poniedziałek, 29 września 2014

Uwięziony na weekend

Piątek miał być końcem tygodnia, początkiem wielkiego odpoczynku, za sprawą zakończenia praktyki, a zmaganiami się jedynie z pracą. 

Szybko uwinąłem się na praktyce z obowiązkami dnia powszedniego. Oddałem zebrane prace, oddałem pożyczone materiały i udałem się do domu. W między czasie oglądałem jeszcze auto na sprzedaż, chcę jakieś kupić, lecz to nie lada wyzwanie. 
Popołudniem udałem się do pracy. Wszystko było w porządku. Jedyne co mnie jakoś martwiło, to to, że jestem od x-czasu bez telefonu. Mój Sony Xperja J odmówił posłuszeństwa. Ekran przestał należycie funkcjonować. Od środka w dół mam pasy, a od środka w górę plamę i po lewej stronie pas czerni, który w zależności o kaprysu zajmuje 1/3 albo i 2/3 a nawet 3/3:D całości ekranu. Jednym słowem - zostałem uziemiony. 

Źródło
Kolejny raz przekonuję się, jak bardzo ważną rolę gra w moim życiu telefon. Bez niego to jak bez ręki, ani dostępu do sieci, ani kontaktu ze światem. Szkoda, a spoglądając na fundusze nie zapowiada się prędko, że będę mógł zakupić nowy, tym razem telefon firmy Samsung - gti 9070 S Advance. Fajny model bawiłem się nim i spodobał mi się, a dodatkowym plusem jest to, że testuje go kolega, który ma sporawe wymagania względem funkcjonalności telefonu. Jeśli wykasować wszystkie gierki jakie to on sobie zaczerpnął to dla mnie będzie full wypas. 

Pracę skończyłem dość szybko. Akurat to trochę dziwiło, rzadko się zdarza, że kończę przed czasem, no ale starania czasem biorą górę. Oznajmiłem, że skończyłem i poszedłem do szatni zbiorczej, zabrać swoje rzeczy, a przy okazji jeszcze się ogarnąć. Zajęło mi to jakieś 15-20 minut. W tym czasie reszta paczki zbierała się do wyjścia. Jakimś dziwnym trafem paczka zapomniała, że jestem jeszcze w środku i tak pani kierownik zamknęła budynek uzbrajając alarm. Po czym odjechali do domu. Słyszałem jeszcze jak rozmawiali w środku, no ale szybciej wyszli. 

Gdy otworzyłem sobie drzwi przejściowe z jednego pomieszczenia do drugiego nie byłem jeszcze świadom co się święci. Zabrałem papiery, torbę i otwierałem drzwi gdy moim oczom ukazała się ciemność w pomieszczeniu. Pomyślałem pewnie czekają przed drzwiami głównymi. I ruszyłem ku wyjściu. Robiąc jeden krok w budynku rozległo się wycie - tak - to alarm pomyślałem. Ale jak to możliwe. Dochodząc do wyjścia głównego było już jasne. Utknąłem w środku. Alarm wył po czym przestał, a że telefonu nie miałem nie mogłem z nikim się skontaktować. Wszystko było już zamknięte bez możliwości jakiejkolwiek komunikacji ze światem. Jedyne co mogłem zdobić to włączyć alarm kolejny raz, także usiadłem sobie przy drzwiach i spokojnie obserwowałem przez okno nocne życie miasta, jednocześnie czekając na ochronę, która na pewno się zjawi. Minęło jakieś pół godziny gdy przyjechał patrol firmy ochroniarskiej, po porozumieniu się z nimi przez szybę skontaktowali się z szefową, która po 15 minutach przyjechała na miejsce. 
Szczere przepraszam i ten moment gdy nie wiesz jak się zachować. Na szczęście obeszło się bez przeszukań i filmowych wizji takich akcji. Jedyne co to poproszono mnie o dowód osobisty i spisano dane :) Poczekaliśmy na taxówkę i wróciliśmy już spokojnie do domu. Oj długa ta noc i tydzień był. 
Teraz można powiedzieć przeszedłem do historii firmy :D A ubaw i wspomnienia pozostaną na długo :)

sobota, 20 września 2014

Polszczyzna polszczyźnie nie równa, ale i wrogiem

Jedni twierdzą, że popełniane przez nas błędy językowe wynikają z nieczytania. Coś w tym musi być, skoro człowiek mniej czyta, mniej pamięta jak wyraz wygląda.

Wymawiając słowo "sól" czy to istotne w tym momencie jest czy tam jest "ó" czy "u"? No, nie. W wymowie sól to sul i tyle. Tak samo jak "hak"czy "chak", "komórka" czy "komurka" wszystko jedno - dźwięk słyszany? Słyszany.

Gdy się jednak ma do pisowni, zaczynają się schody. Bo jak napisać skąd - zkąd, poczekaj, poczekaj może jeszcze skond, albo zkond? I weź tu bądź mądry, co wybrać?

Żyjemy w erze Facebooka - tak przynajmniej mówi się w moim kręgu znajomych. Żyjemy? A może my tylko ślęczymy w ogłupieniu.

Wchodząc na wspomniany już portal społecznościowy zdarza się, że spoglądam w bieg historii, co tam w trawie piszczy/piszczało. Momentami nie dowierzam temu co widzę.

nasza sól jest jak nie nasza "sul"
nasze tracicie jest jak nie nasze "traczicie"
i tak dla przykładu jeszcze kilka innych słówek:
- lepszejszy,
- poza mno,
- męzyzn,
- zwiozek,
- mnie lubio,
- pujdzie,
- zemno
- ... .

Wniosek jest jeden, wydawajmy więcej opinii, orzeczeń o dysleksji itp., itd. a na pewno za kilkanaście lat będziemy jeszcze się posługiwali językiem polskim :) Obniżajmy progi zaliczeniowe na egzaminach, maturach i dalej. 
Ale by obsłużyć miotłę, łopatę, czy umieć właściwie otworzyć drzwi też trzeba umieć czytać. 

P.S. Tekst powstał tylko dlatego, że ilość byków na facebookowych wpisach mnie poraża.Nie twierdzę, że moje wpisy tutaj są bezbłędne, wolne od błędów stylistycznych, etc (oj i to nie jeden by się znalazł) przynajmniej staram się pilnować. Pisząc "sul" wyraz mi już podkreśla - to gdy to widzę chyba każdemu powinna się lampka zapalić, że coś z tą pisownią jest nie tak?

środa, 10 września 2014

Interwencja karą wymierzoną przeciwko sobie samemu

Myślałem, że złe czasy już minęły. Myślałem, że to co w życiu złego było, to daleka przeszłość i wrócić nie wróci.

Jaki ja jestem głupi. Sam nie wiem jak zacząć i co powiedzieć. A wiem, że muszę, bo muszę się wygadać - problem w tym, że nie mam komu, tzn. nie ma takiej osoby, do której bym napisał bądź zadzwonił i pogadał. Głupie to, ale jednak. 

Korzystając z okazji bycia w rodzinnych stronach, odwiedziłem dom. W sumie to mógłbym napisać odwiedziłem piekło. Czas jest najlepszym lekarstwem. Odkąd już tu nie mieszkam - minęło już kilka lat - czas sprawił, że zapomniałem o przykrych i złych chwilach. Raczej je odrzuciłem, dokładniej mówiąc wyparłem z pamięci. Nie spodziewałem się, że to wróci.

W gwoli przypomnienia ojciec to "patola" - alkoholik i totalne dno. Dziś ten obraz powrócił. Dziś znów powróciła chujowa nienawiść. Bo czujesz nienawiść i wstręt do tego człowieka. Czujesz złość. Ale! Widzę przed sobą człowieka - postać żywą - wówczas coś wewnątrz mówi - szanuj - jak? Kto mi powie jak? Jak można kogoś szanować kto cię wyzywa, niszczy twoje życie, zniszczył wspomnienia, dzieciństwo? 
Nie pytam nikogo o odpowiedź, bo nikt mi jej nie da. Ona rodzi się we mnie. Usłyszeć mogę od ludzi, że oprawcy, agresorzy, zabójcy, gwałciciele i inni przestępcy zasługują na karę, już nie wnikając w to jaką. 
Ja wam mówię tylko to są nadal ludzie - szacunek - to coś więcej jak akceptować, tolerować ludzi, którzy nam nie wadzą, nie przeszkadzają, choć nie są identyczni, to ich uznajemy. Szacunek to także umiejętność życia z ludźmi, którzy jednak są skrzywdzeni przez los i to jaki wiodą żywot, sprawia, że krzywdzą innych.

Nie umiem potraktować człowieka jak przedmiotu i wyrzucić jak zużytą rękawiczkę. Nie umiem też ich niszczyć w potocznym rozumieniu. 
No nie umiem. 

Wracając na ziemię dziś ojciec znów uniósł rękę na mamę. Tym razem byłem przy tym :( Nawet nie wiesz jak to serce boli. To co piszę to tylko słowa, które i tak nie każdy rozumie:(. Zareagowałem chwytając go i odciągając jednocześnie poszarpując się z nim. Wyzwisk co nie miara i jeden wielki krzyk. Znosząc jego demonstrowanie siły, chyba by mnie wystraszyć, zadzwoniłem pod numer 99.. tu w pierwszym momencie wybiłem 999, gdy tylko spojrzałem na telefon, wykasowałem numer i przez moment przeszło mi przez myśl: dzwonić? Po czym wybiłem 997 i złożyłem zgłoszenie. Policja chyba się nie śpieszyła przyjechała ponad godzinę od zgłoszenia. 
W tym czasie wysłuchałem, że nie jestem u siebie, że mam wypierdalać, że jestem nikim, że nic nie umiem, że nie obronię się, itp. Znosząc jego miny, demonstracje tego co mógłby zrobić, ale jest jeden problem.... usłyszałem go od niego: "...nie mogę, bo jesteś moim synem". No proszę. Mnie nie chciał uderzyć, ale mamę to i owszem. Damski bokser. 

Gdy już uświadomił sobie, że jednak to nie był żart z policją, to zgrywał się, że się nie boi. Latał to z domu na dwór i z powrotem. "No niech przyjeżdżają. Kiedy przyjadą? Ile będę na nich czekał. Gdzie są te szmaty." Latał i szukał - sam nie wiem czego - ale wołał "ja im pokażę" Po jakichś 20 a może nawet pół godzinie wrócił i próbował wymusić na mamie, żeby powiedziała, że jej nie uderzył "No powiedz, przecież cię nie uderzyłem." Na co moja reakcja była jednoznaczna. "Moje oczy to widziały. A ja Ci tego nie zapomnę." Kolejno usłyszałem, że chcemy z mamą go wrobić w coś czego on nie zrobił. Gdy jednak już był pewien, że mam nie cofnie tego co powiedziała. Próbował znaleźć sobie sojusznika w młodszym bracie. "Chyba staniesz za ojcem." Powiedział do brata. Ten to usłyszawszy parsknął śmiechem i dorzucił "3 lata nie twoje, (tu padło imię). Zaczął się uspokajać. Gdy przyjechała policja w pierwszej chwili zaczął krzykiem próbować coś zyskać. Szybko jednak jeden z chłopaków (bo dość młodo wyglądali) dał mu do zrozumienia, że nie będzie się z nim bawił. Nie są kolegami. Drugi próbując go uspokoić zwracał się do niego tylko "Panie ...., spokojnie proszę." "Panie ...." Po chwili stwierdził, że z tym drugim może gadać. "Z panem mogę gadać. Ale nie z tą gnidą." Skierował do tego pierwszego. 
Kuriozum, no ale w alkomat dmuchać musiała mama, nie on. Fakt po nim widać było z daleka, że jest pijany. Mama się zestresowała i nawet nie wiedziała jak dmuchnąć w ten alkomat. Po chwili się udało i wynik był zerowy - co było rzeczą oczywistą. 
Po chwili stwierdzili "Pan pojedzie z nami". Ku zaskoczeniu reakcja była taka: "Dobrze." Ubrał się i sam wyszedł. Nim jednak to, to zdążył powiedzieć do mamy: "Widzisz co narobiłaś. Ty za to i tak zapłacisz." Znając życie bez mandatu się nie obejdzie. A mandat zapłacić trzeba będzie. 
Patrząc na to, że on ma rentę, którą de facto oddaje mamie, wydawało by się, że jednak to on zapłaci. Ale w rzeczywistości to będzie wyglądało tak, że to mama będzie miała o ileś tam złotych mniej na to by opłacić rachunki, kupić żywność, itp. z czego on normalnie korzysta. 

I tu pojawia się pytanie, czy warto było dzwonić tylko po to by go wywieźli do miasta oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów, gdzie sobie przez noc wytrzeźwieje i jakimś sposobem wróci do domu z mandatem? 

Na to pytanie odpowiedź moja jest jedna: Nie warto było dzwonić. Te interwencje sprawiają tylko, że sami siebie pozbawiamy kasy, której bez tego jest mało. 
Jaki jest sposób inny, skuteczny? Nie znam.

I tak wyszło, że sobie nerwy zepsułem, teraz dużo pytań, co będzie jutro, pojutrze, itp. Taka niepewność i obawa przed jego czynami nie dają mi spokoju.

Musiałem o tym napisać, bo nie mogę zasnąć, a jutro raniutko do pracy:(