poniedziałek, 4 stycznia 2016

Ucieczka od biedy

Ten post powstał po tym jak przeczytałem post na innym blogu. Mr. Hubus pisze o tym dlaczego nienawidzi swojego miasta. Ja chcę napisać właśnie o tym i o czymś jeszcze.

Ja swojego miasta nie lubię również. Czemu? A no dlatego, że jest małe i bez perspektyw na przyszłość. Niestety ale w takich małych miastach ciężko jest o godne życie. Znajdź człowieku pracę, gdzie będziesz dobrze zarabiał, no mało realne. Owszem można gdzieś się zahaczyć, ale wówczas zarobki są poniżająco niskie. Znam wielu ludzi z tych małych miast/miasteczek, nie wspominając już o wsiach, gdzie sytuacja jest jeszcze gorsza, którzy ledwo wiążą koniec z końcem. 

O ile jest biedronka/lidl i inne supermarkety można się tam zahaczyć zarobki są niskie, lecz pewne. Przeżycie w swoim własnym M, w pojedynkę w takich miastach jest nierealne. Bo co można wynająć za 1300 zł i utrzymać się w dodatku jeszcze. 

Znam ludzi co pracują w supermarketach, kobieta młoda, zarabia właśnie 1300 zł - czy ją stać na własne M - nie. Gdyby wynajęła mieszkanie to na przeżycie zostało by jej przy dobrych wiatrach 200 zł - a tyle na jedzenie, kosmetyki, ubrania, przyjemności typu internet/telefon - to jednak zbyt mało. Wówczas trzeba się tułać po stancjach i wynajmować pokoje z grupą innych ludzi, bo taniej. To dziś jest właśnie standard życia młodych ludzi.

Idźmy dalej, młoda rodzinka 3 dzieci i dwoje dorosłych, on pracuje ma 2 tyś zł. To już jest dużo. Ona wychowuje malutkie dzieci. Za mieszkanie płacą ok 1400 - 1600 zł w zależności od zużycia mediów. Reszta pozostaje na jedzenie to tak średnio 500 zł patrząc ile kosztuje utrzymanie maluchów wiadomo, że wiążą koniec z końcem często gęsto korzystając z pomocy innych. 

Rodzina 4 osobowa, ich dwoje i dwoje dzieci. Mieszkają na socjalu, bo nic innego nie mają, on się łapie czegokolwiek, by zarobić cokolwiek, ona siedzi z dzieciakami. MOPS odwiedzają regularnie, bo przecież przeżyć trzeba. 

Wszędzie jest bieda.

Rodzinka 5 osobowa. Dwoje rodziców 3 dzieci, mieszkają na uboczu, poza wsią. On łapie się za każdą pracę dorywczą - tzn. taką gdzie ktoś zawoła, bo potrzebuje pracownika/pomocnika. Wiążą ledwo koniec z końcem, tu MOPS musi pomóc, bo inaczej klęska. Dzieci często gęsto chodzą wygłodzone. Dobrze, że w szkołach teraz dają jakiekolwiek posiłki, MOPS płaci, ale dzieci przynajmniej raz dziennie mogą zjeść posiłek. To główny powód dlaczego śpieszą do szkoły. 

Inna rodzina wielodzietna, nie będę mówił ile dzieci, bo nie gra to roli, dużo. Pracuje tylko ojciec. Matka pracą nie shańbiona, w domu siedzi. Dzieci głodne chodzą po znajomych, po wsi. Ludzie z litości dokarmiają. 

Kradzieże wśród takich dzieci to standard. One chodzą kraść bo z głodu by poumierali... Karać? Niby należałoby, lecz serce mi się kraje, jak widzę takie głodne dziecko. A przecież to jest "normą". 

Nie pochodzę z rodziny "bogatej". O dostatku w domu nigdy nie było mowy, sam niejednokrotnie cierpiałem z głodu, wiem co to znaczy nie mieć co zjeść. Wtedy jest okropnie. Do kradzieży się nie posunąłem, u mnie w domu to było niedopuszczalne, nie było przyzwolenia, nawet jeśli brakowało jedzenia. 

O tym, że ludzie pracują w warunkach poniżej godności ludzkiej wiem nie od dziś. Wiem, bo sam nieraz byłem tego świadkiem, pracować tak nie pracowałem, bo się nie dałem. Opuściłem wieś, potem miasto. Po studiach mam pracę, dobrze płatną i narzekam, że nie jest mi dobrze. Narzekam, bo warunki są zbyt ciśnieniowe. To jedyny powód. 

Gdy się zastanowić to powinienem przeprosić i cieszyć się tym co mam. Są ludzie, którzy mają dużo, dużo gorzej. Ja ze swojej pensji mogę pozwolić sobie na mieszkanie dwupokojowe, 43 m2. Stać mnie na utrzymanie się, wszelkiego rodzaju dobra typu telefon, internet, tv. Czy mam źle? Nie jedna osoba mi tego zazdrości i powiedziałaby, że mam bardzo dobrze. Bo mam tylko jakoś nie zupełnie to doceniam.

Mój misiek on zarabia niespełna tysiąc złotych. W tym miesiącu jego wypłata wyniesie ok. 600 zł. Bez umowy o pracę, zleceniówki, totalne wykorzystywnie, prace może i spoko, ale tylko dla studentów, jeśli ktoś chce się z niej utrzymać nie jest w stanie. 

Ktoś może powiedzieć, że większość z tych ludzi jest samemu sobie winna. Odpowiadam nie, oni nie zostali nauczeni życia. Szkoła tego nie uczy, bo po co? A po drugie nie może, bo mamy takie a nie inne władze. Wychowania seksualnego nie wolno nauczyć, bo będą zbyt świadomi i będzie mniej dzieci z wpadek. Będą zbyt świadomi swego postępowania. 
A nie oszukujmy się wielu Polaków tego starszego wieku była uczona innego wychowania. Oni nie rozumieją, nie umieją przekazać właściwych wzorców. Ktoś powie po co mają dzieci? A no to efekt może tej nieświadomości co to znaczy mieć rodzinę i jakie płyną z tego obowiązki. 

Poznaję różnych ludzi, poznaję różne rodziny i widzę jak to jest. Świadomość swoich obowiązków wynikających z posiadania potomstwa jest na poziomie 1%. Tzn., że w 99% nasze państwo zawodzi. To straszne.

Wielu tych, którzy się wybili uciekają do większych miast, bo tam można sobie poradzić i przetrwać. Ja w swojej mieścinie nie znalazłbym pracy w zawodzie. Jestem w stolicy regionu, bo tu jest praca. Tu mogę się utrzymać. Cały region to jedno wielkie bezrobocie. Ono dotyka każdego. Mowa, że jest tu praca, to oszustwo, bo praca która uwłacza i nie daje możliwości utrzymania się nie jest pracą. 

Często problem jest też taki, że wielu ludzi nie ma żadnego konkretnego fachu w ręku. Nie chodzi tu tylko o tych co wybrali studia i mają tytuł mgr. Mowa tu też o tych dzieciach, które skończyły 18 lat, szkołę bez zawodówki, a nawet z zawodem. W takiej małej mieścinie 7 tyś mieszkańców. gdzie nie ma zbyt wiele, bądź też w ogóle zakładów, znalezienie pracy jest graniczące z cudem. 

Codzienność życia w tych mniejszych ośrodkach w Polsce jest niehumanitarna. Wiem, że na świecie bywa jeszcze gorzej, lecz to co mamy za oknem wcale nie jest lepsze.

U mnie w mieście, gdzie obecnie żyję, wcale też nie jest kolorowo. Ludzie pracują za 4, bądź 5 zł na kasie w markecie. Chętnie to zacząłbym bojkotować ten market, chętnie bo zacząłbym bojkotować cały ten chłam jaki nas otacza. 

Nie można powiedzieć, że winę ponoszą za to tylko i wyłącznie biedni, niewykształceni ludzie. My jako ogół społeczeństwa, włącznie z naszą władzą na czele (niezależnie od formacji politycznej) jesteśmy temu winni. 

Ucieczka do wielkiego miasta to jedyna szansa na to, że jakoś przetrwamy. Nawet Ci biedniejsi uciekają, Ci bez odpowiedniego wykształcenia, bo tu łatwiej o pracę, bo tu łatwiej jest kupić coś w promocji, idzie przeżyć. 

Sam zastanawiam się nad ucieczką gdzieś dalej, bo jednak dla mnie tutaj nie jest kolorowo, jest trudno. Nie wiem co będzie za miesiąc, czy dwa. 

Taki obraz mamy w Polsce, tego obrazu nie analizują nasi przedstawiciele w parlamencie. Taki obraz ich mało obchodzi. 

Ostatnio mówiliśmy wśród znajomych o tym jakie średnio zarobki panują u nas. Średnia krajowa wielu z nas nie dotyczy. O ile jeszcze najniższą krajową można wyciągnąć to o lepszą wypłatę bardzo, ale to bardzo ciężko. 

Sam chciałbym pracę na stałe, która pozwoliłaby mi ubiegać się o kredyt na mieszkanie, bo po co mam opłacać innych ludzi? Niestety nie jest to takie proste. Przy umowie na 3 lata mogę sobie marzyć dalej o własnym M. 

Czy żyje nam się dobrze? Można po przeczytaniu samemu sobie odpowiedzieć na to pytanie. 

29 komentarzy:

  1. Na rynku pracy jestem od 2008 roku. Całe życie pracowałem na stażach, umowach o dzieło i zlecenie. Ostatnie dwa lata to pensja na poziomie 700 zł, wcześniej było nieco mniej niż tysiąc. Na nic mnie nie stać. Dziś idę rejestrować się do pośredniaka. Firma już nie miała kasy na mój etat hmmm etat? U mnie w mieście jak i regionie taka sama bieda. Dobrze, że mąż ma umowę o pracę i kierownicze stanowisko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie zarobki się niestety utrzymują :( Co do zwalczania tego, to długa droga, a by ją przetrwać trzeba by się murem postawić, tylko na jak długo, kto wytrzyma, kto upadnie jako pierwszy?

      Usuń
    2. Jaki mąż???? „Rodzina powinna składać się z mamy i taty, a więc związku, który zapewnia dzieciom warunki do normalnego rozwoju, do miłości, do akceptacji, tak jak to gwarantuje konstytucja".

      Usuń
    3. Anonimowy kolego/koleżanko - najwyraźniej nie pokusiłeś/łaś się o zainteresowanie się o kim pisze Michał. Co do rodziny, jest ona dla każdego z nas inna. Dla Ciebie rodzina to kobieta i mężczyzna + dzieci. Dla mnie, jak również Michała, to również nasz partner z którym żyjemy. Nic tego nie zmieni. Twoje oburzenie, nie wywołuje poczucia gorszości, albo lęku, że robimy coś źle. Zarówno nasz model jak i Twój jest jak najbardziej w porządku, z tym, że my akceptujemy Twoją rodzinę, lecz to niestety nie zadziałało w dwie strony. Najwyraźniej, gdzieś zabrakło wykładni.
      A co do Konstytucji, to nie wiem gdzie wypatrzyłeś/łaś, że Konstytucja określa to jaką formę ma rodzina. Jeśli przywołane informacje są na podstawie Twoich prywatnych opinii, radziłbym na początek zaznajomić się z Aktami Prawnymi. Konstytucja nie określa jaki kształt ma rodzina. W Polsce nie ma aktu, który by jasno stwierdził, że rodzina to związek "mamy i taty oraz dzieci".

      Usuń
  2. Jakim mnie Boże stworzyłeś, takiego mnie masz – argumentacja usprawiedliwiająca wszelakie niepowodzenia i pozwalająca winą obarczyć szkołę, bezduszną administrację, kościół, sąsiada, ciotkę. Wszystkich, tylko nie samego siebie.
    Skoro trzylatek potrafi śmigać po necie, to nie mów mi, ze nastolatka nie doczyta jakie być mogą konsekwencję rozkładania nóg. Skoro mam dochód na poziomie najniższej krajowej i ledwo dycham do wypłaty następnej, to chyba nie filozofią jest przewidzenie, iż więcej żołądków z tej samej wypłaty nie napełnię. Arogancja wobec siebie i życia, a przydałoby sie troszeczkę pokory i odpowiedzialności za swoje własne decyzje, bo to nie szkoła, nie państwo....
    atka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tej argumentacji się spodziewałem, szanuję to, lecz mnie ona nie przekonuje. Ktoś tej pokory, odpowiedzialności musi młodego człowieka nauczyć, jeśli rodzice zawodzą, bo dają przykład ubóstwa, to winne być jednostki, które ten zły przykład będą obracały w wzór jakiego należy się wystrzegać i dawać przykład, uczyć jak poprawić swój dobrobyt, naprowadzić na tą lepszą drogę. Jeśli nie rodzice, bo Ci "zawiedli", nie szkoła, nie państwo - to nie mów, że człowiek nieświadomy konsekwencji swoich czynów. Wielu z nich jest mało świadomych. Ah.. jednego są pewni, MOPS w najgorszym przypadku da... - ktoś tego sposobu życia "Polaków" nauczył.

      Usuń
  3. Pomijając biedę, bo o niej czytam od początku postu, to co oprócz tego jest Ci tam w małym miasteczku potrzebne? Seks. Po co Ci większe m-to? Dla lepszych zarobków które i tak utopisz w mieszkaniu, bo przecież tam są droższe, a nie tańsze jak w wiosce?
    ..."Inna rodzina wielodzietna, nie będę mówił ile dzieci, bo nie gra to roli, dużo. Pracuje tylko ojciec." Gra to rolę. Do cyca, ile trzeba mieć zwojów mózgowych, aby nie czaić, że narobienie 6-cioro dzieci przynosi biedę?
    ..."sam niejednokrotnie cierpiałem z głodu, wiem co to znaczy nie mieć co zjeść. Wtedy jest okropnie"... wiem, znam to. Sam przeżyłem.
    ..."Mój misiek on zarabia niespełna tysiąc złotych"... to co on jako niewolnik robi, czy u Was nadal model rodziny to jest 2+6? Kiedy ludzie w innych wioskach zrozumieją, że nie należy się namnażać?
    Tego nie rozumiem: "Świadomość swoich obowiązków wynikających z posiadania potomstwa jest na poziomie 1%. Tzn., że w 99% nasze państwo zawodzi." W czym zawodzi?
    ..."W takiej małej mieścinie 7 tyś mieszkańców. gdzie nie ma zbyt wiele, bądź też w ogóle zakładów, znalezienie pracy jest graniczące z cudem"..., a u nas przestali się mnożyć (już jakiś czas temu) i teraz jest więcej ofert pracy, jak bezrobocia. Edukuj swoich kolegów, aby nie płodzili tyle dzieci, bo one staną się kiedyś konkurencją na rynku pracy dla Cb., dla ich rodziców.
    ..."Średnia krajowa wielu z nas nie dotyczy"..., bo to jest średnia krajowa, a nie najniższa, którą Ty i Twoi znajomi chcieli by zarabiać. Po za tym do średniej krajowej nie są brane firmy poniżej 10 osób, pewnie tego też nie wiesz.
    Mnie na wiosce żyje się dobrze, nie narzekam, mięśniaków-skurwieli mam pod dostatkiem i czego chcieć więcej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co mi jest w tym mieście potrzebne? Spokój, nowe środowisko (tak ono z czasem się zestarzeje) - w którym zaaklimatyzuje się na od początku. Nowe towarzystwo i rozpoczęcie życia od początku. Własnego M., a przede wszystkim zdrowia. Seks - to idzie wszędzie załatwić, w obecnej chwili mam partnera, więc nie potrzebuje się ślinić na pierwszy lepszy okaz. - O tym co jest droższe/tańsze można dużo by mówić - a często gęsto tu towarzyszą mity, które doświadczenia rozwiewają.

      Dobre pytanie - nie pytałem się nigdy tych ludzi - po co się bzykali, by potem mieć potomstwo. Po fakcie dokonanym - nic to nie zmieni. Te dzieci są, chcą jeść, żyć...

      Takie są zarobki w regionie, nie ma to większego znaczenia - gdzie pójdziesz, bo i tak dostajesz 6zł, 8 jest już super - ale jak masz mieć więcej to nie na cały etat - po sprawie - śmieciówki rządzą. A władza się cieszy, że kolejny "zakład" otworzono - śmieciówki + marne zarobki + bez możliwości wyrobienia etatu.

      Jaki tu model rodziny panuje? Hm... może dużo przykładów z wielodzietnych rodzin, ale jest ich całkiem sporo, szczególnie na wsiach. W miastach jest z deka lepiej.

      Zawodzi w edukacji, w uświadomieniu tym młodym z czym to się wiąże, jakie z tego obowiązki wynikają, co robić by nie mieć tych dzieci od tak od każdego "wybryku".

      Podchodzisz do ludzi jak do królików - każdy może mieć różny światopogląd, szanuję, ale to, że Ty jesteś świadom obowiązków wynikających z potomstwa, nie znaczy, że każdy jest tego świadom. Trzeba często zajrzeć głębiej w rodzinę wówczas widać co jest powodem tego, że się rozpadają, tworzą nowe, a wtedy również rodzą się dzieci wśród niewykształconych dzieci.

      Owszem nie wiedziałem o tych firmach, które to tworzą tą średnią. Choć nie to jest problemem, lecz to za jakie pieniądze ludzie muszą pracować, oraz to jakie pieniądze potrzebują by przeżyć.

      Nie mówię, że każdemu żyje się źle, bo jest grono ludzi, którzy pewnie nie narzekają na to gdzie żyją.
      Może ich masz, ale chyba tylko by sobie popatrzeć, bo o coś poważnego i konkretnego to raczej ciężko - nie wiem.

      Usuń
    2. A komu nie jest potrzebny spokój, choć to raczej duże m-ta tętnią życiem i tam trudniej o tzw. spokój.
      Czy nowe towarzystwo tak łatwo będzie poznać (chodzi mi o to wartościowe) nie sądzę. To trwa latami za nim się przefiltruje znajomych i zostawi wokół siebie tych lepsiejszych, a i tak Ci drudzy będą nas nawiedzać.
      Bo seks to dla niektórych jeszcze nadal darmowa rozrywka, niestety po której pozostaje produkt uboczny seksu, tak bardzo oczekiwany przez państwo i kościół.
      Skoro przez lata jeszcze tak się mnożyliście, to wyjazd jest wskazany. U nas na szczęście ekonomia, czyli bieda, spowodowała już dawno zatrzymanie namnażania się. Teraz wychodzi to na plus, ofert pracy jest dużo, co za tym idzie, stawki rosną w górę, bo jak podkupić pracownika, by z konkurencji przyszedł do nas?
      Trochę rolę państwa w "mojej" wiosce przejąłem sam, dzięki temu wśród moich znajomych larw jest naprawdę niewiele i ciągle im to powtarzam, że wyjdzie im to na dobre, już im to wyszło, bo albo zmieniają pracę na lepszą, albo tam gdzie pracują dostają podwyżki.
      Zawsze tak było, że bieda namnaża się bardziej od ludzi wykształconych, stąd powstały tzw. państwa taniej siły roboczej. Zresztą to temat szeroki.
      Miałem związek, teraz już go nie chcę, a oprócz popatrzenia czasami jest coś więcej, znacznie więcej. Coś poważniejszego to już nie chcę. Wszelkiego rodzaju kłótnie są czymś czego bym chyba nie wytrzymał.

      Usuń
    3. Owszem tętnią życiem, może spokój mogę tu dostrzec, lecz to nie zmienia faktu, że lepszych "perspektych" tu nie widzę.
      Nie mam tu znajomych, których mógłbym nazwać dobrymi znajomymi. To jest również ułatwienie, bo jakoś nie czuję się przywiązany.
      Nie wiem skąd jesteś, że twierdzisz, że o pracę tak "dobrze". Chyba nie zazdroszczę, bo czy ja wiem, czy muszę? :D Ale nie uważam by to czynnik czysto ekonomiczny spowodował zmniejszenie przyrostu naturalnego w Twoim regionie. Może się mylę, nie wykluczone. Opisane sytuacje nie mają ze mną wiele wspólnego, poza tym, że tych ludzi gdzieś tam "przelotnie" poznałem, zwykle to wynik tego, że sąsiedztwo raczej się zna, lepiej czy gorzej, ale się zna. W małym gronie łatwiej o to by informacje przepływały dalej. Także nie mam wpływu na te jednostki.
      Rozumiem, ja wręcz przeciwnie nie wyobrażam sobie życia w pojedynkę - czyt. bez związku.

      Usuń
  4. Jak w I RP - chłopi utyskiwali, głodem na przednówku przymierali, a jak już nie mogli wytrzymać, to uciekali do innego pana, albo na Ukrainę. Ale nie buntowali się, nie współpracowali ze sobą, żeby odmienić swój los grupowy. Co najwyżej próbowali polepszyć swój los indywidualnie.
    Nie osądzam, żeby nie było! tylko dostrzegam utrzymujące się zachowania w procesie długiego trwania społeczeństw.

    Nie bardzo sobie wyobrażam, jak szkoła miałaby skutecznie uczyć życia - od tego jest rodzina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia - tylko tyle mogę Ci powiedzieć.

      Szkoła winna mieć narzędzia uczenia dzieci usamodzielniania się, nauczyć ich mechanizmów rządzących państwem, ich życiem i losem. Świadomość jest potrzebna by eliminować to co się dotychczas nie udało, bez świadomości nie zbuduje się lepszego modelu, który będzie przynosił wkrótce owoce. Jako osoba, która zna oświatę powinieneś mieć świadomość z jakimi dziećmi szkołą ma na co dzień doczynienia. No chyba, że Cię to nie interesuje, takie postawy są również zauważalne.

      Usuń
    2. Pochlebię sobie stwierdzeniem, że mam świadomość (tego i owego) ;-). Owszem, wiem z jaką młodzieżą pracuję, wiem też jakie są ograniczenia szkoły, przynajmniej w odniesieniu do tej grupy wiekowej.
      I z tego płynie mój zwerbalizowany sceptycyzm co do możliwości tej instytucji realizacji tak ambitnego zadania jakie jej stawiasz. Żeby je realizować, trzeba by zrewolucjonizować cały system oświaty ORAZ społeczeństwo, rezerwując na to jakieś co najmniej 2 pokolenia.

      Usuń
    3. Ile tylko będziemy to odsuwać w czasie, o tyle dłużej i jeszcze dalej będziemy w tyle. Zdaję sobie sprawę, że nie będzie to od razu, ale bez prób, bez starań, bez edukacji osiągnąć cel, jakim jest świadomość społeczna, świadomość tego co dobre, co korzystne - nie jest możliwe. Samo się nie zrobi, a wiadomo, że wiele domów nie pojmuje tego, ba nawet nie wie, że tak należy, nie potrafi przekazać odpowiednich wartości i wiedzy - bez tego nie pójdziemy do przodu.

      Usuń
  5. Uroki małych miast i miasteczek. Niskie pensje, bieda, wysokie bezrobocie, mniejszy dostęp do kultury, nuda. Mieszkam w ok 30 tys. mieście. Nie dzieje się zbyt wiele i nie będzie się działo. Tutaj mało kto ma przyszłość... Na pewno nie będę tęsknił za tym miejscem, a już na pewno nie za ludźmi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię się, to raczej zrozumiałem, jedyne za czym mógłbym tęsknić to, to, że jednak jest wszystko w "bliższym" zasięgu niż tam gdzie miasto jest większe.

      Usuń
  6. Czytam te komentarze i mam wrażenie, że ludzie się cieszą z byle czego byle tylko mieć. Jar Kow napisał czego pragnie i ja go rozumiem, bo każdy chce godnie żyć. Nie może być tak, że wszystkiego musimy sobie odmawiać. Każdy człowiek potrzebuje 3 tysięcy złotych by godnie przeżyć miesiąc. Płacą nam trzy razy niej. Tak się nie da. Jar Kow popieram Twój post w całości. Nie można rodzić dzieci wiedząc, że się ich nie wykarmi. Co do szkoły, no cóż. Na matematyce nikt nie nauczył mnie wypełniać PiTu, za to wpajali mi inne nie przydatne w życiu pierdoły. Każdy z nas ma prawo do godnego życia. Jar Kow i jego Miś też :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo tak jest łatwiej, jak nie cieszyć się, dostawać do głowy, mieć depresje itp. Dla kogoś szklanka może być do połowy pusta, dla kogoś do połowy pełna.

      Usuń
    2. Michał dzięki za miłe słowa. Przynajmniej wiem, że jeszcze są ludzie, którzy choć trochę mnie rozumieją :) Cóż ważniejsze były inne "pierdoły", których od x-lat nie używam, bo mi nie potrzebne, a tak jak piszesz PITów i innych tego typu papierów "nie wiedziałem" jak wypełnić. To jest właśnie przystosowanie młodych do życia w społeczeństwie.

      Usuń
    3. Nasza edukacja jest na zerowym poziomie. Nie masz za co dziękować, przecież wiesz, że jesteśmy z Wami :)

      Usuń
  7. W moim mieście ciężko o pracę. Ja mam i to chyba naprawdę dobrą, a że mało płacą to trzeba dorabiać, tylko to jest kosztem mojego prywatnego życia. Ja mogę sobie na to pozwolić, ale gdym był głową rodziny to by mnie dzieci nie znały, o konsekwencjach tego chyba nie muszę pisać. Co to będzie dalej? Jakie będą następne pokolenia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wróżę nic lepszego, dopóki nie zmienimy systemów jakie kierują społeczeństwem. Edukacja dla świadomości jest niezbędna by trzeźwo podejść do życia, by umieć sobie radzić ze wszystkimi przeciwnościami.

      Usuń
  8. Na początku dzięki za tak liczne komentarze i ten odzew. Właściwie to spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Cóż dawno mówiłem, że się nie nadaję do życia w tym społeczeństwie, bo mało kto mnie potrafi zrozumieć. Co by nie było to dalej twierdzę, że bez odpowiedniej edukacji, bez świadomości społecznej na przód nie pójdziemy, trzeba być świadomym swoich czynów i ich konsekwencji, bez tego nie będzie zmiany. A podejście a niech się uczy na swoich błędach - wcale nie jest tu rozwiązaniem, bo właśnie widać po tych przykładach jak to się kończy - te poczęte dzieci dalej będą szły śladami rodzicieli - a czy to jest sposób by zapobiec szerzeniu się biedzie - szeroko pojętej, bo nie tylko o tej finansowej mówię. Gdzie uczucia? O nich prawie wcale się nie mówi. Ahoj :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię cię za to, że tak jak ja piszesz prosto z mostu, za to, że jesteś szczery, prawdziwy, dobry i masz głowę na karku. Śledzę Twój Blog bo dostarcza mi wiele pozytywnych emocji :)

      Usuń
    2. Oby tak dalej ;-) Dobra energia jest bardzo ważna, pod każdym względem i uszlachetnia nasze życie :)

      Usuń
  9. Miałem w życiu różne momenty. Były i takie, w których brakowało na chleb... Dosłownie. Jednak szczęście w życiu mnie nie opuszcza. Teraz mam dobrą pracę, pieniędzy mi nie brak.
    Ja myślę, że jeżeli ktoś chce, to jest w stanie godnie żyć. Nie można siedzieć z założonymi rękoma i zamartwiać się co będzie jutro. Trzeba działać.

    Ciekawy blog :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Dokładnie założyć ręce i czekać to najgorsze z możliwych postaw jakie niestety często gęsto się spotyka w naszym społeczeństwie. Trzeba to wyjaśnić, co jest w tym złego i jak temu zaradzić.

      Usuń
  10. BY ZYŁO SIĘ LEPIEJ-ja i mój facet wyjechaliśmy z Polski, i faktycznie żyje się lepiej.
    Ja nie mówię, że sprzątaczka ma zarabiać tysiące, ale ma zarobić tyle, ze stać ją będzie na opłaty, jedzenie i trochę grosza zostanie bo może będzie chciała pójść do kina!
    Pochodzę z małej miejscowości, później mieszkałem w troszkę większym mieście( wydaje mi się , że tam gdzie Ty Jarku mieszkasz) Tam tez pracowałem zarabiałem więcej niż 1300, i na nie wiele mnie było stać.
    Straszne jest to, że w Polsce człowiek musi wynajmować mieszkania prawie za 100% pensji. Tu w Niemczech też wynajmujemy mieszkanie ale jego miesięczne opłaty to niecałe 50% moich zarobków, a ja na dzień dzisiejszy nie pracuje na pełnym etacie. Mieszkanie prawie 70 m2. do centrum około 15 min na pieszo.
    Sytuacja w Polsce jest straszna, można winić siebie za brak pomysłu, brak przedsiębiorczości, ale nie każdy może być magistrem, musi być ktoś kto z lady poda nam towar, posprząta ulice a Ci ludzie tez mają prawo przecież normalnie funkcjonować !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie chodzi o tą godność człowieka, której u nas wszędzie brakuje. Wyzysk pogania wyzysk. Ludzie łapią się czegokolwiek, chcąc uciec od biedy, ale co by nie robili dalej w niej tkwią. A wiadomo, że jak bieda na wsi to długo nie trzeba czekać by sprowadziło się do alkoholu, nadużyć oraz nędzy, zaniedbania dzieci i rodziny, efekt tego taki, że to dzieci wsi - one wychowywane są przez każdego, co kto da to jest. Szara rzeczywistość. Teraz po latach mogę to napisać, jako dziecko bym nigdy nie przyznał, że było źle, albo brakowało mi jedzenia, etc. to oznaczałoby atak na rodzinę, która mimo, że jaka jest taka jest, to jest bliska. Znam to uczucie i rozumiem ten model, nie rozumiem tylko tego, że nie robi się nic by go uzmysłowić gdzie popełnia się błąd, gdzie ten błąd jest przekazywany dalej.

      Ja obecnie za swoje mieszkanie płacą ok 45% moich dochodów - może jest to porównywane z tym co masz za zachodnią granicą - jak dla mnie jednego jest, to okej. Lecz gdy dochodzi rodzina do tego, bądź druga osoba już tak kolorowo nie jest, zwłaszcza gdy zarobki tej drugiej strony są znikome, bądź zerowe :(

      Ja się biję ciągle z myślą wyjazdu, może już dawno powinienem to uczynić i mieć święty spokój z zmartwieniami czy "wystarczy".

      Dziękuję za bardzo dobry komentarz :)

      Usuń

Dzięki za rozmowę :)