sobota, 31 grudnia 2016

To już ostatni post...

Ten rok właśnie dobiega końca...


Życzenia Noworoczne!
www.gejpisze.blogspot.com.
Można kopiować.


... cóż nam pozostało, jedynie życzyć sobie WSZYSTKIEGO DOBREGO!

Zatem Dosiego Roku!

sobota, 26 listopada 2016

#polishboy #życiowy #chaos

To już druga próba napisania czegoś na bloga. Bardzo dawno tu mnie nie było, a jak byłem to tylko na chwilkę tak tylko przelotem. 

Źródło: wyniki google.com
Wszystko to za sprawą #chaosu jaki zapanował w moim życiu. W sumie, może to lekka przesada, ale co by nie było to w życiu "perfekcjonisty", "ułożonego człowieka", gdzie są tylko kolory czarny i biały zapanował: nieład, bałagan, roztargnienie, rozszczepienie, zwątpienie, obraz zrobił się niejasny - kolorowy. 

Za sprawą tego wszystko się jakoś tak mozolnie ciągnie i wysysa moją energię, której ponoć mi nie brakuje. Czyżby?

Zaczynając życie od nowa na prowincji nie zdawałem sobie sprawy ile to wyrzeczeń będzie kosztowało, ile nerwów stracę, ile niejasności i ile przeszkód pojawi się na mojej drodze. Nie zapominając, że wszędzie przecież są ludzie i ludzie. Jedni są tymi z którymi można konie kraść, inni zaś to ci co czekają na twoje potknięcie się. 
I tak odkąd zmieniłem pracę, czuję się pod tym względem wyzwolony - bardzo lubię swoją nową pracę - to moje życiowe marzenie, które się spełniło. Jestem szczęśliwy. Rano wstaję i gdy już jestem w drodze do pracy czuję się super, lubię ją, lubię przebywać z moimi podopiecznymi, zapominam o świecie o problemach i o tym co czeka mnie kiedy opuszczę mury mojej placówki. Stąd często gęsto spędzam tam dużo więcej godzin, niż moi inni koledzy i koleżanki po fachu. Do swojego etatu doliczyć trzeba by wszystkie te godzinki gdzie siedzę i tworzę w murach naszej placówki, ale również ile czasu poświęcam na to w domu. 
Czy mogę powiedzieć, że czuję się jak w raju?
Z pewnością odpowiem: TAK.
Własność http://gejpisze.blogspot.com/
Obraz można dowolnie kopiować i przetwarzać. 

Oczywiście w tym raju też nie jest zawsze tak kolorowo. W całym kraju, chyba w każdej gałęzi gospodarki, w każdym zakładzie da się odczuć efakt "dobrej zmiany" tej jak Wisła długa i szeroka płynącej dobroci. 
RZYGAM NIĄ - a tworzyć, trwać i pracować trzeba dalej. Często czuję się pod ostrzałem pewnych jednostek sprawujących władzę nad nami. Ludzie, którzy założyli klapki na oczy i sławią tylko słowa swego prezesa. 
Doczekaliśmy się pracy w strachu w cenzurze. Zachęcano mnie od przyjęcia pod swe skrzydła jeszcze jednego fachu, który mógłbym przekazywać dalej, lecz nie umiałbym zmieniać biegu historii i ją fałszować, przedstawiać tylko w tym "dobrym" świetle. Zapominając o tym co my dziś wiemy, co wiem na podstawie tego co się w Polsce dzieje, do czego to prowadzi. Zakłamanie historii - nie dziękuję. Stąd odmówiłem. Moja strata, bo byłby dodatkowe nadgodzinki, zawsze to coś do tej marnej wypłaty.
Myślałem by się rozwijać w jeszcze jednym kierunku, tak by urozmaicić swój warsztat, ale to są koszta, na które mnie nie stać. 3 semestry to koszt ok. +/- 6 tysięcy. Jeśli spojrzeć na to z perspektywy czasu to nie wiele, ale jednak wyłożyć to niemalże "od razu" to też sztuka, której nie jestem w stanie wykonać. Nie dziś.
Dylemat jaki jeszcze by pozostał, to czy bym sobie poradził w innej gałęzi? Do wyboru byłaby: informatyka (bardzo lubię pracę z kompem/tabletami, etc) - nawet kiedyś myślałem o tym fachu - ale wybrałem co innego. Geografia i biologia już są "zajęte", a szkoda - została chemia - pamiętam ją tylko z czasów gimnazjum - wówczas bardzo lubiłem się uczyć tego przedmiotu, ale niejednokrotnie było mi ciężko coś zrozumieć - więc się boję, że później byłbym złym mentorem. No i innych zamysłów nie mam :( Fizyki bym się nie podjął za dopłatą, bo bym od razu się poddał. To nie dla mnie. 
No i takie to dylematy mam. 

Obecnie czuję się jak bezdomny, nie mam swoich 4 ścian. Stare mieszkanie opuściłem bym miał lepiej i bliżej więc przeniosłem się do małego miasteczka. Później w wyniku zamieszań straciłem dach nad głową i wylądowałem tu gdzie jestem - u rodzicieli - niestety miało to być na chwilę, ale ta chwila już trwa i trawa - mam dość takiego mieszkania na walizkach. Szukam czegoś innego, ale wcale nie jest kolorowo. 
Trochę obawiam się dojazdów. Do pracy w jedną stronę miałbym ok. 50-60 km w dwie strony to jest dobra 100-120 km. I wcale nie byłoby to takie straszne, gdyby nie fakt, iż jeden odcinek drogi tj. jakieś 30 km jest w ciągłej przebudowie, a to skutkuje spowolnieniem. Na dojazd musiałbym poświęcić dziennie 1.5 godziny w jedna stronę. To mnie trochę przeraża i boję się czy dam radę, kiedy teraz, gdy mam 25 km do jazdy muszę raniutko wstać i wyruszać w drogę. 
Inną kwestią są koszta takich dojazdów. Za to nikt nie zwróci mi, a przecież 100 km to jest koszt ok 35 zł/dziennie. Patrząc na miesiąc uwzględniając 20 dni w miesiącu to jest koszt rzędu: 700 zł. A nie oszukujmy się nie da się tego tak policzyć, zawsze gdzieś trzeba zajechać po drodze, coś załatwić, licznik się kręci.
Czy mój portfel jest w stanie to udźwignąć? Boję się. 

Misiek pracuje więc byłoby dwóch pracujących, no ale to nie zmienia faktu, że suma sumarum to są potężne wydatki. 

Zastanawiam się czy nie dorabiać w soboty 8-16. Mógłbym wrócić do korpo na weekendy i tam popracować trochę. Tylko czy chcę? Czy mam na to siłę, czas? 

W sumie to czas bym jakoś znalazł, ale czy warto? Hm. Sam już nie wiem.

Czasem chciałbym by czas się zatrzymał i pozwolił mi wziąć
kilka dni wolnego od życia, tak bym mógł sobie przeanalizować wszystko. To jest jednak niemożliwe.

Gdzieś w środku drzemie we mnie jeszcze inna natura. Natura podróżnika i człowieka wolnego przywiązania do miejsca. Chciałbym udać się gdzieś daleko, jak najdalej od moich znajomych (których dziś już nie mam), od rodziny, od ludzi, których znam i oni mnie znają. Chciałbym zacząć od nowa. Tylko w moim zawodzie, w miejscu, w którym jestem dziś, to nie realne. Czytałem, że komuś się udało - ale to w jakim wielkim mieście. Jednostki.
Ciągle żyję w strachu przed prawdą, przed tym czym mogłoby to mi grozić. Niestety społeczeństwo staje się coraz bardziej antyludzkie, wrogo nastawione i oporne na wiedzę i naukę, stąd nie widzę swoich szans w obliczu prawdy. 

Ostatnio zacząłem się zastanawiać nad tym czy nie warto spróbować życia gdzieś indziej, tzn. zostawić ojczyznę i udać się gdzieś gdzie za swoją pracę dostanę godne pieniądze. Rozmawiałem z kolegą, który pracując 1,5 roku ze swoją narzeczoną zarobił sobie na to by zakupić w kraju swoje własne M. To sytuacja kuriozalna, że pracując nie masz szans na spokój we własnym M. Żyje się na stancjach, które w naszym kraju są spłatą kredytów wynajmujących. Często standardy są porażką, o tym już nie raz pisałem w związku z poszukiwaniem stancji. Tutaj nawet zakup samochodu często wiąże się z kredytem... - bo inaczej to skąd czerpać dochody?

poniedziałek, 17 października 2016

17.10.2016

Miłe jest to, że są ludzie gdzieś daleko, a jednak blisko i pytają czy żyję, co się stało, gdzie się podziewam.

Właściwie to jakoś żyję tu gdzieś na małym skrawku tego padołu. 

Mam zły czas w swoim życiu. Wszystko się wali. Nie mam sił na pisanie - jest dobrze po północy, raniutko trzeba wstać, a ja już bez sił by zacząć nowy tydzień z uśmiechem na twarzy, z nowymi pomysłami.

Moja koleżanka, Lena, powiedziała, że dobry człowiek w tym zawodzie to taki, który jest wyspany i "pomysłowy" - to pomysłowy znaczy tyle samo co zdolny do rzucania pomysłami na zawołanie chwili, czasu, sposobu i sytuacji. 

O.

P.S.
Tak, medicus helveticus masz rację co do profesji. 

Dzięki, że jesteście, mimo iż mnie tu jakoś nie ma, a jak jestem to bez pomysłu co mam napisać... Chyba się zapędziłem w ciemny kąt.

niedziela, 11 września 2016

Zmian wiele

Hej,

jeśli ktoś się dziwi dlaczego tutaj tak rzadko piszę, to powiem szczerze: brakuje mi na to czasu.

# zmieniłem pracę, już nie pracuję w międzynarodowym środowisku korporacyjnym, lecz w korporacji państwowej - nazwijmy to tak. Przynależę do tej grupy ludzi nielubianych za przywileje, za wolne, za dodatki, za ....każdy znajdzie tu coś swojego.

# zmiany stancji z tym związane to dłuższa historia na oddzielny post.  Nie mogę się o tym zbytnio dużo rozpisywać. 

# zawirowania w związku - bezrobocie lubego, zmiana pracy powoduje, że nie mam czasu dla niego 😕.

# problemy rodzinne -  ojciec chyba się już zapije na śmierć. Ostatnio tak było. Wylądował w szpitalu. Wcale się nie dziwię, że żaden szpital takiego nie chciał przyjąć. Współczuję lekarzom i wszystkim tym co mają z takimi styczność, jednocześnie jestem im niezmiernie wdzięczny za to, że robią taką trudną robotę.

# ciąg dalszy problemów z samochodem. Przegląd przeszedł bez problemów. Świetne amortyzatory, ten sam tekst gość powiedział mi rok temu odnośnie amorków. I wartości były +/- takie same. Oszczędzam go. Jedynie co było nie halo, to
## reflektor lewy zbyt nisko opuszczony - o tym wiem, bo jest połamany uchwyt mocujący. 
## osłona przegubu urwanie po prawej stronie - nie wiedziałem o tym  - trzęba koniecznie udać się do mechanika. 
## koniecznie trzeba wyregulować gaz - dużo palił - zajechałem do gazownika, wyregulował i skasował odpowiednio 40 zł. Mam nadzieję, że tym razem będzie to dobrze zrobione. 
### wlew oleju cieknie przy uzupełnianiu go, kleiłem, ale chyba było za mało kleju naniesione, bo jednostronnie coś się roszczelniło. 
### pompa ABS do wymiany, wiedziałem o tym już od dawna, no ale ciągle zwlekam z tym, brak funduszy. 

Trochę zaniedbuje znajomych, ale to chwilowy wynik wielu nowych obowiązków, z którymi muszęsobie radzić sam, bo nowi koledzy i koleżanki nie koniecznie są chętni służyć radą. Gdyby nie pomoc dyrektora było by mi na prawdę trudno.

Do następnego razu i miłego końca weekendu😊

niedziela, 14 sierpnia 2016

taki ładny element patriotyzmu

Od jakiegoś czasu zadaję sobie jedno pytanie, które jest zarazem szeregiem pytań, które bardzo mnie nurtuje, mianowicie to: Co znaczy być patriotąCzym jest patriotyzm? Co dla mnie znaczy patriotyzmJaka postawa jest patriotyczna, a jaka nie? Czy patriotą jest każdy, czy tylko nieliczni? Czym jest moja ojczyzna? Czym się zasłużyliśmy dla niej?

Odnosząc się do pytania co znaczy być patriotą muszę od razu odpowiedzieć na drugie pytanie, czym jest patriotyzm. Owa odpowiedź nie jest moją własną, nie jest moją wizją, lecz tą encyklopedyczną formułką, jaką może znać każdy:
(łac. patria,-ae = ojczyzna, gr. patriotes) – postawa szacunku, umiłowania i oddania własnej ojczyźnie oraz chęć ponoszenia za nią ofiar; pełna gotowość do jej obrony, w każdej chwili.
Dla mnie wiele ważniejsze jest to co ja o tym myślę, bo właściwie to przecież nie zgadzam się z książkową decyzją tego pojęcia.
Otóż dla mnie sam patriotyzm w takiej formie jak powyższa regułka, nie istnieje. Patriotyzm jakimś dziwnym trafem* w ogóle nie istnieje w mojej czasoprzestrzeni. Nie identyfikuję się z żadną postawą patriotyczną, ani tymi skrajnie prawicowymi, anie z tymi skrajnie lewicowymi poglądami politycznymi. One właściwie odnoszą się wszystkie w pewnym zakresie do patriotyzmu. 
No dobra, może określenie "w ogóle" jest przesadą, ale nie poczuwam się. O ile szacunek do mojego rodzimego kraju mam. Polska nie jest mi obca. Nie wstydzę się nawet tego, że jestem Polakiem, lecz nigdy w życiu nie przyjąłbym postawy oddania własnej ojczyźnie, nie wspominając już o chorym wyobrażeniu oddawania za nią życia, ponoszenia ofiar. Moje życie jest cenniejsze, niż to czy Polska przetrwa w takiej, czy innej istocie. Czy to kształt, czy to miejsce, nie ma dla mnie znaczenia. Wiele bardziej czuję się Europejczykiem niż Polakiem, ale zawsze nie na tyle bym oddawał życie, przelewał krew. 

Nie ma właściwie jednej poprawnej i słusznej postawy, która mogła by być przykładem tego jak właściwie wyznawać patriotyzm, co robić, a czego nie. Każdy z nas pewnie ma inne wyobrażenie na ten temat. 
Tak dla mnie postawa patriotyczna to taka, która nie szkodzi dobru ogólnemu swych rodaków. Jako Polak płacę podatki, Urzędy Skarbowe mnie nie ścigają, więc długów nie mam, pracuję w kraju, a więc moje państwo ma z tego korzyści w postaci podatków, słupków w wykresach o bezrobotnych. Państwo łożyło pieniądze na studia "darmowe", teraz to odpracowuję. Może nie napawam się dumą z tego, że jestem Polakiem, że Polska to taki wspaniały piękny kraj. Ale zawsze na zewnątrz staram się dobrze reprezentować moje korzenie. Wielokrotnie dzięki tej postawie zmieniam błędne wyobrażenie o mojej ojczyźnie. Szanuję to co polskie, fanem nie jestem, ale czasem znaczenie ma dla mnie to, czy coś jest polskie, rzadko, bo większość rzeczy jest obca. - Ale mleko z Biedronki jest polskie. Hehe :) 
Opracowanie własne.
www.gejpisze.blogspot.com
Oczywiście dla kogoś mogę nie być patriotą. Wiele dyskutować nie ma co. Ja uważam się za osobę dość neutralną jeśli chodzi o patriotyzm. Nie mam szczególnie jakichś rytuałów, postaw które bym naśladował w imię ojczyzny. 
Myślę, że każdy z nas w jakimś stopniu jest patriotą, lecz na pewno nie każdy ten patriotyzm ukazuje zewnętrznie.

Dość istotne było by przedostatnie i ostatnie pytanie. Właściwie dopiero teraz napiszę dlaczego ten artykuł. 
Jako dziecko, jako uczeń - będąc jeszcze z rodzicami, mieszkając z nimi, wszystko wyglądało dużo inaczej. Patriotycznych postaw uczyłem się od ludzi z zewnątrz. Rodzice Zosi, ona sama i jej rodzeństwo dużo o tym wspominali. Polska to bardzo ważny temat w tej rodzinie. Za sprawą bardzo bliskich kontaktów, czerpałem tą wiedzę. Dużo się dowiedziałem, dużo też zrozumiałem. Ludzie wysoko postawieni, często wiedzą więcej niż tylko to co telewizja mówi, a praca przekazuje na papierze. 
Dużo miłych i ciekawych rozmów pamiętam. O tym jak ważne są mechanizmy obronne, struktury działania naszego kraju, oraz to jak bardzo ważny jest czynnik ludzki w całym tym systemie. Wówczas patriotyzm niby nie obcy, ale jednak był wokół mnie. Żyłem z tymi postawami stojąc z boki, nie brałem udziału w żadnych uroczystościach państwowych. 
Pamiętam kiedyś jedną kłótnię mojego rodziciela z moim wujkiem o flagę polską, o to czy powinna zawisnąć, czy nie. Ostatecznie zawisła, lecz na chwilę... 
Swoją drogą u mnie flaga polska w oknie stoi całym rokiem, ale nie tylko flaga Polski. 
Szkolne uroczystości były bez mała obowiązkowe, dlatego też brałem w nich udział. Może to był jakiegoś rodzaju mus, ale nie jakiś tam nieprzyjemny, wręcz przeciwnie lubiłem moment gdy wspólnymi siłami śpiewało się hymn Polski. To bardzo miłe uczucie - taki ładny element patriotyzmu.
Będąc już trochę starszy zapomniałem o postawach patriotycznych, tych które poznałem w dzieciństwie. Wszystko to stało mi się dalekie, dziś już obce. 
Gdy pierwszy raz zobaczyłem środowiska machające flagą Polski, depczące flagę Europejską, palące kukły na stosach, krzyczące hasła pełne nienawiści, gniewu i ich wrogość do narodu, zwątpiłem. 
Nie jestem taki jak oni, nie będę krzyczał w imieniu Polski haseł mających na celu poróżnić drugiego obywatela. Poróżnić to jeszcze nic, ale wyciągać rękę na niego!? 

Dziś zadaję sobie to pytanie, bo stało mi się obce bycie patriotą, a gdy widzę poczynania obecnej władzy, szerzenie nienawiści, szerzenie wrogości wśród własnego narodu, narodu lepszego i gorszego sortu, to krew mnie zalewa, że tacy ludzie mają możliwość zarządzania naszym krajem. 

Brzydzę się patriotyzmem w tej postaci. Jest mi tak bardzo obcy, że nie jestem w stanie dziś znaleźć czegoś dobrego w nim. Co więcej patriotyzm stracił dla mnie swoje piękno, stracił wdzięk i ten powiew historii. To wszystko jest wynikiem tego jak nasza obecna włądza* niszczy ten kraj od podszewki. Ich nienawiść, ograniczone myślenie, nietolerancja, agresja i brak zrozumienia podeptały to co w Polskości było piękne.

Coraz częściej słyszę od moich rodaków, Polaków, że dla nich Polska to kraj, a ich ojczyzna to ich zakątek w którym mieszkają na co dzień. Oni również wyznają patriotyzm, ale nie w odniesieniu do kraju, lecz do ich lokalnej społeczności. Tym samym są patriotami lokalnymi, wiele tych pięknych zwyczajów lokalnych pielęgnują czy to w mowie, czy w działaniu, czy też w kuchni, bo kuchnia regionalna jest ich dumą - to nazywają właśnie patriotyzmem. 

Życzyłbym sobie takich czasów, kiedy napiszę, że patriotyzm jest piękny, że objawia on się w Polsce takimi ładnymi i dużo niosącymi czynami, że widać go w tym działaniu, ale i w tej postawie. Na dzień dzisiejszy nie widać nic dobrego z niego płynącego.

piątek, 5 sierpnia 2016

puk, puk, puk...

Mijają dni, mijają noce, mijają godziny, a ja zastanawiam się gdzie prowadzi mnie droga, którą idę.

Gdzieś przed 2xx laty była jeszcze tabula rasa. Moja czysta biała karta jaką z chwilą narodzenia otrzymałem, ciągle się powiększa. Każdy dzień niesie ze sobą coś nowego. Ponoć się uczę. 

W prawdzie to przecież los mi napisał historię, napisał mi mój przebieg życia. A ono się teraz tylko wypełnia. Czy decyzje jakie podejmuję są na prawdę nieznane? A może to tylko moja i wasza niewiedza? 

W swoim życiu przyszło mi podjąć szereg trudnych decyzji, jedne lepsze, drugie mniej trafne, a inne
Źródło własne. Zakaz kopiowania.
jeszcze pogrążające mnie samego. I można by wiele dyskutować o słuszności tych kroków, lub też doszukiwać się powodów, dla których poszedłem tą, a nie inną drogą. Czy jest sens?

Gdzieś moja już nie taka biała i nie taka czysta karta miała takie wyżłobienie, które zmieniło wszystko. 

Pamiętam jeden dzień. Było rano. Wstałem normalnie jak co dzień i wyruszyłem na uczelnię. Nie było nic szczególnego, ale jednak pamiętam moment gdy poczułem, że to co było i to co od tego dnia się dzieje jest zupełnie czymś innym. Podszedłem do moich znajomych przywitałem się i tak jakby dalsze życie uleciało. 
Co się zmieniło, co we mnie umarło, pozostanie odwieczną tajemnicą, której ja sam nie jestem w stanie zrozumieć. 
Od tego dnia zmieniłem się diametralnie, życie i energia, którą tryskałem znikła. Po prostu wyparowała. 

Ilekroć próbuję się odnaleźć w tej nowej rzeczywistości, nie umiem. Słyszę pukanie, sam pukam w przestworza mych myśli i działań i nic, dalej nie widzę drogi, którą podążam. 

Wszystko inne co dotychczas się wydarzyło to czysty przypadek. Zmiana pracy przed rokiem, odejście z jednej firmy, przejście do drugiej. Zakończenie studiów, rozstanie z przyjaciółmi, rzeczywistość po studiach. Tu i tam wszędzie jest pełno przypadków, które wcale nie unoszą na tyle ile bym chciał. Mógłbym lecieć niżej, lecz szczęśliwie, a lecę gdzieś, gdzie szczęście omijam. 

Największym błędem jaki się przytrafia mi, jest ten który sam świadomie popełniam. Odsuwam się od ludzi. 

Nie rozumiem wielu zachowań, nie rozumiem wielu postępowań, nie rozumiem wielu słów. Nie rozumiem tego w jakim świecie przyszło mi żyć. 

Dopytuję się każdego dnia, dlaczego nienawiść zabija? Dlaczego giną ludzie, dlaczego "ludzie ludziom zgotowali ten los", oraz dlaczego dalej ślepo idą w świat. 

***
Dziękuję za 3 lata wspólnej wymiany myśli. Dziękuję za obecność,
za ciszę,
za wrzask,
za krzyk,
za uśmiech,
za smutek,
za troskę,
za dobre słowo,
za upomnienie,
za czas,
za chwilę,
za BYT.

Jest tu pewna osoba, która jest i pomogła mi przejść przez wiele. DZIĘKUJĘ.

P.S. 
Chciałem coś napisać, lecz nie umiem. To co kiedyś jeszcze miało sens, miało dźwięk i ton, dziś jest puste. Nie brzmi.

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

kot

Od dawna chciałem mieć zwierzaka. Od jakichś kilku dni pojawił się w moim domu, taki jeden szkudnik.

Jak sama nazwa wskazuje nabawiłem się kota. Zawsze chciałem mieć pieska, małego pieska... a jest kot. Nie wiem czy to dobrze. Zaczynam się coraz bardziej obawiać naszej więzi.

Kot to indywidualista, istota, która nie słucha mnie. Mijamy się, a tak nie powinno być. Co ja narobiłem? Gdy zobaczyłem jakiś czas temu jego matkę, wówczas stwierdziłem, że chcę mieć takiego kotka :) To pewnie emocje wzięły górę. PRAWDA - Wstyd się przyznać. W weekend zobaczyłem małego, który był już dla mnie hodowany. Słodki, ale inaczej to wygląda na wsi, gdzie masz podwórko, gdzie kot ma swobodę, a inaczej mieszkanie w bloku.

Przygarnąłem go do siebie, a bardziej to wziąłem go, z obawy, że podzieli los swojej siostry. Zginęła pod kołami samochodu. Ponoć była ładniejsza...

Najbardziej przeraża mnie to, że ten kot po prostu jest szkudny i nie bez powodu dostał taką łatkę. Pierwszej nocy zaczął bawić się moją palemką. Na szczęście ruszył tylko jednego kwiatka. Podrapał moje nogi trzykrotnie w ciągu jednej nocy.
Nie pozwalam mu wchodzić na łóżko. To moje miejsce i już. A że lubię porządek to nie lubię jak on próbuje mi ten ład niszczyć.

Fokus jest bezwzględny momentami, ale czysty. Co z tego, że dwa razy narobił mi do kwiata, zamiast do kuwety!? Oj byłem zły i to jak.

Musiałem wynieść kwiata na balkon bo się obawiałem tego co z nim będzie. Jest progres chodzi załatwiać się do kuwety. Ale jakie nieprzyjemne zapachy, to szok. Jak można wytrzymać z kotem?

Daje sobie miesiąc na tą "przyjaźń". W przeciwnym razie będę musiał go oddać. Już zapowiedziałem mamie, że możliwe jest, że będą mieli nowego mieszkańca, jeśli my się nie polubimy. Pewnie wielu powie, co za szczeniackie zachowanie - teraz wiem, że takie ono jest.

Ale męczyć się nie chcę, a myślę, że Fokus też nie będzie chciał się ze mną męczyć. Chociaż widać, że jednak co by nie było to zawsze jak coś chce to do mnie przychodzi. Chyba wie kto go tutaj przywiózł.

Może nie żałuje?

Właśnie schował się do swojego kartonowego domku i co chwilę da o sobie znać szurając łapą po ścianie kartonu.

Nocami jest dość spokojny, no dobra tak do 4 nad ranem, potem już mnie budzi i to mi zaczyna przeszkadzać, że tak rano muszę się budzić.

Znajomi się dziwią, że kota wziąłem, znając moją tendencję do perfekcyjności, bycie ułożonym, bez chaosu, spokój i cisza. Śmieją się, że z kotem jeszcze nikt nie wygrał i mam się przyzwyczaić do niego i poddać, bo i tak on wygra, nie ja. ?! ?! ?!

Faktycznie pies jakoś lepiej odpowiadałby moim oczekiwaniom zważywszy, że z psami lepiej się dogaduję.

Kolejna rada to, taka, żebym zadbał o towarzystwo dla Fokusa. Wówczas będzie grzeczniejszy. Nie będzie tak bardzo szkodził i robił chaosu w moim życiu.
Może to dobry pomysł na pieskiego przyjaciela dla niego?


wtorek, 19 lipca 2016

Przedwczoraj przed 2xx laty

To właśnie wtedy wszystko się zaczęło. Wtedy to przyszedłem na świat i tak od tego czasu ciągle żyję i wiodę swój ziemski żywot. 

Ogólnie nie lubię swojego życia, ale też nie powiem, że jakoś strasznie mi ono szkodzi. Nie nie jest tragicznie, ale ilość złych momentów i ciągłych zmagań mnie czasami przerasta. 

Weekend były urodziny, właściwie to ich nie było, bo nie robiłem nic specjalnego. Nie było sensu. Nie było dla kogo i z kim. Dla siebie/nas dwóch? Można było, ale ochota mi odeszła. 

Zamiast tego oddałem się temu co mi w dzieciństwie było pisane. Poszedłem z Miśkiem do lasu. Zbieraliśmy jagody. To standard w moim życiu. W dwie i pół godziny nazbieraliśmy ok. 10 litrów :) To dość ładnie jak na okoliczności jakie nas spotkały. W końcu odpocząłem. Dobrze na mnie działa taka natura. Trochę byłem zmęczony, no ale jakoś poszło. 
W poniedziałek powtórzyliśmy nasze weekendowe osiągnięcie i tym sposobem zarobiliśmy sobie trochę pieniędzy. Jeden kilogram kosztuje teraz ok. 6 złotych. Trochę mało, no ale nic dziwnego skoro u nas są ładne jagody i dużo pada. W efekcie strasznie się niszczą, także długo nie pobędą. 

Także to tak urodzinowo wyglądało. 

Zapowiadają się zmiany w moim życiu, oby w końcu nastąpiły przełomy. 

wtorek, 12 lipca 2016

piękne chwile są za rogiem

Dawno tu nic nie pisałem. A wszystko to przez to, że dużo się u mnie dzieje i powiem szczerze, że już sam nie wiem o czym mogę napisać. O czym wypada, a o czym nie. 

Czasem zastanawiam się na ile pisanie tego bloga sprawia, że moja prywatność jest rzeczywiście chroniona? Mam obawy co do tego kim jestem i czy internet tego źle nie zweryfikuje. 

Niedługo za kilka dni będzie rok jak siedzę w jednej firmie / to uczucie z jednej strony miłe, z drugiej nie / chcę stąd odejść. Męczy mnie korporacja. Wyścig szczurów, nieuczciwe praktyki, albo podlizywanie się i zbieranie laurów w ten sposób, to nie dla mnie

U mnie liczy się czarne lub białe w życiu. Aczkolwiek jeśli chodzi o garderobę to musi być ona kolorowa :D Pełna gama kolorów od różu po czerń :D 

Mam na oku wymarzoną pracę jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem będę się realizował, a może inaczej będę robił to co chcę robić, a nie to co muszę. Choć bym mógł przeżyć z pracy w jednej instytucji musiał będę jeszcze dorabiać. Różnica między moimi obecnymi zarobkami wyniesie lekko ponad 1000 zł. A skoro tak, to oznacza dla mnie, że będę musiał z wielu przyjemności zrezygnować, ba ograniczyć wydatki, które w obecnych okolicznościach i tak są zmartwieniem. 

Jak to moja przyjaciółka stwierdziła: sam jestem sobie temu winien. Cóż racja, sam dokonałem takich, a nie innych wyborów i z tym muszę sobie poradzić. Nie przewiduję upadku, ale jeśli tak będzie to trzeba będzie się podnieść i wrócić na stare śmieci :D

Wiele spraw się zaczyna wyjaśniać, jest progres w moim życiu, to zadowala moją psychikę, bo jest mi lżej. 

Niestety Misiek walczy z pracą. Pomimo rozesłanych CV, mało kto się odzywa, a jak się odzywa to oferty nie z tej ziemi. 

Pewnego wieczoru dzwoni telefon: odbiera i praktycznie cisza, w końcu odzywa się mężczyzna w podeszłym wieku. Pyta się skąd jest. Misiek odpowiada. A chciałbyś do mnie przyjechać? Pada pytanie? Do... kontynuuje mężczyzna. .. płacę 2500 tysiąca za posprzątanie mojej działki. Misiek spytał co to za praca. Wtedy pada pytanie a zgadzasz się jeszcze na drobne prace w domu? - Misiek nie wytrzymał i się rozłączył. Nie uwierzyłbym w tę rozmowę, gdybym nie słyszał tego. 

Idziemy na miasto dzwoni telefon. Facet w średnim wieku: chcesz zarobić? Jasne. Gdzie mieszkasz. W... / a jakie tam są miejscowości wokół? Misiek odpowiada wymieniając miejscowości. Dobra to przewieziesz przesyłkę z miejscowości A do B i za to płacę 500 zł. Wchodzisz w to? Misiek się rozłączył.

O pracach za darmo nie będę już mówił. Cóż jest ciężko, no ale może i w tej sferze coś się wyjaśni niedługo. 

Ja walczę też z jednym zleceniodawcą o kasę. Od lutego nie zapłacił za wykonywane usługi, więc stwierdziłem, że jeśli się nie rozliczy to nie będę świadczył usług dla jego firmy. Teraz to ja warunki postawie, tylko czekam by zapłacił zaległości. Od ok. 1.5 mc. bujam się z tym nie mówiąc, że wcześniej było to już zgłaszane, że trzeba się rozliczyć.

Weekendy spędzam na wsi, bądź też w lesie, odpoczywam w ten sposób i tankuję energię na to by móc w poniedziałek przyjść do mojego zakładu. Korporacja to zło. Wszystko z ciebie wypompują i jeszcze brak szacunku. Takie coś to nie dla mnie. 

Jak tam Wasze urlopy? Macie wakacje? Bo ja u siebie walczę z tym bym kiedykolwiek dostał urlop. A szykuje się, ze będzie ciężko. No ale warunki muszę postawić jasno. Na chwilę obecną chyba muszę poczekać do połowy sierpnia wówczas dostanę urlop. Z dzisiejszy negocjacji wyszedłem całkiem zadowolony, choć potrzebuję odpocząć już teraz.


piątek, 10 czerwca 2016

za pięćset plus

Ostatnio praca zalewa nas pogadanką na temat, który poniekąd już tu poruszałem, może nie w sposób bezpośredni, no a mowa o rządowym wspomagaczu rodzin ubogich - 500 plus.

Gazety biją na alarm - rząd sponsoruje pijaków - na pierwszy rzut oka idzie Włocławek i rodzina świętująca otrzymanie 500 plus z alkoholem. Oczywiście takich rodzin w całej Polsce jest wiele. Nie oszukujmy się alkoholizmu nie rozwiąże 500 plus, a jeszcze go bardziej ożywi. 

Opracowanie własne: www.gejpisze.blogspot.com


Pomysł może i dobry, by dofinansować te ubogie rodziny - ale może nie poprzez dawanie pieniędzy, a może pieniądze wydane z 500 plus powinny być dokumentowane, na co idą - oczywiście coś typu alkohol, tytoń nie wchodzi w grę. 
Ludzie proponują zamianę 500 plus na ulgi podatkowe, etc. - w sumie brzmi dobrze, ale z praktyką jak by to się jadło - nie wiem.

Bezrobocie rośnie - 500 plus
Efekt 500 plus - przybrało na bezrobotnych, bo ludzie nie chcą pracować za darmo. Przykłady tym razem z Gdańska (w ogóle z całej północy od wschodu do zachodu). 

  •  Właściciele kawiarni, pubów, restauracji narzekają na deficyt pracowników. Dziennikarze widzą tylko ogłoszenia w witrynach lokalu.
W jednej z gazet piszą, że kobietom się nie opłaci iść do pracy za najniższą krajową (1300 zł), skoro za nic nierobienie i siedzenie w domu dostaną przy 3 dzieci - 1500 zł. Zatem poświęcają czas wychowywaniu potomstwa. 

Zastanawiam się od paru dni jak mam zdrowo podejść do tego tematu. Pierwsza moja reakcja była, imbecyle, druga hm.. no właśnie. 
Czy takie podejście jest zdrowe? - Moja logika mówi stanowczo NIE. Można przecież było pracować i pobierać te 1500zł. Może praca nie na cały już etat, a pół, by więcej czasu poświęcić potomstwu, ale taka wizja jest nie realna. 
Przecież na podstawie zarobków określa się to, czy ktoś dostanie te 500 plus, czy też nie. Więc skoro mają pracować i nic nie dostać to wolą siedzieć w domu i dostać więcej. W tym drugim przypadku mają i tak więcej, jeśli zarabiają najniższą krajową. Wybór jest oczywisty - skoro o tym się głośno zrobiło.

P.S. Nie znam rodzin, które biorą te 500 plus. A może nie wiem o tym tylko. 

  • Hotelarze też płaczą, bo nie ma służby sprzątającej.
Tutaj wypowiem się z doświadczenia. Moja mama pracowała 1 miesiąc w hotelu 4/5* gwiazdkowym. Zarobki oferowane były na prawdę dobre 1 godz. = 10 zł. Praca na umowę zlecenie. Początkowo miało to polegać na tym, że pracuje się w systemie jednozmianowym 9-17, 5 dni w tygodniu z czego dwa dni wolne miały być przypadkowe, 1 weekend wolny w miesiącu. 
Pierwszy tydzień przebiegał spokojnie - ba! nawet powiem rewelacyjnie. Mama zadowolona, pracodawca chwalił. Jako, że taka praca wiąże się z napiwkami, to dodatkowy plus. Mama wstawała dzień w dzień o 5 rano, jechała rowerem 6 km na autobus. Ok. 8.30 była już na miejscu. Mimo tego poświęcenia było dobrze. Jednak pracodawca zauważył, że mama z powierzonym zadaniem wyrabiała się szybciej, z dnia na dzień przybywało zadań, lecz czas na ich wykonanie - uwaga się skracał. I tak po pierwszym tygodniu zamiast pracować 8 godzin, to pracowała 6 godzin, potem już wymagano 5 godzin - co przestawało się kalkulować. Dużo pracy to mało czasu na "nicnierobienie" - doszło do tego kuriozum, że nie mogła chodzić na papierosa - co nawet popieram - zniosła to - ale ktoś poszedł dalej w swych zamysłach i pewnego dnia pracowała bez przerwy na śniadanie. To już było przegięciem. Zabroniono użytkowania klimy w czasie kiedy w pomieszczeniach nie ma gości. Kobiety zaczęły się buntować, po pierwszym tygodniu mamy pracy odeszła jedna dziewczyna, po drugim już kolejne dwie, przyjęły się kolejne i po dniu rezygnowały. Nie było ludzi, więc zamiast dwóch dni wolnych na tydzień bywało tak, że nie było w ogóle, albo tylko jeden dzień na 1,5 tygodnia. W końcu pojawiła się okazja pracy bliżej, mimo iż za gorsze pieniądze, w innym systemie zmianowym bo na 4 zmiany za 7 zł/godz. to przeszła tutaj gdzie ma bliżej. Tam wstawała o 5 rano i wracała jeśli się poszczęściło ok 19 po 8 godzinach - ok 18 po 7 godz - czy ok. 17 po 6 godz. Sam dojazd to koszt koło 15 zł. Więc coraz bardziej się przestawało opłacać. Teraz może do pracy dojeżdżać rowerem te 6 km i jest na miejscu. 

Ta historia to tylko jedna z wielu z tego hotelu. A managerowie płaczą, że nie mają pracowników. Tego typu hoteli jest więcej w rejonie. Wcale się nie dziwię, że ludzie tam nie chcą pracować. Wyzysk i zero poszanowania pracownika.

* Nie pamiętam czy mają 4 czy 5 gwiazdek.

  • W gazecie wypowiadała się również pani mająca plantację truskawek, smacznego wielbicielom tychże owoców.
Dziś nikt nie chce przyjść za 15 zł za godzinę. Płacili 1,5 za łubiankę (koszyk truskawek). Pamiętam gdy to ja jako dziecko chodziłem zbierać truskawki, wstawaliśmy na 4 rano całą rodziną, nie licząc ojca by zarobić pieniądze na przyszły rok szkolny. Wakacje to czas kiedy zarabiało się dwa miesiące by móc od września założyć nowe ubrania, mieć podręczniki, przybory, czy też inne zobowiązania, typu ubezpieczenia, składki rodziców, itp. Jeśli sezon rozpoczynał się tak jak dziś za czasów szkolnych to w wolniejsze dni się nie szło do szkoły, by można było zarobić, a przecież pieniądze potrzebne były cały czas - mama na bezrobociu, ojciec na rencie 600 zł.
Czy ja żałuję tej pracy? Nie. Nie było alternatywy, jak się pojawiała to szliśmy tam gdzie było korzystniej, jeśli więcej szło zarobić na jagodach, to zbieraliśmy jagody, zawsze liczył się taki interes gdzie przychody będą wyższe. 

Problem z pracownikami ten gospodarz miał ciągle, bo płacił marnie, albo długo trzeba było czekać na jego zapłatę - to nie było do ręki od razu. Ciężko mi uwierzyć, że praca u tej pani za taką stawkę to taka trudna praca, że się nikomu nie chce. Bo przecież mając nawet te 1500 plus mogli by sobie "na czarno" dorobić - bo tak to jest, umowy, żadnej nie ma. 
Z drugiej strony pani płacze, że nie chcą pracować u niej, bo jest 500 plus. Ale nie pomyślała chyba o tym, że ludzie pójdą do pracy tam gdzie będzie im lepiej, a skoro jest więcej miejsc pracy to idą gdzie lepiej. My też tak robiliśmy. Jak jeszcze nie było gdzie się zaczepić, to się zbierało truskawki, jak tylko się coś trafiło stabilniejszego, lepszego to szedłem gdzie będę miał pewny dochód. Także to przekolorowanie.

Niewątpliwie państwo powinno wprowadzić jakiś nadzór nad tymi środkami, bo wywalać je w błoto to też, żadne rozwiązanie, a płacić musimy my wszyscy na ten cel.

Z drugiej strony to ja poważnie się pytam jakie to przyrost naturalny będzie - skoro w patologii narodzą się dzieci i w patologii będą dorastały. Powielą schematy we większości, wówczas przyszłość naszego gatunku jest poważnie zagrożona.

--- 

Oferty pracy


Opracowanie własne: www.gejpisze.blogspot.com
W poszukiwaniu pracy. Ogłaszam się szukając pracy, no i źle nie jest, są ogłoszenia, są oferty, tylko wciąż nie są to takie jak bym chciał. Choć z drugiej strony dostałem od znajomych dwa namiary na dwie jednostki (tratwy meduz), które szukają kogoś na cały etat. I nawet byłym w stanie się starać o te stanowiska, to na razie muszę zrezygnować z marzeń. 
Wpakowałem się z raty, kredyty i to ciąży. Nie mogę po prostu teraz od tak sobie zmienić pracę na gorzej płatną, bo nie podołam finansowo, a wtedy to już tylko sznur i bye, bye ;-) choć chyba już nie chcę tak szybko odchodzić. 
Z drugiej strony to bardzo się w tym nie odnajduję, tzn. mam koleżankę od razu po studiach dostała pracę na tratwie i jest zachwycona, przynajmniej tak mi mówi - poleca i zachęca mnie - na zarobki nie narzeka, mówi, że dostaje 2 tyś. na rękę. Więc to było by na prawdę dobrze, gdybym spadł do tego progu. Kolega zahaczył się jeszcze w czasie studiów na jednej tratwie, z której ucieka no i mówiło bardzo podobnych zarobkach. 
Rozmawiałem ze swoją paczką ze studiów, koleżanki mama pracuje już sporo lat, zaraz emeryturka się szykuje i ona twierdzi, że takie zarobki są nie możliwe na początku, że najniższa krajowa to start. I popadam w depresję, bo przy takich zarobkach to bym nawet nie miał na mieszkanie, a co dopiero na życie i inne zobowiązania. 

Czemuż to tratwy są tak słabo opłacane? Czyż już w edukacje nie opłaca się inwestować, czy ten zawód, jest na prawdę przekleństwem: "obyś czyjeś dzieci uczył"? 


---

Układ nerwowy

Opracowanie własne: www.gejpisze.blogspot.com
Chyba ostatnio za dużo się dzieje w mojej głowie, za dużo mam w niej nawalone i ona się nie radzi. Boli mnie jak cholera, krew pulsuje, skronie gorące, aż żyły wychodzą. A od jakiegoś czasu jeszcze dziwnie niepokojące zachowania mojego układu nerwowego. Zdarzyło mi się już kilka raz, że przestawałem czuć moje ręce. Tzn. moją lewą rękę, to takie dziwne uczucie, że nawet nie umiem go opisać. Na początku miałem ból dłoni, potem zaczęło mi trochę mrowić dłoń, pewnego dnia myślałem, że ktoś mi wbija jakieś igły w palce, wykrzywianie palów, kurcze. Którejś nocy obudziłem się i nie czułem całej ręki od barku w dół. Zacząłem ją masować unosić drugą ręką no i po chwili jakoś wróciło do stanu faktycznego. 
Na chwilę obecną staram się nią więcej ćwiczyć. Podnoszę się na drążku, jakieś pompki, ćwiczenia na ręce wymyślam. Jeśli nic się nie poprawi, to będę musiał iść do lekarza. 


wtorek, 7 czerwca 2016

hodują dzieci, zamiast je wychowywać

​Weekend zleciał jak z bata strzelił. Nim się obejrzałem musiałem iść już rano do pracy :)

Ale może to dobrze, że tak szybko się żyje przynajmniej czas leci, a z nim zobowiązania finansowe się zmniejszają :) To taki plus tego pędu :)

Dziś chyba chciałem napisać o czymś innym:P 

W rodzinie Miśka dzieją się złe rzeczy. Nie wiem czy warto o tym pisać, ale ja ciągle nie dowierzam jak można być tak ułomnym. 

Adi w swoich postach nie raz to pisał o hodowaniu, bo nie wychowywaniu dzieci i tak samo dzieje się tutaj. Dzieci się hoduje jak króliki, z tym, że nie dopuszczają się kanibalizmu. 

Bieda aż piszczy, on idzie do pracy, łapie się to tu, to tam. Jak ma okazję to i do butelek zagląda, bo czasem można. Rzeczywiście rzadko się to zdarza - i to ogromny plus. 
Ale jego wybranka to totalna porażka. Dziewczyna z domu dziecka, co miłości nie doświadczyła. Niestety w takich miejscach to codzienność, brutalność, obojętność i wrogość. Im więcej walczysz tym więcej ugrasz. 
Ma dwójkę pociech, niestety jedno traktuje jak swoje, a drugie jak podrzucone. Zamiast się troszczyć o nie, to ma je gdzieś. Dzieci nie znają żadnych, ale to żadnych zasad, nie są wychowane, okropność.

Kiedyś byli 2 razy u nas i na tym się skończyło. Pierwszym razem rozpierdzielili moje książki (drogie książki) - na szczęście w porę zauważyłem i nic się nie stało - a rodziciele siedzieli i się patrzyli co dzieci porozpierdzielają. Wystarczyło "zostaw to" i się zmyli w kąt. 

Rodzice się trochę spojrzeli no i zauważyli, że nie spodobało mi się to. W czasie rozmowy jeszcze skomentowałem ich pomysł o trzecim dziecku. Z dwójką masz problem, a co powiedzieć jeszcze o kolejnym - tak powiedziałem w prost do partnerki Miśka brata. Coś tam zaczęła jęczeć, ale nie słuchałem. 

Innym razem przyszli i się pilnowali już by dzieciaki nic nie ruszały, ale te dalej do mojego regału lgnęły, no bo w domu przecież książek nie ma, to dzieci nie wiedzą co to jest... - i z łapami do książek, wystarczyła jedna komenda i od razu spokój. Wtedy była akurat moja mama i potem mi powiedziała, że bardzo ostro reagowałem, no ale cóż inaczej nie rozumieją, że nie wolno ruszać. 

A winę za to ponoszą te dwoje młodych co to się parzą jak króliki i nie umieją wychować dzieci. Jak wpadały do nas to jak widziały jedzenie to garściami brały, mimo iż nie jadły tego to należało zagarnąć jak najwięcej, a przy tym rozwalić jak świnia przy krycie. No co to, to nie. Ja czegoś takiego nie akceptuję i tu się nie dam ugiąć. Zwróciłem uwagę i przy kolejnych próbach sięgnięcia po cokolwiek słyszały nie wolno. Miały pełne talerze, a resztę wokół, więc bez przesady. 

Kiedyś zaszliśmy z Miśkiem do nich. Akurat niespodziewanie, bo była taka potrzeba odebrania korespondencji. W domu syf. W pokoju nie było gdzie nogi postawić, bo wszędzie leżało jedzenie, a matka dzieci się śmieje, że jedzą obiad właśnie. Porażka. Już nie mówię o tym co było na obiad, bo to kolejna porażka.

Dzieci jak się nie słuchały zamykane w łazience bez okna. 

Dziś jedno leży w szpitalu, stan jest poważny. Drugie chyba zostało zatrute jedzeniem no i najprawdopodobniej również tam wyląduje. Nie wiem właśnie co się teraz tam dzieje, ale dobrze nie jest. Jutro ma być u nas kontrola z MOPS, mam nadzieję, że wpadną kiedy będę na mieszkaniu, to już złożę odpowiednie zawiadomienie. Na szczęście mam zdjęcia z tego co w domu zastałem będąc u nich... 

Inną sprawą jest, że to młode niedorośnięte dzieci nie pracuje, nie ma pojęcia o życiu i pierdzieli głupoty na lewo i prawo. Ostatnio zaczęła się trudnić pozyskiwaniem żywności z supermarketów. Idzie z wózkiem i dzieciakami i takim sposobem wynosi to to, to tamto. Jak trzeba potem próbuje handlować towarem. 

Dlaczego ten świat tak nisko upadł. Przecież to jest patologia i powinno się włączać w wychowanie, dokształcanie takich ludzi, chociażby MOPSy, obowiązkowe spotkania, porady, Ci ludzie często są nie wykształceni, nie mają pojęcia o życiu, a przecież jakoś muszą żyć. 

Antykoncepcja jest, ale ich nie stać na zabezpieczenia. Płodzą się, chcą mieć więcej dzieci, a jeszcze teraz 500+.
Co z tego że przyrost naturalny wzrośnie, jak to będą takie dzieci to to potomstwa nie będą wychowywać potrafiły i my sami na siebie zagładę sprowadzimy. Przecież spłodzenie dziecka to nie problem, ale sztuką jest je wychować, by ono potem również potrafiło funkcjonować prawidłowo w społeczeństwie. 

Roszczyć sobie prawa do wszystkiego, bo mi się należy, ale ruszyć się do roboty to nie ma komu. 

Świat według kiepskich to tutaj pikuś, przy tym co się widzi. A jak wiem to nie pierwsza i nie ostatnia taka rodzina :( 

niedziela, 5 czerwca 2016

czas wyborów - rozważań ciąg dalszy

Ostatnio pisałem o moich rozważaniach na temat zmiany mojego miejsca zamieszkania. Jak się domyślacie, dalej się z tym bije. Myśli te nie dają za wygraną, myślę o tym w czasie wolnym, w pracy, po pracy, a nawet we śnie. Nie dają mi odpocząć :(

Jeśli ktoś wczytał się głębiej w mojego bloga, to zauważył, że pochodzę ze wsi. Tam się wychowałem, dorastałem i wykształciłem. Po pierwszym roku studiów zaczęła się moja przygoda z miastem. Wyjechałem - pamiętam ten dzień jak dziś. Mamy łzy i moje uczucie, gdy położyłem się już na "nowym" łóżku i czułem się inaczej.

Żadne z tych uczuć nie było w pełni uczuciem radości. Owszem cieszyłem się, ale brakowało mi zarazem tego co zostawiałem...

Nie tylko brakowało mi mamy, brakowało mi możliwości jakie dawała wieś. Początkowo w każdej wolnej chwili wracałem na wieś. Potem jeszcze dom opuściły siostry no i mama ostała się z bratem i ojcem alkoholikiem. 

Wracam tam jak tylko mogę. Nie chcę jej zostawiać, mimo iż jestem na nią zły.

Źródło własne ujęcie :) Zakaz kopiowania i powielania bez zgody autora.
www.gejpisze.blogspot.com
Dziś sobie będąc w ogrodzie rozważałem co daje mi poczucie szczęścia, co sprawia, że czuję się dobrze. Dotarło do mnie właśnie to, że tak naprawdę to czuję się spokojnie wtedy gdy jestem na łonie natury, gdy mogę pochodzić polnymi drogami, gdy mogę pójść do lasu, gdy mogę pogrzebać coś w ogrodzie, gdy trzeba skosić trawę, czy coś opielić. 
Tak, tak - kosiłem trawę - tak jak się to robiło kiedyś kosą - trochę tępą, ale efekt całkiem niezły :)
Ujęcie własne. Zakaz powielania/kopiowania.
www.gejpisze.blogspot.com
Pobiegać z psami - czysta przyjemność. Naprawić stare drzwi w drewutni? Żaden problem, czysta przyjemność. 
Rozpalić grilla - spotkać się ze znajomymi - również można. 
Moje dzieło :) Wyszło całkiem przyzwoicie :) 
Źródło własne ujęcie :) Zakaz kopiowania i powielania bez zgody autora.
www.gejpisze.blogspot.com
Właściwie to wiele można, dojechać do miasta również, na zakupy, do pracy, itp. To wszystko jest dziś osiągalne. 

Ujęcie własne. Zakaz kopiowania.
www.gejpisze.blogpost.com
Tak sobie potem rozmawiam z moim Miśkiem i stwierdzamy, że takie swoje miejsce na wsi to mógłby być nasz raj. Może nie hektary ziemi, może nie potężne zagrody, ale takie swoje miejsce, taki swój kawałek podłogi, gdzie prócz zwierzątek można znaleźć czas na odpoczynek, można poleżeć w słońcu, można fizycznie popracować i spotkać się w dodatku z przyjaciółmi - to byłby piękny kawałek naszej podłogi. 

A co z wielkimi miastami? A no one mają w sobie coś ładnego, lecz, czy na pewno są dla mnie? Kiedy ja już w swoim 175 tysięcznym mieście się duszę. Zastanawiam się, czy ciekaw jestem co mnie przyciągnie.

W innym poście napiszę jeszcze o innym dość ważnym szczególe, który niewątpliwie będzie miał wpływ na moją/naszą decyzję, a mianowicie o Miśku i trochę jego ogonie, jaki się za nim ciągnie. 

Tak sobie pisząc i myśląc o swoim domku - w głowie mam myśli o moich znajomych. Wiadomo nie każdy ma tę możliwość dostania od rodziców/dziadków kawałka ziemi/domu, etc. Każdy kto ma dziś swój dom, a go nie dostał - musiał wyjechać z tego kraju na kilka lat, pracować ciężko i odłożyć sobie, by potem wrócić i mieć ten swój kąt, ten swój kawałek podłogi :) Stabilność jest piękna.


sobota, 4 czerwca 2016

tymczasem w pracy

Mimo piątku dzień miałem jak w poniedziałek, zawalony zadaniami. Nie mówię, że to źle, ale trafiły mi się tak skomplikowane sprawy, że musiałem je przełożyć na poniedziałek. 

Nie lubię odkładać czegoś na później, ale tak to jest gdy dostajesz zadanie niekompletne i musisz samemu je skompletować i zrobić z tego dobry wynik, dla złej gry. 

W wyniku zbierania informacji do zadania zostałem skierowany do przynajmniej 3 innych jednostek. Każda z nich twierdzi, że nie posiada potrzebnych danych przy czym jedna jednostka (B) nie jest osiągalna. Ba. Nawet jeśli ją osiągnę, to dalej nie będę miał podstawowych informacji by zacząć móc wykonywać powierzone mi zadanie. 

Jednostka A ma się przez weekend postarać, zdobyć potrzebne dane. Jednak, czy zdoła tego nie wie. 
Jednostka B nie jest osiągalna. 
Jednostka C twierdzi, że od dawna nie ma nic wspólnego z pozostałymi jednostkami. To przeszłość. Więc potrzebne dane nie zostaną mi przekazane. 

Także pozostaje mi liczyć na to, że A się postara i mi pomoże, bo co by nie było leży to w ich interesie by wynik był zadowalający.

Niestety czas jaki poświęciłem na to zadanie jest dużo, dużo, dużo za długi, co w efekcie końcowym jest dla mnie "porażką". Przez taką niekompletność danych - moja miesięczna premia jest w du***. A zleceniodawca umył sobie ręce i tyle w tej materii. 

Co na to mój przełożony? - Napisz mail z do wiadomości mojej, przeorki, przeorki przeorów oraz zleceniodawcy:
zrobiłem:
- to
- to 
- to 
- to
- ...,
bo nie było:
- tego,
- tego,
- tego,
- .... i tego.

Co ja z tego mam - goryszy wynik w statystyce. Dziękuję.

Tak sobie przeglądam statystykę wyników. I dochodzę do wniosku, że to, że mam wykonanych 420 zadań w miesiącu nie przekłada się na to, że mój wynik jest dobry. Bo przy tak wysokiej ilości zadań na prawdę ciężko jest wykonać duży procent zadań, na których to firma skorzysta, a nie straci. (Dodam, że każde zadanie kosztuje i to nie mało, a zrobienie tych profitujących - jest warunkiem otrzymania premii)
Czyli robię 420 zadań - z czego 69 jest profitujących to mój wynik procentowy wynosi: 16,43% - jestem ponad 6,43 % ponad wymaganym miesięcznym progiem.

Dla przykładu inna osoba robi 277 zadań - z czego 52 jest profitujących = 18,77% - czyli 8,77% ponad progiem.

W czym problem?
Ja robię zadania profitujące z tego z czego mogę, a drugi przykład robi zadania profitujące niezgodnie z procedurami - jeśli ktoś na bieżąco nie sprawdzi losowo jego zadania, to ma punkty profitujące na swoim koncie - jest "lepszy".

W piątek miałem tak się złożyło poprawkę zadania kolegi - zauważyłem nieprawidłowość, która już była raz na forum poruszana. Przeorka powiedziała wówczas - niedopuszczalne i został wprowadzony jednogłośny, jednoznaczny zakaz. 
Owy zakaz jest łamany - czy świadomi, czy też nie, nie wiem. Nie istotne już, bo przeor twierdzi, że jednak kolega robi dobrze. 
Na to, że się nie zgadzam z tym i podaję argumentację, słyszę milion przykładów i odpowiedzi, które próbuje się podłączyć by jednak powiedzieć, ja tu mam ostatnie zdanie. 
Rozmowa publiczna zaczyna nabierać rozmachu, a sensu nie widać, więc stwierdziłem, ogłoś to wszystkim oficjalnie, wówczas ja nie będę się czepiał, a przynajmniej moja statystyka wzrośnie bo przynajmniej dziennie są 2/3 takie zadania gdzie można zakończyć je tak by były profitujące, jak masz szczęście to nawet więcej. 

ALE! Wszędzie jest jakieś ale. Zadania o które szedł spór, nie pochłaniają tyle czasu, co zadania profitujące które dotychczas robiłem - to oznacza, że ktoś mógł robić źle jak twierdziła (nieobecna w piątek) przeorka i dostać za to premię, a ja robiłem zgodnie z zasadami i szans na premię nie mam, bo oczywiście, średni mój czas to nie 5,82, tylko 7,28. 

Także uważam to za niesprawiedliwe i mam ku temu podstawy. Swoje zdanie wyraziłem pisemnie do wiadomości przeora, przeorki i zastępcy przeorki. Na sali poparła mnie tylko zastępca przeorki, niestety nie było tych co by mnie poparli bo na zwolnieniach, albo urlopach. 

Efekt jest taki, że mam już dość. 

Ah... przeor chyba się zorientował, że się wkur*** no i zaczął mi słodzić publicznie, że jak to pięknie jestem zachwalany przez jego zwierzchników, którzy wręcz sikają po nogach jak widzą moje sprawozdania z zadania. 

Tak mi się na język cisnęło "a ch*** mnie to obchodzi" ale się odwróciłem do komputera i miałem wywalone na to wszystko. 

Jeśli ktoś się zastanawia dlaczego jest taka różnica pomiędzy ilością zadań jakie wykonujemy w tym samym czasie pracy (160 godz). To powiem tak jak to przeor powiedział: komputer sobie go upodobał. 
Pewnego razu koleżanka podniosła głos, bo niesprawiedliwość w podziale na pracowników sięgała już ponad 20 zadań na dzień - wówczas przeor z uśmiechem na twarzy stwierdził, że to wola maszyny. 

A w to nie uwierzę, bo to jest sterowane przez człowieka, wystarczyło ustawić sprawiedliwie kolejkę, wówczas byłoby inaczej, ale ktoś twierdzi, że się nie da. 

Ah jak już przy piątku jestem, to przeor zapytał mnie czy robiMY imprezkę z okazji rocznicy pracy w firmie - z uśmiechem na twarzy powiedziałem - nie wiem - a w myślach dodałem - mam nadzieję, że mnie do tego czasu już tu nie będzie :) 

Jak na początku ta praca mogła mnie cieszyć mimo wielkich trudności z wdrażaniem się (bez szkolenia zasadniczego), to teraz mnie razi - a wszystko przez niesprawiedliwość jaka tam panuje i chamskie podejście przeora. 

Muszę zmienić środowisko :) 
Tyle w kontekście mojej pracy. 

poniedziałek, 30 maja 2016

Pomoc potrzebującym - ocalić od zniszczenia

Dziś na fb zauważyłem inicjatywę, którą bardzo pochwalam, a że uważam, że takie działania trzeba wspierać, nie umiałem inaczej, jak oddać swój "ostatek". 

Może ktoś uzna to za reklamę, może ktoś powie coś negatywnego, mimo wszystko, życzyłbym sobie, żeby w naszym kraju były takie miejsca, gdzie można otrzymać pomoc, także pomoc, jeśli jesteś osobą LGBTI. 

Stąd moja darowizna na Hostel LGBTI

Jeśli wy też chcecie pomóc to zachęcam bardzo serdecznie. Myślę, że w takim przypadku każda złotówka się liczy :) Jak w niedzielę u księdza "co łaska" :) 

Źródło
Myślę, że przyczyniając się do istnienia takiego miejsca przyczyniam się do czynienia dobra, bo każda pomoc, która ratuje kogoś przed upadkiem, przed odebraniem sobie życia z niemocy, z powodu tego, że sobie nie radzi, jest warta swego czynu :)

Niech to będzie na ich zdrowie :)

niedziela, 29 maja 2016

Czas wyborów - odejdź...

Zewsząd napływają do mnie głosy sugerujące, nie dobra wręcz mówiące wprost uciekaj stamtąd. Ktoś kto mnie zna czy to z tego bloga, tak jak Wy moi drodzy czytelnicy, czy też znajomi z innych okoliczności/miejsc i zna choć troszeczkę moją sytuację mówi odejdź.

Ja zastanawiam się każdego dnia, każdej nocy, ciągle co robić. Czy faktycznie jest tutaj tak źle. I w końcu dochodzę do wniosku, że tak i nie.

Postaram się zrobić rachunek sumienia.

Moje miasto pro i contra:

Aspekt Pro - tutajAlbo zmiana i...
RodzinaZawsze blisko i na wyciągnięcie ręki.
PracaDobrze płatna praca.
MieszkanieWygodne i fajne. Jasne i klarowne warunki.Mało takich okazów jak te, mimo minusów zimą, zimne. Zawsze można coś znaleźć na chwilę... ;-) 
OtoczenieNormalni w miarę sąsiedzi. Na pewno nie robią zbytecznych komentarzy czy uwag w naszym kierunku.Bywa różnie w zależności od otoczenia. Większa anonimowość możliwa.
Rynek pracyDno.Większe miasta: więcej możliwości.
Tryb życiaSpokój i cisza.Szybkie tempo. Pogoń.
ZnajomościParę znajomych.Zawsze można zdobyć nowe.
RozrywkaPoza jeziorami i piękną naturą to jest kiepsko, bardzo źle.Większe miasto, więcej możliwości.
PrywatnośćBrak.Większe szanse na odrobinę prywatności. 
MożliwościOgraniczone. Tu się nawet nie zdążysz zgubić. Nieograniczone: sami dobrze wiemy, że w centrach jest po prostu więcej okazji do wszystkiego.
RozwójJak tu się rozwinąć, gdy wszystko cię ogranicza?Jeśli weźmiesz udział w wyścigu, to będziesz biegł, zawsze do przodu. A jak upadniesz to i tak się czegoś nauczysz.
RyzykoŻadne, ew. znikomeDuże, że coś się nie powiedzie.
Dzieci Brak. Uwarunkowania społeczno-ekonomiczne.Brak. Choć może kiedyś :) 
Praca - na poważnie.Brak ryzyka jeśli tu zostanę.Możliwość porażki, jeśli coś się nie powiedzie. Ale i sukcesu :) 
Zobowiązania, finanse.Są i będą, ale mam stałą pracę.Są i będą, nowa praca, ryzyko.
Zarobki w górę i wydatki rónieżNa wsi było drożej, niż w mieście. Więc pod tym względem się nie zgadzam.Zdania są podzielone. Jedni mówią tak jest, inni, że to nie prawda. Są biedronki, carrefour, tesco, etc. - a ceny są te same, ew. bardzo podobne. 
Adrenalinaskąd?jest.

No jak tu wyciągnąć wnioski? Nie można zrobić zestawienia i powiedzieć: a tutaj będzie lepiej. Wszędzie jest taka możliwość, tylko wszystko zależy od naszego powodzenia i szczęścia, czy się je będzie miało, czy też poniesie się klęskę i co wtedy? 

Chyba najbardziej destrukcyjne w tym wszystkim jest to, że nie mam aż takiej satysfakcji z pracy oraz fakt, że mój Misiek nie może znaleźć pracy. Brakuje też znajomych z którymi moglibyśmy się spotkać. Nie pytajcie czy w mieście nie ma gejów. Są, lecz im mniejsze środowisko tym chyba ludzie są bardziej zamknięci, a druga część to ta co potrafią cię tylko za plecami obgadać. A że ja jestem człowiekiem, który bardzo lubi i dobrze czuje się kiedy ma wokół wielu ludzi, to nie dziwota, że mi tego brakuje. 
Chciałbym mieć znajomych, z kim się spotkać wyjść, kogo zaprosić na wieczór czy nawet jakiś obiad, etc. To miłe, gdy ktoś tak jak ja jest otwarty na różnego rodzaju "spędy" - tak to ostatnio moja koleżanka określiła. 
Jeśli chodzi o tych przyjaciół, znajomych - to większość jest tylko tutaj, na blogu, poza nim moje kontakty są mega ograniczone to tragiczny wniosek :)

Dam sobie jeszcze chwilę nim stąd wyjadę. Może cud się przytrafi. Ostatnio słyszałem o wakacie w pewnej placówce, mam na nią chrapkę, lecz jak usłyszałem zdanie o pani dyrektor, to mi szczęka opadłą i się wystraszyłem, że nie będę mógł żyć pod pantoflem, że nie zgodzę się z jej staroświeckim podejściem do kwestii edukacyjnych i obyczajowych jak również kulturowych. Kolega zachęca bym próbował. Spróbuję. Może po drodze powinienem zajść do innych placówek oświatowych, może tam gdzieś jest jakiś etat? Może.

Dziś kolejny weekend dobiega końca. Ostatni był na prawdę przyjemny, a ten, był okej. Brakuje mi czegoś - tym czymś są kontakty z innymi. Do kogo mam wyjść? No niestety nie ma zbytnio gdzie. 

Może gdzieś pojechać? Chętnie tylko, no ten... - trzeba poczekać z tymi wyjazdami :D Na lepsze czasy, kiedy oba portfele coś będą wnosiły do wspólnego gniazdka. 

Zakaz kopiowania. Własność gejpisze.blogspot.com

To tu dziś sobie chadzaliśmy :) Niebo jakby miało za chwilę lunąć, ew. krótko po tym jak lunęło - ale nic z tych rzeczy. Było słońce i cieplutko. Tylko chwilowo jakoś tak - na potrzeby tego zdjęcia - może ono właśnie odzwierciedla mój nastrój.

Jak się dobrze wpatrzyć w to zdjęcie to widać tam pod lasem leżała sobie para :) Chyba po chwili się zorientowali, że ktoś jest na górze, bo ktoś się podniósł. A nie wiem, czy nie przyszliśmy w nieodpowiednim momencie, jeśli tak to przepraszamy <hihihi> Tam po prawej jeziorko, które dziś podziwialiśmy z Miśkiem. 

P.S. Czy ktoś z Was słyszał o czymś takim jak biwak pod tęczą? Ja kiedyś parokrotnie o tym słyszałem, nawet mając jakieś 18 lat to chciałem jechać, ale nie pojechałem, bo trzeba było jechać do pracy. Czy ktoś był? Wiecie, może czy dalej się to odbywa?

Udanego tygodnia życzę Wam Kochani :)

poniedziałek, 23 maja 2016

weekendowa wisienka na torcie

Od ostatniego czasu można było czytać na moim blogu tylko smutne wiadomości. Pomyślałem, ze przecież w taki sposób nie dam rady tak dalej iść. Ja to wiem, ty to wiesz i każdy inny też to wie. Problem w tym, że mimo tej cennej wiedzy, czasem już upadam...

Chciałbym Wam powiedzieć jak miło spędziłem ostatni weekend. Piątek to dzień weekendu początek. Tym razem Misiek został w domu a ja poszedłem na spotkanie z kolegami z pracy. Impreza zaczęła się jakoś po 19. Z początku było smętnie, z czasem się towarzystwo rozwijało. Ostatecznie wylądowaliśmy na zielonej trawce sącząc pod osłoną nieba piwko. Rozmowa się toczyła tak dobrze, że straciliśmy poczucie czasu :) Do domu dotarłem jakoś w okolicach 2 w nocy. 

Wypiwszy 3 piwa rano obudziłem się z tak wielkim kacem, że myślałem, ze umrę za chwilę. Nic mnie nie stawiało na nogi :( Oj głowy to do % to ja nie mam. W południe wygrzebałem się z Miśkiem na spacer zwiedziliśmy miasto na nowo, a raczej okolice jeziora, załapaliśmy się na koncert :) Po występie poszliśmy do lasu brzegiem jeziora oddychając pełnią piersią rozkoszowaliśmy się naturą :) Trochę nam to zajęło, bo ścieżka długa a doliczając km od naszego "końca świata" jak ja to mówię na naszą dzielnicę, to jednak sporo sobie pospacerowaliśmy. 

A tu parę fotek z naszego wypadu :) 

Źródło własne ujęcie :) Zakaz kopiowania i powielania bez zgody autora.
www.gejpisze.blogspot.com

Ten pan oto, którego tu widzicie zowią łabędź. Ten oto przedstawiony panicz zaatakował mnie siedzącego na pomoście. Ale byłem sam sobie winny. Siedzieliśmy z Miśkiem na pomoście. Trochę zmęczeni, trochę już znudzeni chodzeniem, tym, że taki spokój nas nastał. Zapatrzyłem się w swój telefon, Misiek zerkał w swój. Ni stąd ni zowąd, coś uderzyło w pomost, ja nawet nie drgnąłem, Misiek zdążył się ruszyć, gdy ja zostałem skonfrontowany z dziobem tego oto pana. Dobierał się do moich ajdoli, może to taki jego fetysz #łabędźfetyszysta :D Podziwiajcie go. Ale co tam zdjęcie mu pstryknąłem :D

Źródło własne ujęcie :) Zakaz kopiowania i powielania bez zgody autora.
www.gejpisze.blogspot.com
Na powyższej fotce widać Policję Wodną oraz nasze piękne jeziorko. Bardzo lubię to miejsce, lubię tam chodzić. Zwłaszcza z drugiej strony gdzie jest troszeczkę mniej tłocznie. Mniej ludzi, mnie krzyków, głosów. Spokój oraz błoga cisza. Tylko odgłosy natury. Piękne. Kocham tak sobie pochodzić i odpocząć od wszystkiego. To świetna okazja by pozbierać myśli :)
- P.S. Tu stworzyłem opis do zdjęcia, które przenosiłem na komputer i w trakcie tego poszło coś nie tak, tym samym zdjęcie zginęło i nici z tego :(

Źródło własne ujęcie :) Zakaz kopiowania i powielania bez zgody autora.
www.gejpisze.blogspot.com
Żeby nie było to też wam dorzucam trochę widoków z natury :) Mam nadzieję, że coś się spodoba. Ja uwielbiam takie widoki. Tą naturę. Czasem dzikie nieokiełznane krajobrazy :) Tutaj nasza rzeka miejska :) A sobie płynie spokojnie. Nad rzekę mamy z jakieś 500 metrów rzut beretem, a tak rzadko się na nią wybieramy, chyba, że chcemy skrócić sobie drogę do miasta :) :) - do centrum :) 

Źródło własne ujęcie :) Zakaz kopiowania i powielania bez zgody autora.
www.gejpisze.blogspot.com
A tutaj trochę widoków z naszej przechadzki po lesie, plaży i widok na jeziorko :) Uwielbiam to miejsce, wiem powtarzam się, ale co by nie było to zachwycony jestem tymi widokami, zawsze mam dużo pozytywnych wspomnień z tego miejsca - mimo iż nic się tam szczególnego nie wydarzyło. Raczej tylko tyle, że mogłem tam odpocząć. Zeszły rok to przejażdżki rowerowe nad jeziorkiem, mega odpoczynek i relaks po pracy. W tym roku to wybieram się tam z Miśkiem jeśli czas pozwala. Np. w weekendy :) To taka wisienka na torcie jeśli chodzi o ten nasz ostatni weekend :)

Wróciliśmy dość późno do domu. Zjedliśmy parówki na ciepło z sałatką na kolację i właściwie to usiedliśmy na kanapie :) Wtuleni w siebie myśleliśmy o tym skąd dobiega do nas muzyka. W mieście odbywały się koncerty. Stąd też postanowiliśmy zupełnie spontanicznie wybrać się na koncert pod chmurką, skoro wstęp wolny, a tym bardziej, że właśnie za godzinę miał się odbyć koncert jednego z zespołów, którego bardzo lubię :) Miśkowi ewidentnie nie chciało się siedzieć w domu cały wieczór, to się zgodził i właściwie to zagrzewał. Dość szybko się zebraliśmy i udaliśmy w miejsce koncertu. Dotarliśmy dosłownie na czas :) Nawet zdążyliśmy znaleźć sobie dobrą miejscówkę :) Koncert trwał z jakieś 2-3 godziny, inne zespoły, które grały nas tak nie interesowały jak ten konkretny. Stąd po pierwszej, może drugiej max trzeciej piosence jego następcy się zwinęliśmy. Zresztą jak dość spora grupa uczestników :) 

Niedziela to dzień lenia - nic bardziej mylnego my się wybraliśmy na kolejny spacer. Tym razem chodziliśmy po mieście, po starówce, mnóstwo ludzi jak by to już środek lata był :) A to dopiero nastąpi... :) Potem powoli zwijaliśmy do portu. Nim wróciliśmy był już czas na kolację. Misiek zrobił pyszną obiado-kolację zjedliśmy na balkonie w ostatkach promieni słonecznych i tak właściwie aż do zajścia słońca siedzieliśmy na balkonie rozmawiając i uwaga grając w karty :D 
Jak ja dawno nie grałem w karty!!! O masakra - chyba z jakieś 10 lat temu ostatni raz... a przecież na tamte czasy i wcześniej to była "norma" :)
Powróciły piękne wspomnienia ♥♥♥

Chciałbym znaleźć spokój w życiu. Może właśnie to znak, że czas stąd odejść i się pożegnać raz a dobrze? Może nie jest mi pisane bycie w tym miejscu, może przeszłość za dużo niesie za sobą? Takie wnioski płyną do mnie zewsząd, lecz ja dalej nie umiem się oderwać i pójść dalej swoją drogą. 

Źródło własne ujęcie :) Zakaz kopiowania i powielania bez zgody autora.
www.gejpisze.blogspot.com
Serdeczne wiosenne pozdrowienia przesyłam Wam wszystkim :) Właśnie siedzę sobie na mym przepięknym balkonie wśród dźwięków ulubionej muzyki, widokiem na osiedle i piękne niebieskie niebo :) Czego chcieć więcej? 

Ciepłe pozdrowienia ode mnie :)