piątek, 28 listopada 2014

"Coming out" in the letter

"Bogaci są ci, którzy mają prawdziwych przyjaciół."
Tomas Fuller

Kiedyś mi ktoś powiedział, że w życiu człowiek może mieć tylko jedną/jednego przyjaciółkę/przyjaciela. Długo nad tym myślałem i dochodziłem do wniosku, że tak też jest. 

Dziś jestem o niebo mądrzejszy, wiem, że się myliłem. Ale, że mylić się jest rzeczą ludzką, to się cieszę, że już wiem, gdzie był mój błąd. 
Wydawało mi się, że przyjacielem może być jedna osoba, bo tylko jej można poświęcać pełnię czasu i traktować ją jako oczko. Rzeczywistość pokazuje, że tak się nie da. Choć od tej reguły są zapewne wyjątki. Wracając, swojego przyjaciela, który wiedział o mnie więcej niż inni, bo wiedział o moim homoseksualiźmie, poznałem jeszcze w szkole. To jemu zawdzięczam to, że wyciągnął rękę gdy inni mieli mnie gdzieś głęboko. Szymka nie sposób zapomnieć. Ale odkąd życie wyszło w miarę na prostą, gdy opuściłem dom, gdy znaleźliśmy się w różnych okolicach, co wypierało życie, okazało się, że nasza przyjaźń też się rozstaje. To był taki kubeł zimnej wody, wówczas dotarło, że to co było tak piękne nie trwa wiecznie. 

Uświadomiwszy sobie ten fakt, rozglądałem się za ludźmi godnymi miana przyjaciela. Przyjaźń z Szymkiem stała się niedostatkiem, brakowało mi czegoś, kontaktu. Taki kontakt zaczął się nawiązywać w sieci. Gdzie poznałem We. nie myślałem, że kontakt z obcokrajowcem może przerodzić się w przyjaźń. Tego jeszcze nie wiedziałem, choć nie podejrzewałem, to dziś wiem, że się myliłem, myśląc, że pewnie po kilku wiadomościach drogi nasze się rozejdą. Co to, to nie. Piszemy ze sobą już od kilku lat, wymieniliśmy się setkami tysięcy wiadomości, rozmów, listów oraz wizyt. Każda rozmowa, każde spotkanie sprawia, że czujemy się z We. bardziej zżyci.We. często śmieje się, że jesteśmy braćmi. Właściwie to nie mam starszego brata, a On w tej, ale i nie tylko tej roli świetnie się spisuje. We. jest mi przyjacielem. Choć go nazywam przyjacielem, nie wie o mnie, co ukryłem, w obawie, że powtórzy się historia jak z Szymkiem (ten kontakt w pewnym sensie, odnoszę wrażenie właśnie między innymi przez to wygasł). Zbliża się kolejna rocznica, odkąd wysłaliśmy do siebie pierwsze wiadomości - by ją jakoś zapamiętać, a raczej świadom tego w jakim miejscu jestem, kim jestem, co robię, czego od życia oczekuję, doszedłem do wniosku, że przyjaźń potrzebuje też coming outu. Tak też postanowiłem przy okazji kartki z pozdrowieniami, napisałem długi list. W tym to właśnie liście wyoutowałem się. Coming out, nie był łatwy w pisowni, myślałem, że będzie łatwiejszy niż w rzeczywistości. Z perspektywy czasu wiem, że był łatwiejszy. List wysłałem w poniedziałek, a w środę już dostałem podziękowanie za przesyłkę i elektroniczną wersję odpowiedzi. Z podziękowaniem i pięknymi słowami podsumowującymi przyjaźń w istocie rzeczy, a nie rewizję spraw łóżkowych i życia prywatnego. Zrozumiałem, że ktoś kto jest prawdziwym przyjacielem, nie zwarza na to z kim się spotykasz, jakie masz upodobania, nie ocenia po kolorze skóry, czy wyznaniu, a już na pewno nie orientacji. Bardzo to pokrzepiające i dające energię. Za to dziękuję We.. 

Nie mogę powiedzieć, że historia przyjaźni na tym się zamyka. Gdzieś w ramy przyjaźni wchodzi
Źródło własne
moja znajomość z pewną osobą, która czyta mój blog, wypowiada się i daje dużo wsparcia, gdy sytuacje zawodzą. Choć nigdy się nie poznaliśmy, choć nigdy nie mieliśmy okazji rozmawiać oficjalnie, choć nigdy nie było nam po drodze, choć znamy się tylko z korespondencji, to odnoszę wrażenie, że znam kogoś tak jakbym miał tą osobę na wyciągnięcie ręki. Gdy ktoś nie ocenia cię po orientacji, a ocenia Cię po tym co czynisz, jakim jesteś człowiekiem i wydaje pozytywne opinie, to podbija własne ego. Ale nie o ego chodzi, lecz o przyjaźń, która jak się okazuje swoje egzaminy zdaje w trudnych i niejasnych sytuacjach. Gdy życie zapędza cię w ciemny labierynt pełen upiorów, na pomoc przychodzi przyjaciel, wiedz o tym, że on nie przychodzi na pozór, bo tak mu się chce latać i szukać cię w nieskończoność, a przy okazji narażać się, on cię szuka, bo szuka swojej części, swojego i twojego ja. W przyjaźni jest się jedną duszą w dwóch ciałach i słowa Arystotelesa choć tak "stare" to wciąż ponadczasowe.

poniedziałek, 24 listopada 2014

Wartość blogowiczów

Pamiętam jak dziś momenty, kiedy jako jeszcze dziecko, nastolatek, potem dojrzewający chłopak, aż wreście dojrzały facet szukałem w internecie inspiracji i natchnienia. Szukałem ludzi takich jak ja, szukałem gejów, którzy dzielą się swoimi przeżyciami w wirtualnej przestrzeni. 
Źródło własne

Cholernie ciężko mi było znaleźć blog, który dotyczy osoby homoseksualnej, który jest aktualny, który porusza różne tematy, które są bliskie memu sercu. Z czasem odkrywałem coś już lekko zakurzone, ale najczęściej jednak to, co już było zbitkiem materii, którą nawet lekki podmuch mógł zniszczyć. Za każdym razem myślałem, że nowe poszukiwanie przyniesie nowe zdobycze z czasem tak też się działo. W końcu zacząłem odkrywać blogi, które żyją. Moja radość była przeogromna. Bardzo chętnie je czytałem i czytam jeśli tylko czas mi na to pozwala. 

Źródło własne
Dlaczego szukałem blogów, ano dlatego, że pozwalały mi odkrywać rzeczywistość, pozwalały mi zrozumieć moje własne ja. Odkąd czytałem blogi, odkąd odkrywałem ludzi i ich rozterki, pragnienia, dotarło do mnie, że ja jestem taki jaki jestem, nikt, ani nic nie może tego zmienić. W pewnym momencie zrozumiałem też, że ja również jestem gejem. Wtedy już byłem blogerem i również pisałem tego bloga. 

Źródło własne
Dziś mogę powiedzieć, że gdyby nie te wszystkie blogi zarówno te zakurzone jak i te aktualne, te które dziś już nie istnieją z różnych przyczyn i te, które się pewnie kiedyś narodzą, one wszystkie pomogły/pomogą mi zrozumieć kim jestem, jakim jestem człowiekiem, czego pragnę i co chcę w swoim życiu osiągnąć. 

Źródło własne
Nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć Wszystkim byłym, obecnym i przyszłym Bloggerom "serdeczne dziękuję":) 

P.S. Post napisałem w wyniku tego, że z sieci "znikają" dwa kolejne blogi, które odwiedzałem... Panowie miło było Was czytać i jestem jeszcze nadziei, ze taka okazja się nadarzy:)

Wielkie Dzięki Wszystkim,
którzy trwają, trwali
i tym co odkrywają ;-)

3 lata odkąd zacząłem blogować minęł tak szybko, a ile zmian ile wspomnień zostało zapisane na kartach sieci tego nie wiedzą wszyscy, to wiedzą tylko nieliczni ;-) Dziś cieszę się, że prowadzę tego bloga, być może komuś on też pomoże odkryć siebie, dostrzec to co tak trudno zobaczyć:) 
Powodzenia :)

sobota, 22 listopada 2014

Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni

 Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni...

Opowiem, mam nadzieję, krótko o moim nowo obranym kursie w życiu. To tak jakbym czytał fragmenty mojej biografii, ni pisanej przeze mnie samego, ni przez kogoś obcego/znajomego.
Źródło własne

Któregoś ranka, jak przeważnie w weekend, zmierzałem szybkim krokiem do pracy. Mijałem ludzi, zwierzęta, drzewa, samochody i wszystko to co na mojej drodze się pojawiało. Nudne to myślałem, myślałem by zmienić swoje życie, by zmienić swój pesymizm, by zmienić ponure chwile na takie czadowe, kolorowe, wprawiające w zachwyt. Minąłem mostek nad rzeką wtedy też postanowiłem za wszelką cenę, że dzień ten będzie przyjemny. Postanowiłem, że nawet, gdy ktoś będzie mi rzucał kłody pod nogi, ja będę uśmiechnięty, nie upadnę i nie będę się podnosił, nie będę znowu ponury. Ten dzień do łatwych nie należał. Sytuacji, przy których los testował moją cierpliwość i postanowienie było kilka. Najpiękniejsze z tego jest to, że zwyciężyłem. Uśmiech pozostał aż po samą noc, kiedy to zasypiałem.
To sprawiło, że poczułem się dumnym z siebie - taka mała rzecz, a tak bardzo cieszyła. Wtedy też
Źródło własne
zrozumiałem jaką silną moc ma nasza silna wola, umiejętność dobrego nastawienia się, pozyytywne myślenie i wiara w cuda.
Kolejne dni znów zaskakiwały, a we mnie rosło i nadal rośnie poczucie, że nowo obrany kurs w życiu, przynosi coś dobrego. Dostrzegam kolory w świecie pozbawionym barw.
Ale czy zawsze tak jest!? Otóż nie. Są chwile gdzie ląduję na dnie, czyli upadam, ale za każdym razem mówię sobie, że wstaję o ten upadek silniejszy. A kiedyś upadki zaczną profitować wiedzą, doświadczeniem i wszystkim tym co zdobędę.
Będąc blisko ziemi staram się dalej pamiętać o sukcesie, który osiągnęłem po postanowieniu na moście. Możesz mi wierzyć, bądź też nie, ale pamięć o tym i pamięć o sukcesie daje mi taką siłę, że nawet gdy wstaję, nie czuję śladu po upadku. Idę dalej, idę ostrożnie, rozglądam się i choć jeszcze za dużo analizuję (nad tym popracuję kiedyś) to wiara pozostaje.

Źródło własne
Jest jeszcze jeden czynnik pozwalający mi dostrzegać wiarę w sytuacjach gorszych i trudniejszych. Tym czynnikiem jest cała rzesza złotych myśli mądrych, bo potrafiących konstruować słowa w takich konstelajach, jake podnoszą Cię samego, po ich przeczytaniu, słusznych, bo prawdziwych i autentycznych, bijących, tak bijących, niektóre wyrażenia uderzają, w taki oto sposób, że nagle budzisz się i sytuacje z pozoru trudne stają się klarowne i przejżyste. Złote myśli często pochodzą z ust ludzi nauki, oczytanych, mądrych, znających się na życiu, doświadczonych losem, niejednokrotnie zaszyfrowanych w wersach poezji. Te myśli budują mnie, budują moją wiarę, nie wiem czy pisząc, że wzmocniają moje ego, nie przesadzę, ale to po części jest prawdą.

Pierwszym krokiem do sukcesu są ambicje. Tych co prawda nie da się od tak wypracować. To wypadkowa wielu przeżyć, doświadczeń, ale chęć zdobycia czegoś to początek dający możliwości rozwinięcia amibcji.
Drugim krokiem do sukcesu jest wiara w sukces. Jeśli zamierzasz osiągnąć swój cel, nie wierząc w jego osiągnięcie, odpuść sobie, wiara w własne siły to podstawa.
Gdybym nie wierzył w siebie, na pewno nie pisałbym teraz tego maila, nie wiem czy posiadałbym w ogóle dostęp do mobilnej rzeczywistości, wielce prawdopodobne, że leżałbym gdzieś przy drodze zalany w trupa.
Kolejnym krokiem jest pozytywne nastawienie, potrzebujesz go by robić coś i czuć się z i w tym dobrze. Jak można przekonać kogoś do tego, że masz rację, kiedy samemu nie jesteś do tego pozytywnie nastawionym. To tak jakby sprzedawać ludziom ciasto, nie wiedząc jak ono smakuje i wygląda. Wiadomo, że wówczas uśmiech na twarzy i nasze zachowanie, choć może wyuczone zdradzi nasze nieszczere intencje, co w konsekwencji odbije się na sprzedaży. Dla nas oznacza to porażkę.
Już nie będę pisał kolejnym krokiem, ale ważną rzeczą obok tych 3 kroków jest rozwój, nauka i dokształcanie się. Nie rozwijając swojej wiedzy w zakresie jakiegoś produktu, nie ucząc się, nie przyswajając to co potrzebne nam do osiągnięcia celów, nie jesteśmy w stanie osiągnąć sukcesu, nawet gdy trzy pierwsze warunki będą spełnione.
Widać tu zależność kroków i samodoskonalenia się to gwarantuje nam sukces.

Źródło własne
Dla podsumowania pozwolę sobię wkleić wam pewien cytat, który wypatrzyłem w sieci i jednocześnie cytat, który na pewno zachowam w swojej kolekcji jako jeden z tych, który jest dla mnie motywatorem. - Jeśli nie masz jeszcze swojego motywatora to zacznij się za nim rozglądać.

"Śmiać się często i mocno kochać; Zdobyć szacunek ludzi inteligentnych i przywiązanie dzieci; Zasłużyć na uznanie uczciwych krytyków i znieść zdradę fałszywych przyjaciół; Cieszyć się pięknem; Znajdować w innych to, co najlepsze; (...) Uczynić świat trochę lepszym, (...) Bawić się oraz śmiać z entuzjazmem i śpiewać z zachwytu przez całe życie; (...) To znaczy odnieść sukces". - Ralph Waldo Emerson

czwartek, 20 listopada 2014

Kogo szukam? Spoglądając na faceta, spoglądając na geja.

Właściwie dziś w klubie nie można odróżnić narodowości, wszyscy geje słuchają podobnej muzyki, podobnie się ubierają, są uczestnikami tych samym zdarzeń. Media pokazują środowisko dość stereotypowo, fascynują się gołymi dupami na paradzie a zupełnie zapominają o tym, co jest jego istotą.

Janusz Marchwiński słusznie ujął to jak społeczeństwo widzi osoby homoseksualne, społeczeństwo wzoruje się na tym co dziś media pokazują. Media są na chwilę obecną największym informatorem, a nawet posłużę się określeniem edukatorem XXI wieku. Wciąż bardzo duży odsetek rodaków uczy się z TV, tego czego nie znają, odkrywają to co "nowe" - a ich zdanie jest silnie wzorowane, na tym jakie przekazuje im docierające medium. Nic więc dziwnego, że jeśli medium będzie pałało nienawiścią, to i również widz będzie nią pałał.

Poznałem już nie jednego geja, który otwarcie mówi, że nienawidzi gejów, bo sami kreują obraz taki, który niszczy cały wizerunek osób homoseksualnych. Z zaznaczeniem: ja używam słowa gej. Dla mnie osoba homoseskualna inaczej gej nie może być: gejem=gejem, albo gejem=pedałem. Jest tylko i aż gejem. Wiele osób homoseksualnych widzi różnicę pomiędzy gejem, ten ponoć wygląda przeciętnie, nie wyróżnia się z tłumu, jest taki jak inni mężczyźni na ulicy, raczej nie sposób, nie znając go, stwierdzić jego orientację seksualną, natomiast pedałem określa się osobę, która swoim zachowaniem, a jeszcze bardziej wyglądem nawiązuje do zachowań kobiecych i tak w polach "kogo szukam" pojawia się bardzo często:
- męskiego faceta,
- Kogoś normalnego, bez przegięć i złamanego nadgarstka :)
- Jeśli masz złamany nadgarstek to wypad!
- Pedały won!
- Cioty wypierdalać!
Takich opisów można by przytoczyć więcej, ale to chyba wystarczy by pokazać to co mam na myśli. 
Jeden z serwisów randkowych dla gejów w Polsce.
Chyba 99% szuka normalnego chłopaka, ale nikt nie potrafi zdefiniować tej normalności. Ten który dla mnie będzie normalnym, nie koniecznie musi być normalny dla innych. Pojęcie względne, ale mimo wszystko ludzie bardzo często kuszą się by wpisać tą normalność w tekst.

Co więcej jeśli nawet ktoś wykazuje jakieś z zachowań mniej lubianych w gronie facetów, to bardzo często sam albo tego nie dostrzega, albo ignoruje ten punkt i dalej próbuje wchodzić w relacje z innymi, co czasem mnie dziwi.


środa, 12 listopada 2014

tęcza ładna jest i każdy chce ją 'mieć'

Ten post miał odnieść się do sytuacji z dn. 11. listopada. Kiedy to Polacy podzieleni choć zjednoczeni i niepodlegli świętowali, tylko co?
- Obchody 96-lecia Niepodległej Polski - tak takie święto obchodził Prezydent Polski Bronisław
Źródło
Komorowski.
- Marsz "Nie"podległościowy" - do drugie obchody, lecz już nie Niepodległej Polski, tylko Polski prostackiej i prymitywnej uwikłanej w wieczne afery, zamieszki i dotkniętej przemocą tych wyżej, nad tymi niżej.
W jednej z gazet w wydaniu internetowym przeczytałem, że ku temu drugiemu świętowaniu nieoficjalnie i nie bezpośrednio towarzyszy sam pan prezes jednej z polskich partii politycznych. Nie występuje osobiście, lecz przyzwala by jego ludzie byli uwikłani w to coś co chce się nazywać marszem.
Osobiście to jestem za zakazaniem czegoś takiego. Co to za marsz, gdzie ludzie napadają jedni na drugich, wszczynają bójki, bijatyki a nawet walki między sobą. Co kieruje tą grupą ludzi, kto im wyprał mózgi?
Jestem zdania, że swoje poglądy znacznie owocniej mogliby przekazywać gdyby robili to tak jak cywilizowani ludzie, a nie chuligani.

Jak już chyba wspominałem kiedyś, że lubię obserwować ludzi w przeróżnych sytuacjach ich życia, tak dziś miałem kolejną okazję by to uczynić, w sumie jest ich dziesiątki każdego dnia mógłbym o tym pisać, ale..
Rzecz się dzieje w przychodni. Udałem się dzisiaj do specjalisty. W korytarzu na poczekalni było
Źródło
sporo ludzi, dwóch młodych chłopaków, kilka dziewczyn w tym samym wieku, kilka osób starszych w tym też trzy osobowa rodzinka, skłądająca się mamy, taty i dziecka. Nic w tym dziwnego by nie było gdyby nie słowa mamy. Dziecko to chłopczyk, bardzo żwawy i zabawny, uśmiechnięty i radosny. Biegał po korytarzu interesował się wszystkim. Mama chcąc go posadzić przy sobie musiałą się nieźle natrudzić. W pewnym momencie powiedziała do chłopczyka "dam Ci kolczyki, tylko usiądź przy tacie". Chłopczyk dostał je po tym jak mama jeszcze wyjaśniła: "zabiorę Ci je jak tylko będziesz próbował włożyć je do buzi". Chłopczyk posłuszny, bo nie próbował, ale próbował czego innego, założyć kolczyki tak jak je nosiła mama. Wtedy ta też zareagowała słowami chyba nie będziesz chciał ich zakładać jak będziesz dorosły. Wolałabym nie, ale zobaczymy. Przy tym wypowiedziała coś jeszcze w odniesieniu do Gender. Chłopczyk słysząc to słowo zaczą się cieszyć i powtarzać, przy tym pytał gender? - Mama kilkakrotnie odpowiedziała, gender. Tata się roześmiał i też powtórzył.Chwilę później udali się do gabinetu.

Na koniec jeszcze temat, który chyba powinienem pominąć, bo na początku tego postu już dość na ten temat całkiem podobny pisałem. Marsze, zamieszki to smutny obraz niewdzięcznej polskiej rzeczywistości. W dniu wczorajszym pewna osoba ze świata muzyki, chciała się wylansować i poniekąd się udało, ludzie zaczęli pisać, mówić o niej, a przede wszystkim słuchać. Rap o nie przypadł mi do gustu, nawet odniosłem wrażenie, że nawołuje do jej potępienia.
Ten oto komentarz wpadł mi w oko:
No cóż, teledysk oczywiście jest odpowiedzią środowisk lewicowych na działania skrajnej głupoty. Publikowanie tego w dniu niepodległość jest oczywiście takim pluciem w twarz patriotom i próbą podpięcia incydentów podpalania tęczy przez patologię społeczną do ruchów patriotycznych i nacjonalistycznych. Mogli to opublikować wczoraj albo za tydzień. Publikując go dzisiaj są taką "attention whore" i próbują kontrowersją uzyskać rozgłos.
Lewica zrównuje patriotyzm, nacjonalizm i szowinizm i wrzuca to wszystko do jednego wora. To bardzo smutne, tym bardziej dzisiaj. Pewnie w przytłaczającej większości miast Polski to święto jest obchodzone w tak cudowny sposób jak w Gdańsku. Parady, uśmiechnięci ludzie, powiewające flagi, stroje, grupy rekonstrukcyjne.
Oczywiście potem (niestety) część osób obejrzy TVN czy przeczyta inną wyborczą i "dowie się", jak to w Warszawie było okropnie, prawie się nie pozabijali itp itd. Prawda jest taka, że w Polsce Warszawa WOGÓLE nie jest odbiciem społeczeństwa. Powiem więcej. Warszawa jako miasto stołeczne KOMPLETNIE odstaje od reszty polskich miast. Oczywiście na minus, bo gdziekolwiek się nie pojedzie to nie ma problemu nietolerancji, nawet na jakiś zapyziałych wsiach na mazurach czy podlasiu, natomiast w Warszawie każdy incydent jest pompowany do granic absurdu, a w TVN czy GW są kreślone czarne scenariusze jacy to Polacy są faszystowcy, zaściankowi i homofobiczni.
Szukanie autorytetów w takich ludziach jak Masłowska, Piróg czy dziennikarze TVN czy GW jest pomyłką. Zacznijmy szukać autorytetów nie wśród gęb z telewizji i celebrytów, a zobaczymy, że świat kreowany obecnie w TV nie jest tak czarny, szary i ponury jak to się nam Polakom wmawia.
 Na sam koniec takie pytanie: wierzycie w życie pozagrobowe? W to, że duchy istnieją? Że ludzie po śmierci, a raczej ich dusze mogą nas odwiedząc i towarzyszyć nam w życiu? Pytam, bo ja jakoś nie mogę się uwolnić od tych myśli i wydaje mi się, ze dość mocno w to wierzę, stąd też czasem odnoszę wrażenie, że nie jestem tutaj sam.

Miłego wieczorku ;-)


wtorek, 11 listopada 2014

I tak pozostał w zapomnieniu

Nastał ciemny wieczór,
wszystko było jakoś takie szare.
Nic nie wróżyło, że będzie inaczej.
Nie było.

Kolejny ranek,
kolejny obowiązek,
chłodny zapach jesieni.
Myślał, on moje nozdrza rozpromieni.

Chwile uniesienia,
moment tu i tam,
chwile zachwycenia.
- To tylko ciche pożądanie.

Gdy już słońce wyjrzało,
cieszył się jego promieniami.
Ono było, ale tylko było,
rozczarowany zachwytami.

Następnego ranka tuż po przebudzeniu,
 słońce go witało,
lecz już nie grzało.
I tak pozostał w zapomnieniu.

Czym jest sens, czym jest cel, czym jest chęć, czym jestże życie? 
Chodzisz pracujesz, jak nie zapier***. Starasz się, a los rzuca Ci kłody pod nogi. Gdy już jedną pokonasz, następny dzień, to następna kłoda. Nawet gdy u jego schyłku myslisz, że już wszystko jest takie piękne, teraz tak żyć byś chciał, to ranek wita Cię rozdoryczeniem. I tak dzień za dniem, godzina za godziną i minuta za minutą, ciągle - jak w labiryncie bez wyjścia.

---
I choć w sercu czuję radość, częściej gości ona na mojej twarzy, to wewnątrz serce się smuci, że bariery ktoś mu postawił, a je wywiózł gdzieś dalko by nie mogło powrócić.
- Dlaczego faceci są tak cholernie trudni w ujarzmieniu? Czemu nie są pewni siebie i swoich myśli? Dlaczego nie mają jasnych celów - czemu brakuje im prezycji? Dlaczego nie brakuje im chęci do zabawy i pogrywania? Może facet to wieczne dziecko tylko w dorosłej postaci? Sam już nie wie.

sobota, 8 listopada 2014

Kto biegnie za przyjemnością, chwyta cierpienie


Monteskiusz napisał mądre słowa "Kto biegnie za przyjemnością, chwyta cierpienie."

Od jakiegoś czasu właśnie się tak czuję jakbym chwycił przyjemność, która wywołała lawinę cierpienia.
Z jednej strony to tą przyjemnością jest żywot ludzki, przyjemność pozwalająca na cierpienie czy to z braku odpowiednich wzorców, spokoju, ciepła domowego, szczęścia w działaniu i zdobywaniu szczytów. 
Z drugiej strony przyjemności jest wiele, a m. in. praca, stancja, studia, samochód, ludzie mnie otaczający, zdrowie i wszystko inne, lecz mając tak dużo, człowiek chce mieć więcej. Nawet jak próbuję się zadowolić tym co mam, to gdzieś za chwilę dopada mnie silne uderzenie, sprawiające, że nawet to co już zdobyłem, przestaje cieszyć. 

Kupiłem sobie jakiś czas temu samochód, bo bez niego było okropnie ciężko, zwłaszcza dostać się do
Źródło
rodziców, a muszę co jakiś czas tam zawitać, no i jeszcze kilka spraw się na to składało. Kupiłem i radość trwała tylko do momentu gdy nie przytrafiły się pierwsze problemu. Owszem w prawie są zabezpieczenia umożliwiające zwrot i inne tego typu akcje, lecz to był zakup bardziej pogmatwany z mojej winy, nie dopatrzyłem wszystkiego i tak mnie ktoś w bambuko zrobił.
Gdy dowiedziałem się najgorszego, że to i tamto trzeba wymieniać nawet sobie oszacowałem, że te wymianki o których już wiem wyniosą mnie ok 2000 tysięcy, to życie dobiło i ujażmiło mnie i auto. Dziś nie jeździ i nie odpala, nie można go otworzyć, ani zamknąć, jakiekolwiek działanie przynosi marne skutki. Postój na parkingu w mieście jeszcze bardziej uniemożliwia próbę dotarcia do usterki. A zwarzając, że prócz tych problemów są obowiązki jak praca, studia, to pozostaje mi tylko noc na zajrzenie do wnętrza, ciemno więc nie wiele mogę...

Każdego dnia próbuję obudzić się z humorem najszczęsliwszego faceta na ziemi, lecz to tylko nieustanne próby, humor czasem jest lepszy, czasem gorszy, ale nieustannie walczę o jego poprawę.

Czasem mam wrażenie, że ten psi humor jest wynikiem tego, że nie mam nikogo przy sobie. Mając kogoś dusza się raduje, a problemy łatwiej przyjmuje. 

Jak bym miał mało problemów, to jeszcze moja ukochana uczelnia swoje 5 groszy dorzuciła. Robiąc mi i innym pog górkę na naszej ścieżce edukacyjnej. Odpuszczam tu ten temat, bo to spraw grubszej wagi ;-) (czasem ktoś może tu zawitać przypadkiem i się czegoś domyśli, a potem powstanie problem większy niż jest teraz).