środa, 31 grudnia 2014

Nowy Rok 2015

Szczęśliwego Nowego Roku wszystkim moim Czytelnikom życzę. Niech to będzie rok samych wspaniałych rzeczy :) Pomyślny i szczęśliwy oraz obfity w uczucie miłości dla każdego z nas  :) 

Źródło

Happy New Yaer :)
Szczęśliwego Nowego Roku :)


P.S. Wybaczcie Koteczki, że tak krótko, ale chciałem Wam złożyć te życzenia mimo wszystko, a teraz zmykam do pracy ;-)

sobota, 27 grudnia 2014

Los nie wybiera, testuje każdego

Dzięki wszystkim za życzenia! 

Czas świąt dobiegł doskonale swego końca. Dziś już mamy czas poświąteczny, czas powrotu do rzeczywistości. W moim przypadku zderzenie się z murem. Przerwa świąteczna spędzona we wspaniałej atmosferze, w wspaniałym klimacie, ze wspaniałymi ludźmi. Szczerze, czego chcieć więcej? No może tylko faceta u swego boku. 

Ale piękny czas szybko dobiega końca i trzeba powrócić na rzeczywiste tory. Te jednak nie są, aż tak przyjemne. Jakiś czase temu pisałem o tym jak sobie radzę z pozytywnym myśleniem, jak ono wpływa na moje życie. Możecie mi wierzyć, możecie nie, ale wpływa bardzo pozytywnie, zdejmuje ciężar jaki noszą przykrości, ciężar jaki momentami przynosi życie. Dziś kolejny raz zostałem wystawiony na próbę. Tym razem los zrzucił na mnie niespodziewany wydatek, który jest wynikiem uszkodzenia samochodu. Mimo iż uważałem, choć może za słabo, a raczej na pewno za słabo skoro się to stało. Jadąc drogą w rodzinne strony, chcąc odwiedzić moją 90-letnią babcię udałem się samochodem. Droga była przejezdna, ale przecieniłem możliwości.
Źródło

Chciałem ominąć koleinę by nie przytrzeć spodu auta. Niestety nie udało mi się to i uderzyłem miską olejową w bryłę lodu. Wystraszyłem się trochę, ale jechałem dalej. Odwiedziwysz babcię, wsiadłem do auta i wycofałem by zawrócić. Ku moim oczom ukazała się ogromna plama oleju. Ścisk serca i złość. To wszystko zawitało. Po chwili usłyszałem ostrzeżenie o niskim poziomie oleju, a to było jednoznaczne z tym, że uszkodziłem michę. Jakoże, to zupełne obrzeża wsi, musiałem jakoś stamtąd wrócić do rodziców. Powoli dojechałem. Auto stanęło pod domem, a pod nim kałuża oleju. Tak oto sprawiłem sobie prezent świąteczny - wydatek rzędu kilkuset złotych.

Koniec roku postanowił obdarować mnie jeszcze jednym wydatkiem. Ból zęba się nasilił, a to oznacza jego ekstradycję. Koszt minimum 200 zł. Ała. 

Szczerze to zrobiło mi się smutno, choć nie chcę się smucić i dobijać, ale to początek góry lodowej, która czeka mnie na powitanie roku. To będzie ogromny test mojego nastawienia. Nie chcę się poddać, nie chcę ulegnąć nieszczęsnemu losowi, ale to strasznie ciągnie w dół. 

środa, 24 grudnia 2014

Wesołych Świąt

Drodzy Czytelnicy, Koleżanki, Koledzy, Znajomi!

Życzę Wam wesołych, pogodnych, radosnych i spędzonych w gronie najbliższych waszemu sercu
Świąt Bożego Narodzenia.
Niech każdy z Nas znajdzie chwilę dla samego siebie, niech każdy choć przez chwilę zastanowi się nad czynionym dobrem, nad tym jak żyjemy, jacy jesteśmy w stosunku do bliźniego. 
Źródło
Niech te Święta będą początkiem nowego roku radości i miłości. Tym którzy już znaleźli swoje szczęście w sercu drugiej osoby życzę wiele ciepła, miłych, a przede wszytkich wspólnych chwil. Zaś tym, którzy tak jak ja są w drodze poszukiwań miejsca w sercu drugiej osoby, życzę wiele szczęścia, powodzenia i pomyślności, by napotkane serca choć jest ich wiele, to wybrane się otworzyło i wpuściło nas swoje życzliwe i radosne progi. Niech to będzie początek dla naszych wielkich miłości, wielkich rozmiarów, ale nie wielkich pokazów. 
Życzę Wam oceanu zdrowia i zadowolenia. Niech się spełnią Wasze marzenia. Niech obrane w życiu cele zwiastują "lepszość", niech dają Wam poczucie radości i satysfakcji.

Wszystkim Wam serdeczne dziękuję za to, że jesteście :) 

WESOŁYCH ŚWIĄT

P.S. Spoglądając w blask świeczek życzę Wszystkim momentu, w którym każdy z nas pomyśli o pokoju na świecie.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Bolesny sen

Jest późny wieczór, ćwiczę sobie jak zwykle by poprawić kondycję i taka praca nad rzeźbą ciała, w końcu trzeba mieć jak się zaprezentować społeczeństwu ;-)
Mogę polecić zainteresowanym ćwiczenia Brendana Meyersa fajne, nieskomplikowane, a co najważniejsze efektywne ćwiczonka. Jak dorzucicie do tego jakąś serię pompek (ciekawą sprawą jest teraz aplikacja do efektywnego trenowania właśnie przy pompkach) to efekty mogą być zaskakujące, oczywiście nie po tygodniu, ale miesiącu myślę, że tak. 
Poćwiczyłem sobie i położyłem się spać. Dość szybko zasnąłem, lecz mój sen został zakłucony. Ok. 5 nad ranem poczułem straszny ból, niemalże całe ciało odczuwało silny ból. Szybko się wybudziłem bo kurcz w obu nogach był tak silny, że łzy leciały samoczynnie. Nie pomagało nic, ani wyprostowanie, ani zgięcie nóg, ani też uszczypnięcie czy ukłucie (gdzieś czytałem, że to pomaga). Leżałem sobie tak z bólem, który może po 10 minutach odpuścił. Zmęczony tym zajściem zasnąłem. Lecz ból nie odpuścił nogi po dziś dzień w łydkach bolą. A niemalże każdej nocy od jakiegoś tygodnia budzę się, bo znów złapał mnie kurcz. Na szczęście te są już lżejsze i krótsze. Mam nadzieję, że szybko to minie, bo nic przyjemnego.

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Głos sumienia

Wczoraj zamieściłem wpis o tym jak to fajnie pomagać, dziś odmówiłem pomocy. Dwulicowość? Hipokryzja? Obłuda?

Wracając z pracy, zaczepił mnie człowiek. Był to chłopak lat 30+. Widuję go dość często, za każdym razem prosi kogoś o jedzenie. Czasem coś dostanie, czasem ktoś go zjedzie, że "każdy jest kowalem swojego losu", "każdy ma wybór, i on wybrał takie życie" i wiele innych. 
Dziś kupiłem sobie coś do jedzenia, jako, że nie miałem ochoty na wszystko z zestawu, zjadłem tylko deser. Reszty nawet nie chciałem. Wychodząc owy chłopak zaczepił mnie.
- "Przepraszam. Nie ma Pan/nie masz czegoś do jedzenia?" (Nawet nie pamiętam jak zapytał.) 
Szybko w myślach przeszukałem plecak odpowiadając, że nic nie mam. Mówił, że jest głodny. Na co ja chamsko odpowiedziałem, że każdy decyduje o swoim losie. Ja też muszę pracować. 
- W moim przypadku to raczej niemożliwe/trudne - dodał.
Źródło
Oddalając się odpowiedziałem, przykro mi. Nie kłamałem, jest mi przykro i wstyd, że pisząc o pomocy, o głodzie, nie pomogłem mu,  nie nakarmiając go. Mogłem przecież wrócić i poprosić o to czego nie chciałem, z pewnością dostałbym to i mógł mu ofiarować. Jednak tego nie uczyniłem. 

Całą drogę miałem wyrzuty sumienia, mam je do tej pory. Jeśli spotkam go jutro, mam nadzieję, że tego błędu nie popełnię. Choć to i tak nie zmieni tego, ze odmówiłem głodnemu :( Strasznie mi źle z tym. Czuję się podle.

W głowie mam obraz Jezusa, który objawia się w ludziach, chodzi i prosi o pomoc. Ludzie mogą go spotkać tylko wtedy gdy mu nie odmawiają. 
- Nie jestem praktykującym katolikiem. Nie chodzę do Kościoła, jedynie odświętnie (Pasterka/Wielkanoc). Mimo to, wiara jest mi bliska, szczególnie gdy się modlę (nie codziennie, lecz czasami). 

niedziela, 7 grudnia 2014

Zbiórka żywności

Ostatnio będąc sobie na zakupach spotkałem grupę dzieciaków zbierających żywność w ramach akcji zbiórki żywności przed świętami. I tak mi się smutno trochę zrobiło na myśl o tym, że w moim otoczeniu są ludzie, którzy głodują, są niedożywieni i potrzebują pomocy. 

Kiedyś taką paczkę dostałem ja, nie zupełnie ja, lecz moja mama. Pamiętam to, choć było to, już
Źródło własne
ładny kawałek czasu temu. Wiem, że to ma ogromne znaczenie szczególnie dla dzieci w okresie świątecznym. To chwila kiedy można powiedzieć ludzie sumienie pokazuje, że jest ludzkie, że potrafi dostrzec niedostatek bliźniego i go wspomóc. 

Trzy dziewczynki stały z wielkim wiklinianym koszem już pełnym podarunków. Starszy pan robiąc zakupy wrzucił dwa produkty, w zamian dostał pomoc przy pakowaniu zakupów. Kobieta przede mną poprosiła dziewczynki by jej pomogły. Te przyszły i odbierały 95% tego co pani w wieku ok 60 lat zakupiła. Kobieta kupiła zarówno słodycze jak i produkty typu: mąka, cukier, makarony, kasze i inne. Z wydanych zakupów miała dosłownie 2-3 produkty. W zamian dostała od dzieci karteczkę z podziękowaniem :) Idąc na te zakupy pomyślałem, że skoro dziś utrzymuję się już samodzielnie, że skoro pracuję, to winien jestem losowi przysługę. Również dorzuciłem się do tego kosza. W ramach podziękowania otrzymałem choinkę :) Dziś stoi w kuchni i zajmuje centralne miejsce :) 

Uważam, że pomoc drugiemu człowiekowi jest zawsze nieoceniona i zastąpić jej nie może nic innego jak sama pomoc. 

piątek, 28 listopada 2014

"Coming out" in the letter

"Bogaci są ci, którzy mają prawdziwych przyjaciół."
Tomas Fuller

Kiedyś mi ktoś powiedział, że w życiu człowiek może mieć tylko jedną/jednego przyjaciółkę/przyjaciela. Długo nad tym myślałem i dochodziłem do wniosku, że tak też jest. 

Dziś jestem o niebo mądrzejszy, wiem, że się myliłem. Ale, że mylić się jest rzeczą ludzką, to się cieszę, że już wiem, gdzie był mój błąd. 
Wydawało mi się, że przyjacielem może być jedna osoba, bo tylko jej można poświęcać pełnię czasu i traktować ją jako oczko. Rzeczywistość pokazuje, że tak się nie da. Choć od tej reguły są zapewne wyjątki. Wracając, swojego przyjaciela, który wiedział o mnie więcej niż inni, bo wiedział o moim homoseksualiźmie, poznałem jeszcze w szkole. To jemu zawdzięczam to, że wyciągnął rękę gdy inni mieli mnie gdzieś głęboko. Szymka nie sposób zapomnieć. Ale odkąd życie wyszło w miarę na prostą, gdy opuściłem dom, gdy znaleźliśmy się w różnych okolicach, co wypierało życie, okazało się, że nasza przyjaźń też się rozstaje. To był taki kubeł zimnej wody, wówczas dotarło, że to co było tak piękne nie trwa wiecznie. 

Uświadomiwszy sobie ten fakt, rozglądałem się za ludźmi godnymi miana przyjaciela. Przyjaźń z Szymkiem stała się niedostatkiem, brakowało mi czegoś, kontaktu. Taki kontakt zaczął się nawiązywać w sieci. Gdzie poznałem We. nie myślałem, że kontakt z obcokrajowcem może przerodzić się w przyjaźń. Tego jeszcze nie wiedziałem, choć nie podejrzewałem, to dziś wiem, że się myliłem, myśląc, że pewnie po kilku wiadomościach drogi nasze się rozejdą. Co to, to nie. Piszemy ze sobą już od kilku lat, wymieniliśmy się setkami tysięcy wiadomości, rozmów, listów oraz wizyt. Każda rozmowa, każde spotkanie sprawia, że czujemy się z We. bardziej zżyci.We. często śmieje się, że jesteśmy braćmi. Właściwie to nie mam starszego brata, a On w tej, ale i nie tylko tej roli świetnie się spisuje. We. jest mi przyjacielem. Choć go nazywam przyjacielem, nie wie o mnie, co ukryłem, w obawie, że powtórzy się historia jak z Szymkiem (ten kontakt w pewnym sensie, odnoszę wrażenie właśnie między innymi przez to wygasł). Zbliża się kolejna rocznica, odkąd wysłaliśmy do siebie pierwsze wiadomości - by ją jakoś zapamiętać, a raczej świadom tego w jakim miejscu jestem, kim jestem, co robię, czego od życia oczekuję, doszedłem do wniosku, że przyjaźń potrzebuje też coming outu. Tak też postanowiłem przy okazji kartki z pozdrowieniami, napisałem długi list. W tym to właśnie liście wyoutowałem się. Coming out, nie był łatwy w pisowni, myślałem, że będzie łatwiejszy niż w rzeczywistości. Z perspektywy czasu wiem, że był łatwiejszy. List wysłałem w poniedziałek, a w środę już dostałem podziękowanie za przesyłkę i elektroniczną wersję odpowiedzi. Z podziękowaniem i pięknymi słowami podsumowującymi przyjaźń w istocie rzeczy, a nie rewizję spraw łóżkowych i życia prywatnego. Zrozumiałem, że ktoś kto jest prawdziwym przyjacielem, nie zwarza na to z kim się spotykasz, jakie masz upodobania, nie ocenia po kolorze skóry, czy wyznaniu, a już na pewno nie orientacji. Bardzo to pokrzepiające i dające energię. Za to dziękuję We.. 

Nie mogę powiedzieć, że historia przyjaźni na tym się zamyka. Gdzieś w ramy przyjaźni wchodzi
Źródło własne
moja znajomość z pewną osobą, która czyta mój blog, wypowiada się i daje dużo wsparcia, gdy sytuacje zawodzą. Choć nigdy się nie poznaliśmy, choć nigdy nie mieliśmy okazji rozmawiać oficjalnie, choć nigdy nie było nam po drodze, choć znamy się tylko z korespondencji, to odnoszę wrażenie, że znam kogoś tak jakbym miał tą osobę na wyciągnięcie ręki. Gdy ktoś nie ocenia cię po orientacji, a ocenia Cię po tym co czynisz, jakim jesteś człowiekiem i wydaje pozytywne opinie, to podbija własne ego. Ale nie o ego chodzi, lecz o przyjaźń, która jak się okazuje swoje egzaminy zdaje w trudnych i niejasnych sytuacjach. Gdy życie zapędza cię w ciemny labierynt pełen upiorów, na pomoc przychodzi przyjaciel, wiedz o tym, że on nie przychodzi na pozór, bo tak mu się chce latać i szukać cię w nieskończoność, a przy okazji narażać się, on cię szuka, bo szuka swojej części, swojego i twojego ja. W przyjaźni jest się jedną duszą w dwóch ciałach i słowa Arystotelesa choć tak "stare" to wciąż ponadczasowe.

poniedziałek, 24 listopada 2014

Wartość blogowiczów

Pamiętam jak dziś momenty, kiedy jako jeszcze dziecko, nastolatek, potem dojrzewający chłopak, aż wreście dojrzały facet szukałem w internecie inspiracji i natchnienia. Szukałem ludzi takich jak ja, szukałem gejów, którzy dzielą się swoimi przeżyciami w wirtualnej przestrzeni. 
Źródło własne

Cholernie ciężko mi było znaleźć blog, który dotyczy osoby homoseksualnej, który jest aktualny, który porusza różne tematy, które są bliskie memu sercu. Z czasem odkrywałem coś już lekko zakurzone, ale najczęściej jednak to, co już było zbitkiem materii, którą nawet lekki podmuch mógł zniszczyć. Za każdym razem myślałem, że nowe poszukiwanie przyniesie nowe zdobycze z czasem tak też się działo. W końcu zacząłem odkrywać blogi, które żyją. Moja radość była przeogromna. Bardzo chętnie je czytałem i czytam jeśli tylko czas mi na to pozwala. 

Źródło własne
Dlaczego szukałem blogów, ano dlatego, że pozwalały mi odkrywać rzeczywistość, pozwalały mi zrozumieć moje własne ja. Odkąd czytałem blogi, odkąd odkrywałem ludzi i ich rozterki, pragnienia, dotarło do mnie, że ja jestem taki jaki jestem, nikt, ani nic nie może tego zmienić. W pewnym momencie zrozumiałem też, że ja również jestem gejem. Wtedy już byłem blogerem i również pisałem tego bloga. 

Źródło własne
Dziś mogę powiedzieć, że gdyby nie te wszystkie blogi zarówno te zakurzone jak i te aktualne, te które dziś już nie istnieją z różnych przyczyn i te, które się pewnie kiedyś narodzą, one wszystkie pomogły/pomogą mi zrozumieć kim jestem, jakim jestem człowiekiem, czego pragnę i co chcę w swoim życiu osiągnąć. 

Źródło własne
Nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć Wszystkim byłym, obecnym i przyszłym Bloggerom "serdeczne dziękuję":) 

P.S. Post napisałem w wyniku tego, że z sieci "znikają" dwa kolejne blogi, które odwiedzałem... Panowie miło było Was czytać i jestem jeszcze nadziei, ze taka okazja się nadarzy:)

Wielkie Dzięki Wszystkim,
którzy trwają, trwali
i tym co odkrywają ;-)

3 lata odkąd zacząłem blogować minęł tak szybko, a ile zmian ile wspomnień zostało zapisane na kartach sieci tego nie wiedzą wszyscy, to wiedzą tylko nieliczni ;-) Dziś cieszę się, że prowadzę tego bloga, być może komuś on też pomoże odkryć siebie, dostrzec to co tak trudno zobaczyć:) 
Powodzenia :)

sobota, 22 listopada 2014

Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni

 Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni...

Opowiem, mam nadzieję, krótko o moim nowo obranym kursie w życiu. To tak jakbym czytał fragmenty mojej biografii, ni pisanej przeze mnie samego, ni przez kogoś obcego/znajomego.
Źródło własne

Któregoś ranka, jak przeważnie w weekend, zmierzałem szybkim krokiem do pracy. Mijałem ludzi, zwierzęta, drzewa, samochody i wszystko to co na mojej drodze się pojawiało. Nudne to myślałem, myślałem by zmienić swoje życie, by zmienić swój pesymizm, by zmienić ponure chwile na takie czadowe, kolorowe, wprawiające w zachwyt. Minąłem mostek nad rzeką wtedy też postanowiłem za wszelką cenę, że dzień ten będzie przyjemny. Postanowiłem, że nawet, gdy ktoś będzie mi rzucał kłody pod nogi, ja będę uśmiechnięty, nie upadnę i nie będę się podnosił, nie będę znowu ponury. Ten dzień do łatwych nie należał. Sytuacji, przy których los testował moją cierpliwość i postanowienie było kilka. Najpiękniejsze z tego jest to, że zwyciężyłem. Uśmiech pozostał aż po samą noc, kiedy to zasypiałem.
To sprawiło, że poczułem się dumnym z siebie - taka mała rzecz, a tak bardzo cieszyła. Wtedy też
Źródło własne
zrozumiałem jaką silną moc ma nasza silna wola, umiejętność dobrego nastawienia się, pozyytywne myślenie i wiara w cuda.
Kolejne dni znów zaskakiwały, a we mnie rosło i nadal rośnie poczucie, że nowo obrany kurs w życiu, przynosi coś dobrego. Dostrzegam kolory w świecie pozbawionym barw.
Ale czy zawsze tak jest!? Otóż nie. Są chwile gdzie ląduję na dnie, czyli upadam, ale za każdym razem mówię sobie, że wstaję o ten upadek silniejszy. A kiedyś upadki zaczną profitować wiedzą, doświadczeniem i wszystkim tym co zdobędę.
Będąc blisko ziemi staram się dalej pamiętać o sukcesie, który osiągnęłem po postanowieniu na moście. Możesz mi wierzyć, bądź też nie, ale pamięć o tym i pamięć o sukcesie daje mi taką siłę, że nawet gdy wstaję, nie czuję śladu po upadku. Idę dalej, idę ostrożnie, rozglądam się i choć jeszcze za dużo analizuję (nad tym popracuję kiedyś) to wiara pozostaje.

Źródło własne
Jest jeszcze jeden czynnik pozwalający mi dostrzegać wiarę w sytuacjach gorszych i trudniejszych. Tym czynnikiem jest cała rzesza złotych myśli mądrych, bo potrafiących konstruować słowa w takich konstelajach, jake podnoszą Cię samego, po ich przeczytaniu, słusznych, bo prawdziwych i autentycznych, bijących, tak bijących, niektóre wyrażenia uderzają, w taki oto sposób, że nagle budzisz się i sytuacje z pozoru trudne stają się klarowne i przejżyste. Złote myśli często pochodzą z ust ludzi nauki, oczytanych, mądrych, znających się na życiu, doświadczonych losem, niejednokrotnie zaszyfrowanych w wersach poezji. Te myśli budują mnie, budują moją wiarę, nie wiem czy pisząc, że wzmocniają moje ego, nie przesadzę, ale to po części jest prawdą.

Pierwszym krokiem do sukcesu są ambicje. Tych co prawda nie da się od tak wypracować. To wypadkowa wielu przeżyć, doświadczeń, ale chęć zdobycia czegoś to początek dający możliwości rozwinięcia amibcji.
Drugim krokiem do sukcesu jest wiara w sukces. Jeśli zamierzasz osiągnąć swój cel, nie wierząc w jego osiągnięcie, odpuść sobie, wiara w własne siły to podstawa.
Gdybym nie wierzył w siebie, na pewno nie pisałbym teraz tego maila, nie wiem czy posiadałbym w ogóle dostęp do mobilnej rzeczywistości, wielce prawdopodobne, że leżałbym gdzieś przy drodze zalany w trupa.
Kolejnym krokiem jest pozytywne nastawienie, potrzebujesz go by robić coś i czuć się z i w tym dobrze. Jak można przekonać kogoś do tego, że masz rację, kiedy samemu nie jesteś do tego pozytywnie nastawionym. To tak jakby sprzedawać ludziom ciasto, nie wiedząc jak ono smakuje i wygląda. Wiadomo, że wówczas uśmiech na twarzy i nasze zachowanie, choć może wyuczone zdradzi nasze nieszczere intencje, co w konsekwencji odbije się na sprzedaży. Dla nas oznacza to porażkę.
Już nie będę pisał kolejnym krokiem, ale ważną rzeczą obok tych 3 kroków jest rozwój, nauka i dokształcanie się. Nie rozwijając swojej wiedzy w zakresie jakiegoś produktu, nie ucząc się, nie przyswajając to co potrzebne nam do osiągnięcia celów, nie jesteśmy w stanie osiągnąć sukcesu, nawet gdy trzy pierwsze warunki będą spełnione.
Widać tu zależność kroków i samodoskonalenia się to gwarantuje nam sukces.

Źródło własne
Dla podsumowania pozwolę sobię wkleić wam pewien cytat, który wypatrzyłem w sieci i jednocześnie cytat, który na pewno zachowam w swojej kolekcji jako jeden z tych, który jest dla mnie motywatorem. - Jeśli nie masz jeszcze swojego motywatora to zacznij się za nim rozglądać.

"Śmiać się często i mocno kochać; Zdobyć szacunek ludzi inteligentnych i przywiązanie dzieci; Zasłużyć na uznanie uczciwych krytyków i znieść zdradę fałszywych przyjaciół; Cieszyć się pięknem; Znajdować w innych to, co najlepsze; (...) Uczynić świat trochę lepszym, (...) Bawić się oraz śmiać z entuzjazmem i śpiewać z zachwytu przez całe życie; (...) To znaczy odnieść sukces". - Ralph Waldo Emerson

czwartek, 20 listopada 2014

Kogo szukam? Spoglądając na faceta, spoglądając na geja.

Właściwie dziś w klubie nie można odróżnić narodowości, wszyscy geje słuchają podobnej muzyki, podobnie się ubierają, są uczestnikami tych samym zdarzeń. Media pokazują środowisko dość stereotypowo, fascynują się gołymi dupami na paradzie a zupełnie zapominają o tym, co jest jego istotą.

Janusz Marchwiński słusznie ujął to jak społeczeństwo widzi osoby homoseksualne, społeczeństwo wzoruje się na tym co dziś media pokazują. Media są na chwilę obecną największym informatorem, a nawet posłużę się określeniem edukatorem XXI wieku. Wciąż bardzo duży odsetek rodaków uczy się z TV, tego czego nie znają, odkrywają to co "nowe" - a ich zdanie jest silnie wzorowane, na tym jakie przekazuje im docierające medium. Nic więc dziwnego, że jeśli medium będzie pałało nienawiścią, to i również widz będzie nią pałał.

Poznałem już nie jednego geja, który otwarcie mówi, że nienawidzi gejów, bo sami kreują obraz taki, który niszczy cały wizerunek osób homoseksualnych. Z zaznaczeniem: ja używam słowa gej. Dla mnie osoba homoseskualna inaczej gej nie może być: gejem=gejem, albo gejem=pedałem. Jest tylko i aż gejem. Wiele osób homoseksualnych widzi różnicę pomiędzy gejem, ten ponoć wygląda przeciętnie, nie wyróżnia się z tłumu, jest taki jak inni mężczyźni na ulicy, raczej nie sposób, nie znając go, stwierdzić jego orientację seksualną, natomiast pedałem określa się osobę, która swoim zachowaniem, a jeszcze bardziej wyglądem nawiązuje do zachowań kobiecych i tak w polach "kogo szukam" pojawia się bardzo często:
- męskiego faceta,
- Kogoś normalnego, bez przegięć i złamanego nadgarstka :)
- Jeśli masz złamany nadgarstek to wypad!
- Pedały won!
- Cioty wypierdalać!
Takich opisów można by przytoczyć więcej, ale to chyba wystarczy by pokazać to co mam na myśli. 
Jeden z serwisów randkowych dla gejów w Polsce.
Chyba 99% szuka normalnego chłopaka, ale nikt nie potrafi zdefiniować tej normalności. Ten który dla mnie będzie normalnym, nie koniecznie musi być normalny dla innych. Pojęcie względne, ale mimo wszystko ludzie bardzo często kuszą się by wpisać tą normalność w tekst.

Co więcej jeśli nawet ktoś wykazuje jakieś z zachowań mniej lubianych w gronie facetów, to bardzo często sam albo tego nie dostrzega, albo ignoruje ten punkt i dalej próbuje wchodzić w relacje z innymi, co czasem mnie dziwi.


środa, 12 listopada 2014

tęcza ładna jest i każdy chce ją 'mieć'

Ten post miał odnieść się do sytuacji z dn. 11. listopada. Kiedy to Polacy podzieleni choć zjednoczeni i niepodlegli świętowali, tylko co?
- Obchody 96-lecia Niepodległej Polski - tak takie święto obchodził Prezydent Polski Bronisław
Źródło
Komorowski.
- Marsz "Nie"podległościowy" - do drugie obchody, lecz już nie Niepodległej Polski, tylko Polski prostackiej i prymitywnej uwikłanej w wieczne afery, zamieszki i dotkniętej przemocą tych wyżej, nad tymi niżej.
W jednej z gazet w wydaniu internetowym przeczytałem, że ku temu drugiemu świętowaniu nieoficjalnie i nie bezpośrednio towarzyszy sam pan prezes jednej z polskich partii politycznych. Nie występuje osobiście, lecz przyzwala by jego ludzie byli uwikłani w to coś co chce się nazywać marszem.
Osobiście to jestem za zakazaniem czegoś takiego. Co to za marsz, gdzie ludzie napadają jedni na drugich, wszczynają bójki, bijatyki a nawet walki między sobą. Co kieruje tą grupą ludzi, kto im wyprał mózgi?
Jestem zdania, że swoje poglądy znacznie owocniej mogliby przekazywać gdyby robili to tak jak cywilizowani ludzie, a nie chuligani.

Jak już chyba wspominałem kiedyś, że lubię obserwować ludzi w przeróżnych sytuacjach ich życia, tak dziś miałem kolejną okazję by to uczynić, w sumie jest ich dziesiątki każdego dnia mógłbym o tym pisać, ale..
Rzecz się dzieje w przychodni. Udałem się dzisiaj do specjalisty. W korytarzu na poczekalni było
Źródło
sporo ludzi, dwóch młodych chłopaków, kilka dziewczyn w tym samym wieku, kilka osób starszych w tym też trzy osobowa rodzinka, skłądająca się mamy, taty i dziecka. Nic w tym dziwnego by nie było gdyby nie słowa mamy. Dziecko to chłopczyk, bardzo żwawy i zabawny, uśmiechnięty i radosny. Biegał po korytarzu interesował się wszystkim. Mama chcąc go posadzić przy sobie musiałą się nieźle natrudzić. W pewnym momencie powiedziała do chłopczyka "dam Ci kolczyki, tylko usiądź przy tacie". Chłopczyk dostał je po tym jak mama jeszcze wyjaśniła: "zabiorę Ci je jak tylko będziesz próbował włożyć je do buzi". Chłopczyk posłuszny, bo nie próbował, ale próbował czego innego, założyć kolczyki tak jak je nosiła mama. Wtedy ta też zareagowała słowami chyba nie będziesz chciał ich zakładać jak będziesz dorosły. Wolałabym nie, ale zobaczymy. Przy tym wypowiedziała coś jeszcze w odniesieniu do Gender. Chłopczyk słysząc to słowo zaczą się cieszyć i powtarzać, przy tym pytał gender? - Mama kilkakrotnie odpowiedziała, gender. Tata się roześmiał i też powtórzył.Chwilę później udali się do gabinetu.

Na koniec jeszcze temat, który chyba powinienem pominąć, bo na początku tego postu już dość na ten temat całkiem podobny pisałem. Marsze, zamieszki to smutny obraz niewdzięcznej polskiej rzeczywistości. W dniu wczorajszym pewna osoba ze świata muzyki, chciała się wylansować i poniekąd się udało, ludzie zaczęli pisać, mówić o niej, a przede wszystkim słuchać. Rap o nie przypadł mi do gustu, nawet odniosłem wrażenie, że nawołuje do jej potępienia.
Ten oto komentarz wpadł mi w oko:
No cóż, teledysk oczywiście jest odpowiedzią środowisk lewicowych na działania skrajnej głupoty. Publikowanie tego w dniu niepodległość jest oczywiście takim pluciem w twarz patriotom i próbą podpięcia incydentów podpalania tęczy przez patologię społeczną do ruchów patriotycznych i nacjonalistycznych. Mogli to opublikować wczoraj albo za tydzień. Publikując go dzisiaj są taką "attention whore" i próbują kontrowersją uzyskać rozgłos.
Lewica zrównuje patriotyzm, nacjonalizm i szowinizm i wrzuca to wszystko do jednego wora. To bardzo smutne, tym bardziej dzisiaj. Pewnie w przytłaczającej większości miast Polski to święto jest obchodzone w tak cudowny sposób jak w Gdańsku. Parady, uśmiechnięci ludzie, powiewające flagi, stroje, grupy rekonstrukcyjne.
Oczywiście potem (niestety) część osób obejrzy TVN czy przeczyta inną wyborczą i "dowie się", jak to w Warszawie było okropnie, prawie się nie pozabijali itp itd. Prawda jest taka, że w Polsce Warszawa WOGÓLE nie jest odbiciem społeczeństwa. Powiem więcej. Warszawa jako miasto stołeczne KOMPLETNIE odstaje od reszty polskich miast. Oczywiście na minus, bo gdziekolwiek się nie pojedzie to nie ma problemu nietolerancji, nawet na jakiś zapyziałych wsiach na mazurach czy podlasiu, natomiast w Warszawie każdy incydent jest pompowany do granic absurdu, a w TVN czy GW są kreślone czarne scenariusze jacy to Polacy są faszystowcy, zaściankowi i homofobiczni.
Szukanie autorytetów w takich ludziach jak Masłowska, Piróg czy dziennikarze TVN czy GW jest pomyłką. Zacznijmy szukać autorytetów nie wśród gęb z telewizji i celebrytów, a zobaczymy, że świat kreowany obecnie w TV nie jest tak czarny, szary i ponury jak to się nam Polakom wmawia.
 Na sam koniec takie pytanie: wierzycie w życie pozagrobowe? W to, że duchy istnieją? Że ludzie po śmierci, a raczej ich dusze mogą nas odwiedząc i towarzyszyć nam w życiu? Pytam, bo ja jakoś nie mogę się uwolnić od tych myśli i wydaje mi się, ze dość mocno w to wierzę, stąd też czasem odnoszę wrażenie, że nie jestem tutaj sam.

Miłego wieczorku ;-)


wtorek, 11 listopada 2014

I tak pozostał w zapomnieniu

Nastał ciemny wieczór,
wszystko było jakoś takie szare.
Nic nie wróżyło, że będzie inaczej.
Nie było.

Kolejny ranek,
kolejny obowiązek,
chłodny zapach jesieni.
Myślał, on moje nozdrza rozpromieni.

Chwile uniesienia,
moment tu i tam,
chwile zachwycenia.
- To tylko ciche pożądanie.

Gdy już słońce wyjrzało,
cieszył się jego promieniami.
Ono było, ale tylko było,
rozczarowany zachwytami.

Następnego ranka tuż po przebudzeniu,
 słońce go witało,
lecz już nie grzało.
I tak pozostał w zapomnieniu.

Czym jest sens, czym jest cel, czym jest chęć, czym jestże życie? 
Chodzisz pracujesz, jak nie zapier***. Starasz się, a los rzuca Ci kłody pod nogi. Gdy już jedną pokonasz, następny dzień, to następna kłoda. Nawet gdy u jego schyłku myslisz, że już wszystko jest takie piękne, teraz tak żyć byś chciał, to ranek wita Cię rozdoryczeniem. I tak dzień za dniem, godzina za godziną i minuta za minutą, ciągle - jak w labiryncie bez wyjścia.

---
I choć w sercu czuję radość, częściej gości ona na mojej twarzy, to wewnątrz serce się smuci, że bariery ktoś mu postawił, a je wywiózł gdzieś dalko by nie mogło powrócić.
- Dlaczego faceci są tak cholernie trudni w ujarzmieniu? Czemu nie są pewni siebie i swoich myśli? Dlaczego nie mają jasnych celów - czemu brakuje im prezycji? Dlaczego nie brakuje im chęci do zabawy i pogrywania? Może facet to wieczne dziecko tylko w dorosłej postaci? Sam już nie wie.

sobota, 8 listopada 2014

Kto biegnie za przyjemnością, chwyta cierpienie


Monteskiusz napisał mądre słowa "Kto biegnie za przyjemnością, chwyta cierpienie."

Od jakiegoś czasu właśnie się tak czuję jakbym chwycił przyjemność, która wywołała lawinę cierpienia.
Z jednej strony to tą przyjemnością jest żywot ludzki, przyjemność pozwalająca na cierpienie czy to z braku odpowiednich wzorców, spokoju, ciepła domowego, szczęścia w działaniu i zdobywaniu szczytów. 
Z drugiej strony przyjemności jest wiele, a m. in. praca, stancja, studia, samochód, ludzie mnie otaczający, zdrowie i wszystko inne, lecz mając tak dużo, człowiek chce mieć więcej. Nawet jak próbuję się zadowolić tym co mam, to gdzieś za chwilę dopada mnie silne uderzenie, sprawiające, że nawet to co już zdobyłem, przestaje cieszyć. 

Kupiłem sobie jakiś czas temu samochód, bo bez niego było okropnie ciężko, zwłaszcza dostać się do
Źródło
rodziców, a muszę co jakiś czas tam zawitać, no i jeszcze kilka spraw się na to składało. Kupiłem i radość trwała tylko do momentu gdy nie przytrafiły się pierwsze problemu. Owszem w prawie są zabezpieczenia umożliwiające zwrot i inne tego typu akcje, lecz to był zakup bardziej pogmatwany z mojej winy, nie dopatrzyłem wszystkiego i tak mnie ktoś w bambuko zrobił.
Gdy dowiedziałem się najgorszego, że to i tamto trzeba wymieniać nawet sobie oszacowałem, że te wymianki o których już wiem wyniosą mnie ok 2000 tysięcy, to życie dobiło i ujażmiło mnie i auto. Dziś nie jeździ i nie odpala, nie można go otworzyć, ani zamknąć, jakiekolwiek działanie przynosi marne skutki. Postój na parkingu w mieście jeszcze bardziej uniemożliwia próbę dotarcia do usterki. A zwarzając, że prócz tych problemów są obowiązki jak praca, studia, to pozostaje mi tylko noc na zajrzenie do wnętrza, ciemno więc nie wiele mogę...

Każdego dnia próbuję obudzić się z humorem najszczęsliwszego faceta na ziemi, lecz to tylko nieustanne próby, humor czasem jest lepszy, czasem gorszy, ale nieustannie walczę o jego poprawę.

Czasem mam wrażenie, że ten psi humor jest wynikiem tego, że nie mam nikogo przy sobie. Mając kogoś dusza się raduje, a problemy łatwiej przyjmuje. 

Jak bym miał mało problemów, to jeszcze moja ukochana uczelnia swoje 5 groszy dorzuciła. Robiąc mi i innym pog górkę na naszej ścieżce edukacyjnej. Odpuszczam tu ten temat, bo to spraw grubszej wagi ;-) (czasem ktoś może tu zawitać przypadkiem i się czegoś domyśli, a potem powstanie problem większy niż jest teraz).

czwartek, 30 października 2014

zawieszony związek

Oficjalnie swój status utrzymuję w dokumentach urzędowych jako kawaler. Również oficjalnie jestem singlem, nie z wyboru, lecz z braku innej możliwości. 

Wiele ludzi twierdzi, że życie singla jest całkiem przyjemne. Rzecz tkwi właśnie w tym całkiem, otórz jak dla mnie to przyjemność nijaka. Owszem o wszystkim decydujesz sam, nie musisz się z nikim liczyć, nie potrzebujesz zdania innych ludzi - można to wszystko uznać za jak najbardziej coś pozytywnego. 

Z czasem jednak myślę, że każdemu samotność może doskwierać. Mi na pewno. Już dzisiaj wiem, że to ogromne zło, żyć samodzielnie, bez możliwości, życia z kimś czy też u boku kogoś. O ile jest łatwiej gdy mamy z kim porozmawiać, kogo zapytać o zdanie czy nawet z kim pomliczeć. 

Dzisiaj świat obiega inny trend. Ludzie żyją ze sobą bez zobowiązań, na luzie, nie mają ze sobą "kontraktów", które zobowiązują ich do wspólnego działania. Tymi kontatkami mogą być właśnie: ślub, małżeństwo, dzieci, wspólny dom, kredyty i inne dobra materialne. Ludzie chcą być wolni, nie chcą być ograniczani, lecz nie potrafią jeszcze zrozumieć, że moja wolność sięga tam, dokąd sięga wolność drugiego człowieka. Jeśli ja naruszam czyjąś granicę, tym samym ktoś narusza moją. Takie błędne koło. 

Wśród młodych ludzi bardzo często spotyka się lekkomyślność i brak gotowości na dorosłość. Wielu młodych ludzi bawi się do upadłego, korzysta z życia tak szeroko jak tylko to możliwe. Bardzo często spotykany obraz dziewczyny zalanej w trupa, przytłumionej od używek, dzieczyny, która prezentując uroki swego ciała, chce odnaleźć swoją "miłość". 
Jest impreza kilka dzieczyn szykuje się na wieczorny wypad. Make up, nowe ciuszki wszystko jest tak piękne, do tego dochodzi alkohol, czasem dodatki w postaci używek. Wiczór trwa, zabawa jest udana. Bawimy się, w końcu, do niej podbija chłopak. Do tych szczuplejszych, typowych lalek barbie podbijają zwykle "karki" - goście z "ochrony" (ci co to mogą wnieść do klubu wszystko i zezwolić na to, lub też nie), albo dziś popularni "macho". To taka znajomość na jedną noc. On potrzebuje dać upór pożądaniu, ona zresztą również. Rano mamy inną rzeczywistość.
Źródło
Obok tej dość brutalnej sceny mamy jeszcze inny obraz. Byliśmy gdzieś, poznaliśmy kogoś (chłopak dziewczynę, dziewczyna chłopaka, chłopak chłopaka i dzieczyna dziewczynę - różne konstelacje możliwe) bawimy się jedne wieczór i drugi, jest miło. Kilka wiadomości SMS, zaproszenie na FB i chwilowa gadka. Mija kilka dni w tym dni przerwy znowu spotkanie. Już kolejne, tego wieczoru oboje nie dali rady i ulegli pokusie. Pierwszy seks za nimi. Było przyjemnie, ale na drugi dzień "moralniak" albo wyparcie z pamięci. Kolejne spotkania i wewnętrzne pytanie: co teraz? Czy jesteśmy parą? Kim jesteśmy dla siebie? Powinniśmy się przedstawić rodzinie/znajomym? 
Klasyczna sytuacja w dzisiejszym świecie nie tworzymy czegoś zobowiązującego, lecz tworzymy świat, który z założenia ma nie mieć granic, nie być zlepkiem praw i obowiązków - oczekujemy wolności, ale nie zapominamy o tym co dobre i przyjemne, często też o seksie. 
W sieci natrafiłem na określenie tego zjawiska jako już nie bycie singlem, lecz minglem. Singel raczej żyje samotnie nie wiąże się z nikim, a jak już to szuka stałości w tym. Zaś mingiel to taki miks, zarówno chce być wolny, ale daje się uwikłać w sytuacje niepewne, takie jak ta z setką pytań odnośnie "naszego" bytu. Poszukuje zbliżenia z drugą osobą czy to przytulanek czy seksu czy wzajemnego wsparcia.

Często ludzie nie zdają sobie sprawy, że udając chęć wkroczenia w związek wyrządzają innym ludziom krzywdę, bo ranią ich uczucia i potrzeby wynikające z takiego, a nie innego podejścia do życia i współżycia z drugą osobą.

niedziela, 26 października 2014

A może by tak do raju?


I choć nie chcę tego przyznać, anie przed sobą, ani przed nikim innym, to jegnak czas to powiedzieć. Dopadła mnie depresja, depresja związana z jesienią!? 
Źródło

Nazwałbym ten stan beznadziejnym ze względu na doskwierającą mi samotność. Nie ma nic gorszego, jak właśnie ta cholerna samotność. 

Co mi z tego, że na randkowym ktoś do mnie zagaduje, co mi kurczę z tego, gdy te zagadywanki są tak bezcelowe. Ktoś zaczepia, pisze, wykazuje chęć by się poznać, a gdy tylko moment się nadaża znika. Takich przypadków jest cała masa. Ogromnie mnie to wkurza, bo rozumiem pożegnać się i skończyć rozmowę, ale nie ma nic gorszego, od tępej ucieczki.

Ostatni nawał pracy zarówno zawodowej jak i związanej ze studiami wyraźnie odbija się na moim zdrowiu, ale cóż muszę dać radę. Co chwilę mówię, sobie, że dam radę, bo jak nie ja to kto? - Marnie to mi idzie.

To taka chora machina. Pracowałem na 0.5 etatu brakowało mi kasy, pracuję na 0,75, a nawet na 0,8 czy 0,9 etatu i też mi tej kasy brakuje. Najbardziej mnie wkurza to, że nie widzę różnicy pomiędzy życiem sprzed kilku miesięcy, a teraz. Choć nie ma co pomijać faktu, że kilka miesięcy temu, to za mieszkanie płaciłem 400 zł, a nie 600 tak jak teraz, a różnica 200 zł jednak robi swoje i to może być właśnie ta różnica którą teraz nadrabiam etatem od tej półówki. 

Dziś wróciłem z pracy padnięty, kolejny dzień dobitki. Tak złego dnia jeszcze nie miałem, tzn. miałem, ale dawno go nie było. Eh...

Wszedłem na FB i tak dostrzegłem pewien arykuł dwóch Polaków na Filipinach "Ucieczka do raju". W mojej głowie od jakiegoś czasu pojawia się pomysł, a raczej pragnienie ucieczki. Po przeczytaniu relacji chłopaków o życiu w tamtych rejonach, moje serce zaczęło bić szybciej, jakby poważnie się zastanawiało nad tym czy, aby nie postawić losu na jedną kartę i nie zaryzykować ucieczką do raju. 

Myślę, ża dla mnie to raj by nie był. Co z pracą, skoro tam legalnie pracować bym nie mógł. A jaka inna? No dobra, pomysł by się może i znalazł, ale..., ryzykowałbym bardzo dużo - właściwie to tylko nieukończone studia magisterskie. 
Nic innego mnie nie trzyma. Nic poza studiami nie trzyma mnie w tym miejscu. W domu/na stancji też mnie nic nie trzyma, w mieście i okolicy również nie, może tylko przywiązanie, chwilowa chęć przebywania w okolicy. 
Swoją drogą to ciekawie mnie podejście Filipińczyków do homoseksualizmu, bo jeśli miałbym tam stracić życie to kierunek swoich myśli wolałbym zmienić. Świadoma śmierć jest gorsza od nieświadomej.
Zastanawiając się ostatnio nad swoją przynależnością terytorialną doszedłem do wniosku, że nie mogę powiedzieć, że czuję się Polakiem. Czuję się Europejczykiem. W sercu, gdzieś wewnątrz miejsce rezerwuje dla swoich dwóch ojczyzn. Może wydawałoby się, że skoro mieszkam tu w Polsce, to tego miejsca jest dla Polski więcej, nic bardziej mylnego, jak nie równomiernie, to nawet mniej. 

Tak na koniec, chciałbym się bardzo uwolnić od tego narzekactwa, od ciągłego zrzędzenia, że jest źle i się coś chrzani, albo wali. Lecz patrząc lekko z boku, nie umiem odgrzebać tych dobrych rzeczy w stosie utrudnień.

Idę spać,
a tym, którzy nie uciekli,
dziękuję:)
Ściskam:)

sobota, 25 października 2014

... w poszukiwaniu szczęścia tu...

W poszukiwaniu szczęścia tu, przemierzamy cały ten świat - cały ten świat - świat poranionego fellow, a może się zagalopowałem i czasami ze złości na sytuację wylewam swą złość, tak, tak właśnie jest.

Fellow to taka wielka rodzina, do której przynależy wielu z nas, lecz wielu tej rodziny się wstydzi, tylko dlaczego? Jesteśmy tak różni, że aż nam to przeszkadza, a ponoć indywidualizm jest taki uroczy. Rok w rok, co jakiś czas słyszę - nie zmieniaj się - indywidualność sprawia, że jestem "fajny" - fajny choć tego słowa nie lubię, mówi wszystko i nic. Rodzina dostrzega Twoją postać, lecz nie dostrzega Twojej osobowości. 

W wielkiej rodzinie jest tak, że liczy się to jaki jesteś na zewnątrz, czy jesteś lekkoduchem i bawisz się uczuciami, dalej idąc bawisz się życiem. I nikt tego Ci otwarcie nie mówi, a Ci co mówią stoją poza polem mojego widzenia. Prawda jest taka, że by znaleźć się w kręgu zainteresowań tych coolowych braci, musisz być Ciastkiem - Twoja twarz to jest Twój sukces. Jeśli wyglądasz jak model, Twoje szanse wzrosną o 100%, jeśli dużo Ci brakuje, szanse leżą na dnie, nawet jeśli brakuje Ci trochę do tego ideału, to Twoje szanse i tak są bliżej dna, niż szczytów niebios. 



Odwiedzając braci, niejeden raz czytałem "wygląd nie ma znaczenia". To kurcze co ma znaczenie? Po czym dokonujemy wyboru, nawiązać znajomość, zagadać do kogoś? 

Ja mówię guzik prawda, dla każdego się liczy to jak wyglądam ja, Ty, on, ona, oni, i one, i inni. To są ułamki sekund, kiedy po spojrzeniu się na człowieka, masz już wyrobione zdanie, czy Cię interesuje, czy też nie.

Momentami mam wrażenie, że w głowie nam się przewraca i stąd nie możemy poznać swojej połówki. Za dużo wymagamy od ludzi, którzy nas otaczają, a za mało dajemy. Tylko coś szepcze mi w uchu: dlaczegoby nie spróbować zaczepić tego chłopaka, choć to ładny Ciastek, to może warto spróbować? Próbuję, natrafiam na chłopaka, który wydaje się być spoko, jest miły, ale rozmowa się jakoś nie klei. Bo co to za rozmowa gdy wymieniasz się z kimś serią uśmieszków? Dostaję wiadomość ":) ;-) :-D" zastanawiam się po co to? Piszę coś, zwykle jakieś pytanie. Dostaję odpowiedź, zwykle nie jest to odpowiedź obsernych rozmiarów, raczej przeciwnie, minimalizm. W sumie to trochę odpuszczam. Ale on nie, śle swoje minki, uśmieszki, wplatając w to miłe określenia. - Czy to ma sens? Obawiam się, że nie.
Z innym sobie piszę, sam próbuje znaleźć czas na to byśmy się spotkali w rzeczywistości. Gdy obaj mamy ten czas, cała komunikacja milknie, a on znika. Wraca za jakiś czas, znowu pisze i szuka okazji, lecz i ta zostaje zaprzepaszczona... ileż tak można? 



Kurcze nie jestem dzieckiem. Nie będę się bawił w kotka i myszkę. A już drugi raz mi się zdarzyło, że ktoś gdzieś próbuje ustalić moją tożsamość, zaczepia, ale w efekcie końcowym znika. Tylko po co to wszystko? Nie lepiej zapytać w prost? No fakt nie każdemu odpowiem. 

Fellow - portal społeczności dzieci szukających uzewnętrznienia, dzieci, które zapomniały kim w życiu chcą być :)

wtorek, 14 października 2014

Audi A3 e-tron

Kto by pomyślał, że doczekamy czasów, kiedy to benzynę czy olej napędowy zastąpi energia elektryczna...

Świetnym tego przykładem może być Audi A3 e-tron. Autko w środku wygląda rewelacyjnie.
Nowoczesny desing i w opiniach testerów duży komfort jazdy. Wszystko to za sprawą tzw. Plug-In-Hybrydy. 
W samochodzie zamieszczone zostały baterie akumulatorki, jak chwalą się Audicy ważą one zaledwie 125 kg. AutoŚwiat twierdzi nawet, że to zdumiewające.
Ponoć to auto może rozpędzić się w ciągu 7,6 sekundy z zera do 100 km/h. Maksymalna prędkość przy wykorzystaniu Hybrid-Plug-Inu to 222 km/h - jak na polskie drogi myslę, ze to wystarczająco dużo, a nawet za dużo :)
Jeśli chodzi o silnik to byłem troszkę zaskoczony siedzi tam silnik TSI o pojemności 1,4 o mocy 150 KM. Wydaje się mały silnik, bo 1.4 do olbrzymów nie należy, nie ma co się oszukiwać, a 150 KM to też nie mała moc. Oczywiście jeśli mówimy o normalnej jeździe, a nie o wybrykach na drodze. 

Z informcji Audików wynika, że ten motor może spalać 1,5 l benzyny na 100 km - szaleństwo - w AutoŚwiat czytałem o 3 litrach - także wszystko pewnie zależy od sposobu jazdy, doboru trasy - czyli standardowo. Takie auta na pewno nie zastąpią benzyny czy ON, zasięg 50km w przypadku Audi, a !bodajże! Nissana albo VW (teraz nie pamiętam :( ) 80km to rozwiązania krótkometrażowe, ale nie od razu Rzym zbudowano, także myślę, że za kilka lat, może to się zmienić. 

Ciekawą rzeczą jest możliwość ustawienia sobie sposobu jazdy w A3-ce mamy do wyboru cztery opcje: 
- automat (opcja mieszana) tak bym ją nazwał, bo nie jest to zupełne przejście na Plug-In-Hybrydy, a włączenie w to benzynki;
-  Moduł Elektro - przy którym zdajemy się tylko na Plug-In-Hybrydy;
- Hold - to taka trochę szpanerka - bo można oszczędzić energię, którą wykorzystamy by pokazać się przy innych, czego to nasze autko zdziałać nie może;
- Przycisk Charge - to sposób na ładowanie podczas jazdy.

Jak już mowa o ładowaniu to czas ładowania w domu to 3:45 godziny, zaś w miejscach do tego przeznaczonych ten czas ulega znacznemu skróceniu i może wynosić 2:15.
 
Jest z czego wybierać, ciekawi mnie tylko czy rzeczywiście takie auta zdadzą się na dłuższą metę.

Źródła


Prawie nic

Ostatni czas naznaczony był zmartwieniami, problemami na uczelni, w życiu prywatnym i ciągłą niepewnością codziennych trudów.
Ale oto ja wyszedłem z tego - chociaż na moment na prostą. Prawie nic, prawie nic się nie stało. Kolejny już raz przekonuję się o tym jak bardzo "ułomnymi w swej naturze" pracownikami mogą być urzędnicy.* Bałagan i dezorientacja - ciągłe wprowadzanie ludzi w błąd i zwalanie winny na innych - tak to wygląda od podszewki.

W sumie to nie o tym chciałem Wam napisać. W moim życiu pojawił się pewien chłopak spotykaliśmy się jakiś czas, choć dzieliły nas setki kilometrów znajdowaliśmy chwilę dla siebie. Rozstaliśmy się - niedawno, niedawno też dotarło do mnie, że to co się zapowiadało tak kolorowo, wcale takie nie jest, zabrakło uczuć.
- To może też wyjaśniać, dlaczego tak żadko tu piszę. 

Praktyki i praca czyli życie na dwa etaty powala z nóg. Wyrobić w pracy blisko 150 godzin i wypracować 160 godzin to wyzwanie. Jak miesiąc ma 30 dni czyli  720 godzin - tak mi na wszystko pozostałe poza obowiązkami zostawało 410. Jeśli średnio spałem po 5 godzin to czasu wolnego zostawało 260 godzin. Sama podróż do pracy zajmowała tyle, że w całym miesiącu dla siebie miałem może ze 150 godzin.
Przeżyłem to i dalej się zmagam z tym co było we wrześniu. Teraz studia i praca, a dodatkowo obowiązki wynikające z bycia osobą odpowiedzialną za rok. Jest tego trochę.

Znowu wróciłem na słynnego fellka - choć każdy narzeka, że ludzie tam to jedno wielkie dno, ale chyba mało kto się nad tym zastanawia, że to jedno wielkie dno towrzymy my sami. I jeśli to my będziemy traktować ludzi jak zabawki, dopóki jest nowa 1-3 dni to ją będziemy lubieli, potem się znudzi i wyrzucimy, dopóty nic się w naszych relacjach nie zmieni. Należy zacząć zmieniać świat od siebie, by móc wymagać zmiany od innych, a to ludziom przychodzi najtrudniej. 

Ostatnio będąc w pracy miałem taką dziwną sytuację, przyszedł kilent, który na samym początku strasznie zmierzył mnie wzrokiem. Gdy próbowałem uciec wzrokiem, czułem, że się przygląda. Tak też było, spojrzałem ponownie i widziałem ten wzrok. Małe czarne oczka bruneta z ładnie ułożonymi włosami. Po chwili przestał. 

Dnia następnego, a może i tego samego - w sumie to już nawet nie pamiętam wracałem do domu. Droga zawsze ta sama - mijałem dwie starsze kobietki z pieskami, jakiegoś rowerzystę, grupkę 6 osób i chłopaka. Nic nadzwyczajnego, lecz przez chwilę w głowie mi było co to za ludzie - takie dziwne zamyśleniej. Zastanawiałem się co by było gdybym odwiedził jakiś klub branżowy, może to właśnie okazja do poznania kogoś, nie z sieci, tylko realnie, ale gdzie? Tutaj, przecież tu pusto.

Wieczorem na fellku dostałem wiadomość:
"Siemka, dziś się "mijaliśmy i się zastanawiałem skąd ja Cię kojarzę :P"

Niegdy jeszcze nie przytrafiło mi się spotkać kogoś na ulicy - a właściwie to zobaczyć, a potem otrzymać wiadomość i rozpocząć konwersację. 
Może to właśnie ta okazja :) 

Dziś trafił mi się wolny dzień obejrzałem sobie film "Prawie nic" ostatnio oglądałem "W ciemności". Jakaś passa na filmy się we mnie zebrała. 
Jeśli chodzi o "W ciemności" to musiałem go oglądać 2 razy. Nie wiem czemu, ale historia, którą przedstawia ten film bardzo mnie poruszyła. Żałowałem tylko, że końcówka była taka, a nie inna. Powiedziałbym, że jest otwarta, a akcja może toczyć się dalej - fajnie, choć liczyłem na coś na wzór Happy Endu.

Prawie nic - to też równie ciekawa historia - chłopak chyba podkreślam chyba - takie mam wrażenie odkrywa siebie, odkrywa swoją orientację. Podobało mi się to, że spotyka się z akceptacją rodziny, która się o nim dowiaduje, miło było oglądać tolerancję ludzi na ulicy w klubie. W mojej ocenie Cédric to piękny chłopak Mathieu nie był brzydki, lecz z nich dwóch ten pierwszy mi się bardziej spodobał. Tutaj potwierdza się, że uroda nie zawsze idzie w parze z rozumem - może to trochę naciągam, lecz tak uważam. Céndic nie ma szkoły, odniosłem wrażenie, że bardzo ważny w jego życiu był seks, co z czasem chyba zaczęło przeszkadzać Mathieu, a w ostateczności gdy drogi ich miały się rozstać Céndric tak jakby przyznaje, że coś czuje do chłopaka. 
Dalsza część filmu zapowiadała się bardzo obiecująco, lecz koniec mnie rozczarował. Liczyłem, że to potrwa dłużej, że chłopaki będą ze sobą, a tu stało się inaczej. Szkoda.

* Jeśli kogoś uraziłem, to przepraszam, lecz mój kontakt z tą grupą ludzi, nie pozwala mi twierdzić nic innego.

poniedziałek, 29 września 2014

Uwięziony na weekend

Piątek miał być końcem tygodnia, początkiem wielkiego odpoczynku, za sprawą zakończenia praktyki, a zmaganiami się jedynie z pracą. 

Szybko uwinąłem się na praktyce z obowiązkami dnia powszedniego. Oddałem zebrane prace, oddałem pożyczone materiały i udałem się do domu. W między czasie oglądałem jeszcze auto na sprzedaż, chcę jakieś kupić, lecz to nie lada wyzwanie. 
Popołudniem udałem się do pracy. Wszystko było w porządku. Jedyne co mnie jakoś martwiło, to to, że jestem od x-czasu bez telefonu. Mój Sony Xperja J odmówił posłuszeństwa. Ekran przestał należycie funkcjonować. Od środka w dół mam pasy, a od środka w górę plamę i po lewej stronie pas czerni, który w zależności o kaprysu zajmuje 1/3 albo i 2/3 a nawet 3/3:D całości ekranu. Jednym słowem - zostałem uziemiony. 

Źródło
Kolejny raz przekonuję się, jak bardzo ważną rolę gra w moim życiu telefon. Bez niego to jak bez ręki, ani dostępu do sieci, ani kontaktu ze światem. Szkoda, a spoglądając na fundusze nie zapowiada się prędko, że będę mógł zakupić nowy, tym razem telefon firmy Samsung - gti 9070 S Advance. Fajny model bawiłem się nim i spodobał mi się, a dodatkowym plusem jest to, że testuje go kolega, który ma sporawe wymagania względem funkcjonalności telefonu. Jeśli wykasować wszystkie gierki jakie to on sobie zaczerpnął to dla mnie będzie full wypas. 

Pracę skończyłem dość szybko. Akurat to trochę dziwiło, rzadko się zdarza, że kończę przed czasem, no ale starania czasem biorą górę. Oznajmiłem, że skończyłem i poszedłem do szatni zbiorczej, zabrać swoje rzeczy, a przy okazji jeszcze się ogarnąć. Zajęło mi to jakieś 15-20 minut. W tym czasie reszta paczki zbierała się do wyjścia. Jakimś dziwnym trafem paczka zapomniała, że jestem jeszcze w środku i tak pani kierownik zamknęła budynek uzbrajając alarm. Po czym odjechali do domu. Słyszałem jeszcze jak rozmawiali w środku, no ale szybciej wyszli. 

Gdy otworzyłem sobie drzwi przejściowe z jednego pomieszczenia do drugiego nie byłem jeszcze świadom co się święci. Zabrałem papiery, torbę i otwierałem drzwi gdy moim oczom ukazała się ciemność w pomieszczeniu. Pomyślałem pewnie czekają przed drzwiami głównymi. I ruszyłem ku wyjściu. Robiąc jeden krok w budynku rozległo się wycie - tak - to alarm pomyślałem. Ale jak to możliwe. Dochodząc do wyjścia głównego było już jasne. Utknąłem w środku. Alarm wył po czym przestał, a że telefonu nie miałem nie mogłem z nikim się skontaktować. Wszystko było już zamknięte bez możliwości jakiejkolwiek komunikacji ze światem. Jedyne co mogłem zdobić to włączyć alarm kolejny raz, także usiadłem sobie przy drzwiach i spokojnie obserwowałem przez okno nocne życie miasta, jednocześnie czekając na ochronę, która na pewno się zjawi. Minęło jakieś pół godziny gdy przyjechał patrol firmy ochroniarskiej, po porozumieniu się z nimi przez szybę skontaktowali się z szefową, która po 15 minutach przyjechała na miejsce. 
Szczere przepraszam i ten moment gdy nie wiesz jak się zachować. Na szczęście obeszło się bez przeszukań i filmowych wizji takich akcji. Jedyne co to poproszono mnie o dowód osobisty i spisano dane :) Poczekaliśmy na taxówkę i wróciliśmy już spokojnie do domu. Oj długa ta noc i tydzień był. 
Teraz można powiedzieć przeszedłem do historii firmy :D A ubaw i wspomnienia pozostaną na długo :)

sobota, 20 września 2014

Polszczyzna polszczyźnie nie równa, ale i wrogiem

Jedni twierdzą, że popełniane przez nas błędy językowe wynikają z nieczytania. Coś w tym musi być, skoro człowiek mniej czyta, mniej pamięta jak wyraz wygląda.

Wymawiając słowo "sól" czy to istotne w tym momencie jest czy tam jest "ó" czy "u"? No, nie. W wymowie sól to sul i tyle. Tak samo jak "hak"czy "chak", "komórka" czy "komurka" wszystko jedno - dźwięk słyszany? Słyszany.

Gdy się jednak ma do pisowni, zaczynają się schody. Bo jak napisać skąd - zkąd, poczekaj, poczekaj może jeszcze skond, albo zkond? I weź tu bądź mądry, co wybrać?

Żyjemy w erze Facebooka - tak przynajmniej mówi się w moim kręgu znajomych. Żyjemy? A może my tylko ślęczymy w ogłupieniu.

Wchodząc na wspomniany już portal społecznościowy zdarza się, że spoglądam w bieg historii, co tam w trawie piszczy/piszczało. Momentami nie dowierzam temu co widzę.

nasza sól jest jak nie nasza "sul"
nasze tracicie jest jak nie nasze "traczicie"
i tak dla przykładu jeszcze kilka innych słówek:
- lepszejszy,
- poza mno,
- męzyzn,
- zwiozek,
- mnie lubio,
- pujdzie,
- zemno
- ... .

Wniosek jest jeden, wydawajmy więcej opinii, orzeczeń o dysleksji itp., itd. a na pewno za kilkanaście lat będziemy jeszcze się posługiwali językiem polskim :) Obniżajmy progi zaliczeniowe na egzaminach, maturach i dalej. 
Ale by obsłużyć miotłę, łopatę, czy umieć właściwie otworzyć drzwi też trzeba umieć czytać. 

P.S. Tekst powstał tylko dlatego, że ilość byków na facebookowych wpisach mnie poraża.Nie twierdzę, że moje wpisy tutaj są bezbłędne, wolne od błędów stylistycznych, etc (oj i to nie jeden by się znalazł) przynajmniej staram się pilnować. Pisząc "sul" wyraz mi już podkreśla - to gdy to widzę chyba każdemu powinna się lampka zapalić, że coś z tą pisownią jest nie tak?

środa, 10 września 2014

Interwencja karą wymierzoną przeciwko sobie samemu

Myślałem, że złe czasy już minęły. Myślałem, że to co w życiu złego było, to daleka przeszłość i wrócić nie wróci.

Jaki ja jestem głupi. Sam nie wiem jak zacząć i co powiedzieć. A wiem, że muszę, bo muszę się wygadać - problem w tym, że nie mam komu, tzn. nie ma takiej osoby, do której bym napisał bądź zadzwonił i pogadał. Głupie to, ale jednak. 

Korzystając z okazji bycia w rodzinnych stronach, odwiedziłem dom. W sumie to mógłbym napisać odwiedziłem piekło. Czas jest najlepszym lekarstwem. Odkąd już tu nie mieszkam - minęło już kilka lat - czas sprawił, że zapomniałem o przykrych i złych chwilach. Raczej je odrzuciłem, dokładniej mówiąc wyparłem z pamięci. Nie spodziewałem się, że to wróci.

W gwoli przypomnienia ojciec to "patola" - alkoholik i totalne dno. Dziś ten obraz powrócił. Dziś znów powróciła chujowa nienawiść. Bo czujesz nienawiść i wstręt do tego człowieka. Czujesz złość. Ale! Widzę przed sobą człowieka - postać żywą - wówczas coś wewnątrz mówi - szanuj - jak? Kto mi powie jak? Jak można kogoś szanować kto cię wyzywa, niszczy twoje życie, zniszczył wspomnienia, dzieciństwo? 
Nie pytam nikogo o odpowiedź, bo nikt mi jej nie da. Ona rodzi się we mnie. Usłyszeć mogę od ludzi, że oprawcy, agresorzy, zabójcy, gwałciciele i inni przestępcy zasługują na karę, już nie wnikając w to jaką. 
Ja wam mówię tylko to są nadal ludzie - szacunek - to coś więcej jak akceptować, tolerować ludzi, którzy nam nie wadzą, nie przeszkadzają, choć nie są identyczni, to ich uznajemy. Szacunek to także umiejętność życia z ludźmi, którzy jednak są skrzywdzeni przez los i to jaki wiodą żywot, sprawia, że krzywdzą innych.

Nie umiem potraktować człowieka jak przedmiotu i wyrzucić jak zużytą rękawiczkę. Nie umiem też ich niszczyć w potocznym rozumieniu. 
No nie umiem. 

Wracając na ziemię dziś ojciec znów uniósł rękę na mamę. Tym razem byłem przy tym :( Nawet nie wiesz jak to serce boli. To co piszę to tylko słowa, które i tak nie każdy rozumie:(. Zareagowałem chwytając go i odciągając jednocześnie poszarpując się z nim. Wyzwisk co nie miara i jeden wielki krzyk. Znosząc jego demonstrowanie siły, chyba by mnie wystraszyć, zadzwoniłem pod numer 99.. tu w pierwszym momencie wybiłem 999, gdy tylko spojrzałem na telefon, wykasowałem numer i przez moment przeszło mi przez myśl: dzwonić? Po czym wybiłem 997 i złożyłem zgłoszenie. Policja chyba się nie śpieszyła przyjechała ponad godzinę od zgłoszenia. 
W tym czasie wysłuchałem, że nie jestem u siebie, że mam wypierdalać, że jestem nikim, że nic nie umiem, że nie obronię się, itp. Znosząc jego miny, demonstracje tego co mógłby zrobić, ale jest jeden problem.... usłyszałem go od niego: "...nie mogę, bo jesteś moim synem". No proszę. Mnie nie chciał uderzyć, ale mamę to i owszem. Damski bokser. 

Gdy już uświadomił sobie, że jednak to nie był żart z policją, to zgrywał się, że się nie boi. Latał to z domu na dwór i z powrotem. "No niech przyjeżdżają. Kiedy przyjadą? Ile będę na nich czekał. Gdzie są te szmaty." Latał i szukał - sam nie wiem czego - ale wołał "ja im pokażę" Po jakichś 20 a może nawet pół godzinie wrócił i próbował wymusić na mamie, żeby powiedziała, że jej nie uderzył "No powiedz, przecież cię nie uderzyłem." Na co moja reakcja była jednoznaczna. "Moje oczy to widziały. A ja Ci tego nie zapomnę." Kolejno usłyszałem, że chcemy z mamą go wrobić w coś czego on nie zrobił. Gdy jednak już był pewien, że mam nie cofnie tego co powiedziała. Próbował znaleźć sobie sojusznika w młodszym bracie. "Chyba staniesz za ojcem." Powiedział do brata. Ten to usłyszawszy parsknął śmiechem i dorzucił "3 lata nie twoje, (tu padło imię). Zaczął się uspokajać. Gdy przyjechała policja w pierwszej chwili zaczął krzykiem próbować coś zyskać. Szybko jednak jeden z chłopaków (bo dość młodo wyglądali) dał mu do zrozumienia, że nie będzie się z nim bawił. Nie są kolegami. Drugi próbując go uspokoić zwracał się do niego tylko "Panie ...., spokojnie proszę." "Panie ...." Po chwili stwierdził, że z tym drugim może gadać. "Z panem mogę gadać. Ale nie z tą gnidą." Skierował do tego pierwszego. 
Kuriozum, no ale w alkomat dmuchać musiała mama, nie on. Fakt po nim widać było z daleka, że jest pijany. Mama się zestresowała i nawet nie wiedziała jak dmuchnąć w ten alkomat. Po chwili się udało i wynik był zerowy - co było rzeczą oczywistą. 
Po chwili stwierdzili "Pan pojedzie z nami". Ku zaskoczeniu reakcja była taka: "Dobrze." Ubrał się i sam wyszedł. Nim jednak to, to zdążył powiedzieć do mamy: "Widzisz co narobiłaś. Ty za to i tak zapłacisz." Znając życie bez mandatu się nie obejdzie. A mandat zapłacić trzeba będzie. 
Patrząc na to, że on ma rentę, którą de facto oddaje mamie, wydawało by się, że jednak to on zapłaci. Ale w rzeczywistości to będzie wyglądało tak, że to mama będzie miała o ileś tam złotych mniej na to by opłacić rachunki, kupić żywność, itp. z czego on normalnie korzysta. 

I tu pojawia się pytanie, czy warto było dzwonić tylko po to by go wywieźli do miasta oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów, gdzie sobie przez noc wytrzeźwieje i jakimś sposobem wróci do domu z mandatem? 

Na to pytanie odpowiedź moja jest jedna: Nie warto było dzwonić. Te interwencje sprawiają tylko, że sami siebie pozbawiamy kasy, której bez tego jest mało. 
Jaki jest sposób inny, skuteczny? Nie znam.

I tak wyszło, że sobie nerwy zepsułem, teraz dużo pytań, co będzie jutro, pojutrze, itp. Taka niepewność i obawa przed jego czynami nie dają mi spokoju.

Musiałem o tym napisać, bo nie mogę zasnąć, a jutro raniutko do pracy:(
 

wtorek, 26 sierpnia 2014

Moje gniazdko na przyszłość. Gdzie wolność mnie przywita?

Ostatnimi czasy dużo się działo w moim życiu. 

Źródło
Pierwsza rzecz to długi urlop bowiem aż cały miesiąc w tym czasie odwiedziłem ponownie zachodnią Europę i tam też spędziłem bardzo miło czas. Korzystając z okazji zajrzałem w kilka miejsc m.in. do Kolonii i Amsterdamu. Było pięknie tyle mogę powiedzieć :) Zarówno jedno jak i drugie miasto zrobiło na mnie duże wrażenie. Sam nie wiem które bardziej, choć z drugiej strony to wiem - Kolonia. Jest przepiękna, uroczy klimat.



Źródło
Wracając z urlopu wracałem z nastawieniem, że koniec wolnego, koniec odpoczynku i znowu ostre harowanie od świtu do nocy. I w cale się nie myliłem. Pracy jest bardzo dużo. Lecz nie samą pracą człowiek żyje. Stąd mimo tego wyrwałem się na spotkanie ze znajomymi, alkoholu nam nie brakowało, imprezka długa, bo aż po sam świt :) 
Dlaczego o niej piszę, ano dlatego, że właśnie tu dość otwarcie broniłem osób homoseksualnych wykorzystując swoje dość lewicowe poglądy. Choć momentami jednak nie byłem tak bardzo lewicowy i może bliżej było mi prawicy hehe.

Jak by to było, gdyby problemów nie było? No pewnie nudno. Stąd też spotkało mnie kilka niespodziewanych wydatków jednym z nich jest samochód, który to się posypał nikomu nic o tym nie mówiąc, dopiero gdy go "lekarz" zbadał, stwierdził, że już nie będzie nikomu potrzebny i spisał na straty, na powolną śmierć. Teraz bez auta jestem i powiem wam, że jest potrzebne. Auto używam 4 do 5 razy w miesiącu, w roku akademickim jest to częściej co weekend gdzieś musi pojechać, ale co to jest 100 km w ciągu 3 dni? Całe nic. Ktoś by powiedział nie potrzeba ci autka. No i jednak się myli, niestety w naszym kraju komunikacja kuleje, o ile jeszcze międzymiastowa ujdzie, jakoś tam pal cię licho, to już z miasta do wsi się dostać, to masz głównie dwie opcje "z buta" i "rowerem"- o ile taki posiadasz, masz gdzie w tym mieście przetrzymać. Stąd potrzebne jest mi auto bym mógł jeździć do domu. 

No i gorszy problem to taki, że teraz czynsz mieszkania skoczył ze 435 zł na ok. 620zł i jest beznadziejnie, bo nie ma nic ciekawego co bym mógł wynająć. Mieszkanie jest 2 pokojowe, w jednym mieszkały dwie osoby, w drugim pokoju ja. Jedna osoba się wyprowadza i zostajemy we dwoje więc jest nieciekawie. Teraz całość trzeba rozbić na 2 osoby. 
Źródło: Opracowanie własne

W między czasie, w tym zawirowaniu, gdzieś o mojej orientacji dowiedziały się moje siostry. Nawet nie mam co wam napisać bo reakcja była mniej więcej taka: ok, i co z tego. - kropka sugeruje koniec tematu. Także chyba nie tak źle. Nie odniosłem wrażenia by to jakoś pogorszyło nasze relacje. Ale jak mówię tylko nie odniosłem takiego wrażenia. Relacje nasze się popsuły innym wydarzeniem, ale to już nie ma sensu go opisywać. 

Zaciskam zęby i idę do przodu z głową podniesioną do góry. 
Tak mi będzie lepiej, a przecież jestem silny to dam radę.

Pozdrawiam Was gorąco :)