piątek, 10 czerwca 2016

za pięćset plus

Ostatnio praca zalewa nas pogadanką na temat, który poniekąd już tu poruszałem, może nie w sposób bezpośredni, no a mowa o rządowym wspomagaczu rodzin ubogich - 500 plus.

Gazety biją na alarm - rząd sponsoruje pijaków - na pierwszy rzut oka idzie Włocławek i rodzina świętująca otrzymanie 500 plus z alkoholem. Oczywiście takich rodzin w całej Polsce jest wiele. Nie oszukujmy się alkoholizmu nie rozwiąże 500 plus, a jeszcze go bardziej ożywi. 

Opracowanie własne: www.gejpisze.blogspot.com


Pomysł może i dobry, by dofinansować te ubogie rodziny - ale może nie poprzez dawanie pieniędzy, a może pieniądze wydane z 500 plus powinny być dokumentowane, na co idą - oczywiście coś typu alkohol, tytoń nie wchodzi w grę. 
Ludzie proponują zamianę 500 plus na ulgi podatkowe, etc. - w sumie brzmi dobrze, ale z praktyką jak by to się jadło - nie wiem.

Bezrobocie rośnie - 500 plus
Efekt 500 plus - przybrało na bezrobotnych, bo ludzie nie chcą pracować za darmo. Przykłady tym razem z Gdańska (w ogóle z całej północy od wschodu do zachodu). 

  •  Właściciele kawiarni, pubów, restauracji narzekają na deficyt pracowników. Dziennikarze widzą tylko ogłoszenia w witrynach lokalu.
W jednej z gazet piszą, że kobietom się nie opłaci iść do pracy za najniższą krajową (1300 zł), skoro za nic nierobienie i siedzenie w domu dostaną przy 3 dzieci - 1500 zł. Zatem poświęcają czas wychowywaniu potomstwa. 

Zastanawiam się od paru dni jak mam zdrowo podejść do tego tematu. Pierwsza moja reakcja była, imbecyle, druga hm.. no właśnie. 
Czy takie podejście jest zdrowe? - Moja logika mówi stanowczo NIE. Można przecież było pracować i pobierać te 1500zł. Może praca nie na cały już etat, a pół, by więcej czasu poświęcić potomstwu, ale taka wizja jest nie realna. 
Przecież na podstawie zarobków określa się to, czy ktoś dostanie te 500 plus, czy też nie. Więc skoro mają pracować i nic nie dostać to wolą siedzieć w domu i dostać więcej. W tym drugim przypadku mają i tak więcej, jeśli zarabiają najniższą krajową. Wybór jest oczywisty - skoro o tym się głośno zrobiło.

P.S. Nie znam rodzin, które biorą te 500 plus. A może nie wiem o tym tylko. 

  • Hotelarze też płaczą, bo nie ma służby sprzątającej.
Tutaj wypowiem się z doświadczenia. Moja mama pracowała 1 miesiąc w hotelu 4/5* gwiazdkowym. Zarobki oferowane były na prawdę dobre 1 godz. = 10 zł. Praca na umowę zlecenie. Początkowo miało to polegać na tym, że pracuje się w systemie jednozmianowym 9-17, 5 dni w tygodniu z czego dwa dni wolne miały być przypadkowe, 1 weekend wolny w miesiącu. 
Pierwszy tydzień przebiegał spokojnie - ba! nawet powiem rewelacyjnie. Mama zadowolona, pracodawca chwalił. Jako, że taka praca wiąże się z napiwkami, to dodatkowy plus. Mama wstawała dzień w dzień o 5 rano, jechała rowerem 6 km na autobus. Ok. 8.30 była już na miejscu. Mimo tego poświęcenia było dobrze. Jednak pracodawca zauważył, że mama z powierzonym zadaniem wyrabiała się szybciej, z dnia na dzień przybywało zadań, lecz czas na ich wykonanie - uwaga się skracał. I tak po pierwszym tygodniu zamiast pracować 8 godzin, to pracowała 6 godzin, potem już wymagano 5 godzin - co przestawało się kalkulować. Dużo pracy to mało czasu na "nicnierobienie" - doszło do tego kuriozum, że nie mogła chodzić na papierosa - co nawet popieram - zniosła to - ale ktoś poszedł dalej w swych zamysłach i pewnego dnia pracowała bez przerwy na śniadanie. To już było przegięciem. Zabroniono użytkowania klimy w czasie kiedy w pomieszczeniach nie ma gości. Kobiety zaczęły się buntować, po pierwszym tygodniu mamy pracy odeszła jedna dziewczyna, po drugim już kolejne dwie, przyjęły się kolejne i po dniu rezygnowały. Nie było ludzi, więc zamiast dwóch dni wolnych na tydzień bywało tak, że nie było w ogóle, albo tylko jeden dzień na 1,5 tygodnia. W końcu pojawiła się okazja pracy bliżej, mimo iż za gorsze pieniądze, w innym systemie zmianowym bo na 4 zmiany za 7 zł/godz. to przeszła tutaj gdzie ma bliżej. Tam wstawała o 5 rano i wracała jeśli się poszczęściło ok 19 po 8 godzinach - ok 18 po 7 godz - czy ok. 17 po 6 godz. Sam dojazd to koszt koło 15 zł. Więc coraz bardziej się przestawało opłacać. Teraz może do pracy dojeżdżać rowerem te 6 km i jest na miejscu. 

Ta historia to tylko jedna z wielu z tego hotelu. A managerowie płaczą, że nie mają pracowników. Tego typu hoteli jest więcej w rejonie. Wcale się nie dziwię, że ludzie tam nie chcą pracować. Wyzysk i zero poszanowania pracownika.

* Nie pamiętam czy mają 4 czy 5 gwiazdek.

  • W gazecie wypowiadała się również pani mająca plantację truskawek, smacznego wielbicielom tychże owoców.
Dziś nikt nie chce przyjść za 15 zł za godzinę. Płacili 1,5 za łubiankę (koszyk truskawek). Pamiętam gdy to ja jako dziecko chodziłem zbierać truskawki, wstawaliśmy na 4 rano całą rodziną, nie licząc ojca by zarobić pieniądze na przyszły rok szkolny. Wakacje to czas kiedy zarabiało się dwa miesiące by móc od września założyć nowe ubrania, mieć podręczniki, przybory, czy też inne zobowiązania, typu ubezpieczenia, składki rodziców, itp. Jeśli sezon rozpoczynał się tak jak dziś za czasów szkolnych to w wolniejsze dni się nie szło do szkoły, by można było zarobić, a przecież pieniądze potrzebne były cały czas - mama na bezrobociu, ojciec na rencie 600 zł.
Czy ja żałuję tej pracy? Nie. Nie było alternatywy, jak się pojawiała to szliśmy tam gdzie było korzystniej, jeśli więcej szło zarobić na jagodach, to zbieraliśmy jagody, zawsze liczył się taki interes gdzie przychody będą wyższe. 

Problem z pracownikami ten gospodarz miał ciągle, bo płacił marnie, albo długo trzeba było czekać na jego zapłatę - to nie było do ręki od razu. Ciężko mi uwierzyć, że praca u tej pani za taką stawkę to taka trudna praca, że się nikomu nie chce. Bo przecież mając nawet te 1500 plus mogli by sobie "na czarno" dorobić - bo tak to jest, umowy, żadnej nie ma. 
Z drugiej strony pani płacze, że nie chcą pracować u niej, bo jest 500 plus. Ale nie pomyślała chyba o tym, że ludzie pójdą do pracy tam gdzie będzie im lepiej, a skoro jest więcej miejsc pracy to idą gdzie lepiej. My też tak robiliśmy. Jak jeszcze nie było gdzie się zaczepić, to się zbierało truskawki, jak tylko się coś trafiło stabilniejszego, lepszego to szedłem gdzie będę miał pewny dochód. Także to przekolorowanie.

Niewątpliwie państwo powinno wprowadzić jakiś nadzór nad tymi środkami, bo wywalać je w błoto to też, żadne rozwiązanie, a płacić musimy my wszyscy na ten cel.

Z drugiej strony to ja poważnie się pytam jakie to przyrost naturalny będzie - skoro w patologii narodzą się dzieci i w patologii będą dorastały. Powielą schematy we większości, wówczas przyszłość naszego gatunku jest poważnie zagrożona.

--- 

Oferty pracy


Opracowanie własne: www.gejpisze.blogspot.com
W poszukiwaniu pracy. Ogłaszam się szukając pracy, no i źle nie jest, są ogłoszenia, są oferty, tylko wciąż nie są to takie jak bym chciał. Choć z drugiej strony dostałem od znajomych dwa namiary na dwie jednostki (tratwy meduz), które szukają kogoś na cały etat. I nawet byłym w stanie się starać o te stanowiska, to na razie muszę zrezygnować z marzeń. 
Wpakowałem się z raty, kredyty i to ciąży. Nie mogę po prostu teraz od tak sobie zmienić pracę na gorzej płatną, bo nie podołam finansowo, a wtedy to już tylko sznur i bye, bye ;-) choć chyba już nie chcę tak szybko odchodzić. 
Z drugiej strony to bardzo się w tym nie odnajduję, tzn. mam koleżankę od razu po studiach dostała pracę na tratwie i jest zachwycona, przynajmniej tak mi mówi - poleca i zachęca mnie - na zarobki nie narzeka, mówi, że dostaje 2 tyś. na rękę. Więc to było by na prawdę dobrze, gdybym spadł do tego progu. Kolega zahaczył się jeszcze w czasie studiów na jednej tratwie, z której ucieka no i mówiło bardzo podobnych zarobkach. 
Rozmawiałem ze swoją paczką ze studiów, koleżanki mama pracuje już sporo lat, zaraz emeryturka się szykuje i ona twierdzi, że takie zarobki są nie możliwe na początku, że najniższa krajowa to start. I popadam w depresję, bo przy takich zarobkach to bym nawet nie miał na mieszkanie, a co dopiero na życie i inne zobowiązania. 

Czemuż to tratwy są tak słabo opłacane? Czyż już w edukacje nie opłaca się inwestować, czy ten zawód, jest na prawdę przekleństwem: "obyś czyjeś dzieci uczył"? 


---

Układ nerwowy

Opracowanie własne: www.gejpisze.blogspot.com
Chyba ostatnio za dużo się dzieje w mojej głowie, za dużo mam w niej nawalone i ona się nie radzi. Boli mnie jak cholera, krew pulsuje, skronie gorące, aż żyły wychodzą. A od jakiegoś czasu jeszcze dziwnie niepokojące zachowania mojego układu nerwowego. Zdarzyło mi się już kilka raz, że przestawałem czuć moje ręce. Tzn. moją lewą rękę, to takie dziwne uczucie, że nawet nie umiem go opisać. Na początku miałem ból dłoni, potem zaczęło mi trochę mrowić dłoń, pewnego dnia myślałem, że ktoś mi wbija jakieś igły w palce, wykrzywianie palów, kurcze. Którejś nocy obudziłem się i nie czułem całej ręki od barku w dół. Zacząłem ją masować unosić drugą ręką no i po chwili jakoś wróciło do stanu faktycznego. 
Na chwilę obecną staram się nią więcej ćwiczyć. Podnoszę się na drążku, jakieś pompki, ćwiczenia na ręce wymyślam. Jeśli nic się nie poprawi, to będę musiał iść do lekarza. 


wtorek, 7 czerwca 2016

hodują dzieci, zamiast je wychowywać

​Weekend zleciał jak z bata strzelił. Nim się obejrzałem musiałem iść już rano do pracy :)

Ale może to dobrze, że tak szybko się żyje przynajmniej czas leci, a z nim zobowiązania finansowe się zmniejszają :) To taki plus tego pędu :)

Dziś chyba chciałem napisać o czymś innym:P 

W rodzinie Miśka dzieją się złe rzeczy. Nie wiem czy warto o tym pisać, ale ja ciągle nie dowierzam jak można być tak ułomnym. 

Adi w swoich postach nie raz to pisał o hodowaniu, bo nie wychowywaniu dzieci i tak samo dzieje się tutaj. Dzieci się hoduje jak króliki, z tym, że nie dopuszczają się kanibalizmu. 

Bieda aż piszczy, on idzie do pracy, łapie się to tu, to tam. Jak ma okazję to i do butelek zagląda, bo czasem można. Rzeczywiście rzadko się to zdarza - i to ogromny plus. 
Ale jego wybranka to totalna porażka. Dziewczyna z domu dziecka, co miłości nie doświadczyła. Niestety w takich miejscach to codzienność, brutalność, obojętność i wrogość. Im więcej walczysz tym więcej ugrasz. 
Ma dwójkę pociech, niestety jedno traktuje jak swoje, a drugie jak podrzucone. Zamiast się troszczyć o nie, to ma je gdzieś. Dzieci nie znają żadnych, ale to żadnych zasad, nie są wychowane, okropność.

Kiedyś byli 2 razy u nas i na tym się skończyło. Pierwszym razem rozpierdzielili moje książki (drogie książki) - na szczęście w porę zauważyłem i nic się nie stało - a rodziciele siedzieli i się patrzyli co dzieci porozpierdzielają. Wystarczyło "zostaw to" i się zmyli w kąt. 

Rodzice się trochę spojrzeli no i zauważyli, że nie spodobało mi się to. W czasie rozmowy jeszcze skomentowałem ich pomysł o trzecim dziecku. Z dwójką masz problem, a co powiedzieć jeszcze o kolejnym - tak powiedziałem w prost do partnerki Miśka brata. Coś tam zaczęła jęczeć, ale nie słuchałem. 

Innym razem przyszli i się pilnowali już by dzieciaki nic nie ruszały, ale te dalej do mojego regału lgnęły, no bo w domu przecież książek nie ma, to dzieci nie wiedzą co to jest... - i z łapami do książek, wystarczyła jedna komenda i od razu spokój. Wtedy była akurat moja mama i potem mi powiedziała, że bardzo ostro reagowałem, no ale cóż inaczej nie rozumieją, że nie wolno ruszać. 

A winę za to ponoszą te dwoje młodych co to się parzą jak króliki i nie umieją wychować dzieci. Jak wpadały do nas to jak widziały jedzenie to garściami brały, mimo iż nie jadły tego to należało zagarnąć jak najwięcej, a przy tym rozwalić jak świnia przy krycie. No co to, to nie. Ja czegoś takiego nie akceptuję i tu się nie dam ugiąć. Zwróciłem uwagę i przy kolejnych próbach sięgnięcia po cokolwiek słyszały nie wolno. Miały pełne talerze, a resztę wokół, więc bez przesady. 

Kiedyś zaszliśmy z Miśkiem do nich. Akurat niespodziewanie, bo była taka potrzeba odebrania korespondencji. W domu syf. W pokoju nie było gdzie nogi postawić, bo wszędzie leżało jedzenie, a matka dzieci się śmieje, że jedzą obiad właśnie. Porażka. Już nie mówię o tym co było na obiad, bo to kolejna porażka.

Dzieci jak się nie słuchały zamykane w łazience bez okna. 

Dziś jedno leży w szpitalu, stan jest poważny. Drugie chyba zostało zatrute jedzeniem no i najprawdopodobniej również tam wyląduje. Nie wiem właśnie co się teraz tam dzieje, ale dobrze nie jest. Jutro ma być u nas kontrola z MOPS, mam nadzieję, że wpadną kiedy będę na mieszkaniu, to już złożę odpowiednie zawiadomienie. Na szczęście mam zdjęcia z tego co w domu zastałem będąc u nich... 

Inną sprawą jest, że to młode niedorośnięte dzieci nie pracuje, nie ma pojęcia o życiu i pierdzieli głupoty na lewo i prawo. Ostatnio zaczęła się trudnić pozyskiwaniem żywności z supermarketów. Idzie z wózkiem i dzieciakami i takim sposobem wynosi to to, to tamto. Jak trzeba potem próbuje handlować towarem. 

Dlaczego ten świat tak nisko upadł. Przecież to jest patologia i powinno się włączać w wychowanie, dokształcanie takich ludzi, chociażby MOPSy, obowiązkowe spotkania, porady, Ci ludzie często są nie wykształceni, nie mają pojęcia o życiu, a przecież jakoś muszą żyć. 

Antykoncepcja jest, ale ich nie stać na zabezpieczenia. Płodzą się, chcą mieć więcej dzieci, a jeszcze teraz 500+.
Co z tego że przyrost naturalny wzrośnie, jak to będą takie dzieci to to potomstwa nie będą wychowywać potrafiły i my sami na siebie zagładę sprowadzimy. Przecież spłodzenie dziecka to nie problem, ale sztuką jest je wychować, by ono potem również potrafiło funkcjonować prawidłowo w społeczeństwie. 

Roszczyć sobie prawa do wszystkiego, bo mi się należy, ale ruszyć się do roboty to nie ma komu. 

Świat według kiepskich to tutaj pikuś, przy tym co się widzi. A jak wiem to nie pierwsza i nie ostatnia taka rodzina :( 

niedziela, 5 czerwca 2016

czas wyborów - rozważań ciąg dalszy

Ostatnio pisałem o moich rozważaniach na temat zmiany mojego miejsca zamieszkania. Jak się domyślacie, dalej się z tym bije. Myśli te nie dają za wygraną, myślę o tym w czasie wolnym, w pracy, po pracy, a nawet we śnie. Nie dają mi odpocząć :(

Jeśli ktoś wczytał się głębiej w mojego bloga, to zauważył, że pochodzę ze wsi. Tam się wychowałem, dorastałem i wykształciłem. Po pierwszym roku studiów zaczęła się moja przygoda z miastem. Wyjechałem - pamiętam ten dzień jak dziś. Mamy łzy i moje uczucie, gdy położyłem się już na "nowym" łóżku i czułem się inaczej.

Żadne z tych uczuć nie było w pełni uczuciem radości. Owszem cieszyłem się, ale brakowało mi zarazem tego co zostawiałem...

Nie tylko brakowało mi mamy, brakowało mi możliwości jakie dawała wieś. Początkowo w każdej wolnej chwili wracałem na wieś. Potem jeszcze dom opuściły siostry no i mama ostała się z bratem i ojcem alkoholikiem. 

Wracam tam jak tylko mogę. Nie chcę jej zostawiać, mimo iż jestem na nią zły.

Źródło własne ujęcie :) Zakaz kopiowania i powielania bez zgody autora.
www.gejpisze.blogspot.com
Dziś sobie będąc w ogrodzie rozważałem co daje mi poczucie szczęścia, co sprawia, że czuję się dobrze. Dotarło do mnie właśnie to, że tak naprawdę to czuję się spokojnie wtedy gdy jestem na łonie natury, gdy mogę pochodzić polnymi drogami, gdy mogę pójść do lasu, gdy mogę pogrzebać coś w ogrodzie, gdy trzeba skosić trawę, czy coś opielić. 
Tak, tak - kosiłem trawę - tak jak się to robiło kiedyś kosą - trochę tępą, ale efekt całkiem niezły :)
Ujęcie własne. Zakaz powielania/kopiowania.
www.gejpisze.blogspot.com
Pobiegać z psami - czysta przyjemność. Naprawić stare drzwi w drewutni? Żaden problem, czysta przyjemność. 
Rozpalić grilla - spotkać się ze znajomymi - również można. 
Moje dzieło :) Wyszło całkiem przyzwoicie :) 
Źródło własne ujęcie :) Zakaz kopiowania i powielania bez zgody autora.
www.gejpisze.blogspot.com
Właściwie to wiele można, dojechać do miasta również, na zakupy, do pracy, itp. To wszystko jest dziś osiągalne. 

Ujęcie własne. Zakaz kopiowania.
www.gejpisze.blogpost.com
Tak sobie potem rozmawiam z moim Miśkiem i stwierdzamy, że takie swoje miejsce na wsi to mógłby być nasz raj. Może nie hektary ziemi, może nie potężne zagrody, ale takie swoje miejsce, taki swój kawałek podłogi, gdzie prócz zwierzątek można znaleźć czas na odpoczynek, można poleżeć w słońcu, można fizycznie popracować i spotkać się w dodatku z przyjaciółmi - to byłby piękny kawałek naszej podłogi. 

A co z wielkimi miastami? A no one mają w sobie coś ładnego, lecz, czy na pewno są dla mnie? Kiedy ja już w swoim 175 tysięcznym mieście się duszę. Zastanawiam się, czy ciekaw jestem co mnie przyciągnie.

W innym poście napiszę jeszcze o innym dość ważnym szczególe, który niewątpliwie będzie miał wpływ na moją/naszą decyzję, a mianowicie o Miśku i trochę jego ogonie, jaki się za nim ciągnie. 

Tak sobie pisząc i myśląc o swoim domku - w głowie mam myśli o moich znajomych. Wiadomo nie każdy ma tę możliwość dostania od rodziców/dziadków kawałka ziemi/domu, etc. Każdy kto ma dziś swój dom, a go nie dostał - musiał wyjechać z tego kraju na kilka lat, pracować ciężko i odłożyć sobie, by potem wrócić i mieć ten swój kąt, ten swój kawałek podłogi :) Stabilność jest piękna.


sobota, 4 czerwca 2016

tymczasem w pracy

Mimo piątku dzień miałem jak w poniedziałek, zawalony zadaniami. Nie mówię, że to źle, ale trafiły mi się tak skomplikowane sprawy, że musiałem je przełożyć na poniedziałek. 

Nie lubię odkładać czegoś na później, ale tak to jest gdy dostajesz zadanie niekompletne i musisz samemu je skompletować i zrobić z tego dobry wynik, dla złej gry. 

W wyniku zbierania informacji do zadania zostałem skierowany do przynajmniej 3 innych jednostek. Każda z nich twierdzi, że nie posiada potrzebnych danych przy czym jedna jednostka (B) nie jest osiągalna. Ba. Nawet jeśli ją osiągnę, to dalej nie będę miał podstawowych informacji by zacząć móc wykonywać powierzone mi zadanie. 

Jednostka A ma się przez weekend postarać, zdobyć potrzebne dane. Jednak, czy zdoła tego nie wie. 
Jednostka B nie jest osiągalna. 
Jednostka C twierdzi, że od dawna nie ma nic wspólnego z pozostałymi jednostkami. To przeszłość. Więc potrzebne dane nie zostaną mi przekazane. 

Także pozostaje mi liczyć na to, że A się postara i mi pomoże, bo co by nie było leży to w ich interesie by wynik był zadowalający.

Niestety czas jaki poświęciłem na to zadanie jest dużo, dużo, dużo za długi, co w efekcie końcowym jest dla mnie "porażką". Przez taką niekompletność danych - moja miesięczna premia jest w du***. A zleceniodawca umył sobie ręce i tyle w tej materii. 

Co na to mój przełożony? - Napisz mail z do wiadomości mojej, przeorki, przeorki przeorów oraz zleceniodawcy:
zrobiłem:
- to
- to 
- to 
- to
- ...,
bo nie było:
- tego,
- tego,
- tego,
- .... i tego.

Co ja z tego mam - goryszy wynik w statystyce. Dziękuję.

Tak sobie przeglądam statystykę wyników. I dochodzę do wniosku, że to, że mam wykonanych 420 zadań w miesiącu nie przekłada się na to, że mój wynik jest dobry. Bo przy tak wysokiej ilości zadań na prawdę ciężko jest wykonać duży procent zadań, na których to firma skorzysta, a nie straci. (Dodam, że każde zadanie kosztuje i to nie mało, a zrobienie tych profitujących - jest warunkiem otrzymania premii)
Czyli robię 420 zadań - z czego 69 jest profitujących to mój wynik procentowy wynosi: 16,43% - jestem ponad 6,43 % ponad wymaganym miesięcznym progiem.

Dla przykładu inna osoba robi 277 zadań - z czego 52 jest profitujących = 18,77% - czyli 8,77% ponad progiem.

W czym problem?
Ja robię zadania profitujące z tego z czego mogę, a drugi przykład robi zadania profitujące niezgodnie z procedurami - jeśli ktoś na bieżąco nie sprawdzi losowo jego zadania, to ma punkty profitujące na swoim koncie - jest "lepszy".

W piątek miałem tak się złożyło poprawkę zadania kolegi - zauważyłem nieprawidłowość, która już była raz na forum poruszana. Przeorka powiedziała wówczas - niedopuszczalne i został wprowadzony jednogłośny, jednoznaczny zakaz. 
Owy zakaz jest łamany - czy świadomi, czy też nie, nie wiem. Nie istotne już, bo przeor twierdzi, że jednak kolega robi dobrze. 
Na to, że się nie zgadzam z tym i podaję argumentację, słyszę milion przykładów i odpowiedzi, które próbuje się podłączyć by jednak powiedzieć, ja tu mam ostatnie zdanie. 
Rozmowa publiczna zaczyna nabierać rozmachu, a sensu nie widać, więc stwierdziłem, ogłoś to wszystkim oficjalnie, wówczas ja nie będę się czepiał, a przynajmniej moja statystyka wzrośnie bo przynajmniej dziennie są 2/3 takie zadania gdzie można zakończyć je tak by były profitujące, jak masz szczęście to nawet więcej. 

ALE! Wszędzie jest jakieś ale. Zadania o które szedł spór, nie pochłaniają tyle czasu, co zadania profitujące które dotychczas robiłem - to oznacza, że ktoś mógł robić źle jak twierdziła (nieobecna w piątek) przeorka i dostać za to premię, a ja robiłem zgodnie z zasadami i szans na premię nie mam, bo oczywiście, średni mój czas to nie 5,82, tylko 7,28. 

Także uważam to za niesprawiedliwe i mam ku temu podstawy. Swoje zdanie wyraziłem pisemnie do wiadomości przeora, przeorki i zastępcy przeorki. Na sali poparła mnie tylko zastępca przeorki, niestety nie było tych co by mnie poparli bo na zwolnieniach, albo urlopach. 

Efekt jest taki, że mam już dość. 

Ah... przeor chyba się zorientował, że się wkur*** no i zaczął mi słodzić publicznie, że jak to pięknie jestem zachwalany przez jego zwierzchników, którzy wręcz sikają po nogach jak widzą moje sprawozdania z zadania. 

Tak mi się na język cisnęło "a ch*** mnie to obchodzi" ale się odwróciłem do komputera i miałem wywalone na to wszystko. 

Jeśli ktoś się zastanawia dlaczego jest taka różnica pomiędzy ilością zadań jakie wykonujemy w tym samym czasie pracy (160 godz). To powiem tak jak to przeor powiedział: komputer sobie go upodobał. 
Pewnego razu koleżanka podniosła głos, bo niesprawiedliwość w podziale na pracowników sięgała już ponad 20 zadań na dzień - wówczas przeor z uśmiechem na twarzy stwierdził, że to wola maszyny. 

A w to nie uwierzę, bo to jest sterowane przez człowieka, wystarczyło ustawić sprawiedliwie kolejkę, wówczas byłoby inaczej, ale ktoś twierdzi, że się nie da. 

Ah jak już przy piątku jestem, to przeor zapytał mnie czy robiMY imprezkę z okazji rocznicy pracy w firmie - z uśmiechem na twarzy powiedziałem - nie wiem - a w myślach dodałem - mam nadzieję, że mnie do tego czasu już tu nie będzie :) 

Jak na początku ta praca mogła mnie cieszyć mimo wielkich trudności z wdrażaniem się (bez szkolenia zasadniczego), to teraz mnie razi - a wszystko przez niesprawiedliwość jaka tam panuje i chamskie podejście przeora. 

Muszę zmienić środowisko :) 
Tyle w kontekście mojej pracy.