niedziela, 22 kwietnia 2018

Ogród

Moża powiedzieć, że wiosna dotarła na dobre.

Odkąd zrobiło się troszkę cieplej, u mnie na biegunie i tak jest zimno w porównaniu z środkową i południową częścią kraju. No ale co tam będę narzekał - ważne, że jest powyżej 12°C. Mogłoby być gorzej :D

Sezon ogrodowy trwa w najlepsze - a, że ja człowiek natury to tylko wracam z wyspy i rzucam teczkę i lecę do ogrodu. Tam zawsze coś można zrobić, albo zwyczajnie posiedzieć przy zachodzącym słońcu :) Odkąd balkon zamieniłem na rodzinny ogród więcej czasu spędzam na świeżym powietrzu - więcej ruchu - więcej odskoczni od problemów - lepiej się czuję.

Ostatnio z Leną stwierdziłem, że trzeba więcej poświęcać czasu dla siebie. Nie tylko praca. Mimo, iż jest ona moją pasją, to nie można dać się zwariować - bo będzie źle. O czym się już nie raz przekonałem.
A czy pracowałem więcej, czy mniej to i tak te same podejście do mojej osoby osób decyzyjnych. Nawet jeśli coś będą mówiły, to się dowiedzą, że sami sobie winni :D

Odkurzyłem swój rower i staram się coraz częściej rowerować (taki czasownik zasłyszałem ostatnio w radiu...) :) :) :)

Przy okazji przejażdżek odnowiłem kontakt z moją psorką z czasów licealnych. Wspaniała kobieta. Ilekroć się widzimy to nie możemy się nagadać :D Fakt dużo mówimy o pracy, ale jest czas na inne tematy :) Po takich pogawędkach to człowiekowi dużo lżej i jakoś raźniej, że nie jest sam we wszechświecie z tymi durnymi problemami... :d

Chciałbym zamieścić tu jakieś zdjęcie, ale nie wiem czy coś wygrzebię z mojej biblioteczki :D

Idę poszukać :-)

Właściwie to tu nic poza polem nie widać. No może śmieci :/ 

Będąc na przejażdżce rowerem przez las :) 
Być może to ostatnie zdjęcie tych drzew, bo robią czystkę. A ja w tym lesie spędziłem przecież całe swoje dzieciństwo. Dużo wspomnień pozostało ... 

Kolejny już raz kupuję thuje - mam nadzieję, że tym razem przetrwają:
- wrednych sąsiadów;
- mojego cholernie kochanego, ale nawiedzonego psa, który to notorycznie niszczy mi drzewka...

Jakiś ja na rowerze ;-)

A to jedna z głównych tras w Polsce ;-) 

Zatem życzę spokojnej niedzieli :)


niedziela, 8 kwietnia 2018

Asertywność

Czas mówić nie.

Wielokrotnie robię coś, czego nie pragnę, tylko dlatego by nie wyjść na nieuprzejmego. Po to aby nie sprawić komuś przykrości, by nie zostawiać kogoś samego z zadaniem.

Ale czy ci ludzie pamiętają o mnie? Otóż nie. Pora dorosnąć, pora żyć, a nie tylko przeżywać życie. Asertywność jest tu kluczowa, zwłaszcza by zachować równowagę między pracą, a życiem osobistym.

Za oknom robi się coraz piękniej, a ja nie chcę spędzać kolejnych dni przy papierach, przy przygotowaniach się do zajęć, do nowych durnych wymysłów z KO, czy kogokolwiek innego. Skoro są takie wyspy gdzie lśnią, jednocześnie odrzucając cały ten kram papierów i bzdur wymyślanych ot tak dla zasady, to ja chcę należeć do tej lśniącej części - odmawiam wykonania tego zadania. Oj czas rozłożyć zadania równomiernie, a nie tylko kilku osobom.

Prima aprilis 
P.S. Czy Was też oszukała ministra Z? Tak jak pora w której weszła w życie żałosna podwyżka, tak też i jej wypłacalność, a raczej niewypłacalność jest żałosna.
Jak wykształcić nowe mądre pokolenie, skoro oszczędza się na sektorze, który jest podwaliną do wszystkiego, co nastąpi dalej w życiu tych jeszcze młodych istot.

Czy utrzymywanie bezrobotnego, nieogarniętego obywatela jest naprawdę tańsze, niż wykształcenie go by radził sobie w życiu samodzielnie, płacą przy tym podatki, z których to państwo może potem w coś inwestować?

sobota, 7 kwietnia 2018

Wiosna

I przyszła sobie
Jeszcze chłodna,
podoba się Tobie?

Jest mroźna,
ale to wiosna.

Lubisz ją?
Ja? Ja? O tak.

Zwłaszcza gdy, 
(...) gdy świeci

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

na wsi

Mój los dziwnie się potoczył.

Dziś znowu jestem tutaj, skąd przed laty uciekłem. Wróciłem do domu rodzinnego. Co prawda jest tu już zupełnie inaczej niż było, no ale jednak ...

Teraz mieszkam tutaj w prawdzie sam, no może nie do końca sam, bo z pieskami ... Rodzice wyjechali "za gramanice" i tam próbują szczęścia.
Szczęścia? Hm ... no można tak powiedzieć, próbują spłacić swoje długi jakie zaciągnęli, bo z pracą w najbiedniejszym rejonie kraju, to nie ciekawie. Ale co ja będę wam tu smęcił o słabych zarobkach (już o tym było).

Czasem sobie myślę, że ten spokój panujący na wsi, jest po prostu czymś pięknym. Chociaż z drugiej strony to tęsknię za tym co było w mieście.
Mieszkanie świeżo odmalowane, piękne gładziutkie ściany, ciepło z grzejnika, woda ciepła bez ograniczeń, klatka schodowa posprzątana (no może nie zawsze), blisko do sklepów, blisko do galerii, więcej prywatności.
A tu? Tu dalej ten ponad 100 letni dom, ściany trzeba byłoby wyszpachlować, albo położyć płyty (tego chciałaby mama), zrobić podłogę - położyć panele, nie ma centralnego, są piece kaflowe - kurzy i brudzi się non stop, do sklepów daleko, a już nie mówiąc o galerii -
To wszystko można sobie odpuścić i życie na wsi zaakceptować. Nie jest najgorzej, lecz jaka jest tu perspektywa przyszłości?
Trudno powiedzieć. Ja na swojej wyspie pewnie pracować wiecznie nie będę, a co potem? Co dalej? Gdy misiek wróci do Polszy to będzie musiał znaleźć gdzieś pracę, a skoro bylibyśmy na wsi, to jak? Wtedy trzeba by było znowu przeprowadzić się gdzieś indziej, do miasta - pobliskie miasteczko jest zbyt małe i ryzykowne byłoby tutaj zamieszkać. Stolica regionu jest dalej i tam już jest inaczej, można żyć.

Zastanawiam się dlaczego jeszcze nie zrobiłem kroku do przodu i nie zmieniłem pracy. Nie jest to takie proste, ale może los się uśmiechnie i znajdzie się praca gdzieś w innym miejscu. Tylko czy dostanę etat? Koleżanka po reformie straciła nadgodziny jak również 3 godziny z etatu. Kolega ma tylko etat, ale nie w naszej dziedzinie. Jak przeglądałem oferty to max. co mogli zaproponować to było 15 godzin. Nie wspominając tych ogłoszeń z 2 godzinami ...
Ja na obecnej wyspie mam półtora etatu - więc raj - którego zazdroszczą mi inni. Co z tego jak zadowolenia z pracy momentami nie ma. Wszystko przez podejście ludzi oraz nastawienie dzieci do nauki - a raczej jego brak. Brak jakichkolwiek aspiracji, chęci, upodobań - totalne zero. 90% chodzi z przymusu, albo by zjeść posiłki ciepłe, by rodzice mieli spokój pół dnia w domu, by na wyspie się powygłupiać, poodwalać i pozbijać bąki w "stołki".
Ciężkie czasy nastały.

P.S.
Dopiero w święta znalazłem chwilę czasu by napisać, bo w tygodniu to ta moja praca pochłania mnie doszczętnie. Przesadzam z tym czasem ile go poświęcam na nią. I już wiem, że nie warto, nie za te pieniądze, nie za te podziękowanie jakie się otrzymuje od dyrekcji, rodziców i dzieci.

Niech te ostatnie godziny świat będą dla Was pełne odpoczynku po świątecznych wojażach ;-)