środa, 24 maja 2017

War-S-awo witaj

Czuję się jak w bajce, pomimo ostatnich złych spraw jakie na mnie spadły... Udało mi się zrobić coś szalonego i jestem z siebie dumny i mega zadowolony.

Ale znalazłem się w mieście za którym nie przepadam - Warszawo, tak to ty! - błądzę po stolicy. Może nie będzie tak źle.

Jest wieczór, więc trzeba iść pospacerować :D Ktoś chętny??? hehehe ^^

Pozdrawiam Warszawiaków ;-)




Akurat leci coś podobnego na RTL :D Takie klimaty...

środa, 17 maja 2017

moja ukochana Zalesia

Jestem frustratem.

Z mojego zapału pozostały szczątki, tylko nieliczni potrafią jeszcze wzniecić ogień i chęć do działania. Staram się, ale to nic pożytecznego nie przynosi.

Ostatnio spotykam się z ludźmi po fachu, dużo rozmawiamy, wymieniamy się doświadczeniem i radami - uwielbiam te szkolenia. Wracam po takim szkoleniu naładowany pozytywną energią i chęcią do pracy.
Ale dosięgam lądu na wyspie i już wracam na "ziemię". Przecież u mnie to jest nie do zrealizowania w taki sposób. Wszystko jakby potajemnie się robi. Wszystko to jedna wielka fikcja. Mi to osobiście bardzo przeszkadza, bo moje skrzydła są podcinane, a wymagania rosną.

Myślę o odejściu. Ja myślę, a inni mówią co ty tam jeszcze robisz, z takimi pomysłami to gdzieś indziej byś mógł żyć. No i pytanie wewnętrzne mógłbym czy tylko wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.

Śledzę trochę życie z innych wysepek i faktycznie tam widać tętniące życie. Widać działania, widać, że ludzie się angażują. U nas nie widać. A jak już coś jest to tylko pozory, bo trzeba się dobrze zaprezentować, żeby nie przyciągnąć uwagi obserwatorów.

Tendencja jest taka: przekolorować rzeczywistość, tak by nikt nie miał zastrzeżeń. Wstyd mi, że moje nazwisko widnieje w takim miejscu.

Od pewnego czasu notorycznie odwiedzam stronę KO z ofertami i co jest ich pełno: jakieś 60 ofert pracy.
Myślicie to czego on jeszcze chce?

Tak, tam jest 60 jak nie więcej ofert z województwa, ale tylko na 2-4-6 godzin. Wyjątkiem jest jedna oferta 7 godz., jedna 8 godz., jedna 9 godz.
Bym w stolicy uzbierał etat musiałbym pracować na 3 wyspach: 9+8+2 -czyli 1 godz. ponad etat. Ale co to za komfort pracy latać po placówkach. Gdyby jeszcze były w sąsiedztwie, a to często skrajne końce dzielnic...
Od miasta 12 km. oddalona wyspa szuka kogoś na 15 godz. / a gdzie tu mowa o całym etacie?

A wszystko to dzięki wspaniałomyślnej ministrze. Zalesia jak ja cię cholernie nienawidzę. Ten twój dobrobyt, który nam fundujesz, mogłabyś równie dobrze wsadzić sobie w d***.  Jesteś niekompetentną hipokrytką.

I tak dochodzę do wniosku, że zmiana wyspy to nie jest takie proste zadanie jak się wydaje. Tu mam zapewniony etat, gdzieś indziej, mimo iż bliżej już bym go nie miał, a to jest znaczny pieniądz przy tych marnych zarobkach.

Szloch, szloch, szlocham
:( :( :(

czwartek, 11 maja 2017

W życiu piękne są tylko chwile

Własność: Jaro
Kopiowanie i rozpowszechnianie dozwolone z zastrzeżeniem podania źródła. 

Kiedyś pisałem, dziś już nie umiem. W tym dniu jednakże się postarałem. Bo jaki możesz dać komuś prezent, skoro ty jesteś tu, a ona tam.
Myślisz jaki możesz dać prezent, by nie przepadł jak kamień w wodę. Myśli me zebrały się nad słowem, bo to ono nas połączyło i niech będzie tym co nas do siebie motywuje.

Mówię o niej, o osobie, która wielokrotnie podniosła mnie na duchu, która swoim słowem sprawiła, że wstałem z kolan.
Ona - tak niepozorna, tak mi nieznana wyciągnęła dłoń, gdy tego potrzebowałem. Ona łez nie zmazała, ona je pokonała.

Wiem, że dzisiaj jest trochę inaczej, niż wtedy, gdy się poznaliśmy - tu, gdy targały nami myśli, czy my to my, a nie ktoś inny.
Wiem, że takiej drugiej nie ma.
I dobrze - bo po co by mi nawet?

Jest jedna: Przyjaciółka.

Dla Ciebie te słowa:

środa, 10 maja 2017

w radiu

Każdego dnia jeżdżąc do pracy samochodem słucham sobie radia.
Słucham i staram się uciekać od rzeczywistości, która wielokrotnie mnie przytłacza - to taka moja próba ominięcia myśli o tym jak zaradzić na zło i niedogodności życia codziennego.

Mam swoje "ulubione" stacje i tak bardzo często słucham rmf.fm - raz, że lubię poczucie humoru prowadzących te audycje poranne oraz te popołudniowe. Dwa to radio ma dobry nadajnik, także z odbiorem nie mam problemów.

Ostatnio zauważam pewne niewygodne rzeczy. Pierwszy raz poczułem się urażony przez prowadzących komentarzem odnośnie osób LGBT.
Rozumiem luźny i często prześmiewczy ton wypowiedzi prowadzących, lubię ich takie "luzackie" podejście i tą umiejętność tworzenia "głupawych" tekstów. Jednakże zauważam, że są one niekiedy krzywdzące.
Wtedy też pomyślałem chyba napiszę od nich mail - z zapytaniem o kwestię rozumienia praw LGBT oraz z pytaniem jaki mają do nas stosunek. Na myślach pozostało.

Dzisiaj w porannej audycji po wiadomościach o 7 rano prowadzący komentowali wiadomości i tak niestety po raz kolejny poczułem niesmak. Tym razem zupełnie innej kategorii.

Rozumiem poglądy polityczne ma każdy z nas - one są we większości różne. Tak też jest dobrze. Jednakże radio to chyba medium, które słucha rzesza ludzi, którzy często te wiadomości podają dalej i tak z ust do ust można wysłać w świat wiadomość, która jest nieprawdziwa.

Komentarz do wiadomości był mniej więcej taki:
A co oni robili (mowa o PO)? Przez 8 lat ich rządów nie wzrosła płaca minimalna. Gdzie byli, a teraz to łatwo rządzić finansami z pozycji opozycji.
I tak od razu pomyślałem co za bzdury. Moja mama zarabia najniższą i na pewno ostatnie 3 lata wstecz zawsze była jakaś niewielka podwyżka. Wcześniej jakoś nie jestem w stanie tego potwierdzić, ale znalazłem grafikę, którą opublikowało PO na fb, z niej wynika więcej.
Ta kwota rosła, nieznacznie ale rosła.
Źródło: Facebook. Profil Platformy Obywatelskiej: wieczorny wpis z dn. 22.05.

Zezłościł mnie ten komentarz. Był nie prawdziwy.

---
Nie jestem żadną z tych opcji - nie jestem pro PiSowski, anie pro PeOwski. Odkąd powstała partia Razem, to jestem po jej stronie. Liczę na to, że z czasem wejdą do sejmu i będą zabierać miejsca w nim tym PO-PISowskim nieudacznikom.
Szanuję jeszcze Lewicę, lecz po jej stronie dziś tylko Barbara Nowacka jest jej twarzą, a Millerowie i jego klika to tylko antyreklama i niszczenie wizerunku polskiej lewicy. Zjednoczna Lewica nie była w stanie przyciągnąć do siebie wyborców i nie będzie w stanie. Jest tworem, który jest połączeniem wielu odłamów lewicowych, każdy gra tak by coś dla siebie ugrać, a tak nie można być prawdziwym przedstawicielem narodu. Myślę, że to m.in. dlatego ponieśli porażkę.

poniedziałek, 8 maja 2017

kolej na Coming Out

Własność: Jaro
Kopiowanie i rozpowszechnianie dozwolone z zastrzeżeniem podania źródła. 


Co jest Coming Out - każdy chyba wie :)

Dla niewtajemniczonych za Wikipedią:
Coming out (of the closet) (od ang. to come out of the closet - wyjść z szafy) – proces samodzielnego ujawniania własnej orientacji seksualnej lub tożsamości płciowej (posiadanej przez mniejszość w społeczeństwie) przed innymi ludźmi (np. rodziną, przyjaciółmi, znajomymi czy współpracownikami). Proces ten zawiera w sobie fakt uświadomienia sobie własnej, odmiennej od heteroseksualnej, orientacji seksualnej oraz naukę samoakceptacji jako geja, lesbijki lub osoby biseksualnej (coming out przed samym sobą).
Ja również, ale przed każdym Coming out'em czuję się niespokojnie. Czuję się dziwnie i niezbyt świetnie. A wszystko to dlatego, że mam poczucie, że muszę komuś opowiadać o swoim życiu prywatnym. To jest dla mnie niezręczne.

Strach? Tak. Jest to pewnego rodzaju strach - czy dobrane słowa, czy reakcja, czy moja postawa, czy postawa drugiej strony będą właściwe.

Niepokój? Tak. Czy cała rozmowa wypadnie dobrze? Czy źle?

A w końcu czy ta decyzja o coming out'cie to właściwa decyzja?

Z Leną (o Lenie było tutaj) znamy się od czasów studiów - także jest to już jakieś 7 lat. Bardzo ją lubię. Różnie bywało pomiędzy nami - mowa tu o relacjach. Były czasy kiedy to była moją podporą, ogromnym wsparciem, był też moment kryzysowy, kiedy to chyba ja się odsunąłem od niej. Później jakoś przemyślałem to wszystko i znowu zaczęliśmy się kumplować - były też myśli, że może z Leną - rodzina?
Nie to byłaby porażka. Moja życiowa porażka.

Dziś z Leną mamy dalej bardzo dobry kontakt, dużo rozmawiamy, "często" się spotykamy. Mimo tej przyjaźni i dobrych relacji, ona nie wie o mnie wszystkiego, bynajmniej nie to, że ja jestem gejem. Ostatnimi czasy rozmawialiśmy na wiele różnych tematów. No i takie mam wrażenie, że Lena może próbować mnie poderwać. Rozmawialiśmy o tym, że była z jakimś chłopakiem, ale się rozstali - ponoć ją skrzywdził. Wiem, że chciała się wygadać, ja nie umiałem rozmawiać i jej właściwie pomóc. Mimo to nie odwróciła się. Wydaje mi się, że może zastanawia się czemu jestem wolny, albo czy miała by u mnie szanse.

Wiem też, że jestem jej winien to wyjaśnienie - to dużo zmieniło by w naszej relacji. Tylko pytanie czy aby na dobre. Nie boję się jakoś specjalnie odrzucenia, ale też nie wiem jak to powiedzieć. Znowu przeżywam to jak za każdym wcześniejszym razem. Jest to takie wewnętrzne rozdarcie. Trochę ono mi dokucza.
Chcę to zmienić, aby nie doprowadzić do złych zdarzeń, w których ona zostanie skrzywdzona.

Chcę z nią o tym porozmawiać, ale nie umiem znaleźć dogodnej okazji. Coraz bliższy jestem ku temu rozwiązaniu, by to właśnie poprzez komunikację społecznościową o tym porozmawiać, byłoby dla mnie dużo łatwiej, bo nie musiałbym odczuwać tego wszystkiego face-to-face. Chociaż zastanawiam się, czy nie jest to nie fair oraz czy to nie jest ucieczka przed.... no właśnie czym - prawdą?

Mam już swój coming-out przez komunikator, pisałem z koleżanką, Atją, która była swego czasu daleko stąd - pytała o moje życie osobiste - czy mam już dziewczynę, no i zebrałem się na tą cholernie trudną rozmowę i powiedziałem prawdę w tym temacie. Przyjęła to normalnie, jakbym powiedział, tak mam dziewczynę. Bez zbędnych emocji. Potem rozmawialiśmy o tym już face-to-face, gdy wróciła do Polski.

Nasz kontakt choć nie jest taki jak w przypadku Leny, z którą częściej się kontaktuję, to jest bardzo dobry. Z Leną jest o tyle łatwiej, że pracujemy w jednej branży i mamy dużo wspólnego, z Atją już jest zupełnie inaczej - spotkanie raz na jakiś czas jest super - można powspominać i wymienić się wydarzeniami z naszego życia.

Nie wiem sam dlaczego z Atją poszło mi dużo łatwiej, niż z Leną - zbyt długo zwlekałem... a teraz jest tylko trudniej.

To trzymajcie kciuki, 
by ta rozmowa była

łatwiejsza, niż sam
ją komplikuje.


czwartek, 4 maja 2017

czy się stoi, czy się leży, wszystko się należy

Od pewnego czasu obserwuję na wyspie zachowanie, które jakoś nie mieści się w mojej głowie.

Na początku zawsze starałem się zapewnić wszystkie materiały potrzebne mi do zajęć. Jeśli chciałem zrobić jakąś grę, inscenizację, itp. przynosiłem wszystko z domu.
Zwykle to wyglądało to tak, że dużą część swoich pieniędzy przeznaczałem na szkołę. Podczas każdych zakupów nawet najmniejszych przemycałem coś co mi się może przydać.
Z czasem to się jednak zmieniło. Dlaczego to wszystko mam kupować ze swoich pieniędzy? Powróciłem do pytań, które niejednokrotnie słyszałem w mrowisku: a czy urzędnik/urzędniczka kupuje sobie do biura papier, długopisy, etc?
No NIE - ona to dostaje jako narzędzia do pracy.
A ja?!
Ja nic nie dostaję. OK. Trochę naciągam to NIC - na początku roku szkolnego dostałem ryzę papieru 500 kartek + 100 sztuk koszulek. To miało mi wystarczyć do końca roku.
UŚMIAŁEM się.
Szybko okazało się, że papieru już nie ma - drukowanie czy to planów, czy to sprawozdań, czy to samych sprawdzianów i innych papierzysk - wymaga nakładu.
Ale papier to nie takiego - bo przecież sam papier to nic.
Z czasem trzeba było zakupić papier kolorowy, bo to inaczej się je, jak się dostaje w kolorze - już nie wspominając o prywatnym drukowaniu w domu materiałów kolorowych.
Folie do laminowania, laminator i inne narzędzia oczywiście zakupiłem - bo na wyspie jest, ale nikt nie wie gdzie leży.
Kolorowy papier, kredki - tak, tak - to też jest potrzebne, mazaki, markery itp. Zwykle to rzeczy potrzebne.
O takich rzeczach jak pineski, szpilki, bibuła, itp. to trzeba kupić z własnej kieszeni.

Z czasem gdy chciałem wykonać coś rozluźniającego atmosferę w klasie poprosiłem by to moi wychowankowie przynosili materiały, chociażby część z nich.
Szybko się okazało, że 30% nie zamierza nic przynosić. Raz pracowaliśmy nad tym co w grupie było, kolejny raz, ale szybko inni zaczęli się stawiać, że nie będą przynosić nic dla innych. NO i mają racje. Gdy wywiązała się dyskusja na temat takiego postępowania - wyszło, że właściwie to oni nie chcą nic robić. Ale po chwili już chcą - moja reakcja była dość oczywista. Jeśli nie chcecie pracować w taki sposób, będziemy pracowali w sposób tradycyjny przy minimalnym wykorzystaniu dodatkowych materiałów.
Zakończyłem tą dysputę, bo nie miało to sensu. Gdy pewnego razu z rozpędu przygotowałem materiały z tego co zakupiłem - jedna uczennica zwróciła głośno uwagę, ale czemu - odpowiedziałem, że tak jakoś z rozpędu to uczyniłem. Zaproponowała, że przyniesie kolorowy papier, inna też chciała wspomóc. No i na tym stanęło. Szybko jednak okazało się, że to tylko puste słowa. Nic nie dotarło. Tak jak ustaliliśmy. Kilka dni temu, jedna z uczennic przyniosła część materiałów, które zgodnie z obietnicą wykorzystamy przy następnym razie.

Czasem czuję się jak żebrak.

Przy okazji dyskusji o losach materiałów niezbędnych do pracy, padły inne słowa: "To placówka powinna zapłacić za wycieczkę" Ona nam się przecież należy. Wycieczka powinna być za darmo.

Wywołało to burzę wśród nas opiekunów. Dostają 500+, zasiłki, etc. o wizytach w MOPS/GOPS itp. wiemy wszystko, co zrobić, jak napisać pismo itp. - a na wycieczkę za 85zł raz w roku - rodzicieli nie stać.
Normalnie zezłościłem się, ale ja to ja.
Inna koleżanka ma podsumowała to trafnie: Skoro dostajecie 500+ za darmo, to wystarczy te 85 zł przynieść do placówki i wpłacić na wycieczkę. Wówczas będzie ona zupełnie za darmo.

Im się wszystko należy. Nie można stawiać im warunków, nie można od nich wymagać, bo wszystko muszą dostać od tak, z marszu za free na "piękne" oczy.

Co za pokolenie? Co za brak wychowania? Co za bezczelność?
Pyskate, niekulturalne, bezczelne smarkacze.
Takie pokolenie rośnie, takie pokolenie potem idzie głosować - no i mamy rząd jaki mamy.