Dziś znowu jestem tutaj, skąd przed laty uciekłem. Wróciłem do domu rodzinnego. Co prawda jest tu już zupełnie inaczej niż było, no ale jednak ...
Teraz mieszkam tutaj w prawdzie sam, no może nie do końca sam, bo z pieskami ... Rodzice wyjechali "za gramanice" i tam próbują szczęścia.
Szczęścia? Hm ... no można tak powiedzieć, próbują spłacić swoje długi jakie zaciągnęli, bo z pracą w najbiedniejszym rejonie kraju, to nie ciekawie. Ale co ja będę wam tu smęcił o słabych zarobkach (już o tym było).
Czasem sobie myślę, że ten spokój panujący na wsi, jest po prostu czymś pięknym. Chociaż z drugiej strony to tęsknię za tym co było w mieście.
Mieszkanie świeżo odmalowane, piękne gładziutkie ściany, ciepło z grzejnika, woda ciepła bez ograniczeń, klatka schodowa posprzątana (no może nie zawsze), blisko do sklepów, blisko do galerii, więcej prywatności.
A tu? Tu dalej ten ponad 100 letni dom, ściany trzeba byłoby wyszpachlować, albo położyć płyty (tego chciałaby mama), zrobić podłogę - położyć panele, nie ma centralnego, są piece kaflowe - kurzy i brudzi się non stop, do sklepów daleko, a już nie mówiąc o galerii -
To wszystko można sobie odpuścić i życie na wsi zaakceptować. Nie jest najgorzej, lecz jaka jest tu perspektywa przyszłości?
Trudno powiedzieć. Ja na swojej wyspie pewnie pracować wiecznie nie będę, a co potem? Co dalej? Gdy misiek wróci do Polszy to będzie musiał znaleźć gdzieś pracę, a skoro bylibyśmy na wsi, to jak? Wtedy trzeba by było znowu przeprowadzić się gdzieś indziej, do miasta - pobliskie miasteczko jest zbyt małe i ryzykowne byłoby tutaj zamieszkać. Stolica regionu jest dalej i tam już jest inaczej, można żyć.
Zastanawiam się dlaczego jeszcze nie zrobiłem kroku do przodu i nie zmieniłem pracy. Nie jest to takie proste, ale może los się uśmiechnie i znajdzie się praca gdzieś w innym miejscu. Tylko czy dostanę etat? Koleżanka po reformie straciła nadgodziny jak również 3 godziny z etatu. Kolega ma tylko etat, ale nie w naszej dziedzinie. Jak przeglądałem oferty to max. co mogli zaproponować to było 15 godzin. Nie wspominając tych ogłoszeń z 2 godzinami ...
Ja na obecnej wyspie mam półtora etatu - więc raj - którego zazdroszczą mi inni. Co z tego jak zadowolenia z pracy momentami nie ma. Wszystko przez podejście ludzi oraz nastawienie dzieci do nauki - a raczej jego brak. Brak jakichkolwiek aspiracji, chęci, upodobań - totalne zero. 90% chodzi z przymusu, albo by zjeść posiłki ciepłe, by rodzice mieli spokój pół dnia w domu, by na wyspie się powygłupiać, poodwalać i pozbijać bąki w "stołki".
Ciężkie czasy nastały.
P.S.
Dopiero w święta znalazłem chwilę czasu by napisać, bo w tygodniu to ta moja praca pochłania mnie doszczętnie. Przesadzam z tym czasem ile go poświęcam na nią. I już wiem, że nie warto, nie za te pieniądze, nie za te podziękowanie jakie się otrzymuje od dyrekcji, rodziców i dzieci.
Niech te ostatnie godziny świat będą dla Was pełne odpoczynku po świątecznych wojażach ;-)
Z jakiego powodu ryzykownie byłoby zamieszkać w pobliskim miasteczku? Zaciekawiło mnie to ;)
OdpowiedzUsuńMałe miasteczko, więc społeczność lokalna dobrze się zna, o każdym wszystko wie, bądź też musi się dowiedzieć, a życie w związku niehetero będzie rzucało się w oczy. Zwłaszcza przy moim obecnym zawodzie...
UsuńŁatwo powiedzieć - "a weź sobie zmień pracę" - ale... może kiedyś, niebawem - już sam fakt że o tym myślisz jest jakimś krokiem do przodu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam kłaniając się nisko.
Dzięki! Oczywiście zawsze było łatwiej powiedzieć, niż coś zrobić. A myślę, myślę, zobaczymy co los przyniesie ;-)
UsuńWzajemnie pozdrawiam ;-)