niedziela, 3 kwietnia 2016

Jak gdyby jutra miało nie być...

Cześć ...
napisanie tego posta to nie lada wyzwanie. Nie wiem o czym, a raczej jak zacząć by napisać to co ostatnimi czasy dzieje się w moim życiu.

To wszystko traw już tak długo, że się zgubiłem. 

Na początku było tak:
Pewnego razu w weekend po raz kolejny udałem się z moim Miśkiem do moich rodziców. Nalegali byśmy tam zostali na noc. Tak też zrobiliśmy. Rozmawialiśmy całe popołudnie i niemalże 3/4 nocy. Wtedy też powiedziałem rodzicom kim na prawdę jest chłopak, który od jakiegoś czasu przyjeżdża ze mną do nich w odwiedziny. Reakcja była dość jak na moją rodzinę rewelacyjna (ale o tym napiszę kiedyś post). Gdy był już niemalże świt położyliśmy się spać. Weekend zleciał bardzo szybko, nim się obejrzeliśmy był już poniedziałek i początek nowego tygodnia. Ufff... kamień z serca.

Czas mijał a my odwiedzaliśmy rodziców już jako para. Tak też było łatwiej. Chyba nie tylko dla nas, ale i dla nich.

W nasze dość spokojne choć "burzliwe" życie zaczął wiać silny wiatr, górale może by powiedzieli halny. Mimo wszystko szliśmy ciągle do przodu. 

Kością niezgody w kontaktach z ludźmi jest dla mnie alkohol. Po doświadczeniach z dzieciństwa mam wstręt do niego i po prostu nie lubię gdy się go przy mnie nadużywa. Zniszczył moje dzieciństwo, zniszczył piękne chwile, więc nie chcę by ludzie niszczyli przez niego dalej moje życie. Stąd mimo dobrych chwil pojawiają się często gęsto te smutne, gdy walczę z wiatrakami. Alkoholu nie da się wypędzić z życia moich bliskich, a próby ograniczania się do niego są wyczynem, na który nie stać większości. 
Tak też pojawiają się kłótnie, sprzeczki, głośne afery w rodzinie, ale i nie tylko bo moim związku również. Misiek mówi, że to ja muszę rządzić, co by nie było, to muszę się zgodzić, nie umiem ustępować, jeśli czuję - wiem, że mam rację, a inni po prostu nie chcą się przyznać, że mam rację. Owszem czasem mogę się mylić, ale... jestem bardzo wymagający, oszczędny, jak również powściągliwy - wszystkie wydawane złotówki, muszę obejrzeć trzy razy, bym nie popełnił błędu (te też się zdarzają), bym nie tracił tego co ciężko w moim życiu przychodzi. Również korzystanie z dóbr tj. prąd, ogrzewanie, woda, jedzenie - to też można używać oszczędnie. Mam raczej na myśli to, że zużywać tak, by nie marnować i nie robić strat. 
To jednak nie jest takie proste, o ile ja dzięki temu przeżyłem i doszedłem do tego wszystkiego w życiu co mam: praca, studia, wykształcenie, dobry zawód i dobre zarobki, to wielu tego nie potrafi docenić i żyje tak właśnie jakby jutra miało nie być. Łatwo przyszło, łatwo poszło. A takie podejście mnie nie zadowala, wręcz przeciwnie doprowadza do szewskiej pasji.

Tak więc kłócimy się od tych błahych, po te poważniejsze powody. Ostatnia nasza kłótnia, która wspomniana została na blogu, to właśnie o alkohol. Misiek wypił sobie z bliskimi, podczas gdy ja jeszcze byłem w pracy po pracy. 
Po moim powrocie się pokłóciliśmy przy innych no i wyszedłem do drugiego pokoju. Położyłem się spać. Misiek obrażony przyszedł do łóżka dopiero nad ranem. Rano gdy wstałem ogarnąłem mieszkanie, wstał Misiek, było koło 14. Pamiętam to jak dziś... Misiek bez słowa przemieszczał się po mieszkaniu, potem wyszedł na chwilę, wrócił. Skoro się nie odzywał ubrałem się i poszedłem na spacer po mieście. Potrzebowałem chwili odpoczynku, świeżego powietrza.

Wróciłem późnym wieczorem. W domu panowała błoga cisza. Zadzwonił tylko telefon, a z rozmowy domyśliłem się tego co się stało.
- Rozpakowałaś się?
.... 
- Czemu jeszcze nie? 
....
- Tak jeszcze piją.
....
- To my przyjedziemy jutro. (...)

Rozmowa dała mi do myślenia, że rodzeństwo mojego Miśka znowu wylądowało w domu dziecka. Przyjechała policja z dyrekcją DD i zabrali dzieci. Oczywiście powód jest oczywisty, osoba, która miała prawo do urlopowania dzieci na weekendy je straciła przez procenty. Nie miało znaczenia, że dzieci były zupełnie gdzie indziej, bo u nas, a tego dnia nikt nie był pod wpływem, czy coś z tych rzeczy.

To przybiło rodzinę Miśka, a jego mama sobie nie poradziła z tym i próbowała odebrać życie. To wydarzenie przeraziło wszystkich. Minuty decydowały o jej życiu. Nieświadomość tego co się dzieje, nawet nie dawała podejrzeń pozostałym domownikom. Gdy Misiek znalazł puste opakowanie po tabletkach przyszedł sprawdzić co to jest, wtedy się okazało, ze to bardzo silne tabletki, które mogą doprowadzić do zatrzymania akcji serca. Misiek się zastanawiał co to za tabletki, czy mogła je zażyć. Nie myśląc o niczym widząc, że szuka jakichś informacji w internecie, spytałem co robi, spojrzałem w komputer i na opakowanie. Spytałem czy jego mama to zażyła. Potwierdził i dodał, że się nie budzi. Rozkazałem mu dzwonić po pogotowie, przyjechali w kilka chwil i odwieźli ją na sygnale. Potem nie zważając na naszą kłótnię wybrałem się z nim do szpitala. Tam spędziliśmy ok 4 godzin, nie dowiedzieliśmy się nic, a jedynie tyle, że możemy iść, bo na razie i tak nic się nie dowiemy, nie ma żadnych informacji. 
Dnia następnego w poniedziałek z pracy dowiedziałem się, że stan jest krytyczny. Misiek pierwszy raz odkąd się znamy płakał, nie mogłem być przy nim. Kilka minut później już planowana była podróż odległa do innego miasta, bo tam została przetransportowana jego mama. Musieliśmy jechać do zupełnie innego miasta, województwa, w obce nam tereny. 
We wtorek już byliśmy w zupełnie innym szpitalu, specjalizującym się zatruciami. Tam dowiedzieliśmy się tyle co nic. Stan jest krytyczny, jedno płuco nie funkcjonuje, nie oddycha samodzielnie a pod respiratorem. Inne narządy działają, lecz z ich funkcjonowaniem dalej są problemy. Nawet nie mogliśmy tam wejść. Głównie przez to, że oprócz krytycznego stanu, dochodziło jeszcze zapalenie płóc. Lekarze wzięli numer telefonu i mieli dawać znać jak tylko coś będzie wiadomo. A my mogliśmy wracać do domu. Podróż zajęła drugie pół dnia i tym sposobem późnym wieczorem byliśmy już w łóżku. W czasie podróży spływało tysiące połączeń z którymi musiał się zmagać Misiek. 
Po 3 dniach okazało się, że mama odzyskała przytomność. Tym samym została przewieziona do innego szpitala. Tydzień później pojechaliśmy raz jeszcze, tym razem mogliśmy już spokojnie porozmawiać z mamą Miśka. Rozmowa przebiegła spokojnie, choć nie była tak bardzo łatwa. Początkowo myśleliśmy, że w ogóle żadnej rozmowy nie będzie, ale mama jednak zaczęła z nami rozmawiać. 
Ten chwilowy pobyt w zakładzie psychiatrycznym był dla mnie ogromnym przeżyciem, dla Miśka szokiem, z którego nie mógł się długo podnieść. Tego dnia też wróciliśmy bardzo późno.

Stan się poprawiał, a my na weekend decyzją sądu dostaliśmy opiekę nad rodzeństwem Miśka. Różnego rodzaju organizacje tylu MOPS (Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej), kuratorzy, i inni ludzi, którzy się dowiedzieli o zaistniałej sytuacji zaczęli dzwonić, "radzić". 
Misiek dostał prawo urlopowania dzieci na każdy weekend, czas wolny od szkoły. Dzieciaki tym samym już kolejny weekend były u nas. 

Mimo iż nie mam nic przeciwko dzieciakom to jednak ich obecność wpływa destrukcyjnie na nasz spokój. Niestety prawda jest taka, że one nie są nauczone niczego, a w moim spokojnym poukładanym życiu nie ma miejsca na odstępstwa i tak po sobie trzeba sprzątać, zachować spokój, gasić światło, nie myć zębów pod bieżącą wodą, śmieci wrzucać do śmietnika no i na pewno używać słownictwa pozbawionego przekleństw: dziękuję, przepraszam i proszę to słowa, którymi się nie brzydzimy. A jednak nasi podopieczni nie są do tego wszystkiego przyzwyczajeni. Obmywają pod bieżącą wodą, myją również, nie gaszą świateł. Uczyć się też nie uczą. 

W naszych rękach teraz jest ich los, wychowanie i nauczanie. To wszystko nie jest proste. Nad wszystkim musimy panować, wszystko pilnować no i podczas tego nie dać się zrazić do siebie nawzajem. Sam przymus już jedzenia może być trudny dla obu stron. Przymuszanie dzieci do nauki też nie jest niczym przyjemnym. Wiem to, że tak na długą metę nie damy rady wychowywać ich. A znaleźć dobre sposoby to nie lada wyczyn. Głowimy się i troimy. Jedno jest pewne, jeśli siedzimy i razem coś robimy, czy też się uczymy jest dużo lepiej. 
Chłopczyk jest zapalonym piłkarzem, stąd też będę określał go jako Piłkarzyk. Nie będę ukrywał jest też chory, opóźnienia w rozwoju, nadpobudliwość, może ADHD, póki co to my sami nie wiele wiemy o nim. Bierze tabletki. Jest bardzo ruchliwy, niespokojny i rozkojarzony, rzeczy nawet oczywiste są dla niego nie oczywiste. Jest w 4 klasie szkoły podstawowej w szkole specjalnej. Za pewne nie zdał kilka razy, na to wskazuje jego wiek. 
Dziś uczyliśmy się ułamków zwykłych. Nauczenie się regułek nie gwarantuje tego, że potrafi zastosować je w praktyce. Zarówno tłumaczyłem mu na placach jak również i na korkach kolorowych (tu świetnie sprawdziły się korki od mleka z Biedronki czerwone i żółte oraz niebieskie. Misiek widząc moją cierpiliwość zapytał, a może ty byś chciał pracować w szkole specjalnej. Odpowiedziałem tylko, że nie mam cierpliwości. Nie dowierzał. Ale ja nie mam cierpliwości. To, że mu wielokrotnie to samo tłumaczyłem to tylko dlatego, że chciałbym mu pomóc, by zrozumiał coś i by podnosił się w szkole. Chciałbym by znalazł spokój i siłę by iści dalej w życiu. Zaległości są tak duże, że zastanawiam się jak można to nadrobić, skoro tylko opieka "doraźna" jest tylko w weekend jeśli są u nas. Do tego potrzeba czasu, który z każdym dniem ucieka. 

WYCHOWANIE DZIECKA Z WIEDZĄ JEST PROCESEM DŁUGOTRWAŁYM, A KAŻDE ZANIEDBANIE RZUTUJE NA PRZYSZŁOŚĆ ORAZ JEST WYROKIEM NIEWIEDZY.

Dziewczynka, siostra Miśka, to bardzo delikatna istota. Widać u niej bardzo jak brakuje jej ciepła i miłości. Brakuje jej mamy, mimo wszystko to bardzo tęskni za nią. To jest oczywiście zrozumiałe dla nas. Nina jest bardzo spokojna. Niestety czasem jej zachowanie mnie bardzo irytuje. Gdy ma jakiś problem, gdy się jej ktoś pyta o coś, a ona nie wie, co ma powiedzieć, czy np. pada pytanie o coś, ona tego nie ma, to się nie odzywa, nie chce nic powiedzieć. To bardzo utrudnia, bo nie wiadomo co jest powodem milczenia. Jeśli chodzi o naukę to u niej jest lepiej, bo nie ma tu jakichś trudności w funkcjonowaniu, lecz inna trudność to jest problem z koncentracją. Nie potrafi się skupić, nie umie się uczyć tak by się nauczyć. 
Dziś nauka z nią była trochę wyzwaniem. Z zeszytu nie potrafiła się nauczyć żadnego słówka. Pomyślałem, że może czas zrobić coś co jest dość nowym elementem w jej uczeniu się. Zapisałem każde słówko na jednej karteczce wcześniej wyciętej. Na jej odwrocie Nina napisała tłumaczenie i tak miała sobie powtarzać słówka. Efekt był taki, że coś jej w głowie zostało. To było bardzo miłe zarówno dla Niny jak i dla mnie. 

Misiek w między czasie powiedział, że musimy zamontować gdzieś tablicę w naszym mieszkanku :) to było by dużym ułatwieniem w tłumaczeniu. 

Resztę dnia spędziliśmy na świeżym powietrzu spacer po mieście, "małe" zakupy. Tym sposobem wróciliśmy do domu ok 17 wówczas zrobiliśmy jajecznicę no i tym samym naszą kolację. Potem była herbata/kawa trochę rozmowy w gronie. Zebraliśmy pranie ubrań, które kupiliśmy w sobotę na "szmatach" w szmateksach, dzieciaki niestety nie mają ubrań, potrzebujemy dosłownie wszystkiego, to co mają to jest kropla w morzu potrzeb. Stąd kupiliśmy w okazyjnych cenach trochę ubrań całkiem dobrej jakości. Dzieci zadowolone a to dość ważne. Potem to już tylko burzliwe zbieranie się do odprowadzenia Piłkarza do szkoły z internetem oraz Niny do Domu Dziecka. To było bardzo trudne. 

Ogólnie w moim życiu nastąpiło wiele zmian. Życie spłata nam figle każdego dnia. Niespodzianki są oczywiste. 
Na niedomiar złego moje rodzeństwo właściwie jedna z sióstr rzuca mi kamienie pod nogi wszystko utrudnia.

Dobrze, że mam jeszcze dobrego kolegę z czasów szkolnych mogłem zadzwonić i poprosić o pomoc. Pomógł jak na kolegę przystało. 

Stan mamy Miśka jest w obecnej chwili pod wielkim znakiem zapytania. Już miała wyjść ze szpitala, jednak dzień przed dowiedzieliśmy się, że stan narządów się pogorszył i tym samym musi zostać w ośrodku dłużej. Tym samym pobyt ten przedłużył się o kolejne 3 tygodnie. 

Myślę, że to co zaszło w naszym życiu to nie lada egzamin dla nas. Wszystkie te wydarzenia kosztują nas dużo nerwów, dużo wysiłku oraz poświęceń, to nieuniknione. 
To również dowodzi chyba naszych uczuć, tego, że zależy nam na sobie nawzajem. 

Co los przyniesie pokaże nam czas. 

11 komentarzy:

  1. Wow i co ci tu teraz napisać? Powiem tak ja bym nie dał rady. Tak jak ty, tak i ja mam wstręt do alkoholu. Ludzie pijący nałogowo obrzydzają mnie. Można się napić, ale z umiarem, a nie tak by się schlać. Jeśli chodzi o dzieci to ja za nimi nie przepadam. Nie umiałbym z nimi rozmawiać, zwłaszcza kiedy są takie jak rodzeństwo Twojego Miśka. Każdy kto chce się zabić myśli, że robi dobrze. To nieprawda. Musimy działać by naprawić błędy, a nie zostawiać je innym. Jestem pełen podziwu dla Ciebie. Masz dużo siły i ogromne kochające serce. Wszystkiego dobrego Miśki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Ilekroć w życiu okazuję miękkie serce - znaczy się dobre serce, to muszę lądować na tyłek, więc muszę mieć twardą dupę - niestety życie w tej materii bywa okrutne.

      Pewnie w dużej mierze to specyfika mojego trudnego charakteru, nic innego, by mnie nie trzymało przy ludziach mnie otaczających.

      Dzięki raz jeszcze!

      Usuń
    2. Przecież wiesz, że zawsze możesz się wygadać i liczyć na moje wsparcie. To nic, że mieszkamy od siebie daleko. Może kiedyś poznamy się na żywo. Będzie dobrze bo tak ma być. Swojemu Love powiedz, że nie tolerujesz alkoholu i poproś go by więcej nie pił tak dużo. Swoją drogą bardzo silny facet z Ciebie.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwsza część postu jest zbieżna z moim dzisiejszym, choć wpierw zrobiłem wpis u siebie, następnie zajrzałem do Cb.
    Odnośnie części rodzinnej dla mnie to nic nowego. Jak zaglądasz na mojego bloga, to sytuacje które tu opisałeś przerabiam od czasu odebrania prawa jazdy 972 średnio co 1,5 tyg. Tak samo jak Ty widzę upadek małych skurwieli od 972, które właściwie są już nie do odratowania. Rodzeństwo miśka miało to szczęście w nieszczęściu, że trafiło do Was i na Cb., i że masz odruch pomagania innym. To dziś chyba rzadki odruch, ale też uciążliwy, bo sam mam taki i męczę się z tym. Będąc skurwielem miałbym wyjebane. Trochę współczuję, bo co tydzień będziecie ich mieli "na głowie", z efektem widocznym w dalekiej przyszłości. Bieżące uczenie przynosi skutek, co zresztą sam wiesz, bo po studiach, w perspektywie czasu. Nie wiesz, nie wiadomo co wydarzy się dalej i jak wpłynie Twoja pomoc na dzieci. W skrajnym przypadku na ten czas może mieć, paradoksalnie, skutek negatywny. Bo np. przy scenariuszu, kiedy piłkarz pretendujący do miana lokalnego skurwiela zaczyna się uczyć i zostaje w związku z nauką nazwany kujonem i wypchnięty na margines grupy, może się na Cb. obrazić. Wiemy, w przyszłości wiedza mu się przyda, ale dla niego liczy się teraz. Czasami sam staję przed problemem wytłumaczenia naonczas komuś młodemu, że nauka mu się w przyszłości przyda. To jest dla nich, z ich perspektywy nie do łyknięcia. Przykłady osób w systemie kapitalistycznym na nic się zdają, w tamtym chyba też, bo zawsze oni (dzieci) znajdą przykład osoby, która przez układy znajomości radzi sobie bez wiedzy (choćby Nikoś Dyzma).
    Generalnie współczuję, bo praca, a weekendy zajęte uczeniem nie swoich dzieci i to na razie wszystkie weekendy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie tak, że ja jestem zły na tą sytuację, że "muszę" w weekend poświęcić czas dla dzieci (nie moich). Robię to z miłą chęcią, a jeszcze chętniej, gdy po jakimś etapie stawiam pytanie "czemu mnie kłamałeś/łaś, że nie umiesz" - wtedy na twarzy dzieci pojawia się uśmiech i to jest zapłata, która jest cenniejsza niż czas spędzony przed komputerem, czy w łóżku przed TV. Owszem, czasem jest trudno pogodzić wiele obowiązków, ale nikt nie mówi, że będzie łatwo. W obecnej chwili jedyne co mi potrzeba to wiary, że damy radę, narzędzi do realizacji postawionych celów.

      Owszem w tym wszystkim potrzebny jest również hajs, który przy liczniejszych rodzinach idzie jak woda. Ale cóż jak się dobrze pomyśli to musi starczyć.

      Mimo, że to nie są moje dzieci, to traktuję je jak bardzo mi bliskie osoby. Chcę dla nich dobrze i robię to wszystko co tylko mogę, by tak też było.

      W dzieciństwie też dostałem dużą pomoc od hojnych ludzi, teraz mogę podziękować losowi za ten czas :)

      Po weekendzie bardzo wyczerpującym powrót do pracy był przyjemnością :)) Także coś kosztem czegoś, oby tak było dalej ;-)

      Usuń
  4. :) Musisz być doba duszyczką !
    "W dzieciństwie też dostałem dużą pomoc od hojnych ludzi, teraz mogę podziękować losowi za ten czas :) "
    Te słowa bardzo dobrze przedstawiają Ciebie. Masz prawo być zły, masz prawo mieć dość, gdyż to ktoś wchodzi z butami do Ciebie.
    Ciesze się jednak, że masz tą cierpliwość i chęć pomocy !
    Sytuację masz ciężką, współczuje i rozumiem Cię na swój sposób przez co przechodzisz.
    Życzę siły i wierzę, że wszystko będzie dobrze.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję obyś miał rację :)) Cóż życie mnie tego nauczyło, by być cierpliwym, a kiedyś będzie lepiej :)

      Usuń
  5. Czy mogę jakoś pomóc? Śmiało!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za chęci i oferowaną pomoc. Obecnie jakoś idziemy z tokiem spraw, postępowań do przodu. Miejmy nadzieję, że tak do przodu. Dziękuję jeszcze raz za chęć!

      Usuń

Dzięki za rozmowę :)