają. - O zgrozo co za wyniki badań.

Dlaczego teraz prosi się o CV ze zdjęciem, tu w pracy to kluczowe znaczenie. Ludzie z rekrutacji, są ułomni, oni również ulegają naciskowi ich mózgu i ulegają atrakcyjności kandydatów. Ci co mają wygląd mają dużo, dużo większe szanse. Gdy w grę wchodzi męski zawód, posada murowana.

Dalej uważacie, że wygląd nie ma znaczenia?

- Nie ma co się oszukiwać, gdyby nie wygląd to wielu z nas było by już z kimś i nie szukało, kogoś innego. Na początek spoglądamy, czy facet nam odpowiada fizycznie, potem dopiero sprawdzamy to co reprezentuje sobą.

Zdjęcie wyhaczone w sieci, link na obrazku.

piątek, 27 grudnia 2013

fantazja

A co mi tam powiem Wam co mi się ostatnio śniło 27.12. 


Wpadam do domu po pracy, do mieszkania o pięknych śnieżno-białych ścianach, trochę zmęczony. Zdejmuję rękawiczki, bo na dworze zimno, zdejmuję słuchawki z uszu i czuję ciepły oddech. Ktoś za moimi plecami. Jego oddech czuję na sobie, to spojrzenie i bliskość. 

Po chwili jego usta są blisko moich włosów, słyszę szept słów... Zrobiłem Ci kolację. Łał! I tak poszliśmy do kuchni. Na stole stało wino, kolorowe kanapeczki - takie uwielbiam :) 

Po kolacji obejrzeliśmy sobie film, wtuleni zasnęli ;-) 

Eeeeeeeheheeeheheehe ale się rozmarzyłem :D

czwartek, 26 grudnia 2013

clubowo procentowo

Jako, że potrzebowałem odreagować po tym wszystkim, wciąż potrzebuję się wyłączyć ale tylko tak na chwileczkę, i włączyć od nowa, gonić dalej - bo to wolne nie sprzyja mojemu samopoczuciu.

W pierwszy dzień Świąt zaczęło się niewinną degustacją - tylko się nie śmiejcie - na początek poszedł rum, o kurde! co za ohyda..., wstrętne to było. By poprawić smak skosztowaliśmy nalewki z aronii ;-) jako, że tej też nie było bardzo dużo zajęliśmy się nalewką z pigwy - a ta była super, jej poprzedniczka nie była zła, lecz chyba ona była jeszcze lepsza...

 
I tak jakoś w południe zadzwonił do mnie Szymek. Przyjacielu co ty na to byśmy coś wypili - spytał. Kurcze no jasne, chętnie, tylko ja to już piłem - spokojnie przyjadę po Ciebie tylko musimy jakoś ogarnąć powrót, ewentualnie się odprowadzimy :D :D :D 
I tak w przeciągu półtorej godziny byłem już u Szymka, po drodze ogarnęliśmy w monopolowym 0,7, wziąłem od Mamusi nalewkę z pigwy 0,5 i tak po jakiejś godzinie, gdy już się nagadaliśmy z Szymka rodzicami, zaczęliśmy pić. 
Już nie było tak strasznie jak na zakładzie ostatnim razem gdzie po dłuższej przerwie nic nie piłem. 

Wypiliśmy to co mieliśmy, odwiedził nas jeszcze znajomy i przybył z 0,5 i tak się rozprawiło to kolejne "ścierwo" :D 

Wieczorem wypad do klubu. Tak jakoś chęć odwiedzenia starych kątów nas naszła.

Gdzie się podziała kultura??? 
Czy ludzie jeszcze wiedzą co to jest kultura???
Co znaczy: przepraszam? dziękuję. proszę. ? 

Choć moja poprzednia wizyta w klubie była już tragiczna, miała być ostatnią. No i właściwie byłem w zupełnie innym klubie na pograniczu dwóch województw, kultura była o niebo wyższa niż w poprzednim klubie, ale co się z nią stało?
Raz, że w takich miejscach jest coraz więcej dzieci, a może mi się tylko zdaje... 

Bawią się piją - dobrze jak tylko w grę wchodzi alkohol. Wyrwać dragi to żaden problem, nie mówię tu o tych mających na celu odurzyć kogoś celem - zbliżenia seksualnego - raczej mam na myśli zieleninę itp. 
Jak słyszałem "nafruganych" jest wielu. To teraz standardowe, każdy bierze. Czułem zażenowanie.

Ale do czego piję, do tego braku kultury. Tańczą, przepychają się nawet słowem czy gestem nie przeprosi. To, że nieznane słowa im takie jak przepraszam, albo sorry to już przywykłem, ale no nie potrafię zrozumieć, oburzenia, że akurat to się stało w tym miejscu..

Taki klub to kolejna rewia mody, zarówno dziewczyny jak i chłopacy silą się by swoim "image" przyciągnąć jakiś kąsek. 

Śmiechowa sytuacja z życia wzięta. Kilku "koksików" miało coś na pieńku, wyszli przed klub, trochę się poszarpali, nim ochrona ich rozproszyła. Chłopak taki poszarpany, ktoś do niego mówi musiałeś w tym wszystkim dostać bombę pod oko - zdziwiony, nie wiedział o co chodzi, jakoś tak ręką sprawdzał twarz - po czym rzucił - makijaż musiał mi się zniszczyć. 
Jak to słyszałem to tylko uśmiech, a w głębi duszy brecht... :D - w realu wyglądało to naprawdę śmiesznie...

Na zakończenie taki oto obrazek ze słynnego portalu społecznościowego. 
Mimo iż to trochę dwuznaczny wpis, to nikt nic nie powiedział, że wygląda podejrzanie...



środa, 25 grudnia 2013

cuda się zdarzają

Gdyby ktoś powiedział mi jeszcze klika dni temu, że będą to wyjątkowe święta bym nie uwierzył. 

Dziś jest dopiero, a może i aż pierwszy dzień Świąt, ale poprzedzony ważnym wydarzeniem, jakim jest Wigilia.

Atmosfery Świąt jakoś nie czułem, czy to był początek grudnia, czy już niemalże Wigilia. Choinki, ozdoby świąteczne królowały już jakieś dwa a może nawet trzy tygodnie przed Świętami. By nie czuć rozczarowania podchodziłem do tego obojętnie, jest to jest, jak by nie było to też nic się nie stanie, przecież Wigilia od kilku lat zawsze wiązała się ze smutkiem, niesnaskami, jakimś przykrym wydarzeniem. 

Tego roku na Święta przyjechałem w Wigilię, od rana jak co roku Mama przygotowywała potrawy wigilijne, namiastka Świąt. Choinka ubrana, ozdoby świąteczne zawisły i przyozdobiły mieszkanie. Wieczorowa pora zbliżyła się bardzo szybko, przed tym zdążyłem odwiedzić moją przyszywaną babcię, ciocię i wujka. Chwila czasu dla bliskich też się należała. 
 


Około 18.00 godziny spotkaliśmy się już przy stole, ale nim to, to nastał ważny moment dzielenia się opłatkiem, przez wielu ludzi nie lubiany, dla mnie to zawsze moment miły, choć wielokrotnie trudny. 
Ten rok sam już w sobie wydawał się być lepszy. Ojciec wziął opłatek rozdał go każdemu z nas, po czym siostra zainicjowała etap dzielenia się opłatkiem i składania życzeń. Jak zawsze w tej okazji, Ojciec dzieli się opłatkiem w pierwszej kolejności z Mamą, potem jest ogólne zawieszenie kto z Nim się podzieli. W tym roku przeszło to jakoś bez większego problemu. I wydawało by się, że nic w tym specjalnego nie było. Jak każdemu składałem życzyłem, tak z Ojcem wyszło nad wyraz krótko, bo podchodząc i próbując coś powiedzieć jego głos zadrżał, w oczach pojawiły się łzy, powiedział krótko powodzenia na studiach, ja na to tylko zdążyłem odpowiedzieć krótkim Wesołych Świąt, po czym pocałowali się w policzki i złamali opłatkiem. 
Dziwne to uczucie - może nic specjalnego, ale czułem się gdzieś w głębi zakłopotany, niepewny a nawet zdziwiony i chyba mogę powiedzieć miło zaskoczony. 
Dalsza część Wigilii przebiegała również nad wyraz spokojnie, w miłej atmosferze, bezproblemowo bym powiedział. Nawet wytworzyła się jakaś rozmowa czy to o świętach, czy o pracy, czy to ogólnie o Wigilii. 

Wybierając się na pasterkę, myślałem długo na tym wszystkim. Jak to nazwać? Czyż nie cud? Przecie od paru lat to było najlepiej spędzone Wigilijne Spotkanie. 

Na pasterce byłem z siostrą, w kościele bez przepychu, o ponurym wnętrzu, ale za to bogatym blasku lampek gdy zabłysły w czasie Mszy Świętej. 
Na kazaniu ksiądz proboszcz nakierowywał wiernych na próbę odpowiedzi na pytanie: 
Czym są dla mnie Święta Bożego Narodzenia?
Czym jest spotkanie z Jezusem Chrystusem?
i wiele wiele innych.

Pomyślałem sobie, te święta nie tworzy przepych, bogato zakryty stół Wigilijny, lecz tworzy atmosfera Świąt. Do pełni szczęścia zabrakło tylko białego puchu.

I tak na koniec mogę Wam zdradzić, że wymiana prezentami była również miłym zaskoczeniem ;-)

Wesołych!

niedziela, 22 grudnia 2013

w przedeniu świąt

Człowiek zabiegany, brakuje czasu zupełnie na wszystko. 

W tym wszystkim by przeżyć pomija się takie błahe rzeczy co w późniejszym czasie skutkować może obarczaniem się winą, że jest już za późno na wyrażanie uczyć. Na wyznanie komuś "Kocham Cię, ...".


Los mój tak się potoczył, że od powrotu z zagranicy rozpoczął się okres gonitwy, walki o przetrwanie. Dzień się zaczyna zazwyczaj już o 6.00 i tak w biegu śniadanie, poranna toaleta, o 7.30 wybiegam już na uczelnię, by o 8.00 już być nie spóźnionym i nie szastać na lewo i prawo kwadransem akademickim. Godziny mijają, a ja ślęczę na uczelni i o ile czegoś nowego się tam uczę to spoko, gorzej jak ten czas tracę na to by być tam ot tak sobie, od rana do nocy 18.00/20.00 Gdy dzień kończy się o 15.00 to od 16.00 już pracuję. Upragniony weekend nigdy dla mnie nie nastaje, bo w sobotę lecę do pracy, a niedziela gdzie winno się znaleźć chwilę na rzeczy takie przyziemne spędzam również w pracy. W te dwa dni gdzieś trzeba jeszcze upchać naukę, czasem się uczę..., jakieś zakupy by móc żyć. 
Gdzie w tym wszystkim czas na to by spotkać się ze znajomymi? Niestety po 20.00 zwykle już padam z nóg w dni powszednie, a w weekendy ten czas zwykle jestem w pracy. 

Tak jak czas świątecznych przygotowań rozpoczyna się już lekko na początku grudnia a nawet w końcówce listopada to nie zdołałem poczuć, ani przez chwilę atmosfery świątecznej. Obawiam się, że ten czas właściwie nie nastąpi, bo gdy dni umykają jak szalone, ja siedzę w pracy i liczę godziny, kiedy to będę miał swoje pięć minut, pięć minut trwające 3 dni po czym czar pryśnie i wrócę do gonitwy... Czasem to łza w oku się kręci, z niemocy, z braku czasu i bezsilności.

Tyle bliskich mi osób w około, a ja czuję, że ich zaniedbuję, najgorsze w tym wszystkim jest to, że nigdy nie wiadomo, kiedy jest nasz koniec, kiedy szansa na kontakt zostaje utracona na wieki. 

Z tego powodu najbardziej ubolewam nad tym, że bieg i pośpiech życia odebrał mi prawo bytności w otoczeniu ludzi bliskich mojemu sercu.

sobota, 21 grudnia 2013

alkoholik

Czy ja już upadłem, czy jeszcze nie!?

Ostatnio mój organizm przyjmuje strasznie dużo alkoholu, jak na mnie.
W ostatnich tygodniach wygląda to tak...



Poniedziałek
Wtorek
Środa
Czwartek
Piątek
Sobota
Niedziela
9.12.
10.12.
11.12.
12.12.
13.12.
14.12.
15.12.
16.12.
17.12.
18.12.
19.12.
20.12.
21.12.
22.12.


Oj przesadzam, ale cóż jakoś tak samo wychodzi...

Dziś też przed upojeniem alkoholowym stać będę, ja tak spoglądam na te niebieskie cyferki to stwierdzam, AlKoHolIk się robię...

Dziś to na cześć Przyjaciela, którego nie widziałem ooooohooohooohooo ho... i jeszcze dłużej - więc trzeba.


czwartek, 19 grudnia 2013

pierdolone oszuści

Jak mnie ten mój zakład wkurwia. Normalnie ludzie to dziadostwo.

Umawiałem się, że mogę pracować w Wigilię nawet nie zważając na to, że dzień wcześniej pracowałbym na wieczór.
A wyszło, że muszę pracować w Sylwestra, albo Nowy Rok - normalnie to chujostwo takie, że ja pierdole.
Z jednej i drugiej chujowej opcji wybrałem Sylwestra.

Nienawidzę tego pierdolonego systemu.

Co gorsze, obawiam się, że przez to wszystko ten czas spędzę przed tym pierdolonym kompem... ;( ał ał ał - czymże ja sobie zasłużyłem na to?

środa, 18 grudnia 2013

rasizm dla Polaków

Spotkałem się dziś ze znajomymi spoza Polski, spacer ulicami miasta, chodziliśmy to po starówce, to po C.H. i tak czas na rozmowie sobie umykał. 
Nic by nie było specjalnego w tym spotkaniu gdyby nie to hasło wyplute wręcz z ust młodych chłopaków na przystanku w centrum miasta.
Obaj ze śmiechem na gębie rzucali w stronę dwóch cudzoziemców powyższym hasłem. W pewnym momencie już było trochę ostrzej, gdy jeden z cudzoziemców podchodził do rozkładu jazdy jeden wstał zamaszyście jak gdyby chciał wystartować w jego kierunku (tego obcokrajowca). Na szczęście obeszło się bez tego.

Zastanawiałem się co zrobić, słuchać, odezwać się już na początku, czekać czy co? - Ale nastawiałem się, że gdyby wszczęli jakąś rozróbę, awanturę, etc. to musiałbym się temu sprzeciwić. 
Los chciał, że odjechali pierwsi potem ja, a obcokrajowcy zostali dalej na przystanku.

Wstyd mi za takich rodaków. Nie o taką Polskę walczono.


niedziela, 15 grudnia 2013

czemu im nie wyszło?

To takie trudne pytanie? 

Pojawia się zawsze w tym momencie gdy Jarek kończy znajomość z nowym chłopakiem. 

Poznali się jakiś czas temu, to już o nim wspominał. 
Pierwsze wrażenie nie było zbyt dobre, raczej było złe, ale myślał, że to może jego wina, może jest za bardzo zamknięty, może nie potrafi poznawać ludzi. Myślał i myślał i tak czas mijał, dał im jeszcze jedną szansę.. Rozmowa była długa, ale dochodził do przekonania, że to nie to czego szuka, gdy się mieli już niebawem rozstawać stwierdził, że mimo tych negatywnych cech jakimi się nowy cechuje, to chciałby Go poznać. Ciężko mu było i wracał do domu pogrążony w myślach... "Co ja mam zrobić" to pytanie, przewijało mu się niemalże co chwila.
Minął tydzień, może dwa spotkali się dziś po raz trzeci. Chciał tego, tak jak chciał tego Nowy - tak myślał sobie, oboje chcą, obojgu zależy więc czemu by nie spróbować tym bardziej, że nie rozchodziło się o seks, lecz o coś co mogłoby być zalążkiem czegoś na dłuższą metę. 
Co ich poróżniło:
- on: spokojny
- Nowy: szalony
- on: realista
- Nowy: buja w obłokach
- on: spokojny
- Nowy: rozrywkowy, za bardzo
- on: nie przeklina
- Nowy: klnie jak szewc
- on: nie akceptuje używek
- Nowy: nadużywa
- on: się nie przechwala
- Nowy: się chwali



A przecież nie interesowało go z iloma facetami się spotkał i ilu zna. Czasem bał się iść z Nowym miastem, bo ludzie go rozpoznawali, jest przystojny a ciastka są rozchwytywane. 
Czuł się nie swojo, skrępowany sytuacją i zachowaniem Nowego. 

Nowy używał takich określeń jak cipka, kocica, kotek, misiek, etc. to go drażniło. On widział w nim jeszcze dziecko ;-(

I tak po jednym słowie za dużo,
ich drogi się rozeszły.

Nowy przeprasza, ale już za późno...

środa, 4 grudnia 2013

bo ja się zakochałem

W szkole jak jest każdy wie. I ja, i Ty, i On, i Ona, my wszyscy byliśmy, bądź jesteśmy uczniami. Każdy z nas wie co to znaczy być uczniem, ale nie każdy wie co to znaczy być nauczycielem.

Dziś w Polsce, być nauczycielem, to znaczy być nikim. Tak, mówię to jasno, nauczyciel - no kim jest on dzisiaj? Persona, którą może pomiatać każdy, kto zechce. Postać, która dawno straciła swój wizerunek, szacunek względem innych. 
Dlaczego tak się stało, że nauczyciel, zamiast być szanowanym, podziwianym, aż wreszcie sławionym, za kształcenie w nas nie tylko właściwych postaw, ale też człowiek dający nam, to czego nie mogą dać nam inni, wiedzę, umiejętność wykonywania czynności w danej dziedzinie, jest pod pantoflem, tych którzy tą mądrość dopiero nabywają?
Kto mi wyjaśni, skąd się wzięło to chore, jakże błędne przekonanie, że uczeń musi być wielbiony, sławiony i wychowywany bezkarnie? 
Skoro mamy wolność słowa, skoro uczeń może wszystko, to czemu takiego samego prawa nie nadać nauczycielowi? Jakieś sensowne argumenty? 
Wiecie co Wam powiem - brak takich! 

Dużo mówi się o wychowaniu bezstresowym, zapobieganiu przemocy, odejściu od rygorystycznych zasad w szkołach, a tym samym zapomina się o tym, że uczeń staje się wolnością do tego stopnia, że jego wolność zagraża innym w szkole, aż w naszym społeczeństwie.

Z roku na rok dzieje się coraz gorzej - słyszę głosy nauczycieli. Uczniowie się nie uczą, są nieznośni, wulgarni, opryskliwi, a nawet używają przemocy wobec nauczycieli. Czym że jest ta młodzież? Kto tu odpowiada za ich wychowanie? Nauczyciel - któremu nic nie wolno? Czy może rodzić - który ma trochę większe pole do popisu? A może jest trzeci - co tym wszystkim steruje???

Kiedyś rodzice, nasze państwo, cała oświata stałą po stronie nauczyciela - nie mówię, że było to idealne, dziś wszystko stoi po stronie ucznia, a to ma bardzo negatywne skutki. 

Wszyscy wiem, że:
- poziom nauczania się obniża,
- politycy zamiast zachęcać do kształcenia, pajacują,
- by nie mówić po imieniu, ktoś na górze zamiast wymagać od ucznia, wymaga od nauczyciela by się dostosował,
- zamiast wsparcia jest odpychanie,
- nie ma szkoły idealnej, ale jest 98% szkół beznadziejnych,
- uczeń to leń, bez wymagania nie będzie z niego nic,
- nauczyciel nie jest święty, ale nie jest grzesznikiem.


Opowiem Wam pewną historię - autentyczna - szkoła przeciętna, żeby nie powiedzieć najgorsza. Lekcja prowadzona przez świeżo upieczoną nauczycielkę. Pani N. - przyjmijmy, że tak się nazywa.
Wybija godzina lekcyjna, do klasy wchodzą uczniowie, śmiechy, rozmowy, hulanka i swawola.
Pani N. rozpoczyna lekcję, podała temat, standardowo wprowadzenie, obecność, sprawy bierzące niecierpiące zwłoki, no i takie tam. Przeszła do lekcji. Jako, że rozpoczęli nowy temat Pani N. objaśniła nowe zagadnienie. Rozumiecie? - Cisza. Robimy ćwiczenie. Wychodzi, że nie rozumiemy. Pani N. tłumaczy zagadnienie po raz kolejny. Uczniowie twierdzą, że rozumieją, wyrwani z łapani uczniowie, spytani, nie potrafią wyjaśnić przedstawionej treści. Pani N. próbuje kolejny raz. [Nie wiem ile takich prób po tej było.] W pewnym momencie mówi, nie wiem co zrobić byście to zrozumieli. Jeden uczeń lekko się uniósł i powiedział: "Jak zrobisz laskę i się rozbierzesz to zrozumiemy". Uczeń ten wylądował na dywaniku dyrektora, przeprosił na drugi dzień Panią N., twierdząc, bo ja się w Pani zakochałem. 
I jak ukarać takiego ucznia? Czy w ogóle karać? Co zrobić by takich zachowań szczególnie w gimnazjum było mniej? 

Dla mnie to zniewaga, pogardzenie nauczycielką, obraza - uczeń winien zostać ukarany. Prace na rzecz szkoły, jakiegoś ośrodka, uczeń powinien ponieść konsekwencje takiego zachowania, by być również przykładem na to, że takie zachowanie jest surowo karane. 

Mimo iż, od jakiegoś czasu odchodzę o przekonania, że surowość jest metodą na bolączki, to w takich przypadkach powinno się sprawy kierować do sądów, gdzie byłby one surowo karane. System kar powinien polegać na odpracowaniu pewnej ilości godzin w ośrodkach opiekuńczo-wychowawczych, nawet w szkołach, pomoc na stołówce, sprzątanie klasy, opieka uczniem słabszym, etc. Uczeń powinien mieć świadomość tego, że błędy są karane.

Co byście zrobili w takiej sytuacji???

niedziela, 1 grudnia 2013

ran-DeWu

Od momentu gdy rozpoczęły mi się studia cierpię na obsceniczny brak czasu. 

Niektórzy to doskonale wiedzą ;-) tak, tak, właśnie Ty ;-)




Ale jak tu żyć w tej ponurej, choć jak to wspominał sansenoi i samotność jest piękna, cudowna i urocza ;-) 
Ja tak nie lubię, nie lubię samotności, nie lubię być odizolowany od ludzi, a jakoś tak się właśnie czuję.
W tygodniu latam jak głupi na uczelnię - już mam jej powoli dość, mimo iż tyle ciekawych rzeczy się dowiaduję, kocham to :D ale szczerze powiedziawszy to już mnie przerasta, a raczej moje możliwości, ileż można jechać na "półprztynomności"? 
Wracając do tej samotności, to nie cierpię tego, a! czasem mam odchyły i muszę być sam, sam na sam z moimi myślami.
Próbowałem poznać kogoś, no i co?

Próba 1. 

Rówieśnik, wow - żadko mi się zdarza, by spotkać rówieśnika, tak strikte rówieśnika :D 
Wygląd: przystojniak, szczupły, wysoki, blądas, uśmiechnięty, piękne oczy.
Osoba: 
Ale pierwsze co we mnie uderzyło, to to, że zaczął mówić o swoich byłych, którzy to go męczą telefonami, sms. Co mnie to obchodzi??? Rzucał kur***mi jak opętany. Zachowywał się na tyle dziwnie, że aż zwątpiłem czy aby na pewno to homo, może jakiś heteryk co szuka ofiary, powaga tak w pewnym momencie pomyślałem. 
No i myślę, że to spotkanie było chyba ostatnim, chociaż on pisze, pyta czy spotkamy się jeszcze. 
Podobało mi się to, że był facetem a nie kobietą - taki trochę dresik :D ale czy zaryzykuję i spotkam go jeszcze raz tego nie wiem...

Próba 2. 

Chłopak starszy, pisaliśmy już jakiś dłuższy czas, co prawda z przerwami, ale. Wydawał się spoko, nawet miałem chęć go poznać.
Wygląd: przystojny, szczupł, niski, brunet, śmieszek trochę.
Osoba: 
Kurde chyba to mówię każdemu, że nie poszukuję faceta krującego się na kobietę! Ała ała, jak ja mogłem być taki głupi i ślepy - masakra. Pierwszy raz wpadłem w sidło. Złamany nadgarstek, głos piskliwy, kobiecy - masakrycznie to wyglądało. Sam chód był okropny. Po około 5 sekundach jak go zobaczyłem, a po tym jak usłyszałem to po 2 sekundach chciałem uciekać. O zgrozo! nie lubię czegoś takiego, nie chcę wchodzić w relację z takimi facetami, bo to z góry jest skazane na niepowodzenie. 

Czemu prawie każdy facet musi paplać jęzorem o swoich byłych, skąd ich zna, etc.??? Co mnie obchodzi co jakiś tam X-śiński robi w życiu?! 
Przy takich ludziach to po prostu muszę udawać i unikać odpowiedzi na pytania o sobie, bo nie chcę by ktoś o mnie mówił za plecami, jaki jestem, co robię, etc. 

Jaki winien być ideał???
Przecież ideału nie ma. Ale są pewne rzeczy, których ktoś nie może mieć:
* złamania nadgarstków, etc....
* piskliwy (babski) głos,
* zniewieściały,
* chwalipięta,
* 8 cud świata,
* prostacki,
* dwulicowość,
* plotkarz.

Co się chwiali???
* mądrość,
* prostota,
* naturalność,
* zachowania typowego faceta.

Reszta jest względna. 

Chyba za dużo wymagam od tych istot z mojej okolicy? Albo ja jestem taki "słaby", że oni nie chcą wchodzić w relacje.

P.S. Zdjęcia 1,2,4 przedstawiają przystojniaków, na 3 zdjęciu facet mimo iż może przystojny bo brak mu tego czegoś :P

Tak wybredny jestem - chyba. To kryterium jest tak głęboko zakorzenione, że nie sposób się od niego uwolnić.