niedziela, 31 stycznia 2016

Szczęście - czy gejem jest się szczęśliwym?

Ostatnio było o przyjaźni, dziś napiszę coś o szczęściu*. Czytając jakiś artykuł, może nawet post, albo książkę, nawet już nie pamiętam gdzie to było, zostały postawione pytania, pytania o nasz żywot. Nikt nie wymagał odpowiedzi, a jedynie można było ją samemu sobie udzielić. Zacząłem drążyć temat, bym sam zrozumiał siebie.

Nie rozumiem. Nie potrafię zrozumieć. 

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że samopoczucie spada, ono niszczeje i wcale nie wydaje się być lepsze.

Nie umiem sobie odpowiedzieć na pytanie czy jestem szczęśliwy. Gdy pytają mnie inni, odpowiadam, oczywiście jestem szczęśliwym człowiekiem. Nie jestem. Kłamię ;( Do szczęścia potrzeba mi jeszcze czegoś -. 

:(

Opracowanie własne.
Nie wiem czego:( Mam swoje (co prawda wynajmowane, ale jest) M, mam chłopaka z którym dzielę wspólnie życie, wiedzie nam się nawet, .... dobrze, chyba najlepiej jak napiszę, że się po prostu wiedzie, bez określeń jak. Dobre kontakty z rodziną. Nie brakuje mi jedzenia, mam każdego dnia co zjeść, mam w co się ubrać, nie potrzebuję pożyczać, nie potrzebuję żebrać, nie muszę się martwić, czy 10. dostanę wypłatę, czy starczy mi na bieżące wydatki. Ja to wszystko po prostu mam.
Jednak nie jestem szczęśliwy. 

Prawda jest taka brakuje mi spokoju. Życie które wiodę nie daje mi tego poczucia. A wpływ na to ma otoczenie i uwarunkowania z nim związane. Mój Misiek ♥. 

Chciałbym cholernie nauczyć się być szczęśliwym. Tylko jak? Co zrobić, by ten wewnętrzny smutek zamienić w radość? 

Wiem, że odpowiedź muszę znaleźć w sobie sam, wiem, że nigdzie nie jest ona zapisana, wiem również, że nie ma takiej persony, która mogłaby mi odpowiedzieć na moje pytania, na moje zwątpienia. 

Po prostu czuję się trochę jak ryba, której staw wysycha, a ona tkwi w mule, który nie rokuje na poprawę sytuacji. Możliwe, że ratunkiem jest inny staw wypełniony wodą po brzegi. Choć on również może wyschnąć z czasem i co wtedy?

W tytule zawarte pytanie chyba lepiej pozostawię bez odpowiedzi. Z jednej strony oczywiście zarówno gejem, bi, lesbijką, trans, chrześcijaninem, muzułmaninem, politykiem, zwykłym robotnikiem można być szczęśliwym. Skoro można być szczęśliwym, to równie dobrze można być nieszczęśliwym. 
Ja znalazłem się gdzieś po środku. Nie wiem czy jestem szczęśliwym. Chyba nie. To moje życie jest takie puste, jak puste są dziś ściany w moim domu - przestało tu tętnić życie, tylko dlaczego? Co zrobiliśmy nie tak?


*Sansenoi ostatnio zasugerował, że jego wpisy są czasem rozmową z samym sobą i zdanie innych nie ma tu większego znaczenia. Obawiam się, że sam się jakoś zagubiłem w tym wszystkim i coraz to rzadziej liczę się z opinią innych. Zaś z drugiej strony jest mi ona cholernie ważna. Głupie to co napisałem, ale nie mieszczę się w sobie ;-)

P.S Nie jest też tak, że mówię, byście nie komentowali, nie, wręcz przeciwnie jak zawsze chętnie czytam to co mi napiszecie, jednak jakoś tak gorzej się czuję może stąd ten dziwny ton :( Za co przepraszam Was :)

czwartek, 28 stycznia 2016

Gej i jego przyjaciele - o przyjaźni

Czym jest dla Ciebie przyjaźń? Czy jesteś przyjacielem/przyjaciółką? Masz przyjaciela bądź przyjaciółkę?

Wielu z nas mówi bardzo często o przyjaźni, ale czy tak na prawdę wiemy o niej dość dużo byśmy mogli, że jesteśmy dobrymi przyjaciółmi?

Zawsze wierzyłem w przyjaźń, w to, że takie relacje istnieją. Nigdy nie brakowało mi osób, które mógłbym nazwać swoimi przyjaciółmi. Jak to mówią "nigdy nie mów nigdy". Także nigdy nie istnieje. A prawda jest taka, że na przyjaźni się zawodzi...
Źródło własne
W szkole podstawowej przyjaźń była chwilą dopóki wszystko było ograniczone warunkami klasowymi. Później przyjaźń się rozpadła, bo pojawiły się nowe znajomości. Nowe okoliczności, wszystko było nowe, a nasze stosunki się pogorszyły. 

W liceum wszystko się zmieniło. Szkolne przyjaźnie odeszły w zapomnienie. Znalazłem się w nowych okolicznościach i tym samym nastał czas zawierania nowych znajomości. Z czasem one były na tyle dobre, by mówić o przyjaźni. Jednak już niestety za późno było, by zawrzeć prawdziwe przyjaźnie. Nieufność po kilku wpadkach, kiedy okazało się, że Marek nie potrafił trzymać języka za zębami. Można powiedzieć zamknąłem się. Moje stosunki z Markiem, choć na początku były bardzo dobre uległy znacznemu pogorszeniu.
Wtedy też na horyzoncie pojawił się Szymek, z nim zawiązała się jak myślałem prawdziwa przyjaźń. Wiele mu zawdzięczam, jednak i ta przyjaźń po jakichś 4-5 latach uległa rozkładowi. Tak, tak dziś z Szymkiem prawie w ogóle nie mam kontaktu.

 Od kilku lat realne przyjaźnie poszły w niepamięć. Zwykle ktoś zawodził. Starałem się by było idealnie, może za dużo chciałem, a może po prostu za dużo dawałem z siebie, co inni nie potrafili dostrzec. Być na każde zawołanie - nie jest dobre. Mimo iż nie potrafię inaczej, wiem, że w przyjaźni też potrzebny jest dystans, bo gdy ta przyjaźń taka super, ekstra i cacy, może dojść do pogorszenia ogólnego stosunku.

Gdy te przyjaźnie zaczęły zawodzić pojawiły się inne. Ja zamknąłem się raczej na ludzi, nie starałem się zyskać nowych przyjaciół, bo po co, skoro tyle razy się zawiodłem. Właściwie to się zamknąłem i nie mogę powiedzieć, że mam tu jakichś przyjaciół*. Raczej znajomych, choć tych jest jak wiadomo dużo, ale również mało.

* Skłamał bym gdybym powiedział, że teraz nie mam przyjaciół. Mam! Przyjaciela i przyjaciółkę :) Przyjaciel mieszka jakieś 700 km dalej, a przyjaciółka jakieś 600 km. Zarówno Przyjaciółka jak również Florian to osoby, które same do mnie napisały, można nawet powiedzieć, że wyciągnęły rękę. 

Przyjaciółka, to osoba z którą mogę zawsze porozmawiać, chociaż dzielą nas kilometry to potrafi sprawić, że czuję się jakby była tuż obok i popijała ze mną kawkę, czy herbatkę. Od kilku lat wymieniamy się korespondencją, właściwie to nasza relacja jest wyjątkowa, bo mimo różnic, jesteśmy dla siebie zawsze dostępni. Czasem mamy odmienne zdanie, ale to nie zmienia faktu, że zwykle dochodzimy do jakiegoś porozumienia, bynajmniej nie było jeszcze między nami kłótni o jakieś "duperele" - miejmy nadzieję, że tak pozostanie. Moja Przyjaciółka to osoba mądra, oczytana, taka osoba, która odkąd tylko pamiętam mi imponuje, jest świetnym wzorem, który warto naśladować. Dzięki jej wiedzy, dzięki jej życzliwości czuję się lepszym i mądrzejszym człowiekiem. Dziękuję Ci Przyjaciółko :))

Przyjaciel choć daleko to zawsze się melduje by o sobie przypomnieć. Poznaliśmy się na żywo kilkakrotnie. To co nasz łączy to, to, że bardzo podobne mamy podejście do świata, to polityki, do podejścia do ludzi. Kłótnie? Nie było. Nawet nie było sytuacji, gdzie byśmy się jakoś poróżnili w jakiejś kwestii. Zawsze mogę na niego liczyć, zawsze mogę się zwrócić do Niego i poprosić o radę. Taką również mogę dostać :) Florian to poważny człowiek, z ogromnym doświadczeniem życiowym. Dzięki jego doświadczeniu, temu, że zwiedził trochę świata, mogę się czegoś ciekawego, czy mądrego dowiedzieć. Florian zawsze służy pomocą. Nigdy nie odmówił :) Wielokrotnie spędziliśmy miło czas. To piękne chwile. Dziękuję Ci Przyjacielu :)

Także dziś mogę powiedzieć, że mam przyjaciół, mało, ale takich, na których mogę liczyć, jak czas pokazał, są to przyjaciele, których poznałem w sieci.

Niestety w rzeczywistości jest już gorzej, ciężko o jakiś dobre znajomości. Właściwie to takich nie ma. Jakoś od kilku lat w tym zakresie bywa u mnie okropnie, bo nie umiem znaleźć sobie znajomych, a może po prostu zbyt wymagający i trudny jestem w obyciu, bym miał znajomych, dobrych znajomych, a nawet przyjaciół :))

Co by nie było, to warto starać się o przyjaźń, dbać o nią i pielęgnować. To właśnie w przyjaźni cenię sobie najbardziej. Uważam, że w przyjaźni należy dbać o siebie wzajemnie :)

Tym miłym akcentem udanych przyjaźni Wam życzę :)) 

P.S. Dziękuję za to, że jesteście :)


wtorek, 26 stycznia 2016

Nietypowy dzień pewnego geja :)

Ostatnio mnie trochę jakieś osłabienie dopadło. Mega źle. Ciągle jestem zmęczony i mógłbym tylko spać. Zwykle sypiałem mniej więcej po 6-7 godzin dziennie, a teraz mógłbym przespać cały dzień i całą noc.

Poranek był dość ciężki. Nie chciało mi się wstać. Jakoś podołałem za 4 czy 5 budzikiem. W pracy jak to ostatnimi czasy meksyk - przeżyłem. Być może niedługo wszystko się zmieni, jak tylko zmienię pracę, hehe ciekawe tylko kiedy... hahaha :D

Najpiękniejsze to powrót do domu i odpoczynek :) Obejrzę może jakiś film jeszcze i znowu do łóżka, bo trochę mi zimno ostatnio, więc lepiej położę się do łóżka spać :)

To taki nietypowy dzień u mnie :)

środa, 13 stycznia 2016

Ksiądz w dom, Bóg w dom

Dzięki inspiracji Michała powstaje ten krótki post.

Nowy Rok to czas kolędy - u mnie już po... - w poniedziałek wracając z pracy widzę na drzwiach wejściowych informację o kolędzie - w czwartek. 

Nie przyjmuję księża, bo nie mam o czym z nim rozmawiać, no i niby po co ma przyjść do mnie "nie chciany" gość.

Co innego u rodziców. Ksiądz na małej wsi chodzi prawie do każdego, jak do kogoś nie idzie, to już jest szum wśród sąsiadów a co tam się stało.

Mój brat "uciekł" przed kolędą, a w domu została mama. Przyszedł proboszcz i w trakcie kolędy zaczął wypytywać o rodzinę, o dzieci.
Najmłodszy - pracuje, tylko on jeszcze w domu został.
Córki - pracują mieszkają w stolicy regionu. Uczą się? Jedna córka studiuje, ale teraz w ciąży to trzeba coś pomóc. 
Zbystrzał ksiądz, a ślub ma!? Nie. - odpowiada mama. W tym miejscu jej wypowiedź zostaje przerwana i wybucha wojna. Zdenerwowany, zgorszony ksiądz nie szczędzi w słowach. Jak to tak, jak to matka pozwala na coś takiego. Tak, teraz to będą chcieli ochrzcić dziecko. I przyjdą do mnie - a jak odmówię - to potem ja najgorszy - a oni się dopuszczają takich rzeczy. Ktosz to pomyślał.
Ksiądz wręcz chodził jak to mama opisywała. 
A najstarszy syn? Skończył studia... - o to bardzo dobry kierunek. Duży popyt na ten zawód. - Mama tylko przytaknęła, bo nie chciała już widzieć piany cieknącej z ust duchownego, gdyby ten się dowiedział, że owy syn to gej. 
Ksiądz w tym zamieszaniu nawet zapomniał się pożegnać, wyszedł bez zająknięcia. Mama trochę była zła, bo zachowanie jego było nie na miejscu. 

W sumie to po nim się nic innego nie spodziewałem. Zawsze z nim kontrowersyjne rozmowy. 

Ogólnie to nie lubiliśmy jako dzieci gdy przychodził do nas, co innego jak młodzi księża z którymi można było się dogadać, porozmawiać i cała ta kolęda była do zniesienia :)

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Ucieczka od biedy

Ten post powstał po tym jak przeczytałem post na innym blogu. Mr. Hubus pisze o tym dlaczego nienawidzi swojego miasta. Ja chcę napisać właśnie o tym i o czymś jeszcze.

Ja swojego miasta nie lubię również. Czemu? A no dlatego, że jest małe i bez perspektyw na przyszłość. Niestety ale w takich małych miastach ciężko jest o godne życie. Znajdź człowieku pracę, gdzie będziesz dobrze zarabiał, no mało realne. Owszem można gdzieś się zahaczyć, ale wówczas zarobki są poniżająco niskie. Znam wielu ludzi z tych małych miast/miasteczek, nie wspominając już o wsiach, gdzie sytuacja jest jeszcze gorsza, którzy ledwo wiążą koniec z końcem. 

O ile jest biedronka/lidl i inne supermarkety można się tam zahaczyć zarobki są niskie, lecz pewne. Przeżycie w swoim własnym M, w pojedynkę w takich miastach jest nierealne. Bo co można wynająć za 1300 zł i utrzymać się w dodatku jeszcze. 

Znam ludzi co pracują w supermarketach, kobieta młoda, zarabia właśnie 1300 zł - czy ją stać na własne M - nie. Gdyby wynajęła mieszkanie to na przeżycie zostało by jej przy dobrych wiatrach 200 zł - a tyle na jedzenie, kosmetyki, ubrania, przyjemności typu internet/telefon - to jednak zbyt mało. Wówczas trzeba się tułać po stancjach i wynajmować pokoje z grupą innych ludzi, bo taniej. To dziś jest właśnie standard życia młodych ludzi.

Idźmy dalej, młoda rodzinka 3 dzieci i dwoje dorosłych, on pracuje ma 2 tyś zł. To już jest dużo. Ona wychowuje malutkie dzieci. Za mieszkanie płacą ok 1400 - 1600 zł w zależności od zużycia mediów. Reszta pozostaje na jedzenie to tak średnio 500 zł patrząc ile kosztuje utrzymanie maluchów wiadomo, że wiążą koniec z końcem często gęsto korzystając z pomocy innych. 

Rodzina 4 osobowa, ich dwoje i dwoje dzieci. Mieszkają na socjalu, bo nic innego nie mają, on się łapie czegokolwiek, by zarobić cokolwiek, ona siedzi z dzieciakami. MOPS odwiedzają regularnie, bo przecież przeżyć trzeba. 

Wszędzie jest bieda.

Rodzinka 5 osobowa. Dwoje rodziców 3 dzieci, mieszkają na uboczu, poza wsią. On łapie się za każdą pracę dorywczą - tzn. taką gdzie ktoś zawoła, bo potrzebuje pracownika/pomocnika. Wiążą ledwo koniec z końcem, tu MOPS musi pomóc, bo inaczej klęska. Dzieci często gęsto chodzą wygłodzone. Dobrze, że w szkołach teraz dają jakiekolwiek posiłki, MOPS płaci, ale dzieci przynajmniej raz dziennie mogą zjeść posiłek. To główny powód dlaczego śpieszą do szkoły. 

Inna rodzina wielodzietna, nie będę mówił ile dzieci, bo nie gra to roli, dużo. Pracuje tylko ojciec. Matka pracą nie shańbiona, w domu siedzi. Dzieci głodne chodzą po znajomych, po wsi. Ludzie z litości dokarmiają. 

Kradzieże wśród takich dzieci to standard. One chodzą kraść bo z głodu by poumierali... Karać? Niby należałoby, lecz serce mi się kraje, jak widzę takie głodne dziecko. A przecież to jest "normą". 

Nie pochodzę z rodziny "bogatej". O dostatku w domu nigdy nie było mowy, sam niejednokrotnie cierpiałem z głodu, wiem co to znaczy nie mieć co zjeść. Wtedy jest okropnie. Do kradzieży się nie posunąłem, u mnie w domu to było niedopuszczalne, nie było przyzwolenia, nawet jeśli brakowało jedzenia. 

O tym, że ludzie pracują w warunkach poniżej godności ludzkiej wiem nie od dziś. Wiem, bo sam nieraz byłem tego świadkiem, pracować tak nie pracowałem, bo się nie dałem. Opuściłem wieś, potem miasto. Po studiach mam pracę, dobrze płatną i narzekam, że nie jest mi dobrze. Narzekam, bo warunki są zbyt ciśnieniowe. To jedyny powód. 

Gdy się zastanowić to powinienem przeprosić i cieszyć się tym co mam. Są ludzie, którzy mają dużo, dużo gorzej. Ja ze swojej pensji mogę pozwolić sobie na mieszkanie dwupokojowe, 43 m2. Stać mnie na utrzymanie się, wszelkiego rodzaju dobra typu telefon, internet, tv. Czy mam źle? Nie jedna osoba mi tego zazdrości i powiedziałaby, że mam bardzo dobrze. Bo mam tylko jakoś nie zupełnie to doceniam.

Mój misiek on zarabia niespełna tysiąc złotych. W tym miesiącu jego wypłata wyniesie ok. 600 zł. Bez umowy o pracę, zleceniówki, totalne wykorzystywnie, prace może i spoko, ale tylko dla studentów, jeśli ktoś chce się z niej utrzymać nie jest w stanie. 

Ktoś może powiedzieć, że większość z tych ludzi jest samemu sobie winna. Odpowiadam nie, oni nie zostali nauczeni życia. Szkoła tego nie uczy, bo po co? A po drugie nie może, bo mamy takie a nie inne władze. Wychowania seksualnego nie wolno nauczyć, bo będą zbyt świadomi i będzie mniej dzieci z wpadek. Będą zbyt świadomi swego postępowania. 
A nie oszukujmy się wielu Polaków tego starszego wieku była uczona innego wychowania. Oni nie rozumieją, nie umieją przekazać właściwych wzorców. Ktoś powie po co mają dzieci? A no to efekt może tej nieświadomości co to znaczy mieć rodzinę i jakie płyną z tego obowiązki. 

Poznaję różnych ludzi, poznaję różne rodziny i widzę jak to jest. Świadomość swoich obowiązków wynikających z posiadania potomstwa jest na poziomie 1%. Tzn., że w 99% nasze państwo zawodzi. To straszne.

Wielu tych, którzy się wybili uciekają do większych miast, bo tam można sobie poradzić i przetrwać. Ja w swojej mieścinie nie znalazłbym pracy w zawodzie. Jestem w stolicy regionu, bo tu jest praca. Tu mogę się utrzymać. Cały region to jedno wielkie bezrobocie. Ono dotyka każdego. Mowa, że jest tu praca, to oszustwo, bo praca która uwłacza i nie daje możliwości utrzymania się nie jest pracą. 

Często problem jest też taki, że wielu ludzi nie ma żadnego konkretnego fachu w ręku. Nie chodzi tu tylko o tych co wybrali studia i mają tytuł mgr. Mowa tu też o tych dzieciach, które skończyły 18 lat, szkołę bez zawodówki, a nawet z zawodem. W takiej małej mieścinie 7 tyś mieszkańców. gdzie nie ma zbyt wiele, bądź też w ogóle zakładów, znalezienie pracy jest graniczące z cudem. 

Codzienność życia w tych mniejszych ośrodkach w Polsce jest niehumanitarna. Wiem, że na świecie bywa jeszcze gorzej, lecz to co mamy za oknem wcale nie jest lepsze.

U mnie w mieście, gdzie obecnie żyję, wcale też nie jest kolorowo. Ludzie pracują za 4, bądź 5 zł na kasie w markecie. Chętnie to zacząłbym bojkotować ten market, chętnie bo zacząłbym bojkotować cały ten chłam jaki nas otacza. 

Nie można powiedzieć, że winę ponoszą za to tylko i wyłącznie biedni, niewykształceni ludzie. My jako ogół społeczeństwa, włącznie z naszą władzą na czele (niezależnie od formacji politycznej) jesteśmy temu winni. 

Ucieczka do wielkiego miasta to jedyna szansa na to, że jakoś przetrwamy. Nawet Ci biedniejsi uciekają, Ci bez odpowiedniego wykształcenia, bo tu łatwiej o pracę, bo tu łatwiej jest kupić coś w promocji, idzie przeżyć. 

Sam zastanawiam się nad ucieczką gdzieś dalej, bo jednak dla mnie tutaj nie jest kolorowo, jest trudno. Nie wiem co będzie za miesiąc, czy dwa. 

Taki obraz mamy w Polsce, tego obrazu nie analizują nasi przedstawiciele w parlamencie. Taki obraz ich mało obchodzi. 

Ostatnio mówiliśmy wśród znajomych o tym jakie średnio zarobki panują u nas. Średnia krajowa wielu z nas nie dotyczy. O ile jeszcze najniższą krajową można wyciągnąć to o lepszą wypłatę bardzo, ale to bardzo ciężko. 

Sam chciałbym pracę na stałe, która pozwoliłaby mi ubiegać się o kredyt na mieszkanie, bo po co mam opłacać innych ludzi? Niestety nie jest to takie proste. Przy umowie na 3 lata mogę sobie marzyć dalej o własnym M. 

Czy żyje nam się dobrze? Można po przeczytaniu samemu sobie odpowiedzieć na to pytanie. 

niedziela, 3 stycznia 2016

To już rok 2016

Przejście ze starego do nowego roku 2016 spędziliśmy razem, bez większych wydarzeń w naszym życiu, no może poza jednym "malutkim" :) 

Właściwie to chciałem napisać o czymś innym - Sylwester i Nowy Rok spędziliśmy w objęciach - było bardzo miło, ba nawet milej niż się można byłoby spodziewać :) Z uśmiechem na twarzy przywitaliśmy nowy rok :) 

Wracając to post ten miał być o czymś innym. Byłem sobie ostatnio u fryzjera - Sylwester, chyba należałoby sobie fryzurę odświeżyć. Wchodzę do jednego zakładu, było po 17.00 więc pytam grzecznie, czy jeszcze dałoby radę się wcisnąć? Pani po chwili zastanowienia odpowiada tak. Proszę iść prosto, po schodach na górę... -przepraszam, mam jeszcze jedno pytanie, ile kosztuje strzyżenie? Po czym pani odpowiada 35 zł. W takim razie podziękuję, do widzenia. Dobrze, że zapytałem, bo byłbym na siebie zły. Za 15 min. pracy miałbym płacić 35 zł? Oj, nie w zakładzie do którego chodzę zwykle płacę 15 zł. A kobieta obcina mnie zawsze tak jakbym chciał, jest miło i przyjemnie. Mając krótkie włosy jeszcze nigdy nie płaciłem ponad 30 zł. Owszem zdarzyło mi się zapłacić 30 zł - ale to dlatego, że nie spytałem wcześniej po ile jest strzyżenie, no i było to w supermarkecie z pasażem handlowo-usługowym. Poszedłem więc do następnego zakładu, który był całkiem niedaleko mojego domu. 
Bardzo uprzejma kobieta. Niestety ogólne wrażenie było niezbyt zadowalające. Zawsze mówię jak
Źródło własne
chcę być ścięty, ale ostateczne zdanie zostawiam fryzjerce/fryzjerowi, tak by jedno z drugim pasowało. Tym razem to ja sam musiałem zadecydować, bo pani nie chciała. To było dla mnie szokujące, bo nigdy nie było z tym problemu. W ogóle strzyżenie nie podobało mi się na tyle bym, poszedł tam kolejny raz. Teraz już wiem, że jednak będę zmuszony jeździć na drugi koniec miasta do swojego zakładu, gdzie satysfakcja jest przynajmniej gwarantowana. 
Nie wiem czy to tylko ja tak mam czy wszyscy tak mają, ze wybór fryzjera to nie takie łatwe zadanie? 

Weekend dobiega końca, a jutro czas wrócić do pracy, tak bardzo mi się nie chce :D Jak sobie pomyślę ile pracy mnie czeka, to aż mi źle z tym. Najgorsze jest to "ciśnienie" oraz to, że ciągle mówisz i ludzie nie odchodzą, jest ich coraz więcej. Taka praca :D Może wyjdę rozejrzę się za inną, tylko kto mi zaproponuje na początek dobre pieniądze, tu zarobki są wysokie jak na rodzaj pracy, BOK, umowa o pracę, urlop oraz wszystkie inne warunki wynikające z tego tytułu, każdy weekend wolny. Praca 8-16 bądź 10-18. Brzmi bardzo dobrze, lecz coś jednak wszystko wali w łeb - tym czymś jest "ciśnienie" jak z góry zostaje nałożone.