wtorek, 30 kwietnia 2013

Jakiego nauczyciela potrzebuje dzisiejsza szkoła?

Inspiracją do napisania tego wpisu był artykuł z edunews.pl oraz niektóre blogi ;-)

Jakiego nauczyciela potrzeba w polskiej oświacie?

Każdy z nas zna tradycyjnego nauczyciela, tradycyjnie przeprowadzone lekcje z młodzieżą. Ale! Czy ten tradycjonalizm już się przypadkiem nie wypalił? Czy nie potrzeba zmian? A może, należałoby wrócić, do tego co było dawno temu, do nauczyciela, który był KIMŚ!

W artykule z edunews.pl poruszony został bardzo ważny problem - nauczyciel - z wyboru - z powołania. Ilu na świecie jest belfrów, którzy są tylko dlatego, że gdzie indziej się nie udało, a w szkole był akurat "etat". Znam ze swojego otoczenia niejednego człowieka, który wręcz się do tego nie nadaje. Można być miłym, spokojnym i opanowanym ale co gdy nie potrafi się przekazać dostatnio wiedzy? Jak sprzedać ten towar uczniom, którzy dziś tak bardzo nie chcą się uczyć, co dopiero czytać lektury. (Odnosząc się do lektur muszę przyznać, że ja sam tego nie cierpię. - Powód dla mnie bardzo jasny - jeśli mam czytać coś, to chciałbym to robić z zainteresowaniem, a nie dla statystyk, aby przeczytać.)

Uczniowie to tylko uczniowie - ale to oni (chciałem napisać nas nauczycieli :D) nauczycieli najczęściej oceniają. Wiadomo, mogą po jedynkach powiedzieć, że on się nie nadaje, bo nie nauczył, etc. Jeśli takich ocen zbiera się nie przypadkowo całe mnóstwo, to czy to nie znak, że coś jest nie tak? Przecież wśród nich zawsze znajdują się tacy, co potrafią zrozumieć więcej.

Dla przykładu: W moim LO, była sobie pani Frau, która to od x-lat, uchodzi w całej okolicy, za największy postrach wśród uczniów. Frau uczy jak po nazwie można się domyślić, języka niemieckiego. Stereotyp jaki powstał, to uczniowie z przerażeniem i wielkie zakuwanie przed zajęciami. Faktycznie gdy przechodziło się obok sali pani Frau, na przerwie wiele osób siedziało murem pod klasą z otwartymi książkami, często konsultowali się między sobą, jak to powinno być, a jak będzie - piłka - śmiech :D Jako, że mi zawsze było z górki z niemieckim (choć nie na samym początku :D hihi) to się nudziłem, często zalewany falą pytań z uśmiechem i spokojem próbowałem pocieszyć tych co w ich oczach lęk i przerażenie. Miałem taką koleżankę, Anetka się zwie, świetna dziewczyna, do rany przyłóż. Anetka zawsze drżała, jej zeszyt drgał, co czasem wyglądało bardzo źle :( <a jak będzie...?> <a jak powiedzieć...?> <a co to znaczy ...?> pytań zadawała wiele, i chyba milion razy powtarzała, to o co mogła być zapytana. Kolega Łukasz się nazywa, wróg, wróg i jeszcze raz wróg niemieckiego :D Oj co on się nie miał. Z zeszytem jak Anetka przesiadywał całe przerwy, jako, że kumple byliśmy, to i często większą pomoc dostawał :D choć to się i tak na nic zdawało. Czasem udało mu się jakieś marne 3 wyrwać - dla niego świat i ludzie. Ta trójka miała w jego mniemaniu wartość nie jednej szóstki. Trzy lata - biedaki się martwili, stresowali, aż doszliśmy do pewnego punktu - MATURA - to bzdura, jak to nasza chemiczka powtarzała, oj miała kobiecina rację.

Egzamin ustny rozpocząłem osobiście :D zaczynając poziomem podstawowym - po mnie wchodzili kolejni, kolejni i tak aż do końca, gdy wszedłem po raz kolejny na egzamin rozszerzony. Już się wszyscy zbierali by dostać wyniki. Anetka i Łukasz, jak większość bladzi jak ściana, zestresowani, z przerażeniem oczekiwali na wyniki. Co by nie było to też miałem lekki stresik, jak wypadnę. :D

W końcu moje 15 minut ustnego się skończyło. Wyszedłem - chyba nawet zmęczony i lekko przerażony. Po 10 minutach - pojedynczo wchodzili po wyniki. Mam 100% radość niesamowita :D ale to tylko podstawa, a co z roz...? - Czekamy. Kolej Łukasza. Wszedł i nagle wybiegł z sali z wielkim uśmiechem podbiegł do pani Frau objął kobiecinę i mocno przytulił krzycząc <zdałem, zdałem> radość emanowała - ktoś zapytał na ile procent - 70%. I w tym momencie większości kopara opadła. Tak 70%. Za chwilę weszła Anetka wyszła z łzami w oczach - z radości rzecz jasna :D 85%. 

Gdy dziś, z perspektywy czasu wspomnimy panią Frau, nikt nie raczy powiedzieć złego słowa. Kobieta choć ostra jak brzytwa, wyznająca zasadę, Ordnung muss sein, nauczyła ich bardzo dużo. Dziś ze śmiechem, wspominają panią Frau i to jej zawdzięczają wiedzę jaką zdobyli. Pewnego razu słyszałem narzekanie, jaki to niski język jest na tych lektoratach naszych. Toć my to z Frau już dawno przerobiliśmy, a teraz to się nudzimy.

Ocena Anetki i Łukasza dla pani Frau choć na początku była surowa, to teraz po latach gdy dostrzegli efekty jest nie do ocenienia.

I pytanie czy nauczyciel powinien budzić strach i respekt, czy być z uczniami na "linii przyjaźni", czy można być z nauczycielem w luźnej relacji? Z doświadczenia wiem, że gdy relacja jest wątła, to źle się dzieje. Miałem raz panią Anię, która uczyłą polskiego i pozwoliła na pierwszych zajęciach na wszystko, wtedy się zaczęło piekło.

Jakie relacje powinien mieć nauczyciel z uczniem?

Z tego co się powszechnie mówi uczniowie są przyjaźniej nastawieni do młodszych stażem i wiekiem nauczycieli. Wielu starszych, by im nie ubliżać - mówi się, że są zacofani. Ich lekcje są "nudne" bo nic się nie dzieje, tylko dyktują notatki, albo każą jakieś zadanie rozwiązać. Ciągle wspominają czasy, kiedy to uczniowie posiadali wiedzę. Czy rzeczywiście jest tak źle?

Wydaje mi się, że faktycznie w tym jest ziarenko prawdy. Wielu nauczycieli, którzy mają już ładny staż pracy po prostu nie dążą by usprawnić lekcję. Nie ma mowy o eksperymentach z chemii, czy oglądania pod mikroskopem na biologii. Język polski ogranicza się do lektur, rozprawek, i notowania. Na matematyce robimy najłatwiejsze zadania, by matematyczka nie miała problemu, bo po co tłumaczyć takiemu bałwanowi, jak ja heheh, jak rozwiązać to równanie. Wielu nauczycieli jeszcze wciąż nie nabrało odwagi by swoje lekcje zaopatrzyć w jakieś multimedialne ciekawostki, czy to filmiki, czy chociażby pokazy eksperymentalne. Tego się wielu wystrzega. Miałem swego czasu pana od angielskiego, który napisał swój programik do nauczania angielskiego - wykorzystywał go na zajęciach.

Jakich cech potrzeba nauczycielowi?

Chyba najważniejsze to otwartość na ucznia, chęć współpracy, zaangażowanie w nauczanie? A może to standardy, co to już wygasły???

A swoją drogą to udanego poranka, ja nie śpię już od 5.30 :D

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

wysiadasz? bilet przekaż dalej

Dziś spotkała mnie tak oto miła historyjka.


Zalatany z przeprowadzką musiałem wydrukować i przygotować oświadczenie dla właścicieli (za 3 linijki tekstu zapłaciłem 1 zł - porażka). Jako, że do punktu ksero miałem ładny kawałek, poszedłem na przystanek. Czekałem na pierwszy lepszy autobus, podjechała linia 26. Podszedłem do drzwi, widząc przez szybę wysiadających cofnąłem się w tył. Drzwi się otworzył, wysiadł młody chłopak trzymając w dłoni bilet komunikacji miejskiej, który to chciał mi przekazać bym nie musiał kasować swego.


Nie dzięki. - Odpowiedziałem, mam bilet miesięczny, więc bez sensu bym brał jego bilet.


Coraz to częściej mnie ludzie pozytywnie zaskakują, choć dzisiejszy incydent z przeprowadzką to masakra.


Godzina 10.31 2 nieodebrane połączenia od pośredniczki. 1 SMS - o następującej treści:



Dzień dobry, wynajmujący nie moga przekazac dzisiaj mieszkania, proponuja jutro na 14.00. Maja jakas bardzo wazna sprawe. X. Iksińska.

Czytając tego SMS-a nie dowierzałem. Zadzwoniłem do pośredniczki co to ma w ogóle znaczyć. Jak to możliwe, muszę zdać mieszkanie dziś, tak jak się z właścicielem umawiałem. Wszyscy mamy dziś wolne specjalnie na przeprowadzkę, a tu guzik. Jutro musiałem zamieniać się w pracy, by mieć wolne, koleżanka nie ma takiej możliwości, a do tego jeszcze muszę iść na wykład, bo kobieta mnie zeżre jak nie pójdę. Dziś mam wielkiego wku****a. Całe mieszkanie zastawione rupieciami, wszystko popakowane i ustawione do wyniesienia, a tu "bomba".


Czekam na telefon od właściciela, do którego dzwoniłem po rozmowie z pośredniczą, chłop się tłumaczył coś dziećmi którzy przyjechali i dziś tam mają przenocować. Mają niby jakieś ważne sprawy. Właściwie to guzik mnie to obchodzi, ale przecież tak się nie robi. Wynagrodzę to jakoś - usłyszałem w słuchawce telefonu. Nie o to mi chodzi, lecz o lojalność, dowiaduję się na godzinę przed odebraniem kluczy, że nic z tego.


Rozmowa zakończyła się tym, iż może o ile da rady, dziś będziemy mogli tylko przewieźć do jednego pokoju swoje rzeczy. Ale czy będzie taka możliwość dowiemy się między 18-19.00.


Nie mam sił już na to wszystko. Muszę wyjść z tego mieszkania bo widok tych kartonów i pudeł mnie przerasta.


sobota, 27 kwietnia 2013

anständiges Aussehen des Mannes

O zaroście można mówić wiele jak również i nie wiele.

Podstawą jest to, czy go lubimy czy też nie?


W czasach LO zarost ma mojej twarzy był codziennością. Zawsze mi się podobał ten 3-dniowy :) gdy ten czas upływał "zachwyt" opadał. Wtedy najczęściej też się goliłem. I tak 3 lata to trwało, gdy przyszło mi pójść do pracy, musiałem się rozstać z zarostem :( nawet już ten 3 dniowy, nie jest tolerowany. A szkoda, bo mi to się wciąż podoba :D zawsze gdy tylko mam jakieś dłuższe wolne twarz pokrywa ciemna szata ;-)

Mówi się, że na rozmowie kwalifikacyjnej jest to niedopuszczalne być nieogolonym. Ale czy tak też jest na pierwszej Date? Czy umawiając się z kimś na randkę, spotkanie towarzyskie golicie się panowie?

Nie wiem jak wygląda to z punktu widzenia kobiet ale zdanie tu może być również podzielone :D

Pomimo iż lubię zarost, to gdy spotykam się z nim u drugiego mężczyzny, wówczas ten "zachwyt" opada, często to podrażnianie skóry, która w wielu miejscach jest delikatna mnie zniechęca. Komfort pocałunków, pieszczot wydaje się mniejszy, aczkolwiek nie zawsze, gdy obaj jesteśmy nieogoleni sprawa ma się inaczej, jakoś tak bardzo to nie wadzi :D

By ożywić wpis wstawiam fotkę z golenia się :D

Swoją drogą to ciągle przymierzam się do zakupu maszynki elektronicznej do golenia - tylko czy aby nie będzie tak, że ją kupię i użyję raz, dwa i wrócę do tradycyjnych Wilkinson´ów? Kiedyś próbowałem maszynką ojca, co prawda to już ona stara, ale to mi włoski WYRYWAŁO!!! i ten ból - wolałem już tradycyjnie maszynką.

Enjoy! - przyzwoity wygląd mężczyzny

piątek, 26 kwietnia 2013

"Ciota" - określenie homoseksualisty, czy wręcz przeciwnie?

Tak bardzo wszystkim znane jest słowo "ciota", kto z nas go nie użył, chociażby raz? Każdy.

Kim jest ciota? Czy ciota to homoseksualista? Gej? A może ktoś jeszcze inny?

Ciotą nie jest homoseksualny mężczyzna, co potocznie uważane jest za prawdę, jak również nie jest nim heteroseksualny mężczyzna.

Ciota to obraźliwe określenie, które ma na celu kogoś obrazić. Celem jest także pokazanie osobnikowi, że jest słabszy. Mówiący ukazuje się w świetle kogoś lepszego bardziej wartościowego.


Analizując sytuacje w których słyszałem określenie ciota - w kilku tylko przypadkach ciotą nazywano homoseksualnego mężczyznę. Często jednak ciotą jest najczęściej facet, który swoim zachowaniem nawiązuje do gestów, ruchów kobiecych - po prostu jest zniewieściały. Często wśród młodych słowo ciota nabiera znaczenia nieudacznika. Ciotą może być, ktoś kto sobie nie radzi z wykonaniem jakiegoś zadania. Jest słabszy a jego zdolności czy to fizyczne czy psychiczne nie pozwalają mu na podołanie zadaniu.

Niekiedy słowo ciota używane było w kontekstach - zaczepek. Jeden chłopak chciał zaczepić drugiego, czasem poddenerwować wówczas nazywał go ciotą, co wywołuje złość i poczucie obrażenia, pogardy.

Wśród dziewcząt ciota to potoczne określenie - miesiączki. Znacznie rzadziej określenia używają dziewczyny by określi nim homoseksualnego mężczyznę, jest to raczej domeną mężczyzn czujących się lepszymi i silniejszymi czy to fizycznie czy też psychicznie.

Czasem choć mi osobiście nie udało się tego zasłyszeć, ciotą określa się "ciocię/ciotkę" - być może to określenie w tym znaczeniu wychodzi z użycia, albo też w moim okręgu nie jest spotykane.

Słownik języka polskiego podaje 4 warianty w jakich możemy spotkać określenie: "ciota", tak jak już pisałem podstawowym znaczeniem jest:

człowiek często narzekający, nieudacznik

Potem dopiero pojawia się potoczne określenie homoseksualisty i miesiączki. Ciota to także zgrubienie od słowa "ciotka".

***
Ostatnio w polityce głośny był incydent w roli głównej z J. Palikotem, gdzie to nazwał jednego ze swoich politycznych kolegów "katolicką ciotą". Po tym w telewizji zawrzało, a na TVN pojawił się taki oto odcinek dziendobry.tvn.pl


***
Choć unikam obrażania ludzi, to czasem zdarzy mi się o kimś pomyśleć jako "ciota" - zwykle to ma związek z zniewieściałością chłopaka, jego stylem, zachowaniem. Nie zdarzyło mi się chyba nazwać kogoś ciotą tylko dlatego, że jest gejem. Sam nim jestem i nie chciałbym być nazywany ciotą.

czwartek, 25 kwietnia 2013

wszystko zależy od preferencji

Jadę sobie wczoraj na uczelnię, świeci słońce jest piękna pogoda.
Wsiadłem jak zwykle w linię, którą to szybciej miałem dojechać była 16.01 :D Przejechałem daw przystanki, a na kolejnym wsiadał koleżanka, Ania. Usiedliśmy tyłem do kierunku jazdy autobusu. Ania nie może jeździć tyłem i tak ciągle to powtarzała, gdy autobus wykonywał raptowne ruchy. Chłopak siedzący przed nami tylko się oglądał na boki czy nic mu się nie przytrafi złego ^^ Na kolejnym przystanku zwolniła się "czwórka" i Ania zaproponowała byśmy usiedli na niej, tak też się stało. W końcu chłopakowi ulżyło, nie musiał się martwić :D

Niedaleko uczelni wsiadł do autobusu młody chłopak, student, czarne duże okulary, koszula w kratkę - czerwono-biało-czarną z elementami szarości na sobie miał kurtkę czarną, spodnie rurki - koloru nie pamiętam, chyba czarne. Początkowo stał, ale w końcu usiał na przeciwko mnie i Ani.

Jechaliśmy aż do uczelni - nic specjalnego  - z Anią rozmawialiśmy o tym co to nas czeka w przyszłości, jakie studia i wgl. Czy robić czystą filologię czy specjalność w zakresie nauczania języka. W między czasie wsiadła kobieta z dziewczynką, posadziła ją na na siedzeniu przy chłopaku, co to się strachał przed Anią :D a sam usiadła za nią.

Autobus zatrzymał się na pierwszym przystanku koło uczelni, wówczas student z na przeciwka wstał, jakoś bardzo niefortunnie, bo poleciał prosto na mnie zahaczając Anię. Jako, że miałem nogi rozstawione szerzej jedną nogą leciał w moje krocze drugą uderzył Anię. Zdążyłem odsunąć głowę w bok bo bym dostał żebrami. Ludzie zaczęli się śmiać i patrzyć na mnie, co zrobię - sam nie wiem dlaczego - sensacja, coś się zdarzyło. Nim zdążył chwycić poręczy, podnieść się gdy słyszałem już kobietę, która przez śmiech mówiła coś o tym zdarzeniu. No ładnie - powiedziała. Ania zaczęła się śmiać i powiedziała co to było?! Wtedy kobieta skwitowała sytuację: wszystko zależy od preferencji - co już totalnie rozbawiło stojących w autobusie pasażerów. Zrobiło mi się niezręcznie i czym prędzej próbowałem podjąć jakąś rozmowę z Anią, by zapomnieć o tym "incydencie". Dalsza już podróż przebiegła o wiele spokojniej, choć czułem na sobie wzrok co niektórych.

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

wynajmują, kaucji nie zwracają

Zmieniam stancje, obecne warunki mieszkalne w są jednym słowem złe. Za cenę tego mieszkania w mogę wynająć czasem to większe i ładniejsze mieszkanie.
Po tym jak zauważyliśmy ze współlokatorami, że na mieszkaniu wychodzą robaki, postanowiliśmy się wyprowadzić. Mieszkanie jest o niskim standardzie, co prawda pokoje odmalowane i schludne. Ale łazienka i aneks kuchenny łączony z przedpokojem wyglądają mało ciekawie.
Jako, że potrzebowałem mieszkania dość szybko wynajęliśmy je, cena też nie była zbyt wygórowana - 1200 zł. I kaucja zwrotna w kwocie 600 zł. Niby nie wiele, ale zawsze to coś.
2 kwietnia zadzwoniłem do właściciela i oznajmiłem, że chcę się z nim spotkać, jak może to niech wpadnie. Pytał co się stało, w końcu przez telefon powiedziałem, chcemy się wyprowadzić, a o powodach to możemy pogadać oko w oko. Po jakiejś godzinie już był na miejscu. O co chodzi z tą wyprowadzką. W mieszkaniu są współlokatorzy, nieproszenie i nie będę tu mieszkał dłużej. Wspomniałem o jeszcze innym problemie, a mianowicie, dziewczyny boją się wracać same do domu wieczorami. Na to właściciel skwitował - błahe powody. Wkurzyłem się i mówię do niego mnie brzydzą te istotki które sobie chodzą Bóg jeden wie po czym, a Pan z pewnością by nie chciał korzystać z przedmiotów które mogły być wykorzystywane przez te stworzenia by się przemieszczać. Robaki są tak szybkie, że nim zdążyłem zauważyć jednego już go nie było. Na szczęście udało mi się cyknąć fotkę jako dowód.
Wychodząc powiedział to rozliczymy się na koniec miesiąca. Jest piątek, 20tego telefon od właściciela - kiedy zamierzasz zapłacić za ten miesiąc? Tak jak się umówiliśmy na koniec, się rozliczymy - powiedziałem.
Ale to nie, mi chodziło o tą kaucję, nie, tą przedpłatę, zaliczkę - zaczął kręcić jak by to nazwać. Kiedy byś mógł mi zapłacić te 1200zł? Odparłem, że dopiero po weekendzie bo pracuje. Okej, dziś się mamy spotkać ok. 21.00 bym mu zapłacił.
Pytanie tylko czy zrobić tak jak wszyscy mi doradzają i zapłacić 600 zł i powiedzieć, że kaucji nie musi mi zwracać. Czy dać mu 1200 zł i czekać na kaucje w poniedziałek?
Mieszkania nie zniszczyliśmy, co lepsze doczyściłem kilka sprzętów, bo mnie czasem zniechęcał ich widok, a co powiedzieć samo używanie. Tak kręcił przez ten telefon, że mu to o te 1200 zł chodzi, że obawiam się, że będzie chciał mnie wykiwać i nie odda tych 600 zł kaucji. 
Z tego co się orientuję to jest bardzo duże prawdopowobieństwo, że nie płaci podatku do US. Za co jest kara. A nieujawniony dochód obciążony jest karą - 75% owego dochodu zabiera US.
Ciągle myślę co robić....? Ile mu zapłacić...?

sobota, 20 kwietnia 2013

pociąg za piękną udrodą faceta

Kurcze jak to jest, że ten pociąg za urodą ładnego faceta jest aż tak silny?


Idę sobie ulicą mijam kobiety, całe rodziny, facetów, dzieciaki, zwierzęta czy to psy czy koty, albo i inne stworki. A gdy na horyzoncie pojawi się jakiś facet, z zaznaczeniem, że przystojny, w mniej więcej moim wieku, no może tak do 28-30 maksymalnie to, od razy wzrok ciągnie w jego stronę. Zauważam go i stwierdzam, że mi się podoba - oceniam - bleee chciałbym się tego wyzbyć, bo to przecież głupie zachowanie, zwłaszcza, że spotykam się z Adrianem, którego bardzo lubię, cenię i szanuje. Ale to jest często silniejsze.

Od jakiegoś czasu postanowiłem zacząć to kontrolować - czy się udało? Póki co nie mogę powiedzieć tak lub nie. Wciąż, są momenty, że ulegam, ale są i takie gdzie się hamuję :D

Ocena oceną - żeby ktoś sobie nie pomyślał, to nie oceniam swoich znajomych kolegów etc. Zwykle to dzieje się z ludźmi, których w ogóle nie znam. Czasem zdarzy się, że widzę kogoś kilka razy w tym samym miejscu, bo okoliczności do tego sprowadzają, mpk, ta sama droga do pracy.

Co ciekawe często uwagę przyciągają spodnie dresowe, buty, luzacki styl :) - choć nie kręci mnie żaden fetysz ze stopami, butami, etc.

czwartek, 18 kwietnia 2013

HPV - jama ustna

Jak się okazuje badania potwierdzają, że HPV łatwo się zarazić, a wielu z nas jest nawet tego nieświadomym, co dziesiąty mężczyzna jest zainfekowany HPV. Jeszcze częściej występuje w jamie ustnej co mnie przeraziło.


Strasznie się męczę z tą świadomością, że wciąż jestem tym świństwem zakażony. Dziś w nocy najprawdopodobniej wyskoczyła mi krostka w na wardze w jamie ustnej, która wyglądem przypomina kłykcinę. Już nie wiem co mam robić. Muszę znów udać się do pani wenerolog i albo mi pomoże, albo poddam się, bo skoro mam walczyć a nie mając środków to jak.


Choć nie lubię ulegać i się poddawać to skoro nie będzie środków to i nie będzie bezpośredniej walki. Jedyne co będę mógł uczynić, to wspierać się witaminami. Może to coś pomoże.


Jeśli ktoś jest zainteresowany tutaj jest cały artykuł.

środa, 17 kwietnia 2013

aldara - przykład specyfiku trudno dostępnego

Minęło już prawie miesiąc od mojej wizyty u pani wenerolog, która przepisała mi aldare przeciwko kłykciną. Niestety nigdzie w aptece nie chcą sprzedać tego na pojedyncze saszetki. Jedynie co pozostało to "czarny rynek", szukanie ludzi na forach, którzy już zakupili specyfik 12 saszetek i po kuracji chcą pozbyć się ten nadwyżki. Niestety i to nie takie proste, zwykle to maile są anonimowe i czas oczekiwania na odpowiedź jest długi, jak już ktoś odpisze, to zwykle nie chce sprzedać jednej, dwóch saszetek tylko całość jaką posiada. Ceny też są bardzo duże i ciągle się miotam z tym tematem, bo nie mogę znaleźć rozwiązania tego problemu.


Faszerowania się lekami, a właściwie witaminami, ciąg dalszy trwa. Jedynie co to nie mogę pohamować senności, która ogarnia mnie wszędzie, czy to mpk, czy zajęcia na uczelni, w pracy, w domu. Ciągle jestem znużony i chce mi się spać. Wiadomo są chwile, momenty, kiedy ten stan odchodzi w zapomnienie, np. gdy jestem bardzo zajęty, albo spotkam się z Adrianem. Gdy robię coś ciekawego, co mnie całego pochłania. Ale ile można??? Jak temu zaradzić?


Mogę powiedzieć, że ostatnio zauważam minimalne postępy z pamięcią, w końcu udaje mi się częściej coś pamiętać, niż wcześniej (w ogóle).


Wczoraj z Adrianem wyskoczyliśmy na plaże, na piwko i było tak miło :) aż 3 gwiazdy spadające widziałem :D


----

Coś fajnego z niemieckiego:D
[youtube https://www.youtube.com/watch?v=u2pySXCmwpc]

środa, 10 kwietnia 2013

w punkcie, gdzie drogi się rozchodzą

na rozdrożu się znalazłem -


Ostatnio Adrian dał mi do zrozumienia dość wyraźnie, że nie jestem mu obojętny. To było bardzo miłe z jego strony. Poczułem się  w końcu tak jakoś inaczej, lepiej, w końcu mogłem doświadczyć tego uczucia psychicznego, że komuś na mnie zależy. Niewątpliwie takie uczucie zmienia człowieka.


Bardzo się cieszę :)


W pracy ostatnio trochę mniej kolorowo, bo mając kontakt z klientami, dość często wpadam na swojej pamięci. Rozmawiając z klientem, słucham jego potrzeb, rozmawiamy, ale gdy przyjdzie mi powtórzyć, przetworzyć jakąś informację, doświadczam pustki .......................................... wszystko zapominam, choć ostatnimi czasy, zdarza się, że zaskakuje mnie sytuacja, w której pamiętam cokolwiek. Zadanie pytania upewniającego się niekiedy jest bardzo nieprzyjemne, niezręczne - bo przecież przed 5 sekundami - słyszałem oczekiwania - a po upływie 5 sekund ich nie pamiętam. Wstydzę się czasami tego, głupio mi, najgorsze, że nie umiem tego przezwyciężyć i odzyskać swoją pamięć - jakąś równowagę. Mam nadzieję, że zażywana lecytyna w końcu zacznie przynosić pożądane efekty.


Lecytyna, witamina C, tran, magnez z witaminą B12 trochę tych tabletek zacząłem łykać, aż znajomi się dopytują co jest. Sam jestem raczej przeciwny takim zabiegom, ale wiem, że jest to jedyna droga by wzmocnić swój organizm.


Ciągle mam afty - ciągle mi dokuczają, ostatnio jest ich nad wyraz dużo, to chyba efekt tego, że w weekend zdarzyło mi się wypić trochę więcej alkoholu, no może nie tylko trochę...


Dlaczego na rozdrożu?


Zmieniam stancję, bo potrzebujemy z siostrami większego mieszkania 3 pokojowego, choć tak na prawdę tylko na 2 mc - dopóki koleżanka się nie wyprowadzi. Co będzie potem? - Większe koszty :( i jak z tym sobie poradzić? Nie wiem, i się boję.


Adrian ostatnio namawiał mnie bym skorzystał z okazji i pojechał do Niemiec, choć miałem okazję się starać o pracę i próbowałem, to bez przekonania. Zarobki bardzo dobre, praca również ciekawa. Ale bałem się zostawić obecną, bo jak wrócę, to co będzie dalej? Gdzie znajdę inną pracę? - A w dodatku tu ciężko z nią :( Chciałbym móc znów witać Niemcy, poczuć się jak w domowym raju - dla mnie każda wizyta tam to świetne przeżycie, radość z samego przebywania - możliwości porozumiewania się z ludźmi, poznawanie miejsc, ludzi - to takie fascynujące :) Aż serce mi rośnie jak sobie tak o tym wszystkim pomyślę.


Co zrobić? Jak dalej żyć?


W zeszłym tygodniu koleżanka mówiła mi, że dostała pracę gdzie wszystko toczy się na podstawie umiejętności zdobytych na studiach, kontakty głównie z Niemcami. Z opisu tego wynikało, że fajna robota. Ona ją dostała z polecenia, gość potrzebował kogoś... Dostaje 12 zł na rękę na godzinę więc myślę, że to marzenie :) też bym tyle chciał zarabiać. Ma się zastanowić czy chce umowę niemiecką czy polską - wybór jest. Szef całkiem miły jak wynikało z jej gadki. Tylko, że ona chce zrezygnować pod koniec czerwca bo wyjeżdża do Niemiec - może udałoby mi się wskoczyć na jej miejsce :) Byłoby idealnie, dobre zarobki, praca też całkiem spoko, mogę powiedzieć, że to mogłoby mnie interesować. Mam mniej więcej pojęcie o samochodach, częściach, i takich technicznych sprawach - choć wiadomo nie jest tego dużo, ale cokolwiek wiem, może się uda. I tu też czy czekać, czy decydować się na coś innego?


Czy robić sobie przerwę po licencjacie i za rok startować na magisterkę? Trochę tych pytań, nie mających odpowiedzi jest - co wpycha mnie w zakłopotanie, zdezorientowanie.