sobota, 4 marca 2017

zapętleni

Po co?
















Nie mam co przepraszać za moją nieobecność tutaj. Jest ona związana z moim wewnętrznym zagubieniem. Tak znalazłem się w jakimś takim miejscu, gdzie nic nie jest takie jak bym chciał. A może zbyt dużo od życia wymagam.



Może zacznę od tego co w życiu jest bardzo istotne i określa na co możemy sobie pozwolić. P R A C A.

Odkąd zmieniłem korporację na oświatę - wiem, że żyję - w kontekście zadowolenia i komfortu jest wiele różnic.

W korpo pracowałem 8 godzin i ani minuty dłużej. Bardzo dobre zarobki jak na mój region. Umowa o pracę, jakieś benefity - szczerze to nie korzystałem z tego - jakoś mnie to nie interesowało - nie czułem potrzeby.
Jedyną trudnością było to, że wymagania stawiane były tak wysoko by wypompować z człowieka jak najwięcej się da.
Niezdrowe podejście sprawiło, że praca nie była przyjemnością. Dla mnie stała się koszmarem. Ogromny wpływ na samopoczucie w pracy miał mój bezpośredni przełożony. Człowiek z którym rozpoczynałem przygodę w korpo, początkowo mój kolega, gdy przyszedł czas zmian i objął ster w korpo nasze relacje uległy pogorszeniu. Widział to każdy, mimo tego, że nie pokazywaliśmy jakoś bliskich kontaktów. Z czasem sam zauważyłem nierówne traktowanie i przydział obowiązków. Stało się to dla mnie koszmarem wręcz. Wytrzymałem rok. Nadarzyła się okazja by zmienić pracę i się to udało.
Odszedłem z korpo - dzisiaj gdy spotykam uf kolegę słyszę, że góra powołuje się na moją pracę. Ponoć robiłem to co trzeba rzetelnie i z efektami. FAKT słodził mi, cel był taki, że mogę wrócić. NIE chcę. Jedyne co mnie kusi to pieniądze.

Dziś zajmuję się oświatą i tu czuję się spełniony. Nie czuję, że pracuję, nie czuję, że muszę - a czuję, że chcę i że robię coś z pasją i zamiłowaniem. Mniej ważne stało się to, że nie pracuję już 8 godzin dziennie, a 13 nawet i więcej. Zarabiam o połowę mniej. I to jest największą bolączką. Dziś gdy patrzę na moją wypłatę to zastanawiam się co mam zrobić i co w jakiej kolejności opłacić, by starczyło. Niewiele więcej niż najniższa krajowa. To moja pensja zasadnicza - jeśli miesiąc sprzyja bywa, że mogę dorobić 200 zł. Czyli przy dobrych wiatrach jestem w stanie wyciągnąć 2 koła.

Dla jednych może i to zawrotna suma, dla innych może mniej, a jeszcze innych obrażająca. Gdy spojrzę na wydatki uśmiech i radość szybko zmieniają się w zakłopotanie.
Mieszkanie - 650 zł
Dojazdy do pracy - min. 700zł
Kredyt 500 zł
Tel/Internet 150 zł
Raty 150 zł
i tak suma sumarum wychodzi, że miesięcznie muszę mieć 2150 zł. By to osiągnąć trzeba dorabiać. Jakoś ciągnę tak miesiąc za miesiącem. Ostatnie miesiące były bardzo trudne. Przyszły dodatkowe opłaty związane z utrzymaniem auta, telefonu czy samego komputera.

Na niedomiar złego nieustannie jestem pod ostrzałem władz. Nie moich bezpośrednich przełożonych, lecz tych wojewódzkich. Ciągle ktoś coś chce, nikt jednak nie mówi co konkretnie mam zrobić, a już w ogóle nie mówi co robię źle w tym co robię dobrze.
To całe kuriozalne kontrolowanie i sianie niepewności czy też strachu powoduje, że zaczynam tracić to co daje mi radość.
To tak jak bym był rybą w wysychającym stawie.

Dochodzą mnie słuchy o tym, że to koniec istnienia owej wyspy, że należy sobie szukać zatrudnienia gdzie indziej, ale z drugiej strony pyta się mnie czy zostaję.

Chciałbym zostać - ale jest jedno ale - jak już wcześniej wspomniałem dojazd do pracy to koszt 700+ zł. Zawrotna suma przy takiej pensji jak moja.
Komu bym tego nie powiedział to każdy się dziwi, wręcz jest zszokowany na co ja się "porwałem". Racja może to nie było dobre podejście, ale wyrwałem się z korpo gdzie męczyłem się strasznie psychicznie.

Tutaj mam ten komfort, że robię co lubię i nawet pomniejszanie mojej roli, nie jest tak bardzo demotywujące jak niezdrowe relacje w korpo.

ALE czy warto poświęcać praktycznie wszystko dla jednego marzenia? Przecież ta praca była moim marzeniem, warto?

Myślę, że tak.

Chociaż miewam coraz więcej obaw, czy aby na pewno to dobre posunięcie? Pewne jest to, że muszę szukać innego punktu zaczepienia, który będzie bliżej mojego miejsca zamieszkania. Po +/- 50 km w jedną stronę to jednak zbyt dużo.

Przez to nie mam czasu dla swojego Kochanie. Zaniedbuję związek i mój czas wolny, który ograniczył się teraz tylko do jednego dnia weekendu. Zwykle na co sobie mogę pozwolić to jest tylko i wyłącznie odsypianie zarwanych nocek w tygodniu.

Czuję się źle z tym, że nie poświęcam odpowiednio czasu osobie, którą darzę pięknym uczuciem. Źle mi z tym, że kosztem moich pragnień, niszczę to co jest prawdziwe i szczere.

Inną sprawą jest to, że nie czuję się bardzo komfortowo wśród ludzi, którzy mają rodziny i o nich mówią bez liku, a ja muszę chować głowę w piasek i udawać singla, który żyje i zadowala się wolnością.
To takie uwłaczające. To bardzo krzywdzące i smutne. Żeby wykonywać ten zawód, trzeba być marionetką w rękach włodarzy.

Dzień w dzień myślę o wyjściu z tej sytuacji. Tylko wyjście totalne mnie nie zadowala, a trwanie w tym co jest, też nie jest rozwiązaniem na dłuższą metę.

I tak źle, i tak nie dobrze.

5 komentarzy:

  1. Mam nadzieje ze nie oczekujesz od nikogo z nas jakieś podpowiedzi . Co powinieneś zrobić ?....
    mam nadzieje ze z czasem sprawy się ułożą by moc pracować , zarobić i mieć przynajmniej cień satysfakcji
    Dbaj o siebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że nie oczekuję odpowiedzi. Ba długo się zbierałem by coś o tym wszystkim napisać, a to właśnie za sprawą tego, czy nie zostanę źle zrozumiany.


      Jednak napisałem, bo chciałem przelać myśli na papier i troszeczkę się od nich uwolnić. To taki czysty pamiętnikowy wpis z wieloma niewiadomymi, na które nikt nie zna odpowiedzi. I to też jest dobre.

      Oby tak też było.

      Usuń
  2. To ja powiem tak:
    Jeśli ta praca sprawiła pogorszenie Twojej sytuacji materialnej jak i kontaktów z partnerem, to zrobiłeś źle rzucając poprzednią stabilną pracę. W życiu nie można mieć wszystkiego. Każdy z nas powinien szukać stabilności, spokoju, harmonii. Ty porwałeś się na głęboką wodę i co z tego masz? Jedynie satysfakcję, ale nie masz kasy i męża u swego boku. Warto było zostawiać kochanie dla tych dzieciaków? Póki możesz odejdź ze szkoły, wracaj do stabilnej pracy czy tej co była, czy innej. Byle byłbyś z mężem, rodziną i nie miał tylu nerwów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie uważam bym źle zrobił. Wychodzę z założenia, że wolę żyć biedniej a robić to co lubię. Obie prace są stabilne i nie boję się o utratę stanowiska. Jedyne co jest utrudnieniem to faktycznie finanse. Poprzednia praca nie była na tyle okej, bym wytrzymał dłużej. Męczyć się nie chcę tym bardziej, że w pracy przecież spędzamy połowę dnia... Tu się nie męczę, nie zmuszam, wręcz przeciwnie.

      Usuń
  3. DNA również jest pętlą dwóch łańcuchów, które zawierają kod genetyczny.
    Może natura pobudza Cię do działania i procesów życiowych.
    Dr Genetyk

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za rozmowę :)