poniedziałek, 29 lipca 2013

pożegnanie w zakładzie

Dziś kolejny poranek na mega kacu... mega ból głowy i ogólnie to chujowo się czuję... Ile to można melanżować, pić i dalej żyć??? Ostatnio to tylko wszystko wokół %%% się kręci :) To jedne pożegnanie, to jakaś imprezka i tak w koło...

Ale co by nie było to dziś kolejne pożegnanie, tym razem moje :D Musimy wypić ten ostatni już raz, bo jak to mówią, ponoć już nie wrócę :D

Wszystko wyjdzie w praniu, bo jeśli nie znajdę fajnej i ciekawej pracy to co ja tam będę robił, no kurcze co? Prawie zero znajomych, po za tym u którego będę mieszkał. Liczę na to, że poznam ludzi, bo kurde ile to można siedzieć samemu :D

Tak już sobie planuję i powiem Wam, że chyba będzie trzeba popracować nad kondycją i zacząć biegać! Bieg to zdrowie. Także może warto wyjść może kogoś ciekawego poznam :D

Kurcze najbardziej mnie boli to, że nie było takiego momentu bym z Szymkiem pogadał wypił i się bawił... Ten sobotni wypad totalny niewypał, a wczoraj chyba nie wpadł, za to że ja poszedłem... Nie wiem i nie wiem czy Go o to pytać czy też nie. Ale kurcze nie chcę być z Nim w takiej beznadziejnej sytuacji, że On, że ja jesteśmy wkurwieni na siebie. Jednego Przyjaciela już w życiu straciłem i powiem Wam, że to jest taki ból, za kilka dni mini rok, a ja nie potrafię się z tego otrząsnąć. Poprzysiągłem sobie, że nic w życiu nie będzie ważniejsze od spotkania z Przyjaciółmi, bo zawsze to może być te ostatnie, a tego bym kolejny raz nie zniósł...

Ostatnio będąc u siebie w "zapiździejowie" tak jak to ktoś z Was u siebie na blogu pisał, musiałem udać się na spacer i pobyć w samotności w gąszczu traw, drzew i tych dziczy...





niedziela, 28 lipca 2013

chuj wie jaki tytuł - porażka

Ja pierdole co za week!


Ten wpis to wyładowanie chujowych przeżyć... Uważaj bo to dopiero początek...


Chujowo jak zwykle kiedy z Szymkiem się ustawiamy. Zawszę chcę by wypaliło, zawsze nadstawiam się i po co? Kurwa po to by tylko być.


Dziś albo wczoraj jak kto woli 14.03 telefon dzwoni numer stacjonarny - Halo, no siema - Szymek dzwoni. Ty ja będę dziś w XxX. No spoko to wieczorem jak będziesz to się odzywaj ustawimy się na imprezę, etc. Jasne jak skończę robotę dam znać. Powiedziałem. Skończyłem ok 20. Wtedy też napisałem do Szymka, a właściwie to zadzwoniłem, może polecimy tu i tu? Eeee ja to tu to nie, nie moje klimaty - trochę podejrzane mi to było, ale chuj z tym... Wpadam do domu i dzwonie, że jestem gotowy, dobra my na mieście po klubach się rozglądamy. Zdziwiony napisałem my? No ja z kumplami z roku. Ahas... Nie ustawiałem się na jakąś taką imprezę i wgl. nie było o tym mowy, że soptkam się z kimś kogo nie znam etc. Walić to. Wpadli pod blok wyszedłem i pojechaliśmy odstawić furę... Zakupiliśmy bro, ja 3 Szymek 4 i Kolega 4 jeden już miał towar. Pod blokiem kierowcy wypiliśmy po browarku i udaliśmy się w drogę, przed samym klubem z jakieś 500m Szymek Ty nie wiesz gdzie ja mam portfel? Nie.... z uśmiechem odpowiedział Szymek. Ja pierdole.. wszystko poszło się jebać. Wkurwiony na maksa szedłem z nimi dalej, licząc że został w aucie... Ale jak na imprezę skoro kasy brak.. Wpadamy do klubu, kasa biletowa Szymek, Kolega Łukasz i Kolega Krzysiek za nimi ja. Szymek wpadł bez problemu śmignął dalej i tak kolejno koledzy. W pewnym momencie mówię do siebie, kurwa przecież nie mam kasy, więc jak... zawróciłem się i tylko wykonałem tel. do siostry po numer do banku. Tam się dowiedziałem, że z karty póki co nie dokonano żadnej transakcji i postanowiłem ruszyć w drogę powrotną i szukać swojej zguby. Chłopacy wpadli do klubu nawet nie zauważając, że zostałem. Będąc w miejscy gdzie się zorientowałem, że portfela brak, zadzwonił Szymek i pretensjami o co mi chodzi dlaczego poszedłem, etc.. Wkurwiony na makas mówię, że nie mam portfela, i nie wiem co z nim etc. Że to kurwa chyba nie moja wina - śmiech jego - potem no dobra moja ale nie robiłem tego specjalnie... Życzyłem Im udanej imprezy i poszedłem dalej rozłączając się. Całą drogę szukałem, dochodząc do auta kolegi patrzę przez szybę i portfel leży. Wróciłem do domu wkurwiony i piszę te chujostwa....


Iść spać, chuj nie impreza, ale co by nie było to jak zwykle z Szymkiem coś nie wypala. Może to i dobrze, że kurde nie będzie już takich wypadów. Zawsze to się staram a wychodzi chujnia. Dziś zdenerwował mnie i to równo. Sorry ale wiedział, że nie mam portfela więc i kasy, a spierdolił z kolejki pierwszy nawet słowem się nie odezwał...


Pojebane życie...

czwartek, 25 lipca 2013

gdzie jesteś Kochanie???

Czy gej może kochać? - Jasne!

Kurcze tak mi brakuje kogoś bliskiego, że sobie nie wyobrażacie... Znów powrót na stare wortale - kumpello i fellow znowu przypominają o sobie. Znowu rozpoczął się ten durny etap przeglądania profili, odpowiadania często gęsto na zwykłe oferty - seksu -. To jednak nie jest to. Owszem seks jest ważny, przyjemny i tak można by mu słodzić - ale czy to na nim świat musi się opierać i kończyć??? NIE.

Pomijając już seks - jest coś czego nie potrafię zaakceptować - to wygląd - a mianowicie wielu ludzi których napotykam w mniej lub bardziej widoczny sposób pokazują swoją drugą stronę - element zniewieściałości jest w każdym z nas, to nie wątpliwe, ale są faceci którzy pokazują to na tyle, że od razu czuję do nich niechęć i choćby nie wiem co nie potrafię się z nimi zakumplować. To jest tak zwany NO-HAPPY-END.

Od dawien dawna zadaję sobie pytanie czy gdybym znalazł faceta for ever to potrafiłbym gdyby zaszła taka konieczność pokazać się światu - nie mówię tu o świecie medialnym, ale świat znajomych, bliskich - ciężko - może i tak - ale musiałbym mu bezgranicznie ufać... Mieć w nim wsparcie i nie bać się nadchodzącego jutra... Wówczas temat coming out nie byłby w żaden sposób bolesny.

Choć znam niektórych znajomych co to by głupie teksty rzucali w mą stronę. Ale może to tylko kwestia tego, że nic o mnie nie wiedzą...

Można sobie gdybać: "Gdyby babcia miała wąsy, byłaby dziadkiem." Trzeba podejść na spokojnie do tematu i iść przez życie, a nóż widelec trafię na swoją połówkę. Może gdy wrócę spojrzę na ludzi z zupełnie innej perspektywy.

Jedno jest pewne, do zniewieściałości wśród panów będę musiał przywyknąć. Jakoś tak bardziej to rzucało mi się w Niemczech... Może z czasem sam będę takim facetem, co to będzie niechciany... hahaha - czas leci, lata też - im człowiek starszy tym gorzej znaleźć sobie partnera, ale jeszcze gorzej Go zatrzymać. Tak, znaleźć można szybko - zatrzymać oj oj oj, sami wiecie jak to jest...

W nawiązaniu do mojej domowej pracy załączam fotkę ;-)


P.S. Ciekawe czy moje płytki też będą tak efektywnie wyglądały :D



środa, 24 lipca 2013

Adiós

Adios Amigos!

Ah no co tu będę dużo mówił - wyjeżdżam nie ma co się oglądać. Czas zmienić otoczenie, pracę i nabrać dystansu do wszystkiego.

Przyjaciel mój, życzył mi takiej decyzji ostatnio na urodziny, a m.in. podkreślał bym się nie zmieniał. Ja czuję się już nieswojo, czegoś mi tu brakuje, dokładniej kogoś. Tak bardzo przyzwyczaiłem się do myśli, że mam Adiego, że teraz jest mi cholernie ciężko bez Niego. Trudno jest sobie wytłumaczyć, że to już jest koniec i nie ma już nas :-( Kto był z kimś dłużej niż kilka spotkań, kto już kogoś polubił na dobre i złe - ten wie o czym mówię... Tęsknię cholernie za Nim! Czasem budzę się w środku nocy, a jedyna myśl to co dzieje się z Nim. Może się zakochałem, może tylko zauroczyłem, może przywiązałem... Ale dotychczas pierwszy raz czułem, że wśród homo mam przyjaciela - szkoda, że tak krótko to trwało, ledwo co pół roku.


I jak tu się nie zmieniać, brak mi swojego twardego zdania, nie potrafię postawić na swoim. Każda decyzja jest chujowa, bo nigdy nie wiem czego tak na prawdę chcę. Wszystko może być takie i owakie. Nawet Szymek się wkurwia za to na mnie, choć udaje, że tak nie jest... to ja to widzę, czuję. Głupi nie jestem.

Czas dorosnąć do tego by brać życie na twardo.

---

jeszcze dzień najwyżej dwa i wszystko się odmieni... i marzenie się spełni :D stworzę świat dla swego uśmiechu, nie popełniając najmniejszego grzechu... :) :) :)

Mam cichą nadzieję, że już na miejscu odetchnę z ulgą, że w końcu zacznę żyć pełnią szczęścia - wiadomo, zawsze będzie brakowało u boku bliskiej mi osoby, ale cóż jakoś muszę to zboleć.

---

Ostatnio zastanawiałem się wgl. nad zmianą miasta tu w Polsce, czy nie lepiej byłoby udać się studiować gdzieś indziej, zmienić otoczenie, ludzi i znajomych... Może taka odmiana jest mi potrzebna? Zobaczymy co będzie w Niemczech :D

poniedziałek, 22 lipca 2013

np. za 50 zł

Wybrałem się do znajomego (geja) poznałem go jakiś czas temu, ma na imię Waldek ;-) Spotkaliśmy się na rowerkach i tak jakoś znajomość się rozpoczęła...


Ogólnie nie podchodzę do Niego tak, że coś wyjdzie z tego - bo wiem to, że jest to nie możliwe - z mojej strony. On chyba jednak na coś liczy... Ale o tym może już po rozmowie z Waldkiem...


Byłem u Niego ostatnio na piwko, pogadać akurat miał gościa, młody łepek w naszym wieku, również "pedałek" - przepraszam jeśli kogoś tym obraziłem! Też jest gejem. Kolega Waldka trochę taki cwaniaczek, wygadany ogólnie można było się z nim dogadać - chyba, bo trochę z czasem za dużo się popisywał, być może taki jest na co dzień, a raczej na pewno. Z wyglądu męski, całkiem przystojny, dość wysoki brunet. Ale wewnątrz to taka panieneczka - co mnie z deka irytowało, ale chuk nie będę robił siepy i nie wyjdę po piwie skoro się ustawiłem z Waldkiem.


Kolega jechał z popisówką na dobre - aż do momentu gdzie musiałem go zgasić, nie ma o czym mówić, ale od tego czasu odzywał się sporadycznie - widziałem, że nie było mu to po jego myśli - ale cóż ...


Gdzieś w tym wszystkim rozwinął się temat seksu za kasę. Chłopak dobrze zna ten temat jak widać... Nie jest mu to obce, a nawet nazywa to pracą jak każdą inną. Na początku zapytał mnie: Nie robiłeś tego nigdy np. za 50 zł? - Nieeee.. Rozwinął się temat, że to nic takiego, akcja jakich nie mało, co więcej ponoć to jest w pewnym obszarze Polski bardzo na topie. Młodzi chłopacy spotykają się ze starszymi facetami (często dużo starszymi - niekiedy zwanymi dziadkami) i robią laskę za kasę, stawka jest zróżnicowana. Dla jednego liczy się przyjemność jak mu obciąga młody, a dla drugiego liczy się kasa - jakoś żyć trzeba, ale czy to jest recepta na życie!?


Polecam obejrzeć film świnki. Nie trzeba nic dodawać....

czwartek, 18 lipca 2013

taka sytuacja ... mistyfikacja - ołłłł jeaaa :)

Tak się złożyło, że od momentu mojego ostatniego wpisu minęło zaledwie kilka dni, dni które przyniosły wiele wiele dobrego.

Chyba najważniejsze z tego wszystkiego, że znów z Szymkiem spędziliśmy wiele fajnych chwil, sporo rozmów i wygłupów...

Taka sytuacja, taka mistyfikacja ... (polecam luknąć na ten klip)






To element który bardzo pozytywnie i śmiechowo wpłyną na cały wypad do Gdyni, bo tam też się oparłem z Szymkiem, kiedy to składaliśmy podanie na jedną z Gdyńskich Szkół Wyższych.

Morze, słońce, plaża to wszystko tak bardzo napawało optymizmem, że aż nie chciało się stamtąd odjeżdżać. Cały wtorek spędziliśmy w Gdy... było bardzo fajnie, chyba coś w końcu do mnie dotarło.

Chodziliśmy z Szymkiem po Gdyni chcąc dojść do Plaży Miejskiej, jako że nasz trop prowadził w kierunku X udaliśmy się tam, jednak to był zły trop wracamy - przeszliśmy tak z 1 km rozmawiając o wszystkim i o niczym... Znajdując się gdzieś na przystanku Hutnicza-Eskapada wsiedliśmy w 109 pojechaliśmy tak do Obłuże Centrum, gdzie już trochę zmęczony niewiedzą - zapytałem starszego pana o drogę, wskazał nam mpk 174 w kierunku pl. Kaszubskiego - idąc już na wskazany przystanek Szymek powiedział słowa, które kurcze otworzyły mi oczy - powiedział mianowicie, że On chce tak ze mną pochodzić po mieście nie wsiąść w autobus i pojechać do celu, bo to było by zbyt proste i nudne - zrobiło się miło, jakoś tak do mnie dotarło, że Szymek musi mnie lubić, kurcze nie sądzę by ktokolwiek chciał spędzać czas z drugim człowiekiem jeśli by nie czuł do niego sympatii - dotarłszy w okolice plaży na naszej twarzy zagościł szeroki uśmiech, widać, że Szymek był bardzo szczęśliwy - morze to jego marzenie :) Fajnie było widzieć tą radość w Jego oczach i na twarzy :-)

Spędziliśmy tam kilka godzin, spacerując nad brzegiem morza, podziwiając jego piękno i smażąc się w słońcu. To było tak bardzoprzyjemne, że na samą myśl dusza mi się uśmiecha:)

Gdy późne popołudnie nastało udaliśmy się coś przekąsić i w okolicy Dworca Głównego zjedliśmy pizzę - co prawda nie była ona tak rewelacyjna, jaką chcieliśmy zjeść - ale to się nie liczy - liczy się udany wyjazd udane wspomnienia i świetna przygoda.

Wracaliśmy pociągiem - ktoś ostatnio wspominał o pociągach - porażka jaki tam nieład, brud, syf - wchodząc do toalety można było się przeżegnać... smród, syf etc... nawet siusiu ciężko było zrobić jak się coś takiego widzi. Czy ludzie w tym kraju to muszą być takie niezdary, brudasy i niechluje? Wiadomo, nie wszędzie jest taki poziom tandety, ale to co widzę ostatnimi czasy wokół siebie to mnie powala z nóg.

Wieczór spędziliśmy świętując zbliżający się Geburtstag. Zmęczeni po podróży wypiliśmy po 3 piwa i do łóżka... - a z tym łóżkiem to też tak trochę nie jak wyszło.., Szymek spał na materacu, następnego dnia okazało się, że na podłodze, bo powietrze zeszło... kolejnego dnia powiedziałem, że może spać ze mną na łóżku, mam wielkie łoże więc na dwoje styknie -widziałem trochę zakłopotanie - ale to nie była propozycja nic znacząca, po prostu zaproponowałem tylko to co uważałem za słuszne... Stanęło na tym, że będzie spał na materacu ;-)

I tak te kilka dni spędzonych w dobrym towarzystwie - napawały mnie dobrym humorem. To tak jakbym był rozładowany i w ciągu tych dni naładował się pozytywną energią :)

- - - > > > teraz tylko przetrzymać ją na dłużej < < < - - -

Szymek mówi bym jechał do Niemiec - ja wciąż ubolewam nad tym, że opuszczę wszystkich znajomych na jakiś czas ...

"--- taka sytuacja...
--- Mnie mistyfikacja interesuje, chemia coś takiego, proszki kurde.."

poniedziałek, 15 lipca 2013

niepotrzebnie Cię kocham

Jakoś tak sobie pomyślałem, jakie to te życie geja, kurewsko chujowe jest...

Poznajesz ludzi, zmuszony jesteś do tego by w dostepnych statutach szukać ludzi, co to może by i chcieli cię poznać. Piszesz, nawiązujesz kontakt, się starasz... każdy ten etap już w życiu pewnie nie raz przechodził.

Jak Ci się uda nawiązać znajomość, poznajesz wszystkie wady i zalety nowo poznanego osobnika. Zawsze jest tak, że cieniem chcąc czy też nie gdzieś w głowie kręci się porównanie jednej osoby do drugiej. Czasem wychodzi pizda... no nie ma co się oszukiwać.



Gdy pojawia się cień nadziei, że może coś jednak się da z tego wykminić, że coś wyjdzie, to się cieszysz - jesteś pełen w skowronkach - je je je! udało się. Żyjecie pewien czas, czasem coś tam wyskoczy jakieś spięcie, czasem tylko różnica charakterów, ale wszystko generalnie jest w porządku. Obaj się cieszycie. Jest czas na głupoty, jest czas na przytulanie, i czas na igraszki. Pięknie. Ale przychodzi taki moment, że wszystko diabli biorą i się rozpada "niepotrzebnie Cię pokochałem". Wtedy mówisz niepotrzebnie... no i kurewskie życie rozpoczyna się od nowa, złamane serce, złamane myśli... trochę załamany stąpasz dalej.

Czy jest możliwe, by poznać kogoś na dłużej? Czy to już tak zawsze będzie, że pewien okres i spadaj nara? A może to czynniki zewnętrzne są temu wszystkiemu winne - w moim przypadku HPV?

---

Tak swoją drogą to teraz to już nie wiem jak dalej żyć. Czy mam się pisać na poznawanie kogoś, czy tylko przygoda przygodę pogania przygodą? Teoretycznie nie chcę tego, ale co zrobić by znaleźć kogoś kto będzie mi tak odpowiadał, kto będzie zwykłym kumplem jednocześnie będąc centrum w mojej głowie?

Kurcze nie zależy mi na jakichś super- hiper- silnych relacjach - mąż-mąż, tylko na tym by być zajebistymi kumplami, o mieszkaniu razem nie myślałem, bo na to to jeszcze nie gotowy jestem..., ale wspólne spędzanie czasu to owszem! Fajna sprawa, pobyć razem poczuć się wspartym i potrzebnym komuś.

Czy to tak wiele? Czy to wymagania są zbyt duże?

niedziela, 14 lipca 2013

gdyby kózka nie skakała, to by...

Jako że od dłuższego czasu pierwszy raz miałem sobotni wieczór wolny mogłem się gdzieś wyrwać :D 
Wpadli do mnie znajomi z ogólniaka i tak się jakoś potoczyło, że flaszeczkę obaliliśmy :D
- Jak ja nie lubię wÓdKi :( ble ble ble ble ble ... ble.
Pijemy pijemy i mówię do Szymka, Ty ale kurwa ja tej wódki to nie lubię - nie pierdol Stary, tylko z tobą jednym można napić się wódki. Eh gadanie...
No i tak walneli my jednego, i tak potem kolejnego i tak ooo... aż do dna :D
- Pierwszy kieliCH! z trudem psychicznym walnąłem - bo jakoś nie lubię wódki bym ją mógł często pić, a w tym miesiącu to już drugi raz - haha - ale poszło. Drugi ooo już nic nie czuję, jakoś łagodniejszy skurczybyk był :D Trzecie to cięty jak chuj, aż mnie wtrząchnęło - Szymek tylko się brechał :D
Wódeczke piliśmy tylko we dwoje, bo Stasiek to nie przepada za wysokoprocentowymi trunami...
I tak sobie my gadali - o już północ to chluśniem bo uśniem, ty ale by się pobawił, co nie? - mówi Szymek. No czemu by nie. Ty idziemy do Clubu? Hm... Idziemy. Poszliśmy jakieś 2,5 km.
Tak się składało, że droga była fantazyjna, a zdjęcia wykonane są mega! To te z tych co można je mieć raz obejrzeć i nigdy nikomu więcej ich nie pokazywać. (Obejrzeć mogą tylko Ci co na nich byli :D)

Człowiek młody to głupi jak chuj, nie... No ale tak sobie idziemy i przebiegaliśmy akurat przez jezdnię, jak gdyby nie można było jak człowiek przejść.. Krawężnik i wszystko jasne, nastąpiłem niefortunnie na niego i tylko bum... Stary co ci? Słyszałem słowa przed sobą... Ty no kurwa się przewróciłem :D A w prawdzie źle stanąłem i kurde blaszka nadciągnąłem ścięgna czy co tam je w tej "girze"... Bolało, ale szkoda byłoby wracać do domu, a zwłaszcza, że byliśmy już blisko i to jedyny moment na imprezkę... Chodzić mogłem to i poszliśmy dalej - już na spokojnie :D Jak tylko jakoś źle stanąłem to bolała noga, w środku to już tam nie myślałem i się gibałem na parkiecie. Było grubo :D Ludzi nie był full, to i miejsca do oddychania i tańczenia było :D (Swoją drogą to miejsce do oddychania duże nie musi być - haha) W środku wypiliśmy jakieś tam kilka bro... nad ranem powrót, tak jakoś w granicach 4 albo z plusem albo i minusem, nie pamiętam :D

O 11 do pracy... to była masakra, poszedłem z buta bo blisko, bo rowerem nie mógłbym jechać, bo noga. Tam jakoś nie było mi wygodnie, noga trochę dokuczała, wszystko się tak złożyło, że mogłem wrócić do domu i odespać zarwaną nockę i liczyć, że nóżka już się wykuruje we śnie. I o dziwo jest już dużo lepiej. Nie boli, no tylko jak nią zakręcę to poczuję ból, ukucie czy jak by to inaczej nazwać...
Fajnie, bo jakoś tak mogłem po tych ostatnich niezbyt przyjaznych sprawach, rozstanie, znowu samotność, rozterki z wyjazdem, mogłem oderwać się od tego wszystkiego i na spokojnie się wyluzować :D To był zajebisty czas gdzie nie myślałem o tym co się teraz w moim życiu dzieje. Raz tylko przez myśl mi przeszło, że w clubie mógłbym spotkać kogoś znajomego... ale kit tam to się nie liczy :D Ważne że wszystko się udało.

czwartek, 11 lipca 2013

z centrymetrem na giewont

Coraz bardziej czuję się znowu singlem - czy jak kto woli samotnikiem itp. itd.

Ciężkie to życie w pojedynkę, z kimś zawsze to raźniej, zawsze można coś wspólnie wymyślić i gdzieś coś zrobić. Choćby napić się durnego browara jest przyjemniej. A teraz to co mi zostało? Cztery ściany, wyro i komputer...

Ah ten komputer. Ostatnio wszedłem sobie jak to zwykle w samotności bywa, na czat. O dziwo nic się nie zmieniło, no może nie do końca. Na jakieś 10 rozmówców nieliczni deklarowali się gejami, może z 1 max. 2. ale za to ilu chciało spróbować ten pierwszy raz z mężczyzną. Tak, tak - zwykli faceci, często nie znający realiów czatu i panującej tam kultury. To się wyłapuje :D Ci panowie po prostu szukają przygody - tak bym to nazwał - chcą spróbować jak to jest być z facetem. Jako, że to intrygujące, pociągnąłem rozmowę dalej :D Jednego z nich zapytałem dlaczego? skoro, twierdzi, że ma wszystko, nie narzeka na brak kobiet, etc. to co go skłania do tego?

Jak się okazuje, niespełnienie! Tak, facet - 28 lat - z hobby, dobrą pracą, jak twierdzi(ł) zadowolony z życia - w seksie z facetem szuka spełnienia swoich zachcianek. A chodzi o to, że według niego by osiągnąć pełnię szczęścia z seksu, potrzeba dobrego wyczucia i zrozumienia potrzeb. Jak twierdził, to może w dużym stopniu osiągnąć tylko z facetem, za sprawą tego, że tylko facet potrafi w zupełności zrozumieć drugiego faceta. On wie czego ja i czego on by chciał ode mnie. Wzajemne zrozumienie się jest tu bardzo dużym atutem, w tym wszystkim chodzi tylko o to by osiągnąć radość. Nie liczy się to, że "połączenie" dwóch mężczyzn - gdzieś w społeczeństwie polskim zwane jest pedalstwem. Liczy się dobra zabawa i wcześniej już wspominane szczęście inaczej radość.

Jedni twierdzą podobnie jak ten 28-latek, inni zaś nie widzą nic w tym złego by spróbować i się przekonać jak to wygląda "od podszewki". W rozmowie z żonatym mężczyzną dowiedziałem się, że to nic złego, On chce tylko spróbować, czy to rzeczywiście może być okej. Jeśli mu będzie odpowiadało, to chce utrzymać kontakt - na zasadzie SEX-UKŁAD, mamy chęć to się spotykamy.



Jednak w tym wszystkim odgrywa dużą rolę centymetr. Taaak rozmiary, wymiary, czy pomiary jak kto woli, liczą się cm. Każdy musi temu ulec i się wymierzyć, bo inaczej to nie ma z kim i o czym rozmawiać. Nie podając rozmiaru członka skreślasz się na starcie. Bo nie liczy się tylko wygląd zewnętrzny ale również to co trzymasz w "gaciach".

Są też tacy panowie, co tylko znajomość warunkują odpowiednim rozmiarem członka. Z mniejszym nie podchodź. To już jest "patologia człowieka trzepniętego w dzyndzel" inaczej tego nie umiem nazwać.

Ale jak chyba każdy się domyśla, na czacie więcej bajkopisarzy niż ludzi, z którymi można by coś zrobić - nie mam na myśli seksu, ale chociażby to piwo, na które tak wielu zaprasza.

Ale to siła!

Kurcze znalazłem opcję ukrywania bloga, uczyniłem to.

Kilka dni przerwy i nie wyobrażam sobie że nie piszę, czegoś cholernie mi brakuje, więc jestem tu znowu....

Trochę się działo przez te dni, ale nic co byłoby miłego więc uznajmy za wycięte to z życia.

---

Od pewnego czasu w zakładzie los rzuca mi kłody pod nogi. Trafiają mi się sami złowrodzy ludzie, tak jakby ktoś ich nasłał na mnie - porażka...

A no i dostałem ofertę pracy w DE całkiem fajne zarobki i mógłbym tylko na 2 mce tam myknąć...

wtorek, 9 lipca 2013

Odchodzę. To więcej niż pewne...

Kurcze nadszedł chyba ten moment, w którym muszę się rozstać z blogowiskiem.

Jakoś za dużo tu wspomnień i tych niezbyt przyjemnych doświadczeń. Z drugiej zaś strony to chyba za dużo tu mojego życia odkryłem.

Wszystkim co śledzili, czytali i pomagali mi przejść przez ten cały czas blogowania, wielkie DZIĘKUJĘ!

Myśli

No nie mogłem wczoraj się powstrzymać by tego nie zapisać, skąd to się wzięło - na prawdę nie wiem... Po prostu siedziałem - dobra przyznam się - otworzyłem książki by się pouczyć - a co tam to wcale nic strasznego i w pewnym momencie wpadło mi to do głowy.

Interpretować można do woli (czy dowoli???) :D

Myśli


I gdy cię dymam i dymam i dymam,
Przypomina mi się ta życiowa zadyma,
Ty jesteś tu jam jest tam.

Czas nasz ucieka.
Wszystko to płynąca rzeka,
Chwili nie utrzymasz ona jak rzeka ucieka…

Zatrzymały się myśli…
One tylko pozostały…
One same czekały…

Roztargnione, tańczyły jak szalone,
Szukały swego pana,
Lecz znalazły dni skończone.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Ich wünsche euch einen tollen Start in die neue Woche!

Wiem wiem, poniedziałek rano dla wielu to dzień stracony, ale czy aby na pewno!?



Słodko i kolorowo życzę Wam udanego startu w nowy tydzień ;-)

Ostatnio zaczynam zauważać, że rzucam się w wir pracy, to jak alkoholizm - a no tak mamy jeszcze takie słówko jak - pracoholizm - i to jest to! Idąc do pracy czuję jak moje życiowe rozterki zostają w tyle tak jak w tej piosence Maryli Rodowicz - Remedium, tam potrafię się wyłączyć od myślenia o sobie, zajmując się pracą, ludźmi którzy mnie odwiedzają. Choć są chwile, że gdzieś sobie coś przypominam, ale to tylko przebłyski, więc spokojnie to wytrzymuję.


W pracy


Pracuję sobie w zakładzie już prawie 2 lata, poznałem już tyle nowych ludzi, zupełnie różnych, ale wiecie co - wielu z nich ma wspólną cechę - niechlujstwa. Tak, tak bardzo nie lubię niedokładności, robienia czegoś na odwal, a to bardzo często się trafia, wprowadzając mnie niekiedy w furię :D tak złoszczę się strasznie - czasem czekam by ktoś popełnił błąd raz n-ty i wtedy zwracam uwagę. Mówią, że się czepiam, że jestem wredny, że dużo wymagam, ale ktoś musi w końcu, bo co to by było gdyby wszyscy wykonywali swoją pracę na odpierdol!?

Nawet wczoraj z koleżanką wspominaliśmy jej początek, kiedy to zwracałem jej uwagę :D Śmiesznie to wyglądało, pamiętam sytuację jak gdyby to wczoraj było.. Dziś się z tego śmiejemy ale co by nie było to uwaga była słuszna ;-)

Chyba tak przesiąkłem tym Niemieckim, że dewiza "Ordnung muss sein." towarzyszy mi wszędzie :D A może jestem tylko człowiekiem "porządkolubnym" oh jaki neologizm powstał :D


Ano wyjazd


Tak, tak, coraz bardziej nastawiam się psychicznie do wyjazdu. Ciężko mi się pogodzić, że robię sobie przerwę, ale cóż chyba jest to wskazane. Papiery udało mi się złożyć w ostatniej chwili, lecz prawda jest taka, że dziś rano zadzwonił do mnie pan z uczelni z informacją, że rektor Jego Magnificencja podjął decyzję o zamknięciu kierunku na który startowałem ze względy  na zbyt małą liczbę chętnych, tylko 4 osoby chciałby być nauczycielami po germańskiej - więc padło pytanie czy zgadzam się na przeniesienie na filo ogólną... no cóż choć niezbyt chętnie zgodziłem się - bo co mi szkodzi, przecież i tak może nie będę studiował w tym roku...

Szkoda bo zrobienie dodatkowych uprawnień kosztuje niemało, 900 zł za semestr, czyli 3 x 900zł = 2700zł kurcze jak na moje marne zarobki to dużo.

Pytanie co teraz.... ?

sobota, 6 lipca 2013

Kiedy Gej dojrzewa?

Dojrzałość - ciekawe sformułowanie - lecz sama dojrzałość nie istnieje. Mówiąc o dojrzałości zawsze ma się jakiś konkretny rodzaj tejże dojrzałości.

Dlaczego dziś o dojrzałość?

Hm... powód jest jeden, a mianowicie któregoś dnia wszedłem znów na felka albo kumpelka - już dokładnie nie pamiętam, na którym z nich znalazłem taki oto zapis:


W życiu człowieka przychodzi taki czas, kiedy uświadamia sobie, że wszystko może mieć: kasa, dobra fura, markowe ciuchy, dobrze płatna praca, masa znajomych i paru przyjaciół... ale jeśli nie ma tej jednej osoby, która zawsze jest przy nim... przy której bez krępacji może śmiać się, płakać, wzruszać, budzić się co ranka i czekać z niecierpliwością aż ten cholerny telefon zadzwoni to wszystko inne jest nieważne... wszystko inne traci sens! Można być otoczonym wieloma ludźmi i nadal można być samotnym. Ja chcę tego uniknąć! Mimo, że mam wiele rzeczy, to jednak brakuje mi osoby, z którą będę się nimi dzielić! Nie szukam modela czy księcia z bajki...szukam zwykłego faceta, który pozwoli mi się poznać a z czasem może i pokochać.

Jakże pięknie to brzmi, tak prawdziwie - szczerze...

Konwersując z ludźmi, czasem niekiedy zastanawia mnie czy w ogóle oni dojrzeli do tego by zrozumieć, kim są? Wielu udaje bi, sam kiedyś udawałem, ale gdy pada pytanie o dziewczyny, wówczas niektórzy już nie mają nic do powiedzenia.

Być dojrzałym to mieć jaja? Czy nie koniecznie?



Najprostszy przykład, to mój Adi, zaczęło się 12 grudnia 2012 - było tak fajnie, spotykaliśmy się już tyle razy, a i chyba poznaliśmy trochę, jednak nie wszystko jest tak kolorowe. Gdy zauważyłem, że coś jest nie tak, że kontakt się urywa, z wiadomych przyczyn, zaproponowałem spotkanie, rozmowę - i co zostałem zbyty. Co brak odwagi? Czy o co chodzi?

Wielu facetów homoseksualnych ma chyba jakieś braki w dojrzałości. Teoretycznie są dojrzali, jedni prowadzą firmy, drudzy są dobrze ustawieni, za sprawą dobrej pracy, inni nie narzekają na to co im los zgotował, a jeszcze inni dopiero co szukają swego miejsca na ziemi. Ale wszystkich łączy jedno - gdy trzeba powiedzieć komuś prawdę, to automatycznie odwaga spierdala jak tchórz... I nie ważne kto kim jest - czy to kibol, dres, sneaker, przeciętny facet, młody, starszy, etc. - każdemu brakuje odwagi.

Zauważalne jest to, że z wiekiem faceci potrafią bardziej się zakwalifikować do pewnej grupy orientacyjnej: hetero, homo, bi, trans, etc... Słowa płynące z ust, czy z komunikatora często gęsto są tylko grą słów, polegającą na tym by zwabić osobnika. Nie liczy się poznanie i odkrycie człowieka, chęć bycia szczerym od pierwszego momenty, liczy się zdobycz  i czy to można nazwać dojrzałością?

czwartek, 4 lipca 2013

no to koniec

Są momenty, że zaczynam zastanawiać się po kiego grzyba mi ten blog? - Ale wiecie co? Kurwa, przecież Wy jesteście jedynymi ludźmi z którymi mogę o wszystkim "pogadać" - tak po pisać :D i gdy przechodzi myśl, skasuj go, usuń - wpada mi na bańke - ej nie szalej tak, przecież sensem jest pisać i mieć kontakt z ludźmi, a nie zamknąć się w czterech ścianach.



Za sprawą Waszych komentarzy pod poprzednim postem gimnastykując się udało mi się zarejestrować na studia, co prawda to tylko rejestracja niczego nie przesądzająca, ale jako wyjście awaryjne może być.

Szymek mówi proste: JEDŹ! Jak nie pojedziesz to będziesz żałował tak jak ja żałuję. (Nie poszedł na to co chciał, ze względu na rodziców. - Teraz żałuje, a rodzice mówią spróbuj jeszcze raz.)

Niestety chmury wisiały nad moją znajomością z Adrianem, kłębiły się, aż w końcu można powiedzieć że spadł ulewny deszcz i zmył prawie wszystko. To już tak jest, że szczerość niekoniecznie popłacała. A koniec jest jej efektem. Dziś mija dokładnie 2 tygodnie jak ostatni raz się widzieliśmy, wtedy trochę wypiliśmy, spotkaliśmy się ze znajomymi Adiego i potem wracając zaszliśmy do Niego. Piwko piwkiem, ale zaczęliśmy się całować. Wtedy też powiedziałem, że przez zastosowanie kremu, wywołało podrażnienia. Chciałem być szczery dałem mu jeszcze adres tego bloga - wtedy najprawdopodobniej wszystko się skończyło... Adi już się nie odzywa, jeśli coś zagadałem to i owszem odpisał. Pytałem o spotkanie, chociażby tylko pogadać, ale ciągle coś wyskakuje, to to, to tamto. Skoro tak, to nie pozostaje mi nic innego jak pogodzić się z tą trudną wieścią, że to koniec. Zależało mi i to bardzo. Kurcze fajny z Niego człowiek, ambitny, mądry. Ma poczucie humoru, zawsze uśmiechnięty, wesoły bardzo Go polubiłem. Trudno jest teraz pogodzić się, że to koniec.



A teraz się wyżaliłem i idę spać, bo wczoraj przybalowałem i to ostro, za te wszystkie czasy gdzie nie wypalało, za to co się nie udawało, wczoraj sobie odbiłem. Znajomi z pracy trochę osobistości i polecieliśmy równo... :D Pamiętam tylko do 4 kolejki potem to tylko przebłyski. Fajnie bo w końcu oderwałem się od tego wszystkiego choć jeden wieczór spokojnie mogłem zapomnieć o wszystkim i poczuć się wolno...

Wiem, że nie w alkoholu topi się smutki, ale czasem oderwanie się od rzeczywistości bardzo pomaga, i ja tego wczorajszego wieczoru za nic w świecie nie żałuję.

środa, 3 lipca 2013

na drodze bez odwrotu?

Wybierając pomiędzy Polską a Niemcami muszę z czegoś zrezygnować... Choć może mam jeszcze jeden dzień na szybką akcję z rejestracją na studia to już jednak chyba się oswoiłem z decyzją jaką chyba podjąłem.

Kurde głupi jestem, nie potrafię utrzymać swojego zdania - wpływ wielu czynników, ludzi na których w chuj mi zależy sprawia, że te jebane decyzje są tak trudne w akceptacji.

Albo zostaję, dorabiam mój zakład (chyba chcą mnie dokształcać i "awansować" - takie przesłanki chodzą, a i z zachowań ludzi z górnej półki coś takiego wynika) i studiuję sobie dalej nie tracą statutu studenta - albo spierdalam do Braci w Niemiec i tam przez pewien czas jakąś Arbeit wykonuję, no właśnie jakąś bo jak widzę ogłoszeń jest wiele, oj wiele, tylko tak jakby ludzi brakowało :D czyli szanse na znalezienie czegoś jest. 400 Euro zarobić zarobię - ale to trochę tak nie wiele - i tu przychodzi przecież myśl - ej ty! - ty przecież nie na zarobek tam jedziesz, tylko zakumplować się z jęzorem, bo szprechanie po niemieckim to nie szprechanie po niemiecku - kto nie studiował może nie skumać tego co chcę Wam powiedzieć - ale na filo tak już jest to czym się mówi na studiach, to czego się używa tak o, bo się zaszłyszało coś w radiu, tv, albo na wykładzie czy ćwiczeniach to nie zupełnie to czym mówią rodowici... dlatego tak ważne jest wybyć i podłapać tego "rodowickiego języka".

Ja pierdziele, się trochę dygam... zostawiam tu wszystko, wszystkich, no dobra wrócić mogę w każdej chwili, ale wiecie czego mi będzie brakowało - zajebistych ludzi, z którymi przebywałem na studiach, choć każdy z nich/nas miał swoje wady, to tworzyliśmy pojebany - dziwny - układ :D

Co dalej z Adim - czas pokaże czy wgl. to ma szanse racji bytu? Tego już nie wiem - ciężko ocenić - bo jak wiadomo, to co jest tylko dla zabicia czasu, albo jednym wyjściem z wielu, może być również niczym - i na nic zdadzą się starania...

P.S. Adi - jeśli to czytasz, to m.in. to o czym chciałem z Tobą pogadać...

A swoją drogą to wkręciło mi się ostatnio - opowieści - opowiadania - jakich jak się przekonałem wiele w sieci - przeważnie to seks-spotkania, etc. no ale kurcze, chłopaki nie próżnują i skrobią pobudzając wodze fantazji :) :) :)