czwartek, 15 listopada 2018

praco odejdź

Tak bardzo zbrzydła mi moja praca, że na samą myśl o niej czuję się niedobrze.

Jeżdżę tam z przymusu, nie odczuwam już najmniejszego skrawka radości z tego co robię. Wszystko jest takie jałowe, puste, bez życia.
Takie jakie mi nie odpowiada, jakiego się brzydzę i wstydzę jednocześnie.

I choć próbuję się przygotować do każdych zajęć to skutki są różne, czasem tak marne, że nawet nie chce mi się nic mówić.
Czuję się, źle. Źle bo to nie jest mój styl uczenia, to nie jest moje podejście, to nie jest moje nastawienie - obraz mnie został wypaczony, wręcz podeptany.

Marzę już by ten rok się skończył. Bym miał wakacje, podczas których odejdę na dobre. Zamknę drzwi do tej szkoły i tam nie wrócę.

Nie chcę oglądać tych twarzy, ani dyrekcji, która ostatnimi czasy stała się nie do zniesienia. Ciągle się czegoś czepia, coś chce na wczoraj, na już, na teraz. Ten nieład i wieczny bałagan mnie doprowadza do depresji.

Na zajęcia chodzę, bo mam taki obowiązek. Radość??? A co to takiego? Ostatnio duchowny na dyżurze powiedział mi wprost "odpuść sobie, z wróbla orła nie zrobisz" po chwili gdy zareagowałem na te słowa, że ja to wiem, nie chodzi mi o to by wszyscy byli orłami, nie dążę do tego by było idealnie i perfekcyjnie, to on dodał "ja tu przychodzę dla pieniędzy". Moja odpowiedź była krótka: "zrozumiałe".

I myślałem, że też dam rady tak przychodzić dla pieniędzy, ale szybko zorientowałem się, że tak się w moim przypadku nie da. No bo co ja mam te 45 minut robić? Udawać clowna? Klepać trzy po trzy i mieć nadzieję, że ktoś mnie słucha i rozumie?
Po co?

Oni takich mozolnych lekcji, monologu nie lubią, nie uważają, mają to gdzieś. Są bo system i do tego zmusza i rodzice, którzy mają spokój na kilka godzin.

Chyba potrzebuję wyciszenia. Wyłączyć się. Zapomnieć co to praca w szkole. Może muszę odejść, zapomnieć i po jakimś czasie będę mógł wrócić z świeżym pomysłem na moje lekcje. Na prawno nie w tej placówce.

Wiem, że nigdzie nie ma idealnie, wiem to. Wiem, że każdy boryka się z takimi kwiatuszkami jak są u mnie. Tylko gdy w grupie tych ambitnych jest 0 albo 1 w porywach do 2 osób to ciężko, na prawdę ciężko jest się samemu zmotywować. Zwłaszcza gdy słyszysz ale nuda.

Nie jestem w stanie poprowadzić każdej lekcji z wykorzystaniem tabletów, smartfonów, tablicy multimedialnej itd. A ewidentnie te formy wiodą prym wśród uczniów. Tym można jeszcze je jakoś poruszyć. Choć słowo poruszyć ma tu znaczenie bardzo krótkie w czasie.

Znowu mam myśli by pójść do korpo i zaszyć się tam. Przynajmniej zarobiłbym lepsze pieniądze. Znacznie lepsze. Zaoszczędził na czasie, zaoszczędził na paliwie wydawanym na dojazdy i tak wymieniać by można było jeszcze wiele...

Tu pracuję 1.5 etatu. Oprócz tych moich 27 godz. lekcyjnych są godziny niepisane - których nikt nie widzi, bo przecież wywiadówki, szkolenia, rady, przygotowanie gazetek, cała papierologia, wycieczki, wyjazdy, nocki, spotkania zespołów, spotkania ws. IPETów i innych nieformalnych nasiadówek tego już nikt nie dostrzega. Do tego należy doliczyć godziny przygotowań, materiały które sponsoruje się ze swojej kieszeni.

Dziś już świetnie rozumiem dlaczego od samego początku mówiono mi bym się dobrze zastanowił nad wyborem pracy.

A powiedzenie "obyś czyjeś dzieci uczył" zostanie ponadczasowo niewdzięczne i prawdziwe. Niestety to prawda, którą można odbierać nawet jak swego rodzaju przekleństwo w stosunku do kogoś.

2 komentarze:

  1. Nigdy nie byłem nauczycielem, choć w rodzinie wielu takich było. Większość ludzi chodzi na bite 8h do pracy. I nigdy nie wiem, kto ma gorzej - nauczyciele, którzy mówią, że muszą pracować po godzinach i nikt za to nie płaci, czy Ci, którzy siedzą 8h... Irytuje mnie ta kwestia, bo nie mam jasnego obrazu jak to jest od strony nauczyciela. Każda praca jest ciężka, ja nie mam wakacji, mam za to wolne kiedy zechcę (w granicach rozsądku), ale no nie wiem...

    Odnośnie pracy, to mam wrażenie, że to ja pisałem. Ja sprzed paru miesięcy. Nie może być wszędzie tak chujowo. Musi gdzieś być lepszy porządek, lepsza praca. Bo jak nie ma, to życie nie ma sensu. I nie, nie ma być idealnie. Ale jak zatrzymamy się na marnym poziomie i go zaakceptujemy, to po co się starać? Góra pewnie nic nie widzi albo zlewa. Jedyne wyjście to mieć wyjebane. Złapać dystans i mieć w dupie bałagan. Nie jest to w ogóle proste (mi zajęło miesiące, jeśli nie lata, żeby do tego dojść), ale jest możliwe. Ale ostatecznie zmień pracę, koniecznie. Im szybciej to zrobisz, tym mniej czasu zmarnujesz. Zanim stracisz pewność siebie i utkniesz w bagnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem są wolne. Nie przeczę.

      No te 8 godzin jest stałe i to można wykazać w pracy nauczyciela nikt nie może tego dokładnie skontrolować. Jeśli mówię, że pracuję więcej niż 8 godz x 5 dni - 40 godz/tydz. to mało kto mi w to wierzy. Bo jak to nauczyciel więcej pracuje. Nikt nie liczy tej pracy, którą wykonuje się po lekcjach, albo w domu. Szkoda.

      Nie narzekam właściwie na to, że muszę pracować w domu ja to rozumiem w tym zawodzie itd. ale praca, którą wykonuje jest tak słabo wynagradzana, że ledwo wiążę koniec z końcem - żyjąc skromnie.

      Mam jakiś już plan w głowie na zmianę pracy, czas pokaże jak droga ma się potoczy...

      Usuń

Dzięki za rozmowę :)