wtorek, 30 kwietnia 2013

Jakiego nauczyciela potrzebuje dzisiejsza szkoła?

Inspiracją do napisania tego wpisu był artykuł z edunews.pl oraz niektóre blogi ;-)

Jakiego nauczyciela potrzeba w polskiej oświacie?

Każdy z nas zna tradycyjnego nauczyciela, tradycyjnie przeprowadzone lekcje z młodzieżą. Ale! Czy ten tradycjonalizm już się przypadkiem nie wypalił? Czy nie potrzeba zmian? A może, należałoby wrócić, do tego co było dawno temu, do nauczyciela, który był KIMŚ!

W artykule z edunews.pl poruszony został bardzo ważny problem - nauczyciel - z wyboru - z powołania. Ilu na świecie jest belfrów, którzy są tylko dlatego, że gdzie indziej się nie udało, a w szkole był akurat "etat". Znam ze swojego otoczenia niejednego człowieka, który wręcz się do tego nie nadaje. Można być miłym, spokojnym i opanowanym ale co gdy nie potrafi się przekazać dostatnio wiedzy? Jak sprzedać ten towar uczniom, którzy dziś tak bardzo nie chcą się uczyć, co dopiero czytać lektury. (Odnosząc się do lektur muszę przyznać, że ja sam tego nie cierpię. - Powód dla mnie bardzo jasny - jeśli mam czytać coś, to chciałbym to robić z zainteresowaniem, a nie dla statystyk, aby przeczytać.)

Uczniowie to tylko uczniowie - ale to oni (chciałem napisać nas nauczycieli :D) nauczycieli najczęściej oceniają. Wiadomo, mogą po jedynkach powiedzieć, że on się nie nadaje, bo nie nauczył, etc. Jeśli takich ocen zbiera się nie przypadkowo całe mnóstwo, to czy to nie znak, że coś jest nie tak? Przecież wśród nich zawsze znajdują się tacy, co potrafią zrozumieć więcej.

Dla przykładu: W moim LO, była sobie pani Frau, która to od x-lat, uchodzi w całej okolicy, za największy postrach wśród uczniów. Frau uczy jak po nazwie można się domyślić, języka niemieckiego. Stereotyp jaki powstał, to uczniowie z przerażeniem i wielkie zakuwanie przed zajęciami. Faktycznie gdy przechodziło się obok sali pani Frau, na przerwie wiele osób siedziało murem pod klasą z otwartymi książkami, często konsultowali się między sobą, jak to powinno być, a jak będzie - piłka - śmiech :D Jako, że mi zawsze było z górki z niemieckim (choć nie na samym początku :D hihi) to się nudziłem, często zalewany falą pytań z uśmiechem i spokojem próbowałem pocieszyć tych co w ich oczach lęk i przerażenie. Miałem taką koleżankę, Anetka się zwie, świetna dziewczyna, do rany przyłóż. Anetka zawsze drżała, jej zeszyt drgał, co czasem wyglądało bardzo źle :( <a jak będzie...?> <a jak powiedzieć...?> <a co to znaczy ...?> pytań zadawała wiele, i chyba milion razy powtarzała, to o co mogła być zapytana. Kolega Łukasz się nazywa, wróg, wróg i jeszcze raz wróg niemieckiego :D Oj co on się nie miał. Z zeszytem jak Anetka przesiadywał całe przerwy, jako, że kumple byliśmy, to i często większą pomoc dostawał :D choć to się i tak na nic zdawało. Czasem udało mu się jakieś marne 3 wyrwać - dla niego świat i ludzie. Ta trójka miała w jego mniemaniu wartość nie jednej szóstki. Trzy lata - biedaki się martwili, stresowali, aż doszliśmy do pewnego punktu - MATURA - to bzdura, jak to nasza chemiczka powtarzała, oj miała kobiecina rację.

Egzamin ustny rozpocząłem osobiście :D zaczynając poziomem podstawowym - po mnie wchodzili kolejni, kolejni i tak aż do końca, gdy wszedłem po raz kolejny na egzamin rozszerzony. Już się wszyscy zbierali by dostać wyniki. Anetka i Łukasz, jak większość bladzi jak ściana, zestresowani, z przerażeniem oczekiwali na wyniki. Co by nie było to też miałem lekki stresik, jak wypadnę. :D

W końcu moje 15 minut ustnego się skończyło. Wyszedłem - chyba nawet zmęczony i lekko przerażony. Po 10 minutach - pojedynczo wchodzili po wyniki. Mam 100% radość niesamowita :D ale to tylko podstawa, a co z roz...? - Czekamy. Kolej Łukasza. Wszedł i nagle wybiegł z sali z wielkim uśmiechem podbiegł do pani Frau objął kobiecinę i mocno przytulił krzycząc <zdałem, zdałem> radość emanowała - ktoś zapytał na ile procent - 70%. I w tym momencie większości kopara opadła. Tak 70%. Za chwilę weszła Anetka wyszła z łzami w oczach - z radości rzecz jasna :D 85%. 

Gdy dziś, z perspektywy czasu wspomnimy panią Frau, nikt nie raczy powiedzieć złego słowa. Kobieta choć ostra jak brzytwa, wyznająca zasadę, Ordnung muss sein, nauczyła ich bardzo dużo. Dziś ze śmiechem, wspominają panią Frau i to jej zawdzięczają wiedzę jaką zdobyli. Pewnego razu słyszałem narzekanie, jaki to niski język jest na tych lektoratach naszych. Toć my to z Frau już dawno przerobiliśmy, a teraz to się nudzimy.

Ocena Anetki i Łukasza dla pani Frau choć na początku była surowa, to teraz po latach gdy dostrzegli efekty jest nie do ocenienia.

I pytanie czy nauczyciel powinien budzić strach i respekt, czy być z uczniami na "linii przyjaźni", czy można być z nauczycielem w luźnej relacji? Z doświadczenia wiem, że gdy relacja jest wątła, to źle się dzieje. Miałem raz panią Anię, która uczyłą polskiego i pozwoliła na pierwszych zajęciach na wszystko, wtedy się zaczęło piekło.

Jakie relacje powinien mieć nauczyciel z uczniem?

Z tego co się powszechnie mówi uczniowie są przyjaźniej nastawieni do młodszych stażem i wiekiem nauczycieli. Wielu starszych, by im nie ubliżać - mówi się, że są zacofani. Ich lekcje są "nudne" bo nic się nie dzieje, tylko dyktują notatki, albo każą jakieś zadanie rozwiązać. Ciągle wspominają czasy, kiedy to uczniowie posiadali wiedzę. Czy rzeczywiście jest tak źle?

Wydaje mi się, że faktycznie w tym jest ziarenko prawdy. Wielu nauczycieli, którzy mają już ładny staż pracy po prostu nie dążą by usprawnić lekcję. Nie ma mowy o eksperymentach z chemii, czy oglądania pod mikroskopem na biologii. Język polski ogranicza się do lektur, rozprawek, i notowania. Na matematyce robimy najłatwiejsze zadania, by matematyczka nie miała problemu, bo po co tłumaczyć takiemu bałwanowi, jak ja heheh, jak rozwiązać to równanie. Wielu nauczycieli jeszcze wciąż nie nabrało odwagi by swoje lekcje zaopatrzyć w jakieś multimedialne ciekawostki, czy to filmiki, czy chociażby pokazy eksperymentalne. Tego się wielu wystrzega. Miałem swego czasu pana od angielskiego, który napisał swój programik do nauczania angielskiego - wykorzystywał go na zajęciach.

Jakich cech potrzeba nauczycielowi?

Chyba najważniejsze to otwartość na ucznia, chęć współpracy, zaangażowanie w nauczanie? A może to standardy, co to już wygasły???

A swoją drogą to udanego poranka, ja nie śpię już od 5.30 :D

12 komentarzy:

  1. No, sorry, serio bardzo chciałam przeczytać. Ale mnie te róże, łososie, błękity i czerwienie, a także moc emotikonowych mord - zatchnęły, aż w dudkach zagrało. No, nie da się, nie da!!!!
    Wizyta na Twoim blogu, to... wybacz, jak trafić do Pokemonowa albo innych Teletubisiowych krain.
    A miało być, podobno, tak fajnie?!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. sam jestem nauczycielem i powiem Ci, że trudno znaleźć złoty środek w nauczaniu... jak jesteś za dobry dla uczniów, to chcą Ci na głowę wejść, jak za ostry, to zaraz narzekają, że jesteś straszny... ja wybrałem drugą opcję, w końcu jestem w tej pracy by ich czegoś nauczyć a nie po to by zawierać przyjaźnie... i powiem Ci, że opłaca się to podejście, bo uczniowie, którzy kończą mój przedmiot przychodzą do mnie na końcu i mówią wprost, że cisnąłem ich, ale potrafiłem też wytłumaczyć, dzięki temu zrozumieli sporo z mego przedmiotu... (przedmiot do ulubionych nie należy :D) i choć może tego nie okazuję, to wewnątrz cieszę się, że tak postrzegają mój sposób nauczania i że na koniec rozumieją, że byłem ostry nie dlatego by im na złość zrobić, ale dlatego by coś wynieśli dla siebie z tych lekcji ;) Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Też mi się tak wydaje, że drugi sposób jest najlepszym rozwiązaniem. No ale cóż to tylko moje wyobrażenie, zobaczymy co realia przyniosą. A jakiego przedmiotu uczysz:P

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozumiem, nie każdemu przypada do gustu czytanie między kolorami, wezmę to pod uwagę ;-) Mimo to dziękuję za wizytę :P
    Czy fajnie to nie mnie oceniać :P

    OdpowiedzUsuń
  5. przedmiotów ścisłych ogólnie :P

    OdpowiedzUsuń
  6. miałem w podstawówce taką panią od polskiego, że do dziś utrzymuję z nią kontakt (a obecnie studiuję). wspaniała osoba. prawdziwy nauczyciel z powołania. nigdy więcej nie spotkałem takiej osoby w szkole. bywali lepsi czy gorsi nauczyciele, ale nigdy nie cechował ich taki wspaniały balans między surowością i wymaganiem, a ludzkim podejściem i przyjaźnią do uczniów. tu nie ma złotego środka. z tym trzeba się urodzić.

    OdpowiedzUsuń
  7. wow. jesteś gejem? nie pytali o to podczas rozmowy kwalifikacyjnej? :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Sansenoi celnie ujął dylemat generalnego podejścia, więc tu nic mądrzejrzszego nie dopiszę.
    Co do ubarwiania lekcji, unowocześniania metod itp. mogę stwierdzić, że to nie takie proste jak przedstawiają koryfeusze nowoczesnej oświaty. Próbuję różnych środków i metod i część się po prostu nie sprawdza z takimi uczniami jakich uczę.

    Kiedy słyszę o "powołaniu" w zawodzie nauczycielskim - zgrzytam zębami. To szkodliwy i bzdurny mit.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie wyobrażam sobie pytania na rozmowie kwalifikacyjnej, czy jest Pan Homo? Aczkolwiek wiem, że czasem takie pytanie się pojawia.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiadomo, że nie z każdym uczniem współpraca jest jednakowa, z jednymi lepsza z innymi gorsza, tak też wieżę na słowo, że wykorzystanie nowych środków w prowadzeniu lekcji nie zawsze się sprawdza.

    OdpowiedzUsuń
  11. słyszałem, że zwykle się pojawia i albo kłamiesz albo nie dostajesz roboty. no ale być może to tylko legendy.

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za rozmowę :)