Wczoraj zamieściłem wpis o tym jak to fajnie pomagać, dziś odmówiłem pomocy. Dwulicowość? Hipokryzja? Obłuda?
Wracając z pracy, zaczepił mnie człowiek. Był to chłopak lat 30+. Widuję go dość często, za każdym razem prosi kogoś o jedzenie. Czasem coś dostanie, czasem ktoś go zjedzie, że "każdy jest kowalem swojego losu", "każdy ma wybór, i on wybrał takie życie" i wiele innych.
Dziś kupiłem sobie coś do jedzenia, jako, że nie miałem ochoty na wszystko z zestawu, zjadłem tylko deser. Reszty nawet nie chciałem. Wychodząc owy chłopak zaczepił mnie.
- "Przepraszam. Nie ma Pan/nie masz czegoś do jedzenia?" (Nawet nie pamiętam jak zapytał.)
Szybko w myślach przeszukałem plecak odpowiadając, że nic nie mam. Mówił, że jest głodny. Na co ja chamsko odpowiedziałem, że każdy decyduje o swoim losie. Ja też muszę pracować.
- W moim przypadku to raczej niemożliwe/trudne - dodał.
Oddalając się odpowiedziałem, przykro mi. Nie kłamałem, jest mi przykro i wstyd, że pisząc o pomocy, o głodzie, nie pomogłem mu, nie nakarmiając go. Mogłem przecież wrócić i poprosić o to czego nie chciałem, z pewnością dostałbym to i mógł mu ofiarować. Jednak tego nie uczyniłem.
Całą drogę miałem wyrzuty sumienia, mam je do tej pory. Jeśli spotkam go jutro, mam nadzieję, że tego błędu nie popełnię. Choć to i tak nie zmieni tego, ze odmówiłem głodnemu :( Strasznie mi źle z tym. Czuję się podle.
W głowie mam obraz Jezusa, który objawia się w ludziach, chodzi i prosi o pomoc. Ludzie mogą go spotkać tylko wtedy gdy mu nie odmawiają.
- Nie jestem praktykującym katolikiem. Nie chodzę do Kościoła, jedynie odświętnie (Pasterka/Wielkanoc). Mimo to, wiara jest mi bliska, szczególnie gdy się modlę (nie codziennie, lecz czasami).