niedziela, 27 sierpnia 2017

koniec, bye bye wakacje

To już ostatnia chwila by rozstać się na dobre...

... na dobre by zakończyć ten piękny urlopowy czas.

Bardzo cieszę się z tego wolnego, które dało mi czas na odpoczynek. Dało mi czas bym zajął się nie pracą, lecz sprawami rodzinnymi, bo te naglą.

Jak już to wcześniej pisałem swój Coming Out mam już w dużej mierze za sobą. Pierwszy był mój przyjaciel Szymek, potem moje siostry, później rodzice no i cała reszta tych, którzy dziś wiedzą. Żaden z tych Coming Outów nie był łatwy i nikomu nie powiem, że jest to łatwy moment.
Większość pewnie pomyśli dlaczego nie?
Dlatego, że ja z natury jestem człowiekiem powściągliwym, nie lubię rozmawiać z ludźmi w cztery oczy o moich uczuciach. A za sprawą Coming Outów trzeba o tym mówić. Gorzej się czuję, gdy musze o tym mówić, ponieważ czuję się obdzierany z mojej natury, z ubrań, z mojego życia prywatnego. Za każdym razem miałem wrażenie, że opowiadam o moim łóżku, a nie o sobie, bo mnie przecież wszyscy Ci ludzie znali i znają.
Ten fakt tak naprawdę nie zmienia nic - a jednak dużo.

Moja przyjaźń skończyła się jakoś tuż po moim Coming Outcie - może ja to źle odbieram, bo nasze drogi się bardzo rozeszły tuż po tej rozmowie, za sprawą różnych wypadkowych, studia w innych miastach, obowiązki praca, etc. Jednak napisać od czasu do czasu to, żaden problem i odległość nie odgrywa tutaj większej roli, jednak...

Coming Out wśród sióstr to raczej była dość prosta rozmowa "to Twoje życie" - żadnych komentarzy i innych temu podobnych stwierdzeń.

Wśród rodziców - niby nie tak źle. Właściwie to, to było dla nich tylko potwierdzeniem tego co przypuszczali. Mój Coming Out przed nimi nastąpił 1.1.2016 roku. Byliśmy z Miśkiem na Sylwestra u nich.
Wiem, że nie było im łatwo. I wiem też, że dalej nie jest.

Moja Mama świetnie rozumie się z Miśkiem, aż czasem jestem zazdrosny o to, że ktoś kogoś lepiej rozumie w niektórych kwestiach.
Niemniej jednak cieszę się, że tak jest, bo przecież mogło być zupełnie inaczej. Moja Mamusia to typowa teściowa więc łatwa w obejściu nie jest. Jeśli ktoś jej nie będzie odpowiadał to będzie taką nielubianą teściową.

Z ojcem niby nie było źle. Misiek ma z nim znowu lepszy kontakt niż ja. Ja go nie mam. Straciłem szacunek i dobre słowo. Wręcz stałem się wyrodnym dzieckiem. Nie przeszkadza mi to, chociaż boli. Każda rozmowa kończy się kłótnią i ostrą wymianą zdań. Czasem pada zbyt dużo słów, które można było sobie darować, lecz nie umiem inaczej. Niekiedy jest gorzej. Tak, czasem nie umiem utrzymać ręki przy sobie. Zdarzyło się to parę razy. Wytrzymywałem 19 lat to wszystko, dziś już nie. Wiem, że nikt nie może pomóc i nikt nie pomoże. Ta bezsilność jest cholernie zdradliwa.

Jako, że rodzice mieszkają na wsi, ja również pochodzę ze wsi to znam tu wszystkich. Może lepiej powiedzieć znałem. Okazuje się, że ludzie więcej wiedzą niż by się tego chciało. Czasem są uszczypliwe komentarze - ja jeden taki usłyszałem - ale o czym rozmawiać z człowiekiem niewykształconym, bez pojęcia o świecie. Skomentowałem przycinkę, ale rozsądkiem. Wydaje mi się, że nie zrozumiał.
Przy okazji: człowiek niewykształcony to taki bez ukończonej szkoły. Nie bym obrażał kogoś kto skończył zawód i ma pojęcie w swoim fachu.

Od rodziców i mojej przyszywanej babci wiem, że komentarzy było i jest więcej. Może nie są one tak silne, ale od czasu do czasu są.

Przez ten mój długi wakacyjny czas wolny ludzie chcąc nie chcąc widzieli nas częściej, również częściej byliśmy tam pomóc mojej mamie. Czy to cięliśmy, czy też rąbaliśmy drzewo, zawsze razem. Spacery po wsi stały się normalnością u co po niektórych. Trzeba było coś naprawić to robiliśmy to razem. Pokryć dach, też robiliśmy, kosić trawę też kosiliśmy itd. tych czynności było wiele. Także niektóre spojrzenia były raczej ciekawością, no bo przecież pierwszy raz w życiu co niektórzy widzieli gejów.

Wiem, że są tacy co mówią coś do ojca, ale to już jego problem. Mógł mnie słuchać. Nie posłuchał. Dziś ma pretensje, mieć może ją do siebie samego. Zniszczył swoje i mamy życie. Mojego mu się nie uda.

Są też tacy którym mówić nie musiałem, a chyba oczywistem jest to, że przyjeżdżamy razem i jesteśmy u moich rodziców. Także wnioski wyciągają sami. Nie mówiłem nic, a jednak ich wnioski są słuszne.
W tym wszystkim jest tylko jedna niewiadoma jak mam mówić do dzieci o swoim Miśku. Franek zostawia swojego synka u babci, ja go traktuję jak mojego znajomego, znam go od dziecka, wielokrotnie uczestniczyłem w wielu wydarzeniach, często on jest u babci a ja u rodziców to mamy dobry kontakt. On ma zaledwie 10 lat, ja ponad 25. Lubi przyjść porozmawiać, jak coś robię to pomóc, albo porobić ze mną. Czy to grzebać przy samochodzie, czy układać drzewo, czy coś innego. On nie spytał się nigdy kim jest Misiek, ale czasem mam wrażenie, że to pytanie się zbliża, nie wiem co Franek z żoną mu powiedzieli, albo jego babcia. Nie wiem co ja sam miałbym mu powiedzieć. Oj na prawdę nie wiem. Z jednej strony prawdę, tylko najtrudniejsze jest to, że chciałbym by on zatrzymał to dla siebie, ale młody Franek to taka papla, wszystko sprzeda. Stąd czuję się tutaj dość ubogi w wiedzę i narzędzia jak rozmawiać z dziećmi o orientacji. Traktuję go tak trochę jak młodszego brata, ale jest to trudne.
Zresztą młody bardzo lubi Miśka, ciągle za nim lata i zagaduje, czy potrafi to, czy tamto, czy mu pomoże, czy coś z nim porobi. Mimo iż, czasem jest nieznośny to da się lubić.

Nie ma co ukrywać, że ten post jest też efektem tego, że jest mi ciężko na sercu. Potrzebowałem przelać te myśli na blog, może jakoś się to wszystko poukłada.

Oprócz tego całego kramu zawirowań w domu rodzinnym jeszcze targają mną myśli o mojej pracy i o mnie. Co jeśli...?
Dziś już sobie tłumaczę, że jeśli nawet, to przecież będzie okazja do kolejnej zmiany. Mam nadzieję, że tym razem lepszej i oddalonej w kilometrach od rodzinnego domu. Jeśli zmieniać pracę, to tylko na taką gdzie odetnę się od mojej rodziny. Tylko ja i Misiek - my dwaj zaczniemy od nowa. A inni niech sobie radzą.

Nie wiem skąd to się bierze, ale ostatnio miewam sny o duchach. Pierwszy z nich to sen, który miał miejsce niedaleko po tym jak wróciłem z wakacji z Niemiec. Śniło mi się, że opuszczałem toaletę i szedłem do salonu, taki miałem zamiar, a tuż po tym jak otworzyły się drzwi i wyszedłem z niej zobaczyłem moją duszę, która uciekała przede mną, a ja biegłem za nią, by ją złapać i zatrzymać. Nie złapałem ona była w pokoju już, a ja dobiegałem do niego, gdy się obudziłem. I tak sobie myślę, że faktycznie ja zostałem tam, a moje ciało przyjechało tutaj...

Kolejny raz też mi się śnił duch, ale nie mój. Tak jak dziś pokłóciłem się ostro z ojcem. Później jeszcze go strzeliłem, bo zasłużył sobie. Wyzwał mnie. To był tylko pretekst z mojej strony. Obraził wielokrotnie mamę, a że słyszałem to tylko z daleka, z innego pokoju, to poszedłem i mówiąc kolokwialnie sprzedałem mu gonga. Źle nie było, nie tym razem.
Tej samej nocy miałem sen. Byłem obserwatorem całego zajścia. Widziałem siebie jak śpię, a do pokoju wszedł duch mojego ojca i zbliżał się do łóżka, dalej czekałem patrząc co zrobi, zbliżył się i delikatnie mnie próbował dotknąć, gdy wreszcie to zrobił, to udało mu się mnie obudzić, takie miałem też przeczucie, że przyszedł mnie obudzić, zerwałem się i patrzę nikogo nie ma.
Nie wiem jak mam to rozumieć. Czuję się z tym dziwnie.
Ileż razy dawać komuś szansę? Ileż razy wybaczać? Ileż razy...???
Brak mi sił... jego oprawcze rozumowanie świata, brutalność, chamstwo i poczucie wyższości nie pozwala mi traktować tego jako próba zmian.

--------------
Dzięki temu blogowi poznałem tak dużo wartościowych ludzi. Jestem bardzo zadowolony z tego powodu. Cieszę się, że są ludzie którzy czytają moje myśli przelane na e-papier.

Bardzo mnie zdziwił ostatnio pewien SMS:

"Siemanko. Co tam slychac u Ciebie? Jak zyjesz? Jak praca? Pracujesz dalej w tej .... o ktorej mowiles? Pozdrowienia"

Nadawcą tej wiadomości był nie kto inny jak Szymek. Byłem zszokowany. Tym bardziej, że wymienił kilka wiadomości, nie tylko jedną. Co więcej zaprosił nawet do siebie, tam gdzie teraz mieszka.

---------------
I tym akcentem mogę powiedzieć bye, bye wakacje...