poniedziałek, 23 stycznia 2017

Cyrk dobrej zmiany na wyspach

Dziś oficjalnie rozpoczęły się dla niektórych z nas ferie. A co za tym idzie "leniuchowanie". 

Dla jednych to przecież oczywiste, że w tym czasie sobie odpoczywam, leniuchuję i nic nie robię. Dla mnie sprawa ma się inaczej. Jak to mówią punkt widzenia, zależny jest od punktu siedzenia.

Cieszę się ogromnie z tej przerwy, gdyż jestem już cholernie zmęczony. Tydzień w tydzień zarwane noce, piętrzące się trudności. 

Odkąd zapowiedziano "dobrą zmianę" nic nie dzieje się dobrze, wszystko się tylko pieprzy - no sorry, ale taka jest prawda.

Jak to kolega "Aberfeldy" słusznie zauważył, w środowisku mówi się o zwolnieniach i o niechęci do tej pracy właśnie za sprawą "dobrej zmiany". Wielu chętnie podziękowałoby już pracodawcy za współpracę i odeszło, ale co dalej? Zęby w ścianę?

wyspa
Opracowanie własne. Kopiowanie dozwolone z podaniem źródła.

Oni jeszcze mają szansę, ja i tak jestem na straconej pozycji. Oni z doświadczeniem, często gęsto ludzie, którzy mają po kilka fakultetów, mogą prowadzić wiele fachów, a ja po jednym - z czym do ludu - w dodatku świeżak to co ja wiem o tej papirologi, co ja wiem o życiu i co ja wiem o szkolnictwie.

Odkąd tu pracuję co chwilę spotyka mnie coś nowego, zaskakująco kuriozalnego. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z takimi dyrdymałami jak tu. 


Lubię bardzo swoją wyspę. Wbrew temu, że leży na uboczu, to bardzo chętnie tam się wybieram. Poświęcam na to wiele czasu i energii - jestem zadowolony. Mam nawet porównanie z innymi, bo moi przyjaciele są na innych. Ta wśród tych innych jest szczególna - świetnie wyposażona i kameralna. Dzięki temu łatwiej mi poznać ludzi. Pracuje się w mniejszych grupach, a to nieziemski komfort. 
Inną stroną tego medalu jest fakt, że pracuje się tam z trudnymi wychowankami. Niejednokrotnie nie mam już pomysłu na nich. Swego rodzaju porażka. 


Od pewnego czasu cały komfort pracy został zaburzony. Nasyła się wizytatorów, szczuje gazetami i wręcz łże w oczy społeczeństwu. Taka jest dobra zmiana. 
Z jednej strony oczekuje się aktywności w tym fachu, tego, by wychowankowie byli zauważeni w świecie, a za chwilę mówi, że to i to zadanie jest niegodne, lepiej tego nie robić, nie ściągać na siebie niepotrzebnej uwagi. 

Dotarliśmy do momentu, gdzie próbuje się zamieść mój fach pod dywan, ukryć go w tłumie, tak by nikt nie dostrzegł tego, że on jest. 

Hieny i tak wywęszą i będą robiły antyreklamę. Hieny są na tyle bezuczuciowe, że idą po całości i tworzą własne historie, demonizują i tym samym tworzą zły obraz, który "dobra zmiana" naprawi. 

Gdy spytałem o zasadność twierdzenia wizytatorki usłyszałem, uważam tak... i tak. Na tym się zakończyła dyskusja. Zdanie pani miała swoje i tyle.

Sama pomysł reformowania wysp jest w pewnym stopniu słuszny, ale nie w taki sposób, nie w takich warunkach jak to się robi dzisiaj. Zmiana nazwy wyspy nic nie zmieni. Mimo iż wysiedlimy tych ludzi na inne wyspy, to przecież i tak będą te same wyspy. 
Jeszcze większym kuriozum i pstryczkiem w nos dla "reformatorów" jest to, iż chcieli skupić wszystkich na jednej wyspie, a okazuje się, że po pobycie 6 letnim na jednej wyspie, wychowankowie zostaną wysiedleni na inną wyspę - tak na 2 lata przed końcem - urządzić im zmianę. Nikt nie mówi, że wtedy zmienią się wszyscy. O ile całe grupy zostaną to, opiekunowie i cała kadra się zmieni - toć przecież to będzie to samo co jest dzisiaj, tylko pod innymi szyldami. 

Efekt całej deformy jest taki, że skróciło się pobyt na podstawowej wyspie o rok, a wydłużyło tylko tym, które wybiorą sobie dalszą ścieżkę rozwojową. NIC dobrego z tego nie wyniknie. Po podstawie młodzież szybciej pójdzie na rynek pracy. Przecież to tylko rok krócej będzie trwał ichni rozwój. Kogo to obchodzi.

Innymi ważnymi kwestiami są podstawy programowe - napisane na kolanie przez amatorów, pod dyktando jednego człowieka. Bo jak inaczej nazwać dzisiaj władzę tego jednego pępka. 

Wprowadzono wiele ograniczeń, wiele fachów straci swoje godziny - co za tym idzie stracą wychowankowie, ale i stracą wychowawcy. Wiele etatów zostało zagrożonych i tak też dzieje się z moim etatem. Czy będę tam dłużej, tego nikt nie wie. O ile wyspa przetrwa, może zadziać się tak, że liczba godzin ulegnie degradacji, a tym samym opłacalność będzie zerowa. W obecnej chwili jest ona bliska zeru, a co powiedzieć jakby tylko mi odjęli jeszcze godziny. 

Deską ratunkową dla takich jak ja jest posiadanie dodatkowych umiejętności. Ale każdy fach kosztuje, no i nie w każdym ja się potrafię odnaleźć, więc nie zamierzam robić tzw. "siepy". Bo po co męczyć wychowanków i siebie.

Zastanawiam się ile ten cyrk jeszcze będzie trwał? 

9 komentarzy:

  1. Zostań wizytatorem. M. in. miałbyś z urzędu rację.:-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanudziłbym się w tej roli. A co więcej nie dostałbym się na to stanowisko, gdyż nie podzielam poglądów prezesa i jego bandy... i taka to racja :D

      Usuń
  2. Niestety PiS rozwala wszystko. Niszczą szkoły bo tylko tak mogą stworzyć ciemne społeczeństwo, które będzie podatne na ich bajki. Dzięki temu dłużej utrzymają się u władzy. Reforma szkolnictwa według PiS będzie kosztowała wiele ludzkich tragedii. Tysiące nauczycieli pójdzie na bruk, dzieci będą musiały zmieniać budynki w których się uczyły. Zwolnień mogą się spodziewać woźne, sekretarki i dyrektorzy likwidowanych szkół. Jednym słowem Dobra zmiana jest bardzo zła. Gdybym dziś był uczniem to nauczyciele mieliby przejebane ze mną. Mam nadzieję, że rodzice uczniów nie pozwolą odebrać im szkół. Może nie wszystko jeszcze stracone? Chłopku tak na wszelki wypadek szukaj już nowej pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro nakazy idą z góry, to jak można się przed nimi uchronić. Mało realne. Póki nie zmieni się władza obecna nie zmieni się nic na lepsze.

      Usuń
    2. Opozycja jest za cienka, a naród omamiony 500 plus. Nie widzę możliwości zmian, choć bardzo tego chce. Teraz Blog jest dla wybranych bo dostałem zaproszenie? :)

      Usuń
  3. Sytuację pogłębia fakt niżu demograficznego. W dodatku nie wszyscy chcą wydawać na świat potomstwo.Dawniej osoby nieżonate po 30 płaciły podatek czyli bykowe. Teraz o nim zapomniano, a szkoda, bo każdy grosz się liczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I każdy gej miałby płacić? A niby z jakiej racji?

      Usuń
    2. Niedorzeczność! Nikt nikogo nie może zmuszać do reprodukcji. Nonsens jakiś.

      Usuń
    3. A żonate lecz nie dzieciate? Nie musieli płacić? To kara za brak żony czy dzieci? ;-)

      Usuń

Dzięki za rozmowę :)