niedziela, 29 lipca 2018

Zwieńczenie prac

Nadszedł ten dzień w którym mogę napisać, że uporałem się z tym remontem.

Poniedziałek 
Miała przyjechać ekipa i wstawić okno. Nie przyjechali. Wyobrażacie sobie mój wkurw? Skosiłem trawę w ogrodzie by się czymś zająć. Efektem były spalone plecy 😕 trochę bolało, ale przeżyłem 😁

Wtorek
Wstałem o 5 rano, bo nie mogłem spać, jakaś upierdliwa mucha mnie obudziła. 
Po 7 przyjechali pracownicy od okna. Zaczęło się wyrywanie starych futryn, parapetów i wszystkiego co szkodziło w osadzeniu okna. Wstawienie dwóch okien zajęło im ok. 4 godzin. 
Po ich wyjeździe prace ruszyły z kopyta. Obrabianie okna, szpachlowanie płyt gipsowo-kartonowych, szlifowanie. 

Środa
Dalsze poprawki szlifierskie, obróbka okna i już po południu zacząłem układać panele do późnej nocy. Ostatecznie nie dałem rady zrobić tego jednego dnia i końcówkę ostatnie dwa rzędy zostawiłem na dzień kolejny - tam było sporo docinania, zatem już nie chciałem męczyć się z wyrzynarką w słabym świetle... W między czasie byłem jeszcze na pogotowiu z bratankiem, gdyż dostał wysokiej gorączki.

Nie polecam nikomu stosowania szpachli zwykłej do łączenia płyt. Albo była to badziewna szpachla, albo za duże oczekiwania miałem. Schła mega długo. Za to jest fajna szpachla z włóknem szklanym specjalna do tego typu prac. Co więcej jest też taka, która nie wymaga stosowania siatki ;-) Ja używałem głównie tą z włóknem szklanym i dodatkowo siatkę. 

Czwartek
Miałem spotkać się ze znajomymi, lecz sytuacja rodzinna i w dalszej części prace wymusiły inny obrót sprawy.  Wstałem znowu o 5 rano. Dociąłem panele do ostatniego rzędu. A potem jeździłem po lekarzach. Wróciwszy do domu zabrałem się od razy do pracy. Ostatnie poprawki przy oknie. A potem zacząłem przykręcać listwy wykończeniowe. 
Wstawiłem kolejne meble i dzień zleciał.

Piątek
Obiecane spotkanie ze znajomymi. Rano jeszcze byłem z bratankiem u lekarza. Na szczęście sytuacja  została opanowana. Temperatura spadła - 3 dniowy wzrost temperatury ponoć był "epidemią" w ostatnim czasie. Mały musiał się tym zarazić.
Dalej pojechałem spotkać się ze znajomymi. Świetnie spędzony czas. W końcu oderwałem się od codzienności... Tego mi było trzeba. Dzień trwał bardzo długo, bo spać poszliśmy dopiero nad ranem...

Sobota
Wspólne śniadanie - ostatnie chwile w stolicy krainy tysiąca jezior. Zwiedziliśmy miasto na tyle ile się to dało. Zamek, muzeum, bazylikę, planty, park centralny w między czasie lody na starówce - porwałem się na 3 gałki - a po jednej już wymiękłem... Zjadłem dwie - trzeciej już nie dałem rady - chyba niejadek ze mnie ;-) 
Ok 15. nasz wspólny czas dobiegł końca, a znajomi odjechali do domu. Troszkę smutno mi się zrobiło, bo ten wspólny wesoły czas minął. Zostały wspomnienia ;-) 
Wróciłem do domu jakoś późnym popołudniem i zabrałem się za porządkowanie wszystkich swoich szpargałów. 
Ostatecznie ok 9 odleciałem...

Niedziela 
Piszę ten post zaraz po tym jak zakończyłem sprzątanie, ustawianie i odkurzanie tego co powstało 😁 Ponoć wyszło mi to całkiem dobrze. Tak mówią znajomi. Mi się ogólnie podoba, bo w końcu mam proste ściany (no dobra poza jedną, na której jest tapeta, ale to nic nie przeszkadza). Teraz czas na zakup jakiegoś pięknego widoku, który zmieni oblicze mojego gniazdka ;-) 


4 komentarze:

Dzięki za rozmowę :)