piątek, 15 czerwca 2012

samochód

W nocy byłem dwa razy na pogotowiu stomatologicznym;( Pierwszy raz kobieta, wyglądająca na babcie mającą z 80 lat, spojrzała w moje uzębienie i zdrowo zaczęła w nie naparzać szukając źródła bólu. Nic nie znalazła tą metodą, więc wzięła powietrze i ruszyła w poszukiwania - coś tam zaczęło ćmić. Mówię jej, że boli mnie przedostatni ząb, bodajże (4)6. Spytała czy zdejmujemy wypełnienie? No zgodziłem się mając nadzieję, że ból ustąpi. W pewnym momencie dojechała do miejsca gdzie myślałem, że zejdę z tego świata. Ból niesamowity i to czekanie, aż przygotuje "coś" nowego. Z bólu łapałem się ręką za szczękę, mówiłem do siebie, przecież cię nie boli. NIE BOLI, NIE BOLI, NIE BOLI.... i tak przez ten czas czekania. Bądź co bądź ból był, ale sekundami był mniejszy - istna ulga. Po założeniu jakiejś trucizny czy czegoś tam. Powiedziała, że będzie mogło boleć tak 4 godziny. Ale schodząc z fotela nic prawie nie czułem, było oke. Pojechałem do mieszkania i położyłem się spać. Gdy nagle czuję ból jak by mi tym zębem wiercono, rozpychano go i inne cuda wianki. Według jej zalecenia wziąłem tabletkę przeciwbólową. Nic nie pomogło, za chwilę kolejną i jeszcze jedną. Robiło się słabo, pot na czole, zimno:( Zadzwoniłem na 999 i pytam co mogę zrobić, nie daję już rady. Kobieta w słuchawce bardzo uprzejma powiedziała, że wrócić do dentystki. Zadzwoniłem do dentystki i pytam czy mogę coś jeszcze zrobić by uśmierzyć ból. Ta jedynie poleciła mi przyjechać jeszcze raz. Za chwil kilka byłem na miejscu. Dostałem zastrzyk. Prawa część buzi zdrętwiała delikatnie i na tym się skończyło, ból jak był tak był, może trochę lżejszy.. Minęły w końcu 4 godziny ból powoli odchodził, radość.. W końcu zasnąłem gdzieś koło 5 nad ranem.

W granicach 10 godziny budzi mnie telefon, a w słuchawce słychać szlochanie siostry, która ledwo co wypowiedziała "miałam wypadek". Gorąco i szok, nie wiedziałem co robić? Trochę ją wypytałem co i gdzie? Za chwilę zadzwoniłem do mamy, która już i tak była w drodze na miejsce wypadku. Telefon do pracy z prośbą o wolne - dostałem!! Szybko się ubrałem i w autobus do domu. Wówczas nie myślałem, że straciłem swój tak bardzo szanowany samochód. Dotarłszy do domu  zobaczyłem uszkodzenia, ból w sercu, tak bardzo na niego ciężko pracowałem. I już nic nie mam;( Żal i smutek. Poszedłem do siostry której dzięki Bogu nic się nie stało i zacząłem Ją pocieszać. Nie dając po sobie poznać nikomu, że jest mi przykro, smutno. Z nikim na ten temat zbytnio nie rozmawiałem, nie chciałem się użalać.... Ale jedno jest pewne jest mi smutno i chciałbym przespać ten koszmarny od pierwszej sekundy dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za rozmowę :)