czwartek, 22 listopada 2018

kolacja biznesowa


Kilka dni temu odezwał się do mnie znowu Korpoludek. W prawdzie kontakt ostatnimi czasy był niemalże na poziomie 0.

Dowiedział się po kontach, że się rozstałem, że poznałem kogoś nowego, że mam nowy związek. Bardzo chciał się spotkać - stwierdziłem z Kamilem, że możemy spokojnie się spotkać, przecież to nic złego.

Udaliśmy się na spotkanie. W trakcie którego okazało się, że to czysty interes, a przy okazji troszkę ciekawości jakie zmiany nastąpiły w moim życiu. 

I tak Korpoludek dopytywał o to jak mi się żyje, jak pracuje w budżetówce? A że żyje mi się źle. Wręcz tragicznie patrząc na moje marne zarobki, czas jaki poświęcam tej pracy, brak satysfakcji z tego co robię, obrzydzenie do miejsca, do którego muszę jechać nie ukrywałem, że szukam czegoś innego, może nawet nowego. 

Spytał mnie, bo to trapi każdego w korpo czy się spełniłem pracując w szkole? Nie odpowiedziałem na to pytanie, bo nie umiałem dać jednoznacznie odpowiedzi.

Tak spełniłem swoje marzenie z dzieciństwa i okazało się, że nie mam dalej pomysłu na siebie. Wiem, że miejsce w którym jestem teraz nie jest miejscem dla mnie. Owszem bardzo lubię uczyć, tłumaczyć komuś, pomagać, ale w warunkach jakich przyszło mi obecnie pracować nie mogę się czuć dobrze.

Nie spełniłem tylko jednego - mianowicie tego, że idę do pracy z uśmiechem na twarzy, wracam do domu i czuję się wolnym, niezobowiązanym do tego by ciągle coś nowego wymyślać. Tego nie udało mi się zrealizować.

Korpoludkowi powiedziałem, że lubię robić to co robię. To praca moich marzeń i nie ma nad czym się tu rozwodzić, ale to pytanie wcale nie było pytaniem bez podtekstu. Mu chodziło bardziej o to czy po tym jak się spełniłem nie chcę wrócić do korpo. 

Ku jego zaskoczeniu powiedziałem, że rozważam zmianę pracy może gdzieś w korpo. Kto wie. On już miał gotowy pomysł, co więcej wizję projektu, który miałbym w niedalekiej przyszłości objąć po tym jak odejdę z budżetówki. 
Zarobki które omawialiśmy to pieniądze, które może pod koniec swojego życia w budżetówce bym zarabiał, tu miałbym praktycznie na starcie. Jako, że pracowałem tam przecież to wiem jakie są zarobki, chociaż teraz się troszkę pozmieniało i gratyfikacja uległa znacznej poprawie przez to, że projekt się rozwinął. 

Nie ukrywam, że moje 1.5 etatu w szkole to za mało bym się mógł utrzymać tutaj w mieście dojechać do pracy i przeżyć od 1 do 1. Niestety dojazdy w moim przypadku pochłaniają 1/3 mojej wypłaty. Muszę pomyśleć nad pracą dodatkową. Nad tym czego wystrzegałem się jeszcze niedawno. Rok temu miałem kurs w soboty i miesięcznie wpadały dodatkowe pieniądze, teraz odmówiłem i żałuję tego kroku, bo brakuje hajsu... 
Stąd też mam myśli by może właśnie udać się do korpo i dorobić sobie. 

2 komentarze:

  1. Cześć. Półtorej etatu i jeszcze praca dodatkowa? Ja zwykle robię od 7.00 do 19.00, ale każdą sobotę i niedzielę mam wolną - tylko dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety tak. Mam półtora etatu ale zarobki w oświacie wcale nie są takie rewelacyjne. Pół etatu idzie na dojazdy do pracy i to jeszcze potrafi nie wystarczyć, a za niecałe 2 tysiące to ciężko się utrzymać, zwarzywszy na to, że w to wchodzą różnego rodzaju opłaty, kredyty itd. Nawet moja oszczędność nie zdaje tu egzaminu... Dlatego jeszcze muszę dorabiać...

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za rozmowę :)