niedziela, 26 października 2014

A może by tak do raju?


I choć nie chcę tego przyznać, anie przed sobą, ani przed nikim innym, to jegnak czas to powiedzieć. Dopadła mnie depresja, depresja związana z jesienią!? 
Źródło

Nazwałbym ten stan beznadziejnym ze względu na doskwierającą mi samotność. Nie ma nic gorszego, jak właśnie ta cholerna samotność. 

Co mi z tego, że na randkowym ktoś do mnie zagaduje, co mi kurczę z tego, gdy te zagadywanki są tak bezcelowe. Ktoś zaczepia, pisze, wykazuje chęć by się poznać, a gdy tylko moment się nadaża znika. Takich przypadków jest cała masa. Ogromnie mnie to wkurza, bo rozumiem pożegnać się i skończyć rozmowę, ale nie ma nic gorszego, od tępej ucieczki.

Ostatni nawał pracy zarówno zawodowej jak i związanej ze studiami wyraźnie odbija się na moim zdrowiu, ale cóż muszę dać radę. Co chwilę mówię, sobie, że dam radę, bo jak nie ja to kto? - Marnie to mi idzie.

To taka chora machina. Pracowałem na 0.5 etatu brakowało mi kasy, pracuję na 0,75, a nawet na 0,8 czy 0,9 etatu i też mi tej kasy brakuje. Najbardziej mnie wkurza to, że nie widzę różnicy pomiędzy życiem sprzed kilku miesięcy, a teraz. Choć nie ma co pomijać faktu, że kilka miesięcy temu, to za mieszkanie płaciłem 400 zł, a nie 600 tak jak teraz, a różnica 200 zł jednak robi swoje i to może być właśnie ta różnica którą teraz nadrabiam etatem od tej półówki. 

Dziś wróciłem z pracy padnięty, kolejny dzień dobitki. Tak złego dnia jeszcze nie miałem, tzn. miałem, ale dawno go nie było. Eh...

Wszedłem na FB i tak dostrzegłem pewien arykuł dwóch Polaków na Filipinach "Ucieczka do raju". W mojej głowie od jakiegoś czasu pojawia się pomysł, a raczej pragnienie ucieczki. Po przeczytaniu relacji chłopaków o życiu w tamtych rejonach, moje serce zaczęło bić szybciej, jakby poważnie się zastanawiało nad tym czy, aby nie postawić losu na jedną kartę i nie zaryzykować ucieczką do raju. 

Myślę, ża dla mnie to raj by nie był. Co z pracą, skoro tam legalnie pracować bym nie mógł. A jaka inna? No dobra, pomysł by się może i znalazł, ale..., ryzykowałbym bardzo dużo - właściwie to tylko nieukończone studia magisterskie. 
Nic innego mnie nie trzyma. Nic poza studiami nie trzyma mnie w tym miejscu. W domu/na stancji też mnie nic nie trzyma, w mieście i okolicy również nie, może tylko przywiązanie, chwilowa chęć przebywania w okolicy. 
Swoją drogą to ciekawie mnie podejście Filipińczyków do homoseksualizmu, bo jeśli miałbym tam stracić życie to kierunek swoich myśli wolałbym zmienić. Świadoma śmierć jest gorsza od nieświadomej.
Zastanawiając się ostatnio nad swoją przynależnością terytorialną doszedłem do wniosku, że nie mogę powiedzieć, że czuję się Polakiem. Czuję się Europejczykiem. W sercu, gdzieś wewnątrz miejsce rezerwuje dla swoich dwóch ojczyzn. Może wydawałoby się, że skoro mieszkam tu w Polsce, to tego miejsca jest dla Polski więcej, nic bardziej mylnego, jak nie równomiernie, to nawet mniej. 

Tak na koniec, chciałbym się bardzo uwolnić od tego narzekactwa, od ciągłego zrzędzenia, że jest źle i się coś chrzani, albo wali. Lecz patrząc lekko z boku, nie umiem odgrzebać tych dobrych rzeczy w stosie utrudnień.

Idę spać,
a tym, którzy nie uciekli,
dziękuję:)
Ściskam:)

4 komentarze:

  1. “bo rozumiem pożegnać się i skończyć rozmowę' – aby marzenie się ziściło, to Twój rozmówca musiałby choć troszeczkę grzeszyć kulturą i dobrym wychowaniem, o które coraz trudniej w dobie kultury spamu.

    atka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem ciężko, lecz nie pozostaje mi nic innego jak tylko puścić to w niepamięć. Choć irytujące gdy co drugi kontakt musisz puścić w niepamięć.

      Usuń
  2. Drogi Europejczyku! Pomyśl sobie, że nie marudzisz, tylko dostrzegasz rzeczywistość. I to całkiem mądrze. A to, co dzieje się dookoła, czasem może się zmienić. W najmniej oczekiwanym momencie.
    Głowa do góry. I obserwuj uważnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za pocieszenie, może się zmieni, liczę na to, dlatego też nie uciekam i nie chowam głowy w piasek :)

      Usuń

Dzięki za rozmowę :)