"Bogaci są ci, którzy mają prawdziwych przyjaciół."
Tomas Fuller
Tomas Fuller
Kiedyś mi ktoś powiedział, że w życiu człowiek może mieć tylko jedną/jednego przyjaciółkę/przyjaciela. Długo nad tym myślałem i dochodziłem do wniosku, że tak też jest.
Dziś jestem o niebo mądrzejszy, wiem, że się myliłem. Ale, że mylić się jest rzeczą ludzką, to się cieszę, że już wiem, gdzie był mój błąd.
Wydawało mi się, że przyjacielem może być jedna osoba, bo tylko jej można poświęcać pełnię czasu i traktować ją jako oczko. Rzeczywistość pokazuje, że tak się nie da. Choć od tej reguły są zapewne wyjątki. Wracając, swojego przyjaciela, który wiedział o mnie więcej niż inni, bo wiedział o moim homoseksualiźmie, poznałem jeszcze w szkole. To jemu zawdzięczam to, że wyciągnął rękę gdy inni mieli mnie gdzieś głęboko. Szymka nie sposób zapomnieć. Ale odkąd życie wyszło w miarę na prostą, gdy opuściłem dom, gdy znaleźliśmy się w różnych okolicach, co wypierało życie, okazało się, że nasza przyjaźń też się rozstaje. To był taki kubeł zimnej wody, wówczas dotarło, że to co było tak piękne nie trwa wiecznie.
Uświadomiwszy sobie ten fakt, rozglądałem się za ludźmi godnymi miana przyjaciela. Przyjaźń z Szymkiem stała się niedostatkiem, brakowało mi czegoś, kontaktu. Taki kontakt zaczął się nawiązywać w sieci. Gdzie poznałem We. nie myślałem, że kontakt z obcokrajowcem może przerodzić się w przyjaźń. Tego jeszcze nie wiedziałem, choć nie podejrzewałem, to dziś wiem, że się myliłem, myśląc, że pewnie po kilku wiadomościach drogi nasze się rozejdą. Co to, to nie. Piszemy ze sobą już od kilku lat, wymieniliśmy się setkami tysięcy wiadomości, rozmów, listów oraz wizyt. Każda rozmowa, każde spotkanie sprawia, że czujemy się z We. bardziej zżyci.We. często śmieje się, że jesteśmy braćmi. Właściwie to nie mam starszego brata, a On w tej, ale i nie tylko tej roli świetnie się spisuje. We. jest mi przyjacielem. Choć go nazywam przyjacielem, nie wie o mnie, co ukryłem, w obawie, że powtórzy się historia jak z Szymkiem (ten kontakt w pewnym sensie, odnoszę wrażenie właśnie między innymi przez to wygasł). Zbliża się kolejna rocznica, odkąd wysłaliśmy do siebie pierwsze wiadomości - by ją jakoś zapamiętać, a raczej świadom tego w jakim miejscu jestem, kim jestem, co robię, czego od życia oczekuję, doszedłem do wniosku, że przyjaźń potrzebuje też coming outu. Tak też postanowiłem przy okazji kartki z pozdrowieniami, napisałem długi list. W tym to właśnie liście wyoutowałem się. Coming out, nie był łatwy w pisowni, myślałem, że będzie łatwiejszy niż w rzeczywistości. Z perspektywy czasu wiem, że był łatwiejszy. List wysłałem w poniedziałek, a w środę już dostałem podziękowanie za przesyłkę i elektroniczną wersję odpowiedzi. Z podziękowaniem i pięknymi słowami podsumowującymi przyjaźń w istocie rzeczy, a nie rewizję spraw łóżkowych i życia prywatnego. Zrozumiałem, że ktoś kto jest prawdziwym przyjacielem, nie zwarza na to z kim się spotykasz, jakie masz upodobania, nie ocenia po kolorze skóry, czy wyznaniu, a już na pewno nie orientacji. Bardzo to pokrzepiające i dające energię. Za to dziękuję We..
Nie mogę powiedzieć, że historia przyjaźni na tym się zamyka. Gdzieś w ramy przyjaźni wchodzi
Źródło własne |
moja znajomość z pewną osobą, która czyta mój blog, wypowiada się i daje dużo wsparcia, gdy sytuacje zawodzą. Choć nigdy się nie poznaliśmy, choć nigdy nie mieliśmy okazji rozmawiać oficjalnie, choć nigdy nie było nam po drodze, choć znamy się tylko z korespondencji, to odnoszę wrażenie, że znam kogoś tak jakbym miał tą osobę na wyciągnięcie ręki. Gdy ktoś nie ocenia cię po orientacji, a ocenia Cię po tym co czynisz, jakim jesteś człowiekiem i wydaje pozytywne opinie, to podbija własne ego. Ale nie o ego chodzi, lecz o przyjaźń, która jak się okazuje swoje egzaminy zdaje w trudnych i niejasnych sytuacjach. Gdy życie zapędza cię w ciemny labierynt pełen upiorów, na pomoc przychodzi przyjaciel, wiedz o tym, że on nie przychodzi na pozór, bo tak mu się chce latać i szukać cię w nieskończoność, a przy okazji narażać się, on cię szuka, bo szuka swojej części, swojego i twojego ja. W przyjaźni jest się jedną duszą w dwóch ciałach i słowa Arystotelesa choć tak "stare" to wciąż ponadczasowe.