poniedziałek, 30 maja 2016

Pomoc potrzebującym - ocalić od zniszczenia

Dziś na fb zauważyłem inicjatywę, którą bardzo pochwalam, a że uważam, że takie działania trzeba wspierać, nie umiałem inaczej, jak oddać swój "ostatek". 

Może ktoś uzna to za reklamę, może ktoś powie coś negatywnego, mimo wszystko, życzyłbym sobie, żeby w naszym kraju były takie miejsca, gdzie można otrzymać pomoc, także pomoc, jeśli jesteś osobą LGBTI. 

Stąd moja darowizna na Hostel LGBTI

Jeśli wy też chcecie pomóc to zachęcam bardzo serdecznie. Myślę, że w takim przypadku każda złotówka się liczy :) Jak w niedzielę u księdza "co łaska" :) 

Źródło
Myślę, że przyczyniając się do istnienia takiego miejsca przyczyniam się do czynienia dobra, bo każda pomoc, która ratuje kogoś przed upadkiem, przed odebraniem sobie życia z niemocy, z powodu tego, że sobie nie radzi, jest warta swego czynu :)

Niech to będzie na ich zdrowie :)

niedziela, 29 maja 2016

Czas wyborów - odejdź...

Zewsząd napływają do mnie głosy sugerujące, nie dobra wręcz mówiące wprost uciekaj stamtąd. Ktoś kto mnie zna czy to z tego bloga, tak jak Wy moi drodzy czytelnicy, czy też znajomi z innych okoliczności/miejsc i zna choć troszeczkę moją sytuację mówi odejdź.

Ja zastanawiam się każdego dnia, każdej nocy, ciągle co robić. Czy faktycznie jest tutaj tak źle. I w końcu dochodzę do wniosku, że tak i nie.

Postaram się zrobić rachunek sumienia.

Moje miasto pro i contra:

Aspekt Pro - tutajAlbo zmiana i...
RodzinaZawsze blisko i na wyciągnięcie ręki.
PracaDobrze płatna praca.
MieszkanieWygodne i fajne. Jasne i klarowne warunki.Mało takich okazów jak te, mimo minusów zimą, zimne. Zawsze można coś znaleźć na chwilę... ;-) 
OtoczenieNormalni w miarę sąsiedzi. Na pewno nie robią zbytecznych komentarzy czy uwag w naszym kierunku.Bywa różnie w zależności od otoczenia. Większa anonimowość możliwa.
Rynek pracyDno.Większe miasta: więcej możliwości.
Tryb życiaSpokój i cisza.Szybkie tempo. Pogoń.
ZnajomościParę znajomych.Zawsze można zdobyć nowe.
RozrywkaPoza jeziorami i piękną naturą to jest kiepsko, bardzo źle.Większe miasto, więcej możliwości.
PrywatnośćBrak.Większe szanse na odrobinę prywatności. 
MożliwościOgraniczone. Tu się nawet nie zdążysz zgubić. Nieograniczone: sami dobrze wiemy, że w centrach jest po prostu więcej okazji do wszystkiego.
RozwójJak tu się rozwinąć, gdy wszystko cię ogranicza?Jeśli weźmiesz udział w wyścigu, to będziesz biegł, zawsze do przodu. A jak upadniesz to i tak się czegoś nauczysz.
RyzykoŻadne, ew. znikomeDuże, że coś się nie powiedzie.
Dzieci Brak. Uwarunkowania społeczno-ekonomiczne.Brak. Choć może kiedyś :) 
Praca - na poważnie.Brak ryzyka jeśli tu zostanę.Możliwość porażki, jeśli coś się nie powiedzie. Ale i sukcesu :) 
Zobowiązania, finanse.Są i będą, ale mam stałą pracę.Są i będą, nowa praca, ryzyko.
Zarobki w górę i wydatki rónieżNa wsi było drożej, niż w mieście. Więc pod tym względem się nie zgadzam.Zdania są podzielone. Jedni mówią tak jest, inni, że to nie prawda. Są biedronki, carrefour, tesco, etc. - a ceny są te same, ew. bardzo podobne. 
Adrenalinaskąd?jest.

No jak tu wyciągnąć wnioski? Nie można zrobić zestawienia i powiedzieć: a tutaj będzie lepiej. Wszędzie jest taka możliwość, tylko wszystko zależy od naszego powodzenia i szczęścia, czy się je będzie miało, czy też poniesie się klęskę i co wtedy? 

Chyba najbardziej destrukcyjne w tym wszystkim jest to, że nie mam aż takiej satysfakcji z pracy oraz fakt, że mój Misiek nie może znaleźć pracy. Brakuje też znajomych z którymi moglibyśmy się spotkać. Nie pytajcie czy w mieście nie ma gejów. Są, lecz im mniejsze środowisko tym chyba ludzie są bardziej zamknięci, a druga część to ta co potrafią cię tylko za plecami obgadać. A że ja jestem człowiekiem, który bardzo lubi i dobrze czuje się kiedy ma wokół wielu ludzi, to nie dziwota, że mi tego brakuje. 
Chciałbym mieć znajomych, z kim się spotkać wyjść, kogo zaprosić na wieczór czy nawet jakiś obiad, etc. To miłe, gdy ktoś tak jak ja jest otwarty na różnego rodzaju "spędy" - tak to ostatnio moja koleżanka określiła. 
Jeśli chodzi o tych przyjaciół, znajomych - to większość jest tylko tutaj, na blogu, poza nim moje kontakty są mega ograniczone to tragiczny wniosek :)

Dam sobie jeszcze chwilę nim stąd wyjadę. Może cud się przytrafi. Ostatnio słyszałem o wakacie w pewnej placówce, mam na nią chrapkę, lecz jak usłyszałem zdanie o pani dyrektor, to mi szczęka opadłą i się wystraszyłem, że nie będę mógł żyć pod pantoflem, że nie zgodzę się z jej staroświeckim podejściem do kwestii edukacyjnych i obyczajowych jak również kulturowych. Kolega zachęca bym próbował. Spróbuję. Może po drodze powinienem zajść do innych placówek oświatowych, może tam gdzieś jest jakiś etat? Może.

Dziś kolejny weekend dobiega końca. Ostatni był na prawdę przyjemny, a ten, był okej. Brakuje mi czegoś - tym czymś są kontakty z innymi. Do kogo mam wyjść? No niestety nie ma zbytnio gdzie. 

Może gdzieś pojechać? Chętnie tylko, no ten... - trzeba poczekać z tymi wyjazdami :D Na lepsze czasy, kiedy oba portfele coś będą wnosiły do wspólnego gniazdka. 

Zakaz kopiowania. Własność gejpisze.blogspot.com

To tu dziś sobie chadzaliśmy :) Niebo jakby miało za chwilę lunąć, ew. krótko po tym jak lunęło - ale nic z tych rzeczy. Było słońce i cieplutko. Tylko chwilowo jakoś tak - na potrzeby tego zdjęcia - może ono właśnie odzwierciedla mój nastrój.

Jak się dobrze wpatrzyć w to zdjęcie to widać tam pod lasem leżała sobie para :) Chyba po chwili się zorientowali, że ktoś jest na górze, bo ktoś się podniósł. A nie wiem, czy nie przyszliśmy w nieodpowiednim momencie, jeśli tak to przepraszamy <hihihi> Tam po prawej jeziorko, które dziś podziwialiśmy z Miśkiem. 

P.S. Czy ktoś z Was słyszał o czymś takim jak biwak pod tęczą? Ja kiedyś parokrotnie o tym słyszałem, nawet mając jakieś 18 lat to chciałem jechać, ale nie pojechałem, bo trzeba było jechać do pracy. Czy ktoś był? Wiecie, może czy dalej się to odbywa?

Udanego tygodnia życzę Wam Kochani :)

poniedziałek, 23 maja 2016

weekendowa wisienka na torcie

Od ostatniego czasu można było czytać na moim blogu tylko smutne wiadomości. Pomyślałem, ze przecież w taki sposób nie dam rady tak dalej iść. Ja to wiem, ty to wiesz i każdy inny też to wie. Problem w tym, że mimo tej cennej wiedzy, czasem już upadam...

Chciałbym Wam powiedzieć jak miło spędziłem ostatni weekend. Piątek to dzień weekendu początek. Tym razem Misiek został w domu a ja poszedłem na spotkanie z kolegami z pracy. Impreza zaczęła się jakoś po 19. Z początku było smętnie, z czasem się towarzystwo rozwijało. Ostatecznie wylądowaliśmy na zielonej trawce sącząc pod osłoną nieba piwko. Rozmowa się toczyła tak dobrze, że straciliśmy poczucie czasu :) Do domu dotarłem jakoś w okolicach 2 w nocy. 

Wypiwszy 3 piwa rano obudziłem się z tak wielkim kacem, że myślałem, ze umrę za chwilę. Nic mnie nie stawiało na nogi :( Oj głowy to do % to ja nie mam. W południe wygrzebałem się z Miśkiem na spacer zwiedziliśmy miasto na nowo, a raczej okolice jeziora, załapaliśmy się na koncert :) Po występie poszliśmy do lasu brzegiem jeziora oddychając pełnią piersią rozkoszowaliśmy się naturą :) Trochę nam to zajęło, bo ścieżka długa a doliczając km od naszego "końca świata" jak ja to mówię na naszą dzielnicę, to jednak sporo sobie pospacerowaliśmy. 

A tu parę fotek z naszego wypadu :) 

Źródło własne ujęcie :) Zakaz kopiowania i powielania bez zgody autora.
www.gejpisze.blogspot.com

Ten pan oto, którego tu widzicie zowią łabędź. Ten oto przedstawiony panicz zaatakował mnie siedzącego na pomoście. Ale byłem sam sobie winny. Siedzieliśmy z Miśkiem na pomoście. Trochę zmęczeni, trochę już znudzeni chodzeniem, tym, że taki spokój nas nastał. Zapatrzyłem się w swój telefon, Misiek zerkał w swój. Ni stąd ni zowąd, coś uderzyło w pomost, ja nawet nie drgnąłem, Misiek zdążył się ruszyć, gdy ja zostałem skonfrontowany z dziobem tego oto pana. Dobierał się do moich ajdoli, może to taki jego fetysz #łabędźfetyszysta :D Podziwiajcie go. Ale co tam zdjęcie mu pstryknąłem :D

Źródło własne ujęcie :) Zakaz kopiowania i powielania bez zgody autora.
www.gejpisze.blogspot.com
Na powyższej fotce widać Policję Wodną oraz nasze piękne jeziorko. Bardzo lubię to miejsce, lubię tam chodzić. Zwłaszcza z drugiej strony gdzie jest troszeczkę mniej tłocznie. Mniej ludzi, mnie krzyków, głosów. Spokój oraz błoga cisza. Tylko odgłosy natury. Piękne. Kocham tak sobie pochodzić i odpocząć od wszystkiego. To świetna okazja by pozbierać myśli :)
- P.S. Tu stworzyłem opis do zdjęcia, które przenosiłem na komputer i w trakcie tego poszło coś nie tak, tym samym zdjęcie zginęło i nici z tego :(

Źródło własne ujęcie :) Zakaz kopiowania i powielania bez zgody autora.
www.gejpisze.blogspot.com
Żeby nie było to też wam dorzucam trochę widoków z natury :) Mam nadzieję, że coś się spodoba. Ja uwielbiam takie widoki. Tą naturę. Czasem dzikie nieokiełznane krajobrazy :) Tutaj nasza rzeka miejska :) A sobie płynie spokojnie. Nad rzekę mamy z jakieś 500 metrów rzut beretem, a tak rzadko się na nią wybieramy, chyba, że chcemy skrócić sobie drogę do miasta :) :) - do centrum :) 

Źródło własne ujęcie :) Zakaz kopiowania i powielania bez zgody autora.
www.gejpisze.blogspot.com
A tutaj trochę widoków z naszej przechadzki po lesie, plaży i widok na jeziorko :) Uwielbiam to miejsce, wiem powtarzam się, ale co by nie było to zachwycony jestem tymi widokami, zawsze mam dużo pozytywnych wspomnień z tego miejsca - mimo iż nic się tam szczególnego nie wydarzyło. Raczej tylko tyle, że mogłem tam odpocząć. Zeszły rok to przejażdżki rowerowe nad jeziorkiem, mega odpoczynek i relaks po pracy. W tym roku to wybieram się tam z Miśkiem jeśli czas pozwala. Np. w weekendy :) To taka wisienka na torcie jeśli chodzi o ten nasz ostatni weekend :)

Wróciliśmy dość późno do domu. Zjedliśmy parówki na ciepło z sałatką na kolację i właściwie to usiedliśmy na kanapie :) Wtuleni w siebie myśleliśmy o tym skąd dobiega do nas muzyka. W mieście odbywały się koncerty. Stąd też postanowiliśmy zupełnie spontanicznie wybrać się na koncert pod chmurką, skoro wstęp wolny, a tym bardziej, że właśnie za godzinę miał się odbyć koncert jednego z zespołów, którego bardzo lubię :) Miśkowi ewidentnie nie chciało się siedzieć w domu cały wieczór, to się zgodził i właściwie to zagrzewał. Dość szybko się zebraliśmy i udaliśmy w miejsce koncertu. Dotarliśmy dosłownie na czas :) Nawet zdążyliśmy znaleźć sobie dobrą miejscówkę :) Koncert trwał z jakieś 2-3 godziny, inne zespoły, które grały nas tak nie interesowały jak ten konkretny. Stąd po pierwszej, może drugiej max trzeciej piosence jego następcy się zwinęliśmy. Zresztą jak dość spora grupa uczestników :) 

Niedziela to dzień lenia - nic bardziej mylnego my się wybraliśmy na kolejny spacer. Tym razem chodziliśmy po mieście, po starówce, mnóstwo ludzi jak by to już środek lata był :) A to dopiero nastąpi... :) Potem powoli zwijaliśmy do portu. Nim wróciliśmy był już czas na kolację. Misiek zrobił pyszną obiado-kolację zjedliśmy na balkonie w ostatkach promieni słonecznych i tak właściwie aż do zajścia słońca siedzieliśmy na balkonie rozmawiając i uwaga grając w karty :D 
Jak ja dawno nie grałem w karty!!! O masakra - chyba z jakieś 10 lat temu ostatni raz... a przecież na tamte czasy i wcześniej to była "norma" :)
Powróciły piękne wspomnienia ♥♥♥

Chciałbym znaleźć spokój w życiu. Może właśnie to znak, że czas stąd odejść i się pożegnać raz a dobrze? Może nie jest mi pisane bycie w tym miejscu, może przeszłość za dużo niesie za sobą? Takie wnioski płyną do mnie zewsząd, lecz ja dalej nie umiem się oderwać i pójść dalej swoją drogą. 

Źródło własne ujęcie :) Zakaz kopiowania i powielania bez zgody autora.
www.gejpisze.blogspot.com
Serdeczne wiosenne pozdrowienia przesyłam Wam wszystkim :) Właśnie siedzę sobie na mym przepięknym balkonie wśród dźwięków ulubionej muzyki, widokiem na osiedle i piękne niebieskie niebo :) Czego chcieć więcej? 

Ciepłe pozdrowienia ode mnie :)




środa, 18 maja 2016

Kochanie pokaż Adasiowi majtki

Wychodzę wieczorem na osiedle, wychodzę z klatki i słyszę rozmowę:

- Kochanie! - woła młody chłopak z balkonu.
* Tak?! 
- Pokaż Adasiowi jakie majtki ci kupiłem!

Facet idący akurat za mną parsknął śmiechem ja z Miśkiem również, w tle tylko słychać k-u-r-w-a! 

Wstęp może kiepski, ale na pewno lepszy od mojego kolejnego biadolenia. Tak dobrze czytasz, znowu będę "się żalił".

W sumie to nie wiem jaki jest sens tego, że moje łzy wylewam na klawiaturze, bo nie kartce papieru. Są ludzie, jest ich wielu, jesteście Wy, jesteś Ty, ludzie, którzy ciągle mi dopingują, mówią miłe słowa, lecz ja, ja nie mam siły.

Po prostu tracę siłę na przykrości jakie mnie spotykają. Każdego dnia jest coś nowego. Jedynie noc jest momentem, kiedy nie dociera do mnie wiele smutku, choć i tu ostatnio pojawiają się problemy. 

Zacznę od ostatniego weekendu. "Dobrzy ludzie" znowu dali o sobie znać. Tym razem miarka się przebrała. Co z tego!? Co możesz zrobić - w takim debilnym kraju jak ten, gdzie praw Ci brak. W sobotę wieczorem Misiek dostał telefon. Odezwał się mężczyzna po 30 z donośnym głosem. A w słuchawce słychać było:
"Komenda Wojewódzka, Wydział Kryminalny, starszy ... (funkcjonariusz się właśnie przedstawia). Czy mam przyjemność z ... (tu pada imię i nazwisko Miśka).
- Tak, przy telefonie.
Proszę o wstawiennictwo się w poniedziałek o godz. 11 w Komedzie Wojewódzkiej, w wydz. Kryminalnym, tj. drugie piętro, pok. 103. Czy wie Pan gdzie to jest? 
- Tak wiem. Ale o co chodzi. 
Jest Pan oskarżony/podejrzany o molestowanie małoletnich ... oraz ... ( tu padają dane osobowe Niny i Piłkarzyka). 

Misiek jak stał zaniemówił i się rozpłakał. Reszty rozmowy nawet nie pamiętam. To relacja osób trzecich z tej rozmowy. Nie było mnie akurat przy nim, byłem w sklepie. Gdy się dowiedziałem co zaszło, dlaczego Misiek jest załamany, wykonałem telefon do pewnej osoby, mianowicie do prawnego opiekuna dzieci. W całym tym stresie nie umiałem nawet zebrać słów by powiedzieć po co dzwonię do kogoś niemalże po nocach, było już lekko po 20. Ale nie mogłem się powstrzymać i nie spytać, co się kur*** tutaj wyprawia. Po bardzo długiej rozmowie z panią Igą trochę się uspokoiłem. Po jakimś tam wstępie, kilku pytaniach przeszedłem do sedna rozmowy. Powiedziałem o co chodzi. Wyjaśniłem jakie miało zdarzenie. Wspólnie stwierdziliśmy, że ktoś usilnie próbuje nam zaszkodzić. To już nie pierwsza próba niszczenia naszego nienagannego wizerunku wśród pracowników całej placówki. Temat naszego związku był już poruszony na forum wśród pracowników tejże placówki, jednak nikt nie stwarza jakichkolwiek przesłanek, że fakt iż jesteśmy parą jest przeszkodą, etc. Cała rzesza pracowników jest po naszej stronie - to mnie bardzo ucieszyło. Szczere słowa i prawda. Wyjaśniłem, że bardzo nam zależy na szczerości w całej tej sprawie, tak by wszelkie niedopowiedzenia zaraz w zarodku były wyjaśniane, byśmy wspólnie rozwiązali swe wątpliwości. Wspólnie z panią Igą stwierdziliśmy, że ktoś zrobił sobie głupi, bardzo głupi żart, bo inaczej tego nie można było nazwać, gdyby powstał taki zarzut, ona jako prawny opiekun miałaby zostać poinformowana o zaistniałej sytuacji, ew. taką drogę wszcząć, ani jedno ani drugie nie miało miejsce. Wręcz przeciwnie obraz jaki przedstawiają dzieci z pobytów u nas jest bardzo rokujący, efektami są choćby ich efekty w nauce, poprawa zachowania... Porozmawialiśmy sobie jeszcze chwilę i przeprosiłem za porę oraz zabieranie prywatnego czasu i poszedłem do Miśka. 

Pogadałem z nim szczerze o tym wszystkim. Jakoś powoli wracaliśmy do siebie. Mimo wszystko Misiek się załamał. 
Ja nie mogąc zrozumieć tego wszystkiego, zadzwoniłem na numer z jakiego dzwoniono. Odezwał się mężczyzna o głosie mi lekko znanym, przypominał mi pewną osobę, którą znamy wszyscy i która nie została zaproszona do naszego grona na weekend. 
Nasze wątpliwości się zaczęły rozwiewać, ale przeżycie Miśka było silniejsze - zrozumiałe, gdy słyszy się tak poważne zarzuty. 

Weekend nam zleciał początek tygodnia również. Trochę już zaczęliśmy się uspokajać z jednych "tarapatów", wówczas spadło coś innego, starego, a zarazem nowego.

Mój samochód zwariował i to dosłownie ostatnio nie wiadomo czemu rozładował się akumulator - powód: wentylator nie wyłączał się, mimo iż silnik już dawno ostygł, chłodnica też zimna, a ten chodził, póki jeszcze sił trochę było. 

Naładowałem i udałem się w podróż dalej. Po dwóch dniach postoju idę i próbuję otworzyć drzwi autopilotem. Nadaremnie aku padł. Podchodzę bliżej zaglądam do środka, a tam pali się całe oświetlenie drzwi, podsufitowe. 

Zaglądam do silnika przy okazji, a tam znowu prawie pusto, olej znikł, pod samochodem prawie sucho, prawie, bo plama była na prawdę malutka, więc zawartość musiała zniknąć wcześniej, może w czasie jazdy... Na pewno. 

Niestety z tego wszystkiego zapomniałem swych obowiązków względem US. Muszę wysłać kasę za rozliczenie, termin minął, a ja dalej jestem w tyle, nie zebrałem się by to uczynić. 

Nie mam już siły na walkę z losem. Mam dosłownie dość. Scenariusz mojego życia jest okrutny i bezwzględny, mimo iż wielu ludzi życzy mi najlepszego, to spełniają się tylko te złe życzenia. Nawet nie potrafię doszukać się pozytywów w tym wszystkim. Poważnie nic już tak nie cieszy. 

Uwielbiam moment kiedy zasypiam, bo właśnie wtedy mój mózg przestaje pracować. Mogę chwilę się odprężyć. To działało jeszcze do nie dawna. Ostatnimi dniami mam coraz więcej problemów ze spokojnym snem. Śnią mi się dziwne głupie rzeczy. Już drugi raz śnił mi się mój przyjaciel, którego już wśród nas nie ma. Wiem, że muszę go odwiedzić. Dziś kupiłem znicz. Muszę iść i go zapalić. 
Śnią mi się różne inne chore akcje, śnię o tym jak rozwiązać nasze problemy, co zrobić, co jeszcze na nas spadnie. 

To wszystko jeszcze tylko potęguję moją bezsilność. Nie umiem tego już ogarnąć, zaczyna mi brakować tchu, a sam czuje się jak ryba, która żyje w stawie, który wysycha, czy się uduszę tak jak ona?

Oczywiście to przenośnia, lecz obawiam się, że pewnego razu to wszystko moje dość silne barki złamie i nie będę w stanie iść dalej, nieść tego ciężaru. A czy to wszystko mi potrzebne? Może powinienem pierd***ć wszystko to co mnie otacza i uciec? - To nie w moim stylu, ale może to tylko jest rozsądnym rozwiązaniem moich problemów?

Boję się, że pewnego dnia obudzę się w zupełnie innym miejscu, w miejscu które niegdyś znam z odwiedzin bliskich, miejscu, które nie przypadło do gustu jako dobre lekarstwo, ale kto wie, może potrzeba mi takiego upadku bym wstał na nowo? Tylko jakim kosztem...? 

Nie wiem co zrobię. Nie wiem dokąd pójdę. Nie wiem co powiem. Wiem jedno, moja wytrwałość, moje siły są na skraju wyczerpania. 

Teraz to piszę i czuję się jak nikt. Nic nie osiągnąłem, ciągle idę na przód potykając się o najmniejszy kamyczek, ręce mam zdarte od upadków, ale jeszcze się odbijam od ziemi, po co to?

Mam tyle pytań, ale żadnych odpowiedzi - pustka, smutek, żal. Boję się jutra, obudzić się to nie problem, problemem jest przeżyć spokojnie ten dzień. 

Jeśli ktoś z Was dobrnął do końca to współczuję i przepraszam za swój lament.

piątek, 13 maja 2016

bezrobocie

Kiedyś już o tym pisałem, jak ciężko znaleźć w moim regionie pracę. Niestety wbrew ogólnemu wzrostowi, poprawie warunków, etc. tu wciąż panuje bieda. Znalezienie pracy graniczy z cudem. Jedni szukają miesiącami, a jak już coś dostaną to często gęsto są oszukiwani.

Bieda to alkoholizm. We większości przypadków tak jest. Niestety. Miałem ostatnimi czasy rozmowę z pewną panią kierownik w dużym zakładzie. Wstawiłem się za pewnym człowiekiem. Gdy się dowiedziałem, że opuścił zakład nietrzeźwy, niestosownie zachował się wobec przełożonych, nie mogłem tak się temu przyglądać. Zdobywszy numer zadzwoniłem. Kobieta nie była zdziwiona, może to dobrze ukrywała. Porozmawialiśmy sobie dobry kwadrans o życiu, o ludziach, o rynku pracy, etc. Porozmawialiśmy sobie o ludziach, o moim znajomym. To dobry człowiek - te słowa każdy interpretuje na swój sposób, a słyszymy je zawsze gdy ten dobry człowiek zrobi coś głupiego. Cóż prawda jest prawdą. Ja mówiłem otwarcie, ona w sumie również. Nie mogła tylko zrozumieć, jak sama się przyznała, dlaczego? Ona nie pochodzi z rodziny, która miała problemy alkoholowe. Nie wie jak to jest... Sam nie umiałem wyjaśnić, chociaż przecież znam to na własnej skórze. Są ludzie, którym wiatr sprzyja i stronią od alkoholów, mimo iż rodzice, czy też jedno z rodziców popadło w alkoholizm. Ja do 18 roku życia nie piłem nic. Mając 19 lat zacząłem czasem ze znajomymi popijać. Była impreza, była okazja to sobie coś wypiliśmy. Chociaż zawsze starałem się znać granicę. Do dziś jak już sobie wspominamy dawne czasy, to każdy mi mówi, Ty wiesz kiedy powiedzieć stop. A no nie wiem. Prawda jest taka, że kiedy nie chcę pić, a nie chcę to nie piję, jeśli chcę coś wypić, to coś wypiję i wiem, że trzeba powiedzieć stop. Ale mam za sobą już kilka imprez gdzie nie zakładałem mówienia sobie stop, wówczas płynąłem, aż odpłynąłem. Nie żałuję tego, bo przynajmniej mogę się z siebie pośmiać. A że z dystansem do siebie u mnie jest ciężko, to chociażby te sytuacje wręcz nakazują mi mieć ten dystans i się śmiać z siebie. Więc staram się myśleć pozytywnie o tym co było. Dziś jednak alkohol to mój wróg. Nie lubię go, nie mogę patrzyć. Owszem zdarza mi się wypić odrobinę - piwo 2%. Na więcej nie mam ochoty ani siły. Powód jest tylko jeden: widzę jak ludzie się staczają przez alkohol. Brzmieć może to irracjonalnie, lecz czuję jakiś wstręt, obrzydzenie. 
Z drugiej strony to chciałbym sobie kiedyś wieczorem usiąść wypić lampkę wina, może piwo, a może coś mocniejszego, lecz z drugiej strony zawsze jest ten hamulec. Na chwilę obecną klocki są wytrzymałe, więc hamuje stanowczo: nie (odmawiając sobie).
Źródło Internet
Ale przecież są osoby z takich rodzin jak ja, gdzie tego hamulca nie ma, nie ma w ogóle i młodzi jak ojcowie, czy matki odpływają. To jest smutne, ale prawdziwe. Wówczas zadaję sobie pytanie, dlaczego tym dzieciom nikt nie wyciągnął ręki na ratunek? 
Ja tą rękę dostałem, miałem wzór osobowy jaki mnie prowadził w życiu, byli to dużo starsi koledzy, bracia Zosi, jej tata, wspaniały człowiek, zarówno jej mama. Wsparcie rodziny Zosi i jej towarzystwo odkąd tylko pamiętam, sprawiło, że w życiu ważniejsze było dla mnie to co piękne pozbawione alkoholu, ambicje, oraz to, że kiedyś będę mógł tak jak oni być tak wspaniałym człowiekiem, mieć dom, móc sobie pozwolić na to i owo, móc być przykładem - z tym ostatnim trochę, życie pokrzyżowało plany, bo gej świecący przykładem, kto słyszał? No dobrze dla mnie takim przykładem jest sam Robert Biedroń. Może kiedyś, kiedyś...
Wracając to bez wyciągniętej ręki nie byłbym dziś tym człowiekiem jakiego część z Was poznała. Definitywnie nie byłoby to możliwe. Rozmowę z ową kobietą zakończyliśmy na tym, że kolega przemyśli to co zrobił, zwróci się z przeprosinami i damy radę zapobiec głupotom. 

Dziś owy młodzieniec dalej ma prace. Czy jest mi wdzięczny? Nie wiem. On chyba nawet nie wie, że rozmawiałem z jego przełożoną. Próbowałem go tylko nawrócić na dobrą drogę. Oby się udało. Moja rozmowa miała tu dalsze skutki, w końcu nie będzie musiał pracować na czarno, dostał normalną umowę, no dobra o normalności można jeszcze tu nie wspominać, bo to umowa zlecenie, lecz zawsze to coś, ubezpieczenie jakieś podstawy, a nie zupełnie nic. Może z czasem będzie coś z tego konkretnego.

Misiek jednak nie miał tyle samo szczęścia co Młody. Z swoim narwanym szefem się nie dogadał. Teraz się jakoś nie dziwię, że w tym lokalu ciągle poszukują ludzi do pracy. Co ważne w tym wszystkim, to Misiek został przeproszony za to, że niestosownie został potraktowany. Choć telefon z przeprosinami sam w sobie był, pozytywnym doświadczeniem, to jego końcówka już nie koniecznie. Szef zarzucił mu, że miejsce w którym pracował jest w sumie okej, lecz dlaczego nie pracował na innym stanowisku ze swoimi zdolnościami. Misiek się do mnie śmieje: bo ktoś musiałby polec z nas dwóch ja, albo szef, bo ten ostatni lubi się wszędzie wtrącać...

No i tak oto znowu szuka pracy dalej. Rozmowa za rozmową, przeważnie to nie spełnia warunków tj. prawo jazdy, dyspozycyjność weekendowa (tu ze względu na dzieci, jest to temat trudny), własny samochód. 

No zobaczymy co czas przyniesie, ale mogłoby się coś ruszyć w tym temacie, byłoby nam dużo prościej. 
Wówczas sąd byłby przychylniejszy naszej rodzince :) Ale z tym musimy jeszcze poczekać... - na chwilę obecną same wizytacje. Podsumowaniem jednej z nich są słowa: widziałem spartańskie warunki, gdzie chciano wziąć dzieci, tutaj to luksus. Było to dla nas bardzo miłe. Chyba nie mamy tak źle. 

Ja ze swojej strony mogę powiedzieć u mnie w domu za małego nie było tyle miejsca co my mamy dla naszej 4, a u mnie było 6 osób, choć rzeczywiście 7. Także było mega ciasno i trudno, ale to mamy już za sobą :)) Są tylko wspomnienia :) Nawet miłe, o ile takie się w pamięci zachowuje :)) 

Jeśli ktoś poświęcił swój weekendowy czas 
na czytanie mojego bloga, 
to wielkie dzięki, 
życzę wszystkim 
udanego weekendu :)

 


piątek, 6 maja 2016

dobre i złe strony

Jak to we wcześniejszym poście wspomniałem, dzięki ludziom "dobrej" woli, musimy iść stromymi szczeblami z przestojem do przodu. 

Droga ta nie jest łatwa, ale kto powiedział, że będzie łatwo? Mało mam wsparcia ze strony bliskich, raczej mi go brakuje, lecz wiem, że czasem po prostu ciężko mnie zrozumieć. Może przez to, że jest to takie trudne ludzie nie chcą wierzyć w moje życie?

Opracowanie własne.
Możliwości jest wiele, ale najważniejsze to trzymać się obranej drogi i iść ciągle do przodu :) Dzisiaj
sobie tak spacerowaliśmy właściwie to dzięki ludziom "dobrej" woli. Gdyby nie ich chamski charakter nie było by na pewno nas na łonie natury wśród drzew, pól i lasów. Nie szli byśmy rozmawiając o miłościach, o przyszłości, o tym co dobre, a co złe. Nie odkrywali byśmy naszych podopiecznych od tej strony. A jednak w tym wszystkim jest coś dobrego. Mieliśmy czas na rozmowę, czas na wspólny spacer. 

Nina przeżywa pierwsze zauroczenia, a to jest w oczach wszystkich. 5 lat starszy chłopak to jednak nie kandydat dla niej. Przynajmniej nie na tym etapie. 

Nasz Piłkarzyk raduje się jak tylko można :) Dziś zwiedzał z kolegami miasto - tak ładnie się to nazywa, a w praktyce wygląda tak, że się chodzi bez celu po mieście i szuka "czegoś" :)

Czy u Was też pogoda rozpieszcza? Ja wychodząc z pracy, o ile mam na rano, jestem happy, bo wracam do domu jest pięknie, mogę się jeszcze cieszyć tym światłem, ciepłem oraz super klimatem. Wychodzę na balkon i wdycham wiosnę :) Kocham ten stan!

środa, 4 maja 2016

... ludzie dobrej woli

Na wstępie proszę o wybaczenie, że tak rzadko piszę, bądź też odpisuję. Nie mam siły by dalej pisać co się u mnie dzieje, jest tego nie mało.

No dobra koniec narzekań...

Rodziny już nie stworzymy. Tą możliwość skreśliły sądy oraz ludzie "dobrej" woli. Także póki co to próbujemy się otrząsnąć z tego, co zaszło. Nasze plany co do dzieci, co do mieszkania, co do wszystkiego poszły się witać z koszem. 
Co można powiedzieć? Tylko tyle, że w oczach ludzi to my jesteśmy tymi złymi ludźmi, co to są nieodpowiedzialni, zwyrodniali, czy też niebezpieczni. Odkąd ludzie "dobrej" woli zaczęli się przyglądać naszej rodzinie, temu, że sobie dajemy radę, na naszej drodze wyrosły wysokie pionowe schody, po których iść nie łatwo. Niestety na tej drodze brakuje często szczebli, a przejść dużym krokiem omijając lukę się nie da.
Tym samym tracimy to co miało niegdyś być naszym wspólnym owocem...
Piłkarzyka odwiedziliśmy całkiem nie dawno udając się z nim na zakupy. Niestety brakowało mu ubrań, więc postanowiliśmy, że musimy go ubrać. Dostaliśmy oficjalnie zgodę na krótki wypad na zakupy. Wypad ten się udał. A nasza wizyta była nawet dobrze odebrana - a może to tylko pozory.
Siostrzyczka piłkarzyka niestety w ostatnim czasie odwróciła się, nie wiedzieć czemu unika kontaktu. 
Dla wszystkich jest to bardzo trudna sytuacja.

Misiek jeszcze jest w pracy a ja postanowiłem napisać coś w moim "pamiętniku". Weekend majowy nie był zbyt udany. Piątek spędziliśmy w objęciach rozmawiając o tym co dalej nas czeka. Sobotnie przedpołudnie spędziliśmy na zakupach a po południu Misiek poszedł do pracy. Ja udałem się w dalsze szwędanie po sklepach. Tym samym zrobiłem zakupy na balkon. Nakupiłem kwiatów i roślinek ozdobnych. W O. była przecena, albo jakaś wyprzedaż przed weekendem majowym. Skorzystałem z tej okazji no i tym samym zaopatrzyłem nasz balkon w kolorki. 
1.05. Świętując święto pracy, oboje mieliśmy wolny dzień, więc rano przyozdobiliśmy nasz balkon a potem byliśmy w odwiedzinach u moich rodzicieli. Niestety powrót był dla nas bolesny, niestety nie dotarliśmy "cali" do domu. W drodze nasze auto zastrajkowało, tym samym stanęliśmy w polach szukając pomocy. Ostatecznie się udało.

Po upiornym powrocie zasnęliśmy w objęciach. A poniedziałek rozpoczął się od pracy. Wtorek niestety byliśmy oboje w pracy. Więc widzieliśmy się gdy Misiek kładł się spać. Dziś już środa a my znowu się nie widzieliśmy. Samochód u mechanika stoi i czeka na nowe części. Ciekaw jestem ile ten "zabieg" będzie kosztował. 

Budżet i tak już napięty, a tu jeszcze takie wybryki od losu. Co by nie było to nie oszczędza mnie on ani trochę.

Niby jest dobrze, ale nie... Gdy coś się gdzieś poprawia, jest lepiej, to w innym miejscu się pieprzy i tak chyba nie jestem najlepszym przyjacielem, skoro nawet tak bliscy ludzie się odwracają, po tak długim czasie, a myślałem, że bycie tu i teraz i zawsze, oraz nastawienie ucha jest lepsze od wścibskich pytań, czy wymuszania odpowiedzi, czy też tego co się dzieje. Może się znów pomyliłem... :( Mimo wszystko chcę wierzyć usilnie, że to wszystko to stan przejściowy, zawód znajomościami, zawód życiowy ludźmi, którymi się otaczamy, a prawdziwe relacje przetrwają tą próbę.

Jutro zamierzam sobie odpocząć "nic nie robiąc" takie miałem plany, przeleżeć cały dzień w domu, ale już czuję w kościach, że tak nie będzie, bo już się brat zapowiedział z wizytą, a jeszcze na głowie mam dostawę łóżka do mieszkania. 

P.S. W końcu czuję się w mieszkaniu dużo lepiej niż jeszcze jakiś czas temu, a wystarczyło zmienić ustawienie trochę meble poprzestawiać i z pustego pokoju, stał się przytulny kącik, z którego najchętniej to bym nie wychodził. A więc można małym nakładem zrobić duże zmiany :))) Jeszcze tylko została jedna ściana którą trzeba zagospodarować, bo tak pusto na niej, może tablicę zawieszę, a na niej będę wpisywał wszystko to co uznam za piękne i warte uwiecznienia :) Zawsze marzyła mi się taka tablica gdzie będę mógł zapisać wszystko, mój brudnopis, który będzie nie tylko miejscem do bazgrania, lecz miejscem które będzie chłonęło moje myśli :)

P.S. II Coraz częściej myślę nad tym by wziąć się za pisanie pamiętnika. Niestety z blogiem nie zawsze mi wychodzi, nie zawsze chce mi się pisać, nie zawsze umiem napisać, nie zawsze potrafię. A taki pamiętnik to może być właśnie coś! 
Tak myślę, że to fajny pomysł :) Zobaczymy co z tego wyjdzie z czasem :D Możecie trzymać kciuki, to może jeszcze kiedyś przeczytacie jakąś kartkę z pamiętnika :))) 

Coś tak jakoś zauważyłem ostatnio, że nasza natura jest zwariowana w bardzo negatywnym znaczeniu tego słowa. Ta wszędobylska nienawiść, zazdrość oraz głupowatość. Czemu jesteśmy tak zawistni? Czemu rzucamy sobie nawzajem kłody pod nogi? Co z tego mamy? Czy krzywda wyrządzona innym jest naszym pożywieniem? A powinniśmy się tym brzydzić...