Ten post powstał po tym jak przeczytałem post na innym
blogu. Mr. Hubus pisze o tym dlaczego nienawidzi swojego miasta. Ja chcę napisać właśnie o tym i o czymś jeszcze.
Ja swojego miasta nie lubię również. Czemu? A no dlatego, że jest małe i bez perspektyw na przyszłość. Niestety ale w takich małych miastach ciężko jest o godne życie. Znajdź człowieku pracę, gdzie będziesz dobrze zarabiał, no mało realne. Owszem można gdzieś się zahaczyć, ale wówczas zarobki są poniżająco niskie. Znam wielu ludzi z tych małych miast/miasteczek, nie wspominając już o wsiach, gdzie sytuacja jest jeszcze gorsza, którzy ledwo wiążą koniec z końcem.
O ile jest biedronka/lidl i inne supermarkety można się tam zahaczyć zarobki są niskie, lecz pewne. Przeżycie w swoim własnym M, w pojedynkę w takich miastach jest nierealne. Bo co można wynająć za 1300 zł i utrzymać się w dodatku jeszcze.
Znam ludzi co pracują w supermarketach, kobieta młoda, zarabia właśnie 1300 zł - czy ją stać na własne M - nie. Gdyby wynajęła mieszkanie to na przeżycie zostało by jej przy dobrych wiatrach 200 zł - a tyle na jedzenie, kosmetyki, ubrania, przyjemności typu internet/telefon - to jednak zbyt mało. Wówczas trzeba się tułać po stancjach i wynajmować pokoje z grupą innych ludzi, bo taniej. To dziś jest właśnie standard życia młodych ludzi.
Idźmy dalej, młoda rodzinka 3 dzieci i dwoje dorosłych, on pracuje ma 2 tyś zł. To już jest dużo. Ona wychowuje malutkie dzieci. Za mieszkanie płacą ok 1400 - 1600 zł w zależności od zużycia mediów. Reszta pozostaje na jedzenie to tak średnio 500 zł patrząc ile kosztuje utrzymanie maluchów wiadomo, że wiążą koniec z końcem często gęsto korzystając z pomocy innych.
Rodzina 4 osobowa, ich dwoje i dwoje dzieci. Mieszkają na socjalu, bo nic innego nie mają, on się łapie czegokolwiek, by zarobić cokolwiek, ona siedzi z dzieciakami. MOPS odwiedzają regularnie, bo przecież przeżyć trzeba.
Wszędzie jest bieda.
Rodzinka 5 osobowa. Dwoje rodziców 3 dzieci, mieszkają na uboczu, poza wsią. On łapie się za każdą pracę dorywczą - tzn. taką gdzie ktoś zawoła, bo potrzebuje pracownika/pomocnika. Wiążą ledwo koniec z końcem, tu MOPS musi pomóc, bo inaczej klęska. Dzieci często gęsto chodzą wygłodzone. Dobrze, że w szkołach teraz dają jakiekolwiek posiłki, MOPS płaci, ale dzieci przynajmniej raz dziennie mogą zjeść posiłek. To główny powód dlaczego śpieszą do szkoły.
Inna rodzina wielodzietna, nie będę mówił ile dzieci, bo nie gra to roli, dużo. Pracuje tylko ojciec. Matka pracą nie shańbiona, w domu siedzi. Dzieci głodne chodzą po znajomych, po wsi. Ludzie z litości dokarmiają.
Kradzieże wśród takich dzieci to standard. One chodzą kraść bo z głodu by poumierali... Karać? Niby należałoby, lecz serce mi się kraje, jak widzę takie głodne dziecko. A przecież to jest "normą".
Nie pochodzę z rodziny "bogatej". O dostatku w domu nigdy nie było mowy, sam niejednokrotnie cierpiałem z głodu, wiem co to znaczy nie mieć co zjeść. Wtedy jest okropnie. Do kradzieży się nie posunąłem, u mnie w domu to było niedopuszczalne, nie było przyzwolenia, nawet jeśli brakowało jedzenia.
O tym, że ludzie pracują w warunkach poniżej godności ludzkiej wiem nie od dziś. Wiem, bo sam nieraz byłem tego świadkiem, pracować tak nie pracowałem, bo się nie dałem. Opuściłem wieś, potem miasto. Po studiach mam pracę, dobrze płatną i narzekam, że nie jest mi dobrze. Narzekam, bo warunki są zbyt ciśnieniowe. To jedyny powód.
Gdy się zastanowić to powinienem przeprosić i cieszyć się tym co mam. Są ludzie, którzy mają dużo, dużo gorzej. Ja ze swojej pensji mogę pozwolić sobie na mieszkanie dwupokojowe, 43 m2. Stać mnie na utrzymanie się, wszelkiego rodzaju dobra typu telefon, internet, tv. Czy mam źle? Nie jedna osoba mi tego zazdrości i powiedziałaby, że mam bardzo dobrze. Bo mam tylko jakoś nie zupełnie to doceniam.
Mój misiek on zarabia niespełna tysiąc złotych. W tym miesiącu jego wypłata wyniesie ok. 600 zł. Bez umowy o pracę, zleceniówki, totalne wykorzystywnie, prace może i spoko, ale tylko dla studentów, jeśli ktoś chce się z niej utrzymać nie jest w stanie.
Ktoś może powiedzieć, że większość z tych ludzi jest samemu sobie winna. Odpowiadam nie, oni nie zostali nauczeni życia. Szkoła tego nie uczy, bo po co? A po drugie nie może, bo mamy takie a nie inne władze. Wychowania seksualnego nie wolno nauczyć, bo będą zbyt świadomi i będzie mniej dzieci z wpadek. Będą zbyt świadomi swego postępowania.
A nie oszukujmy się wielu Polaków tego starszego wieku była uczona innego wychowania. Oni nie rozumieją, nie umieją przekazać właściwych wzorców. Ktoś powie po co mają dzieci? A no to efekt może tej nieświadomości co to znaczy mieć rodzinę i jakie płyną z tego obowiązki.
Poznaję różnych ludzi, poznaję różne rodziny i widzę jak to jest. Świadomość swoich obowiązków wynikających z posiadania potomstwa jest na poziomie 1%. Tzn., że w 99% nasze państwo zawodzi. To straszne.
Wielu tych, którzy się wybili uciekają do większych miast, bo tam można sobie poradzić i przetrwać. Ja w swojej mieścinie nie znalazłbym pracy w zawodzie. Jestem w stolicy regionu, bo tu jest praca. Tu mogę się utrzymać. Cały region to jedno wielkie bezrobocie. Ono dotyka każdego. Mowa, że jest tu praca, to oszustwo, bo praca która uwłacza i nie daje możliwości utrzymania się nie jest pracą.
Często problem jest też taki, że wielu ludzi nie ma żadnego konkretnego fachu w ręku. Nie chodzi tu tylko o tych co wybrali studia i mają tytuł mgr. Mowa tu też o tych dzieciach, które skończyły 18 lat, szkołę bez zawodówki, a nawet z zawodem. W takiej małej mieścinie 7 tyś mieszkańców. gdzie nie ma zbyt wiele, bądź też w ogóle zakładów, znalezienie pracy jest graniczące z cudem.
Codzienność życia w tych mniejszych ośrodkach w Polsce jest niehumanitarna. Wiem, że na świecie bywa jeszcze gorzej, lecz to co mamy za oknem wcale nie jest lepsze.
U mnie w mieście, gdzie obecnie żyję, wcale też nie jest kolorowo. Ludzie pracują za 4, bądź 5 zł na kasie w markecie. Chętnie to zacząłbym bojkotować ten market, chętnie bo zacząłbym bojkotować cały ten chłam jaki nas otacza.
Nie można powiedzieć, że winę ponoszą za to tylko i wyłącznie biedni, niewykształceni ludzie. My jako ogół społeczeństwa, włącznie z naszą władzą na czele (niezależnie od formacji politycznej) jesteśmy temu winni.
Ucieczka do wielkiego miasta to jedyna szansa na to, że jakoś przetrwamy. Nawet Ci biedniejsi uciekają, Ci bez odpowiedniego wykształcenia, bo tu łatwiej o pracę, bo tu łatwiej jest kupić coś w promocji, idzie przeżyć.
Sam zastanawiam się nad ucieczką gdzieś dalej, bo jednak dla mnie tutaj nie jest kolorowo, jest trudno. Nie wiem co będzie za miesiąc, czy dwa.
Taki obraz mamy w Polsce, tego obrazu nie analizują nasi przedstawiciele w parlamencie. Taki obraz ich mało obchodzi.
Ostatnio mówiliśmy wśród znajomych o tym jakie średnio zarobki panują u nas. Średnia krajowa wielu z nas nie dotyczy. O ile jeszcze najniższą krajową można wyciągnąć to o lepszą wypłatę bardzo, ale to bardzo ciężko.
Sam chciałbym pracę na stałe, która pozwoliłaby mi ubiegać się o kredyt na mieszkanie, bo po co mam opłacać innych ludzi? Niestety nie jest to takie proste. Przy umowie na 3 lata mogę sobie marzyć dalej o własnym M.
Czy żyje nam się dobrze? Można po przeczytaniu samemu sobie odpowiedzieć na to pytanie.