Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kamil. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kamil. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 16 kwietnia 2019

dawno mnie tu nie było

Nie zapomniałem o tym blogu, lecz było bardzo trudno mi się zebrać coś napisać. Przepraszam wszystkich, którzy czekali na wiadomość co u mnie. Szczególnie tych, którzy piszą do mnie "prywatnie" maile.

Postaram się napisać co się dzieje w moim życiu tutaj, odpowiadając jednocześnie na Wasze pytania. 

STYCZEŃ
Styczeń okazał się dla mnie trudnym okresem. Na wyspie był to burzliwy okres rozliczeń z dokonań moich i moich wychowanków. 
Krótko po tym nastały ferie zimowe, a dla mnie to czas bym dorobił do swojej skromnej pensji. Tak też ferie spędziłem w dużej mierze w korporacji. Dzięki temu wyszedłem prawie na prostą. 

LUTY
W lutym był już powrót do rzeczywistości. Na wyspie spotkałem się z licznymi problemami wychowawczymi. Niektóre sprawy były na tyle poważne, że włączone zostały w to Policja, sąd rodzinny itd. Dzieci nie rozumieją, że słowa krzywdzą, chociaż mówię o tym niemalże co godzina wychowawcza. Rozmowy, spotkania to ma się na nic. Oni są jak zombi - idą w zaparte, z klapkami na oczach jeśli mowa o empatii. 
Sytuacja w klasie 7 się zaostrzyła - uczniowie nie chcą tam w ogóle pracować. Mam tam takiego asa, który nic nie robi, żadne rozmowy z rodzicami (matką nieudolną wychowawczo) nie pomagają. Zgłaszanie sprawy do pedagoga szkolnego ma się na nic. Dyrekcja zamiata problem pod dywan i niejednokrotnie przyzwala na asowe wybryki. 
Dochodzi do sytuacje, że ów bezczelny dzieciak zwraca się do mnie na ty. Zwrócenie uwagi nic nie daje. Dla niego to jeszcze pożywka. Śmieje się prosto w twarz. Na korytarzu specjalnie staje na drodze nauczycielom i nie chce zejść. Raz doszło do sytuacji, że idąc wyszedł mi na przeciw i go lekko przestawiłem, bo nie zamierzam się gówniarzowi poddawać. Teraz wychodzi również i stoi do ostatnich sekund, czekając na mój ruch. 
Kilkakrotnie słyszałem jakieś obraźliwe teksty pod moim adresem. I choć ludzie mi mówią, że nie wyróżniam się z tłumu, to słyszałem określenia pedał - najprawdopodobniej w moją stronę. Nie reaguję na nie, bo to tylko by pogłębiło tę sytuację. 
I choć nie wykazuje żadnej aktywności w trakcie zajęć, jedynie je burzy, to twierdzi się, że oceną nie można mu nic zrobić, bo i tak zda. Ma orzeczenie o niedostosowaniu społecznym - cała droga do tego by otrzymał to orzeczenie była sporna i wychodzona w poradni przez matkę i dyrektora. A teraz żniwo tego zbieramy my belfrowie. 
Oceny jego to klasówka dopuszczający - test tak ułożyłem dla niego, by krzyżykami nazbierał punktów chociaż na dwa. Oczywiście bez podpowiedzi się nie obyło, bo inaczej i to byłby szczyt jego możliwości. 
Wiedza przedmiotowa jest na poziomie zerowym, a ja mam mu postawić ocenę pozytywną... Absurd goni absurd. 
W tym roku to może na palcach jednej ręki mógłbym policzyć ile razy pracował na lekcji - JEDEN - i to nie z własnej woli, ale pod przymusem koleżanki, która odmówiła mu czegoś, jeśli nie będzie pracował. Jedną lekcję przepracował. 

Po odejściu z mojej klasy jednej uczennicy uczniowie obrali inną za ofiarę i zaczęli ją dręczyć. Słuchy dotarły do mnie zewsząd. Początkowo zauważyłem, że często przebywa sama, jak się potem okazało - to dzieci drwiły z niej. Coraz częściej chorowała, nie chciała chodzić do szkoły.

Poza pracą na wyspie chodziłem do korpo gdzie dorabiałem, by jeździć do pracy na wyspę. Koszta dojazdu biją po kieszeni. 

MARZEC
Marzec to miesiąc trudnych decyzji. W korpo miałem niemiłą sytuację z Teamleaderką, która próbowała mi zarzucić mataczenie w czasie pracy. Bardzo mnie to zabolało, bo co do tego to pilnowałem go skrupulatnie zapisując sobie godziny przyjścia, przerw, wylogowań itd. 
Gdybym wcześniej parę minut nie podpisał umowy przedłużającej, to bym tego nie uczynił. Za to jak zostałem potraktowany, odmówiłbym. 

No ale chodzę, nie przepadamy za sobą, raczej unikamy siebie i jakichkolwiek konwersacji tylko bardzo, ale to bardzo służbowo, jeśli już jest taka wyższa konieczność. 

Problemy rodzinne się mnożą i to też mnie pochłaniało. Nastąpiły zmiany. Już nie mieszkam sam z moim Królewiczem. Teraz mieszkamy z moją siostrą Moniką i jej synkiem. Ma to swoje finansowe plusy, ale też wiele minusów. Prywatność jest już dużo mniejsza. Mały bywa nieznośny więc nie obejdzie się bez tego, by nie słyszeć jego kaprysów/wybryków. 

Kamil zmienił pracę z lokalu gastronomicznego, gdzie wcześniej pracował na sieciówkę. Teraz pracuje na kasie w jednym z supermarketów. 

KWIECIEŃ
Właśnie minęło 7 miesięcy odkąd jestem z Kamilem razem. Chyba właśnie pojawiają się pierwsze związkowe problemy (wcześniej też były), ale teraz zaczynają mnie irytować poważnie niektóre kwestie: bałaganiarstwo, lenistwo do podejmowania inicjatyw, notoryczne porównywanie się do lepszych/zamożniejszych osób, brak wiary w siebie w pewnych kwestiach, chociaż nie okazuje strachu przed coming outem tutaj gdzie mieszkamy, to jednak chyba to, że jego rodzice nie wiedzą, jest dla niego kłopotliwe, bo mam wrażenie, że gdzieś to go hamuje. Siostra wie, brat rzuca podteksty, z opowieści wygląda to tak, jakby chciał by w końcu ten się określił. 
Bardzo mnie denerwuje fakt iż nie przykłada uwagi do czystości: ubrania mogłby leżeć po całym mieszkaniu, to samo z naczyniami. Jak już bierze się za sprzątanie to też mnie denerwuje: myje wszystko pod bieżącą gorącą wodą.

Moja zazdrość o niego też jest idiotyczna, bo boję się zostać sam, zostać wykorzystanym, boję się stracić czas jeśli to wszystko nie jest poważne. 
Ostatnio poszliśmy do jego koleżanki, która nie wiedziała o nas, ale domyślała się o nim i w sumie to zaprosiła go ze swoim partnerem/kolegą mówiąc to do niego w prost. A jak już przyszliśmy to odebrała to bardzo pozytywnie, że aż sam się dziwnie czułem z tak pozytywnym odbiorem. To przyjaciółka Kamila. Pani Madam tak ją nazwałem, bo ma taki wywyższony styl bytu. Tak się ubiera, tak się wyraża, ale jest przy tym sympatyczna. Pani Madam uświadomiła mnie, że Kamil jest bardzo szczęśliwym człowiekiem teraz. Co miała zauważyć od jakiegoś czasu. Wtedy sobie pomyślałem, że przecież skoro mówi to jego przyjaciółka to musi coś być na rzeczy. 
I tak sobie próbuję tłumaczyć, że nie wszystko musi być oznaką niewierności. Dziś żyjemy w czasach gdzie nagość jest wszechobecna i obrażanie się za zdjęcie z odsłoniętą klatą jest nie na miejscu. Bo przecież sam nie jedno taki zrobiłem. Czy to jest od razu powód do dąsów? H,.. nie, a jednak bardzo mną nosi gdy wiem, że ktoś na niego patrzy :( 

Przełamałem trochę lęk przed basenem. Byliśmy już ze 3 razy na basenie. Choć nie umiem pływać to przełamuję się do wody. Wciąż nie mam siły przebicia bym się na niej uniósł. Ba! Ja mam problem w samym poruszaniu się w wodzie. Opór jaki powstaje gdy idę, czasem bywa dokuczliwy, bo idę jakbym pchał jakiś cholernie ciężki wóz kamieni :/ :D 

Na wyspach w całej Polsce rozpoczęły się strajki. Nie wiedziałem, nie wiedziałem, że dla społeczeństwa jestem dnem, błotem, nierobem, nicponiem, który jest nic nie wart. Po tej fali hejtu i pogardy idącej z góry nigdy już nie będę tym samym belfrem co byłem jeszcze miesiąc temu. 
Serce które wkładałem w swoją pracę zostało rozdarte na strzępki - już nigdy się nie zrośnie, nie ma na to szans, nie mówiąc już o tym, że perspektyw brak. 
Ubolewam nad tym, że jako społeczeństwo jesteśmy tak zawistni, tak niewdzięczni, tak egoistyczni, tak mało empatyczni. 
Czytając fora, komentarze pod artykułami prasowymi poczułem się jak w obozie zagłady. Żywcem by mnie spalono, za to, że uczę. 
Przykre, cholernie przykre, wręcz kurewsko przykre.




piątek, 21 grudnia 2018

święta - czas dla najbliższych

Czas przedświąteczny już się rozpoczął na dobre.

Ja jak może pamiętacie jestem zwolennikiem świąt i całej tej atmosfery. Najprawdopodobniej to dlatego, że święta kojarzą mi się z rodziną, z ciepłem, z uśmiechem i radością.
W domu u nas zawsze święta były radosne. No dobrze nie zawsze. Zdarzyło się kilka razy gdzie ten czas został zaburzony przez różne sprawy, ale generalnie wspomnienia są bardzo pozytywne. 

Tegoroczne święta spędzę inaczej niż dotychczas. Wstępnie Kamil miał jechać ze mną na święta, ale jednak zawiozę go do swoich rodziców. Szybciej kończy pracę niż zakładano i będę mógł go zawieźć i dojechać do siebie na czas, chyba, że zdąży na pociąg to pojedzie pociągiem. Chciałem byśmy spędzili ten czas razem, ale rozumiem też to, że chce jechać do domu. Tym bardziej, że kilka lat z rzędu nie miał możliwości. Trochę się stresuję tym, że mam go zawieźć do domu. Bo nie znam jego rodziny, a jest możliwe, że ją wtedy poznam. No czas pokaże jak to będzie.

Kupujecie bliskim prezenty???  

To jest mega wyzwanie - bo ja nie mam pojęcia co mogę kupić Kamilowi. Z jednej strony dla mnie prezent to coś co go zaskoczy, z drugiej on mówi, że nic nie chce. Ogólnie ma zdanie takie, że jak prezent to taki jaki on by chciał, czyli coś z tego co mu się podoba, o czym mówił, wspominał.

Czy Wy należycie do tych co lubią prezenty konkretne, tak jak to się sugeruje?
Czy wolicie tak jak ja być zaskoczonym?

Kupiłem mu bluzę, ale widział zakładki i się domyślił, że to mu kupiłem. Zatem mam poczucie, że niczym go nie zaskoczę. Pomyślałem sobie, że kupię coś jeszcze, ale co to mogłoby być to już mam dylemat. Kupiłem mu jeszcze sweter, taki jaki mu się podobał, ale nie było jego rozmiaru jak byliśmy w sklepie.


poniedziałek, 19 listopada 2018

Kim są ludzie, którzy zwą się moimi przyjaciółmi?

Zgubiłem się.*

Już jakiś czas temu przez myśl przeszło mi zwątpienie w moich kolegów i koleżanki. Mam w mieście niewielu kolegów, z racji tego, że przez ostatnie lata mojego byłego związku nie nawiązywałem kontaktów z ludźmi to teraz mam co najwyżej dwóch kolegów. Z czego z jednym trzymam się lepiej tu mam na myśli Art'a z drugim słabiej jest jeszcze Korpoludek.

Zawsze zastanawiałem się jak odbierać żarty. Ja z natury nie umiem żartować, dlatego uchodzę raczej za osobę drętwą, albo sztywną. Nie przeczę, że jest inaczej, ale zawsze gdy z kimś żartuje w moją stronę staram się w te żarty odbierać i reagować. Na tyle ile mnie śmieszą i bawią.

Niedawno:
*Ten moment kiedy dociera do ciebie, że intencje, słowa i czyny twoich znajomych wcale nie muszą oznaczać tego co ty sam o tym myślisz.

Usłyszałem, że te żarty z pozoru są niewinne i mało znaczące, ale mogą mieć drugie dno. Bo są ludzie, którzy pastwią się nad kimś, żywiąc się tym, że komuś w delikatny sposób dopierdolą. Jak stwierdził Kamil zarówno Art i Korpoludek tak rozmawiają ze mną, że szczerość i żart stoją pod wielkim znakiem zapytania.

I tak sobie rozmyślam, czy faktycznie tak nie jest, że naśmiewając się z czegoś ludzie nie śmieją się ze mnie, tylko po to by się dowartościować i poczuć wyżej, lepiej ode mnie?

Rozmyślam co z tym zrobić, olać, czy po prostu wycofać się z tych znajomości?

piątek, 16 listopada 2018

czy to już miłość, czy kochanie?

Niedawno pisałem tu o tym, że moje uczucia są mieszane. I sam nie wiem co mam myśleć. Zgubiłem się.

Czy można się w kimś zakochać po zaledwie 2 miesiącach? Wiem, że nikt mi nie udzieli odpowiedzi na to pytanie. Wiem, że nie ma odpowiedzi z szablonu.

Widzę jednak jak ta relacja, jak ten związek wpływa na mnie i na moje życie. Słyszę od znajomych wiele ciepłych słów, czuję dużą radość, ale i lęk.

W pracy ludzie po fachu mówią tylko o tym, że przestałem zarażać pasją do tego co robię. Faktycznie ale to stało się jeszcze nim poznałem Kamila. Zatem nie ma on wpływu na moją niechęć do pracy.

Koleżanki i koledzy których poznałem, których znam prywatnie mówią tylko o tym, że na mojej twarzy gości uśmiech, szczęście widać w oczach, styl bycia, wyluzowanie, otwartość i spontaniczność tu wszędzie nastąpiły zmiany. Ciągle słyszę o tym, że ta zmiana wpłynęła na mnie tak bardzo pozytywnie, wiele osób to podkreśla - momentami zastanawiam się czy nie wytyka mi tego, że przecież w głębi to ja zawsze taki chciałem być, aż się spełniło.

Tak cieszę się, że przestałem się zadręczać życiem rodziny, bliskich. Przestałem stawiać ich na pierwszym miejscu. Są dla mnie ważni bo ich kocham na swój sposób, ale nie mogą grać pierwszych skrzypiec, bo kiedy będę grał dla siebie?

Zdałem sobie sprawę pewnego dnia, że straciłem dobre 7 lat życia. Straciłem je na mozolną walkę z sobą, z tym by siebie pokochać takim jaki jestem. By zrozumieć, że to nie ludzie są najważniejsi, tylko ja. Ludzie byli, są i będą. Jedni zostaną inni odejdą, a ja? Ja będę tu i teraz i potem z sobą. Jeśli sam siebie nie zrozumiem, nie zrozumiem życia.

Jestem coraz bardziej świadomy tego, że nie warto w życiu przekładać pracy ponad swoje szczęście. Ono jest najważniejsze, a reszta winna się dostosować.

Szczęście to taki twór, który jest wypadkową wielu czynników, które po zsumowaniu dają to wspaniałe uczucie. Do tych czynników zaliczyłbym m.in.

  • ludzi - którzy nas otaczają;
    • związek - udany związek to połowa sukcesu;
    • przyjaciół - w końcu oni nas podnoszą na duchu;
  • miejsce - otoczenie w jakim żyjemy;
  • pracę - przyjemność z pracy.
Ja mogę powiedzieć, że wiele z tych czynników zrealizowałem, lecz poziom ich realizacji niestety nie zawsze zadowala. Mam ostatnio dylematy co do ludzi, ale o tym innym razem.

Związek: wiem, że się zakochałem. Czuję bicie serca, czuję swoje zaangażowanie, wiem co ten związek dla mnie znaczy, jak ważną rolę odgrywa Kamil w moim życiu. Oczywiście nie wszystko jest idealne. Oboje mamy dość trudne charaktery. Ja jestem bardzo stanowczy, trochę porywczy, poukładany, miłośnik porządku i harmonii. W którymś horoskopie poczytałem sobie o tym jakie są raki i myślę, że jestem świetnym przykładem na to, że co co tam jest napisane jest prawdą:


"Chętnie podejmują się organizacji wszelkich spotkań, co przychodzi im z łatwością przez wrodzoną umiejętność trzymania się założonego planu, gospodarność i umiejętność logicznego myślenia. Lubią mieć wszystko zapięte na ostatni guzik. 
Raki często są empatyczne, wrażliwe i chętne do niesienia pomocy, więc łatwo nawiązują kontakty, ale i równie łatwo ulegają manipulacji, dając się wykorzystywać. Zamiłowanie do pomagania sprawia, że doskonale odnajdują się w roli rodziców, opiekunów i chętnie podejmują zawody związane z troszczeniem się o innych. 
W miłości Rak jest wierny, ceniący lojalność i szczerość swojej drugiej połowy, ale bywa również zazdrosny i zaborczy. Jest wsparciem dla drugiej osoby, ale i oczekuje tego samego w związku. Nie lubi półśrodków, dlatego wymaga pełnego zaangażowania i zrozumienia. Dąży do stabilizacji, pewności, ugruntowanej relacji, w której pojawi się najlepiej cała gromada dzieci."

Najbardziej boję się tej zazdrości i zaborczości. Bo to prawda - są to dwie bardzo trudne dla mnie cechy. Mi wydaje się, że moja zazdrość bierze się stąd, że się boję stracić Kamila. Z drugiej strony wiem jakim wzajemnym zaufaniem się darzymy i to jakoś mnie podnosi na duchu. 

Na sam koniec chciałbym się z wami podzielić pewnym wywiadem z Agnieszką Chylińską. Jest tak mocny, tak głęboki, że słuchałem go z takim przejęciem, że odleciałem myślami. Cholernie wiele słów, które wypowiedziała mógłbym odnieść do siebie. Momentami zastanawiałem się, czy nie mówi o mnie i moim życiu ... 



sobota, 10 listopada 2018

domyślałam się


Zbierałem się do tego kroku latami. Od kilku już lat chciałem porozmawiać z Leną i powiedzieć jej o sobie, o tym, że jestem gejem. Zawsze brakowało mi odwagi i sposobności.

Teraz gdy jestem z Kamilem, pomyślałem, że czas porozmawiać z Leną i powiedzieć jej o sobie. Myślę, że troszkę otuchy do dał mi Kamil, który wyoutował się przed swoją koleżanką, gdy mnie poznał i nie byłoby zbytnio jak tłumaczyć jego koleżance kim jest ten chłopak, z którym tak dużo czasu spędza. 

Spotkałem się z Leną w weekend. Długo się nie widzieliśmy, a że jest osobą po fachu, to mieliśmy sobie dużo do opowiedzenia. 
Jej perypetie w nowej placówce, zderzenie z rzeczywistością jaką jest szkoła podstawowa i klasy 7 i 8. Dotychczas uczyła w gimnazjum. Z perspektywy Leny to nie jest już to samo, to nie ten sam wiek - pomimo iż można powiedzieć, że klasa 7 to odpowiednik 1 gimnazjum, a klasa 8 to niegdyś 2 klasa gimbazy - to jak mówi Lena zupełnie inne perspektywy. 
Podsumowując krótko dużo gorzej się jej pracuje w nowej szkole podstawowej niż w gimnazjum. 

Przegadaliśmy chyba ze 2 godziny, bo spraw i tematów do omówienia było całe mnóstwo. Szczególnie jedna grupa daje jej w kość i próbowaliśmy przeanalizować co można jeszcze zrobić by było lepiej. W tej grupie jest synek mamuci psorki z tej samej placówki. Dziecko problem - o którym trąbi cała szkoła, a matka bezradna... 

Przeszliśmy cały park wzdłuż i wszerz. Pomyślałem sobie, że to dobry czas by porozmawiać z Leną o mnie, jednak jakoś zabrakło mi odwagi. Nie może nie odwagi, ale jak to w parku w tak ładną pogodę ludzi było sporo i rozmowa na ten temat jakoś wzbudzała w mnie lęk. Zastanawiałem się czy ktoś nie usłyszy, czy któreś z nas nie powie czegoś zbyt głośno. 

Odniosłem wrażenie, że Lena też chciała ze mną porozmawiać, bo jakoś jej wyraz twarzy był taki podejrzany, jak nie ten, który znałem. Fakt powiedziałem jej o pewnym incydencie jaki miałem w pracy - który mnie tak zażenował, że brakowało mi słów. Ale nie byłem pewien czy to o to mogło chodzić.

Wróciłem do domu i jeszcze tego samego dnia zacząłem pisać do niej wiadomość. Napisałem coś, ale musiałem dać sobie chwilę na zastanowienie, czy dobrze to wszystko ująłem co chciałem. 
Dzień później zacząłem czytać to jeszcze raz. Wysłałem odpowiedź przyszła dopiero następnego dnia - najprawdopodobniej Lena już spałą jak ją wysłałem. 
Odpisała nazajutrz. 

Jej reakcje możecie przeczytać powyżej. I w prawdzie mogę przyznać, że póki co nic się nie zmieniło w naszej znajomości. Dalej mamy taki sam kontakt jak wcześniej. Już planujemy kolejne spotkanie na kawę, zatem jak tylko się spotkamy będę mógł stwierdzić czy coś jest inaczej, w porównaniu do tego jak było wcześniej...

Cieszę się, że otwartość zwyciężyła. Co by nie było to też ogromny sprawdzian czy znajomość warunkowana jest przez moją orientację, czy to mało ważny szkopuł. 

Czasem warto zweryfikować swoich znajomych...


sobota, 3 listopada 2018

nic już nie będzie takie samo

Ostatnio zdałem sobie sprawę, że już nic w moim życiu nie będzie takie jak było. Nie wiem czy powinienem do tego wracać, czy nie. Czasem mam myśli, które same przychodzą i dają mi znać, że teraz jest inaczej, niż było.

Nie wiem czy znacie to uczucie, kiedy jesteście z kimś innym, nowym, a czasem myśli wracają do tego jak było w poprzednim związku?
Prawda jest taka, że te myśli przychodzą tylko w momencie gdy coś jest zupełnie inaczej niż dotychczas.

Bardzo lubię Kamila, słowo lubię jest tu bardzo delikatne, bo zauważyłem, że mimo iż znamy się tak krótko, bo co to jest niespełna 2 miesiące to bardzo się zżyłem z nim. Czuję bicie mojego serca gdy o nim myślę, gdy są sytuacje, że nie wiem co się z nim dzieje, gdy tęsknię, chociaż widzieliśmy się zupełnie niedawno.

Marzy mi się życie wspólnie, spędzanie razem takich chwil jak święta, jak uroczystości rodzinne, itd. Chciałbym np. żeby był ze mną gdy odwiedzałem groby, gdy jadę w odwiedziny do moich rodziców, gdy idę na jakąś pracowniczą potańcówkę, czy gdy spotykam się z moimi znajomymi.

Niestety nie zawsze się to udaje. Kamil nie jest wyoutowany przed rodziną. Wie o nim jedna siostra i jeden brat, ale jak mówi kontakt z nimi ma słaby. Rodzice nie wiedzą. Takie wspólne spędzanie czasu czy u mnie czy u niego nie jest do końca możliwe.
Moi rodzice poznali już go - tak się złożyło, że mama poznała Kamila wcześniej zupełnie przypadkiem.

Czasem zastanawiam się czy ja nie za szybko się w nim zadurzyłem. Czasem myślę, czy jego uczucia są takie same jak moje, albo też zbliżone do moich. Pomyślicie przecież możecie o tym porozmawiać. Owszem możemy i wielokrotnie próbowałem porozmawiać, ale nigdy nie jest to z takim skutkiem jak bym chciał. Ostatnia nasza rozmowa na nasz temat zakończyła się łzami - bo wypowiedziane zostały słowa chyba zbyt spontanicznie. Zaskoczyłem Kamila pytaniem i nie wiem jak odebrać jego łzy i nasze milczenie, gdy powiedział, że się przyzwyczaił do mnie, ale będzie nam ciężko stworzyć związek. Po chwili gdy zamilkłem dodał, że nie chce się rozstawać.
Ja też nie chcę - tylko czuję jakąś taką niepewność. Może dlatego, że chciałbym wiedzieć czy nasze wspólne mieszkanie, czy bycie razem ma przyszłość, czy to tylko związek, który nie ma szans na wieczność.

Z tą wiecznością może i przesadzam, bo obawiam się, że trudno poznać geja, który myśli tak perspektywicznie jak ja, że chciałby z kimś być do grobowej deski. No ale z drugiej strony to nie umiem podchodzić do takich relacji na chłodno i bez myślenia o przyszłości, o tym co nas zastanie w życiu.

P.S. Zastanawiam się czy wyraziłem to co chciałem dość jasno i bez jakichś ukrytych podtekstów. No nic - zobaczymy :D

niedziela, 14 października 2018

ostatni raz u ... byłem 3 lata temu

Nie, nie wcale nie będzie mowy o spowiedzi :PPP

Dokładnie 3 lata temu byłem na badaniu w Punkcie Konsultacyjno-Diagnostycznym w kierunku HIV.  Ostatnio pomyślałem sobie, że trzeba by było odwiedzić ten punkt ponownie.

W prawdzie w moim życiu nie zadziało się nic co by mogło wskazywać na inny wynik niż ostatni - ujemny, ale warto czasem się profilaktycznie przebadać.

Trochę pomyślałem o tym ze względu na Kamila, on takie badanie robił całkiem niedawno, pomyślałem sobie, że ja też powinienem zrobić. Skoro planujemy coś wspólnego, jesteśmy ze sobą, to trzeba też podjąć ten aspekt w rozmowie i mieć to czarno na białym.


Tak sobie patrzyłem na ludzi przez ten okres kiedy byłem sam i pomyślałem, że ile my o ludziach nie wiem, którzy są nam bliscy... Wszystkie te niesnaski i ciche dni z moim ex - w głowie pojawiło się pytanie, czy on nie zdradził? Nie tyle interesowała mnie ta zdrada, co to, czy czasem się czymś nie zaraził... a przy okazji potem mnie.

Stąd poszedłem na badanie. Wyniki we wtorek zatem wszystko się okaże... Już sobie wpisałem w kalendarz, że takie badanie powinienem robić częściej następne planuje za 3 miesiące. Przecież to nic nie kosztuje, jedynie może trochę czasu... ;-)

Też się badacie???

piątek, 14 września 2018

... lubię jego towarzystwo

Nastał kolejny weekend, kolejny czas kiedy chcę wyrwać się z domu i zrobić coś dla siebie. Nie dla rodziny, nie dla pracy, nie dla nikogo. 

Ja i tylko ja. 

Napisałem do Moniki i Kasi co robią dziś wieczorem. Właściwie to nie miały planów - umówiłem się z nimi, że ich odwiedzę. 
Pojechałem do miasta - kupiliśmy sobie jakiś alkohol i tak na rozmowach spędziliśmy ten wieczór. Rano obudziłem się jak zwykle z bólem głowy xD zawsze mi towarzyszy po piwie...

Rozmawialiśmy do późna, a w między czasie pisałem z kimś na grindrze. Te rozmowy często były tak głupie i banalne, że aż mnie coś od środka rozrywało. 

No może dwie, albo trzy jakieś głębsze rozmowy się toczyły, reszta to "żal.pl". Jeden z chłopaków z którym kontakt miałem od dłuższego czasu spytał czy w niedzielę nie mam ochoty wyskoczyć na rower. 
Ja jako fan rowerów oczywiście się zgodziłem - nie sądziłem, że w ogóle dojdzie takie spotkanie do skutku. Rzadko się tak dzieje, że ktoś chce się rzeczywiście spotkać. 
Umówiliśmy się na niedzielę. W niedzielę rano napisał czy to aktualne, czy mam czas. Ustawiliśmy się na 14.00. Pech znowu chciał, że miałem przeboje z rowerem i trochę się obsunąłem czasowo. 

Czekam już w umówionym miejscu. Widzę z daleka zbliża się rowerzysta w podeszłym wieku pan. Moje serce zagotowało się. No jak mogłem się dać tak nabrać, jak?! To były pierwsze myśli. On zbliżał się w moim kierunku a ja wzrokiem uciekałem po wszystkich możliwych obiektach w tej okolicy. Im był bliżej tym bardziej się patrzył na mnie, przez moment się uśmiechał - byłem po prostu tak zszokowany i załamany, że zesztywniałem. Gdy zbliżył się na równi ze mną zobaczyłem, że nie zatrzymuje się i jedzie dalej. A na mój telefon przyszła w tym samym momencie wiadomość o takiej treści "zaraz będę". Kamień spadł mi z serca - bo to oznaczało, że jest jeszcze nadzieja, że przyjedzie ten z kim rozmawiałem. 
Przyjechał widziałem już z daleka, że to osoba ze zdjęcia. Przywitaliśmy się i przedstawiliśmy sobie tak realnie :-) A potem udaliśmy się rowerem przed siebie wzdłuż terenów zielonych, których de facto w naszym mieście przybywa :) 
Pojechaliśmy nad jezioro, które objechaliśmy niemalże w pół. Bardzo fajnie spędziliśmy te popołudnie, po późny wieczór i ciemną noc. Pierwszy raz miałem o czym rozmawiać z nowo poznaną osobą. Nie był czegoś takiego, że milczymy, że nikt nie podejmuje tematu, co więcej zadziało się coś mega dziwnego, czego nie umiem sobie ani ja ani on wytłumaczyć.

Niedziela przeminęła bardzo miło. Spotkaliśmy się w poniedziałek - kolejny miły wieczór :) Cieszyłem się tym, że mogę z kimś porozmawiać, czasem pogadać o czymś zupełnie innym niż praca i to co ja czuję... Udaliśmy się na spacer wieczorową porą - niebo było takie piękne i gwieździste. Gdy tak spacerowaliśmy natknęliśmy się na moje koleżanki ze studiów: bardzo pozytywnie spotkanie i rozmowa :) W konsekwencji odprowadziliśmy jedną do domu, a my pomaszerowaliśmy dalej.  Spotkaliśmy się w środę i spędziliśmy znowu wspólnie mega miły wieczór, spacer. Spędzając z nim czas zapominam o świecie - lubię jego towarzystwo. 

Wspomniałem już o tym, że nie umiem wytłumaczyć sobie jednej rzeczy, a mianowicie tego, że zdarza się dość często, że rozmawiając wypowiadamy w tym samym czasie te same słowa. Jest to na tyle dziwne, że obaj zauważyliśmy, że momentami myślimy identycznie :D aż się boję myśleć hihihi
Postanowiliśmy, że będziemy zapisywać te słowa - może powstanie z tego jakaś historyjka - hehehe 

Cieszę się, że poznałem Kamila. Przynajmniej łatwiej mi jest przejść przez etap rozstania. Niektórzy już pytali czy są szansę na powrót. Teraz już wiem, że nie. Wiem, że się rozstaliśmy i nie chcę do tego wracać. W prawdzie jest jeszcze dużo co nas łączy, ale już nie związek. Powrotu nie przewiduję. Nie chciałbym. 

A co do Kamila to szkoda, że dzieli nas odległość bo ja mieszkam z rodzicami, on w mieście. Co by nie było może to będzie ten człowiek dla którego znowu wyprowadzę się z domu. 

Dziś byłem z mamą w szpitalu - z nią wszystko w porządku - jej tata ma silną cukrzycę, nieudolnie leczoną, w konsekwencji nastąpiły amputacje palców u stopy, wciąż stoi pod znakiem zapytania amputacja nogi. 
No i tak się złożyło, że Kamil przyjechał i się spotkaliśmy w tym czasie kiedy mama udała się do szpitala. Musiała się wrócić a Kamil już był :-) Potem poszła i gdy wróciła już od dziadka to my spacerowaliśmy z moim bratankiem :-) Kamil się troszkę zestresował, bo trzymał na rękach małego :)  A mama na pewno go zmierzyła wzrokiem :-D xD zatem już poznała osobę która zawróciła mi w głowie ;-) 

Najgorsze jest to, że ja nie mogę jeszcze uwierzyć w to, że kogoś poznałem i co więcej ten ktoś mi się podoba z wzajemnością... 

czwartek, 19 marca 2015

Z podkulonym ogonem

Ponoć sztuką jest się umieć przyznać do błędu.

Nie wiem czy to błąd, czy błędne wyobrażenie, czy chęć tego by jednak było inaczej. Może wszystkiego po trochu.

Kamil pisał o gejach - dość dosadnie nie szczędząc nas, za to jacy jesteśmy co robimy. Chyba moja reakcja była jednak niezbyt słuszna.

W dużej części się nie zgadzałem, tylko tak ostatnio sobie myślę, dlaczego? Wydaje mi się, że to złudzenia. A może zbyt małe doświadczenie.

Wchodzę sobie na jeden protal, to na drugi, to na czat. Tylko na randkowym allegro i na niebieskiej rewolicji mam zdjęcia twarzy wszem i wobec dostępne. Także przed nikim się nie ukrywam.

Piszę z kimś wszystko jest okej, gadka się kręci, nawet jest w zamiarze spotkać się na spacerze, może piwku. W końcu dochodzi do momentu, że pada pytanie o randokwe allegro (RA). Podaję nick - i zapada gobowa cisza.
- Tak mnie to irytuje. Uważam za chamstwo, bo można odpisać, nie jestem zainteresowany, czy coś podobnego.

Na RA większość to święcioszki. Nikt nie szuka na seks, nikt się nie spotyka dla zadowolenia. No chyba, że ktoś otwarcie o tym mówi - to już wiadome.
I tak dochodzę do wniosku, a raczej pokazuje to moje doświadczenie, że Ci co tacy święci są, to w dużej mierze, Ci, co po cichu szukają kogoś na numerek.

Nie mówię o sobie święty - bo to by trochę było głupie - mam w profilu No sexdate - tego się staram trzymać, ale staram się szukać ludzi wszędzie, także zaglądam gdzie się da.

Jak widać efekty są mizerne. Dalej "szukam". Czy efekty będą się okażę...

Nie chcę wrzucać każdego z Was i nas do jednego worka, bo zapewne znajdą się tacy, co są wzorem, który warto naśladować, takich też poznałem.