piątek, 3 kwietnia 2015

Łzawe święta Wielkanocne

Choć dziś nie ma jeszcze świąt, to mamy okres przed świąteczny - Wielki Piątek.

Wciąż zadaje sobie to jedno pytanie - dlaczego tak bardzo uwielbiam święta? Dlaczego? Kur**a dlaczego?
Prawda jest dość dziwna i miażdżąca. W głowie i w marzeniach pragnę zawsze ciepłych i pogodnych świąt, tak jak to w życzeniach czytamy: zdrowych i pogodnych, spędzonych w gronie rodziny, bla, bla, bla... - To brzmi pięknie, bo zdrowie ważne, pogoda duch również, grono rodziny - gdy bliskie sercu jest bardzo ważne.

 
Tak pięknie jest tylko w tych życzeniach. Na przekór temu los daje mi święta zwaśnione łzami, pełne pogardy, a może złości i grono rodzinne - które tworzy razem piekło. I dlaczego tego pragnę, tego sam nie wiem - może tylko dlatego, że w założeniu jest to piękny czas, rzeczywistość go wybarwia, pozostawiając jedną kołomyją.

Gdy większość moich znajomych raduje się na to spotkanie mi lecą łzy. Kolejne święta "pod psem". Kolejny okres smutku i wylewu agresji - czy nie może być tak jak na pocztówce wielkanocnej - ładnie, miło i przyjemnie? 

W Wielkopiątkowy poranek obudził mnie telefon. Dzwoni mama - przesuwam palcem po ekranie by odebrać połączenie - w słuchawce słyszę ciszę... Halo? Halo? - powtarzam, bo słyszę kogoś po drugiej stronie - po chwili wiem, że to mama - nie słyszę głosu, lecz jej łzy. Co robi moja dusza? Płacze. 

Tradycyjnie jak to we większość świąt w domu zapanował totalny chaos - ojciec alkoholik znowu wyżywa się na mamie - obraża ją, wyzywa, grozi i każe odebrać sobie życie (- w ostatnim czasie w okolicy odebrała sobie życie inna kobieta, właśnie przez powieszenie się). Kłótnia i chaos - delikatnie nazywając wszystko, by nie posłużyć się stosem kolokwializmów. 

Nerwy już mam zepsute - bo dopada mnie ta cholerna bezradność. Właściwie to co ja mogę? Spuścić mu łomot? To z bratem byśmy uczynili, ale efekty mogą być zupełnie odwrotne i nie przynoszące nic dobrego. Słowa nie docierają. A powietrza w tym świecie brakuje nie tylko mi, bardziej mamie - ona się dusi, płacze - serce płace i boli, bo co mogę zrobić - nie mając żadnych narzędzi.

Oto właśnie mój sposób na święta - jakby komuś nie pasowała radość, chętnie odstąpię - choć odrobinę swojej. 
I tak szczęście można powiedzieć w nieszczęściu mnie spotyka, bo drugi dzień świąt spędzę w pracy. Całe dwa dni weekendu będą zgrozą i uprzykrzeniem życia.

Ciao.

2 komentarze:

  1. hmm, trudne życie Ci się ułożyło, nie zazdroszczę Ci sytuacji z rodzicami, mój ojciec też bardzo lubił alkohol, na szczęście obecnie ogranicza się do codziennego piwa i wódki na święta :]

    OdpowiedzUsuń
  2. Być może powie mi się łatwo, za łatwo, bo takich doświadczań nie mam, ale w moim życiu nie ma litości dla skurwysynów – przepraszam za słowo, ale tylko ono oddaje właściwe emocje.
    Rozwiązanie jest proste i je znasz , ale jeśli mama sama nie będzie chciała zmiany, to tysiące wyciągniętych rąk jej nie pomogą.

    atka

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za rozmowę :)