Ostatnio praca zalewa nas pogadanką na temat, który poniekąd już tu poruszałem, może nie w sposób bezpośredni, no a mowa o rządowym wspomagaczu rodzin ubogich - 500 plus.
Gazety biją na alarm - rząd sponsoruje pijaków - na pierwszy rzut oka idzie Włocławek i rodzina świętująca otrzymanie 500 plus z alkoholem. Oczywiście takich rodzin w całej Polsce jest wiele. Nie oszukujmy się alkoholizmu nie rozwiąże 500 plus, a jeszcze go bardziej ożywi.
Opracowanie własne: www.gejpisze.blogspot.com |
Pomysł może i dobry, by dofinansować te ubogie rodziny - ale może nie poprzez dawanie pieniędzy, a może pieniądze wydane z 500 plus powinny być dokumentowane, na co idą - oczywiście coś typu alkohol, tytoń nie wchodzi w grę.
Ludzie proponują zamianę 500 plus na ulgi podatkowe, etc. - w sumie brzmi dobrze, ale z praktyką jak by to się jadło - nie wiem.
Bezrobocie rośnie - 500 plus
Efekt 500 plus - przybrało na bezrobotnych, bo ludzie nie chcą pracować za darmo. Przykłady tym razem z Gdańska (w ogóle z całej północy od wschodu do zachodu).
- Właściciele kawiarni, pubów, restauracji narzekają na deficyt pracowników. Dziennikarze widzą tylko ogłoszenia w witrynach lokalu.
W jednej z gazet piszą, że kobietom się nie opłaci iść do pracy za najniższą krajową (1300 zł), skoro za nic nierobienie i siedzenie w domu dostaną przy 3 dzieci - 1500 zł. Zatem poświęcają czas wychowywaniu potomstwa.
Zastanawiam się od paru dni jak mam zdrowo podejść do tego tematu. Pierwsza moja reakcja była, imbecyle, druga hm.. no właśnie.
Czy takie podejście jest zdrowe? - Moja logika mówi stanowczo NIE. Można przecież było pracować i pobierać te 1500zł. Może praca nie na cały już etat, a pół, by więcej czasu poświęcić potomstwu, ale taka wizja jest nie realna.
Przecież na podstawie zarobków określa się to, czy ktoś dostanie te 500 plus, czy też nie. Więc skoro mają pracować i nic nie dostać to wolą siedzieć w domu i dostać więcej. W tym drugim przypadku mają i tak więcej, jeśli zarabiają najniższą krajową. Wybór jest oczywisty - skoro o tym się głośno zrobiło.
P.S. Nie znam rodzin, które biorą te 500 plus. A może nie wiem o tym tylko.
- Hotelarze też płaczą, bo nie ma służby sprzątającej.
Tutaj wypowiem się z doświadczenia. Moja mama pracowała 1 miesiąc w hotelu 4/5* gwiazdkowym. Zarobki oferowane były na prawdę dobre 1 godz. = 10 zł. Praca na umowę zlecenie. Początkowo miało to polegać na tym, że pracuje się w systemie jednozmianowym 9-17, 5 dni w tygodniu z czego dwa dni wolne miały być przypadkowe, 1 weekend wolny w miesiącu.
Pierwszy tydzień przebiegał spokojnie - ba! nawet powiem rewelacyjnie. Mama zadowolona, pracodawca chwalił. Jako, że taka praca wiąże się z napiwkami, to dodatkowy plus. Mama wstawała dzień w dzień o 5 rano, jechała rowerem 6 km na autobus. Ok. 8.30 była już na miejscu. Mimo tego poświęcenia było dobrze. Jednak pracodawca zauważył, że mama z powierzonym zadaniem wyrabiała się szybciej, z dnia na dzień przybywało zadań, lecz czas na ich wykonanie - uwaga się skracał. I tak po pierwszym tygodniu zamiast pracować 8 godzin, to pracowała 6 godzin, potem już wymagano 5 godzin - co przestawało się kalkulować. Dużo pracy to mało czasu na "nicnierobienie" - doszło do tego kuriozum, że nie mogła chodzić na papierosa - co nawet popieram - zniosła to - ale ktoś poszedł dalej w swych zamysłach i pewnego dnia pracowała bez przerwy na śniadanie. To już było przegięciem. Zabroniono użytkowania klimy w czasie kiedy w pomieszczeniach nie ma gości. Kobiety zaczęły się buntować, po pierwszym tygodniu mamy pracy odeszła jedna dziewczyna, po drugim już kolejne dwie, przyjęły się kolejne i po dniu rezygnowały. Nie było ludzi, więc zamiast dwóch dni wolnych na tydzień bywało tak, że nie było w ogóle, albo tylko jeden dzień na 1,5 tygodnia. W końcu pojawiła się okazja pracy bliżej, mimo iż za gorsze pieniądze, w innym systemie zmianowym bo na 4 zmiany za 7 zł/godz. to przeszła tutaj gdzie ma bliżej. Tam wstawała o 5 rano i wracała jeśli się poszczęściło ok 19 po 8 godzinach - ok 18 po 7 godz - czy ok. 17 po 6 godz. Sam dojazd to koszt koło 15 zł. Więc coraz bardziej się przestawało opłacać. Teraz może do pracy dojeżdżać rowerem te 6 km i jest na miejscu.
Ta historia to tylko jedna z wielu z tego hotelu. A managerowie płaczą, że nie mają pracowników. Tego typu hoteli jest więcej w rejonie. Wcale się nie dziwię, że ludzie tam nie chcą pracować. Wyzysk i zero poszanowania pracownika.
* Nie pamiętam czy mają 4 czy 5 gwiazdek.
- W gazecie wypowiadała się również pani mająca plantację truskawek, smacznego wielbicielom tychże owoców.
Dziś nikt nie chce przyjść za 15 zł za godzinę. Płacili 1,5 za łubiankę (koszyk truskawek). Pamiętam gdy to ja jako dziecko chodziłem zbierać truskawki, wstawaliśmy na 4 rano całą rodziną, nie licząc ojca by zarobić pieniądze na przyszły rok szkolny. Wakacje to czas kiedy zarabiało się dwa miesiące by móc od września założyć nowe ubrania, mieć podręczniki, przybory, czy też inne zobowiązania, typu ubezpieczenia, składki rodziców, itp. Jeśli sezon rozpoczynał się tak jak dziś za czasów szkolnych to w wolniejsze dni się nie szło do szkoły, by można było zarobić, a przecież pieniądze potrzebne były cały czas - mama na bezrobociu, ojciec na rencie 600 zł.
Czy ja żałuję tej pracy? Nie. Nie było alternatywy, jak się pojawiała to szliśmy tam gdzie było korzystniej, jeśli więcej szło zarobić na jagodach, to zbieraliśmy jagody, zawsze liczył się taki interes gdzie przychody będą wyższe.
Problem z pracownikami ten gospodarz miał ciągle, bo płacił marnie, albo długo trzeba było czekać na jego zapłatę - to nie było do ręki od razu. Ciężko mi uwierzyć, że praca u tej pani za taką stawkę to taka trudna praca, że się nikomu nie chce. Bo przecież mając nawet te 1500 plus mogli by sobie "na czarno" dorobić - bo tak to jest, umowy, żadnej nie ma.
Z drugiej strony pani płacze, że nie chcą pracować u niej, bo jest 500 plus. Ale nie pomyślała chyba o tym, że ludzie pójdą do pracy tam gdzie będzie im lepiej, a skoro jest więcej miejsc pracy to idą gdzie lepiej. My też tak robiliśmy. Jak jeszcze nie było gdzie się zaczepić, to się zbierało truskawki, jak tylko się coś trafiło stabilniejszego, lepszego to szedłem gdzie będę miał pewny dochód. Także to przekolorowanie.
Niewątpliwie państwo powinno wprowadzić jakiś nadzór nad tymi środkami, bo wywalać je w błoto to też, żadne rozwiązanie, a płacić musimy my wszyscy na ten cel.
Z drugiej strony to ja poważnie się pytam jakie to przyrost naturalny będzie - skoro w patologii narodzą się dzieci i w patologii będą dorastały. Powielą schematy we większości, wówczas przyszłość naszego gatunku jest poważnie zagrożona.
---
Oferty pracy
|
W poszukiwaniu pracy. Ogłaszam się szukając pracy, no i źle nie jest, są ogłoszenia, są oferty, tylko wciąż nie są to takie jak bym chciał. Choć z drugiej strony dostałem od znajomych dwa namiary na dwie jednostki (tratwy meduz), które szukają kogoś na cały etat. I nawet byłym w stanie się starać o te stanowiska, to na razie muszę zrezygnować z marzeń.
Wpakowałem się z raty, kredyty i to ciąży. Nie mogę po prostu teraz od tak sobie zmienić pracę na gorzej płatną, bo nie podołam finansowo, a wtedy to już tylko sznur i bye, bye ;-) choć chyba już nie chcę tak szybko odchodzić.
Z drugiej strony to bardzo się w tym nie odnajduję, tzn. mam koleżankę od razu po studiach dostała pracę na tratwie i jest zachwycona, przynajmniej tak mi mówi - poleca i zachęca mnie - na zarobki nie narzeka, mówi, że dostaje 2 tyś. na rękę. Więc to było by na prawdę dobrze, gdybym spadł do tego progu. Kolega zahaczył się jeszcze w czasie studiów na jednej tratwie, z której ucieka no i mówiło bardzo podobnych zarobkach.
Rozmawiałem ze swoją paczką ze studiów, koleżanki mama pracuje już sporo lat, zaraz emeryturka się szykuje i ona twierdzi, że takie zarobki są nie możliwe na początku, że najniższa krajowa to start. I popadam w depresję, bo przy takich zarobkach to bym nawet nie miał na mieszkanie, a co dopiero na życie i inne zobowiązania.
Czemuż to tratwy są tak słabo opłacane? Czyż już w edukacje nie opłaca się inwestować, czy ten zawód, jest na prawdę przekleństwem: "obyś czyjeś dzieci uczył"?
---
Układ nerwowy
|
Chyba ostatnio za dużo się dzieje w mojej głowie, za dużo mam w niej nawalone i ona się nie radzi. Boli mnie jak cholera, krew pulsuje, skronie gorące, aż żyły wychodzą. A od jakiegoś czasu jeszcze dziwnie niepokojące zachowania mojego układu nerwowego. Zdarzyło mi się już kilka raz, że przestawałem czuć moje ręce. Tzn. moją lewą rękę, to takie dziwne uczucie, że nawet nie umiem go opisać. Na początku miałem ból dłoni, potem zaczęło mi trochę mrowić dłoń, pewnego dnia myślałem, że ktoś mi wbija jakieś igły w palce, wykrzywianie palów, kurcze. Którejś nocy obudziłem się i nie czułem całej ręki od barku w dół. Zacząłem ją masować unosić drugą ręką no i po chwili jakoś wróciło do stanu faktycznego.
Na chwilę obecną staram się nią więcej ćwiczyć. Podnoszę się na drążku, jakieś pompki, ćwiczenia na ręce wymyślam. Jeśli nic się nie poprawi, to będę musiał iść do lekarza.