czwartek, 2 kwietnia 2015

I ♥ my shoes

Zbliżało się lato, może wiosna - a ja znalazłem się bez butów. Oczywiście pół żartem, pół serio - zacząłem szukać w internecie, a dokładniej rzecz jasna na allegro.
Wyszukałem sobie buty, które cenowo nie były wygórowane, a i też nie były najtańsze - spodobał mi się wzór, bo to dość istotne.

Za takie "biegajki" myślę, że cena nie była zła. Obejrzeć możecie sobie sami.



Dobra pisanie sobie o butach nie jest niczym ciekawym, ale początek trzeba zrobić :) Teraz krótki test - czy nie kojarzycie tych butów - może coś wam wpadło w oko? 

To "znane" podróbki - wiecie kiedy się o tym dowiedziałem - po roku od momentu gdy je zakupiłem. New Balance - produkuje niemalże identyczne - niemalże - bo zamiast "7" mamy "NB", ot cały myk. 

 No może przesadziłem, że tylko literka z cyferką się minęły - różnic jeszcze kilka można dostrzec, lecz na ulicy w pędzie - czy to ma znaczenie? Raczej nie. 

Ale do czego zmierzam. Dziś w internecie można było dostrzec atak pomiędzy New Balance, a siecią Lidl - nie będę pisał o tym podam link.

New Balance zarzuca Lidlowi niejako, że skradło pomysł i produkuje buty bez logo - za cenę uwaga 300 zł niższą.
New Balance - "oryginałki" - 359zł
Lidlowskie New Balance - "podróbki" - 59,99zł
Jest różnica? Jest. Ale jeszcze nie to jest tu tak istotne. Sam fakt rywalizacji i sposobu jaki został zademonstrowany przez NB jak widać nie tylko mnie poraził. Oto jeden z najbardziej trafnych komentarzy pod akcją.
Jeśli ktoś bęzie zainteresowany to poczyta sobie hejty w kierunku autora powyższego komentarza - dal mnie autor ma 100% racji i nijak się to ma do tego co piszą inni. 
To że będę kupował same "oryginalne" ciuszki nie będzie miało żandego wpływu na to, że gdzieś w Bangladeszcie, czy Chinach ludzie będą dostawać więcej kasy za wykonanie tego dzieła. Ceny są śmiesznie niskie, a zarabiają na tym tylko Ci co to rozprowadzają - taki jest mechanizm. Ktoś mówi, że jest inaczej - to dlaczgo produkty wpływające do Europy - gdy się ma dostęp od faktur są prześmiesznie tanie, w porównaniu do cen na półkach sklepowych? 

Czyli na koniec podsumujmy: To, ze noszę sobie jakieś tam goodiny z "7" znaczy, że jestem biedakiem - burakiem - baranem - głupiem - tak można odczytać to co ludzie piszą pod tymi postami. A co kogo obchodzi jakie "biegajki" mam na nogach - fakt jeśli marka wypisana na ubraniu masz lepsze branie. Dla wielu wciąż liczą się marki - zwłaszcza u nas - na zachodzi mam wrażenie, że ten podział na podróbkę i markowe się rozmywa, bo wielu jest stać na jedno i drugi, a tym samym biorą raz to, raz tamto - tworząc kolekcję pod siebie, a nie pod marki.

3 komentarze:

  1. jeszcze pięć lat temu codziennie oglądałem faktury z Chin za odzież . Faktura wystawiona w USD przeliczana na tą w PLN w sklepie razy 11 . Jak jest w butach mogę się tylko domyślać ale podejrzewa, że nawet więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No więc właśnie tak to wygląda - to nie chodzi o jakość, etc. we większości chodzi tylko o drogę jaką towar pokonuje im więcej rąk go przechwyci, tym cena będzie wyższa...

      Usuń
  2. W życiu nie dałbym za buty więcej niż 200 zł, jak widzę na półkach w sklepach adasie po 500 zł to dziwie się, że ludzie je kupują (a kupują). To nie znaczy, że sam nie chciałbym takich mieć - no i mam, kwestia umiejętności wyłapywania okazji ;-). W ostatnim czasie nabyłem oryginalne airmaxy za 120 zł, podczas gdy w sklepie kosztują ponad 500 oraz nike sb za 85 zł, przy ich sklepowej cenie 250 zł. Magia olx i łut szczęścia! ;)

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za rozmowę :)