poniedziałek, 30 stycznia 2017

dalsze losy

Jak to już się w komentarzach przewinęło. 

Tak, blog będzie tylko dla wybranych. Na dniach by móc dalej czytać potrzebny będzie dostęp. Jeśli kogoś nie dołączyłem to przepraszam, nie każdy adres mail posiadam, bym mógł wysłać informacje/zaproszenie. 

niedziela, 29 stycznia 2017

pieseł

Idę sobie centralnie na spacer z moim piesem. Od kilku dni jest u mnie. Przed domem mamy duże tereny zielone. Co krok to mina i tak się kurde zastanawiam - gdzie ja jestem, na prywatnej posesji jakiegoś właściciela stada czworonogów, czy w mieście?!

Nosz kuźwa, chcieli psa to niech teraz sprzątają po nim, a nie wszystko osrane. No sorry za wyrażenie, ale ciśnienie skoczyło.

Teraz leży jeszcze biały puch to wszystko widać nawet wieczorową porą, a co jak ten puch zniknie i będzie ciemno. Wdepnąłem na minę - KURWA. 

Idę sobie dalej, bo gdzieś z tym pieskiem trzeba pochodzić, a że lubi tereny zielone to łażę. No i tak zwiedzam okolicę. Gdzieś w oddali słychać inne psy, widać ich właścicieli. Niby nie wolno chodzić z psem luzem, a chodzą. Moja piesełowa jest taka, że do każdego psa i każdej suki się rwie. Razu pewnego była akcja, bo ta zaczęła szczekać a tu taka bestia się najeżyła i biegnie w naszą stronę, a jej pani tak koło 40 woła sobie wróć, nie wolno - psica miała to w nosie i leciała do nas. W końcu się wywąchały i nie przypadły sobie do gustu. Chyba dwie suki. No i się zaczęło. Jedna lepsza od drugiej. Już chciałem wziąć swego wielkoluda na ręce, ale tamta się sadziła. Jakimś cudem się rozeszło po kościach. Gdzie smycz i kaganiec - się pytam? 

Moja piesełowa chodziła na smyczy, kagańca nie miała bo byłem z nią. Więc na wieczorny spacer nie biorę. Widzę co się dzieje. Puścić jej nie puszczę bo i nie wróci od razu, nim się nie wyhasa. Chociaż dnia następnego za karę (taaa już na pewno wiedziała dlaczego) musiała nosić kaganiec na pysku. Było z tym zachodu, bo tylko miałem nogi poobijane. Nie lubi go i jak tylko mogła to uderzała ze złości nim w moje nogi... Tyle przyjemności i dobrego sobie było.

Spacerując dalej usłyszałem od przechodzącej grupki młodych gąsek - jak to mój kolega zwykł nazywać młodocianych - ciekawe czy posprząta po swoim psie? Bo teraz to nikt nie sprząta. 
Komentarza posprzątał już nie było. Ale wzrok w naszym kierunku był. 

Chodząc tak sobie nie spotkałem w tym miejscu nikogo kto by sprzątał, nie ujmując siebie :( 

Taka gówniana ta dzielnica, by nie powiedzieć czegoś więcej... ;-) 

poniedziałek, 23 stycznia 2017

Cyrk dobrej zmiany na wyspach

Dziś oficjalnie rozpoczęły się dla niektórych z nas ferie. A co za tym idzie "leniuchowanie". 

Dla jednych to przecież oczywiste, że w tym czasie sobie odpoczywam, leniuchuję i nic nie robię. Dla mnie sprawa ma się inaczej. Jak to mówią punkt widzenia, zależny jest od punktu siedzenia.

Cieszę się ogromnie z tej przerwy, gdyż jestem już cholernie zmęczony. Tydzień w tydzień zarwane noce, piętrzące się trudności. 

Odkąd zapowiedziano "dobrą zmianę" nic nie dzieje się dobrze, wszystko się tylko pieprzy - no sorry, ale taka jest prawda.

Jak to kolega "Aberfeldy" słusznie zauważył, w środowisku mówi się o zwolnieniach i o niechęci do tej pracy właśnie za sprawą "dobrej zmiany". Wielu chętnie podziękowałoby już pracodawcy za współpracę i odeszło, ale co dalej? Zęby w ścianę?

wyspa
Opracowanie własne. Kopiowanie dozwolone z podaniem źródła.

Oni jeszcze mają szansę, ja i tak jestem na straconej pozycji. Oni z doświadczeniem, często gęsto ludzie, którzy mają po kilka fakultetów, mogą prowadzić wiele fachów, a ja po jednym - z czym do ludu - w dodatku świeżak to co ja wiem o tej papirologi, co ja wiem o życiu i co ja wiem o szkolnictwie.

Odkąd tu pracuję co chwilę spotyka mnie coś nowego, zaskakująco kuriozalnego. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z takimi dyrdymałami jak tu. 


Lubię bardzo swoją wyspę. Wbrew temu, że leży na uboczu, to bardzo chętnie tam się wybieram. Poświęcam na to wiele czasu i energii - jestem zadowolony. Mam nawet porównanie z innymi, bo moi przyjaciele są na innych. Ta wśród tych innych jest szczególna - świetnie wyposażona i kameralna. Dzięki temu łatwiej mi poznać ludzi. Pracuje się w mniejszych grupach, a to nieziemski komfort. 
Inną stroną tego medalu jest fakt, że pracuje się tam z trudnymi wychowankami. Niejednokrotnie nie mam już pomysłu na nich. Swego rodzaju porażka. 


Od pewnego czasu cały komfort pracy został zaburzony. Nasyła się wizytatorów, szczuje gazetami i wręcz łże w oczy społeczeństwu. Taka jest dobra zmiana. 
Z jednej strony oczekuje się aktywności w tym fachu, tego, by wychowankowie byli zauważeni w świecie, a za chwilę mówi, że to i to zadanie jest niegodne, lepiej tego nie robić, nie ściągać na siebie niepotrzebnej uwagi. 

Dotarliśmy do momentu, gdzie próbuje się zamieść mój fach pod dywan, ukryć go w tłumie, tak by nikt nie dostrzegł tego, że on jest. 

Hieny i tak wywęszą i będą robiły antyreklamę. Hieny są na tyle bezuczuciowe, że idą po całości i tworzą własne historie, demonizują i tym samym tworzą zły obraz, który "dobra zmiana" naprawi. 

Gdy spytałem o zasadność twierdzenia wizytatorki usłyszałem, uważam tak... i tak. Na tym się zakończyła dyskusja. Zdanie pani miała swoje i tyle.

Sama pomysł reformowania wysp jest w pewnym stopniu słuszny, ale nie w taki sposób, nie w takich warunkach jak to się robi dzisiaj. Zmiana nazwy wyspy nic nie zmieni. Mimo iż wysiedlimy tych ludzi na inne wyspy, to przecież i tak będą te same wyspy. 
Jeszcze większym kuriozum i pstryczkiem w nos dla "reformatorów" jest to, iż chcieli skupić wszystkich na jednej wyspie, a okazuje się, że po pobycie 6 letnim na jednej wyspie, wychowankowie zostaną wysiedleni na inną wyspę - tak na 2 lata przed końcem - urządzić im zmianę. Nikt nie mówi, że wtedy zmienią się wszyscy. O ile całe grupy zostaną to, opiekunowie i cała kadra się zmieni - toć przecież to będzie to samo co jest dzisiaj, tylko pod innymi szyldami. 

Efekt całej deformy jest taki, że skróciło się pobyt na podstawowej wyspie o rok, a wydłużyło tylko tym, które wybiorą sobie dalszą ścieżkę rozwojową. NIC dobrego z tego nie wyniknie. Po podstawie młodzież szybciej pójdzie na rynek pracy. Przecież to tylko rok krócej będzie trwał ichni rozwój. Kogo to obchodzi.

Innymi ważnymi kwestiami są podstawy programowe - napisane na kolanie przez amatorów, pod dyktando jednego człowieka. Bo jak inaczej nazwać dzisiaj władzę tego jednego pępka. 

Wprowadzono wiele ograniczeń, wiele fachów straci swoje godziny - co za tym idzie stracą wychowankowie, ale i stracą wychowawcy. Wiele etatów zostało zagrożonych i tak też dzieje się z moim etatem. Czy będę tam dłużej, tego nikt nie wie. O ile wyspa przetrwa, może zadziać się tak, że liczba godzin ulegnie degradacji, a tym samym opłacalność będzie zerowa. W obecnej chwili jest ona bliska zeru, a co powiedzieć jakby tylko mi odjęli jeszcze godziny. 

Deską ratunkową dla takich jak ja jest posiadanie dodatkowych umiejętności. Ale każdy fach kosztuje, no i nie w każdym ja się potrafię odnaleźć, więc nie zamierzam robić tzw. "siepy". Bo po co męczyć wychowanków i siebie.

Zastanawiam się ile ten cyrk jeszcze będzie trwał?