niedziela, 14 lipca 2013

gdyby kózka nie skakała, to by...

Jako że od dłuższego czasu pierwszy raz miałem sobotni wieczór wolny mogłem się gdzieś wyrwać :D 
Wpadli do mnie znajomi z ogólniaka i tak się jakoś potoczyło, że flaszeczkę obaliliśmy :D
- Jak ja nie lubię wÓdKi :( ble ble ble ble ble ... ble.
Pijemy pijemy i mówię do Szymka, Ty ale kurwa ja tej wódki to nie lubię - nie pierdol Stary, tylko z tobą jednym można napić się wódki. Eh gadanie...
No i tak walneli my jednego, i tak potem kolejnego i tak ooo... aż do dna :D
- Pierwszy kieliCH! z trudem psychicznym walnąłem - bo jakoś nie lubię wódki bym ją mógł często pić, a w tym miesiącu to już drugi raz - haha - ale poszło. Drugi ooo już nic nie czuję, jakoś łagodniejszy skurczybyk był :D Trzecie to cięty jak chuj, aż mnie wtrząchnęło - Szymek tylko się brechał :D
Wódeczke piliśmy tylko we dwoje, bo Stasiek to nie przepada za wysokoprocentowymi trunami...
I tak sobie my gadali - o już północ to chluśniem bo uśniem, ty ale by się pobawił, co nie? - mówi Szymek. No czemu by nie. Ty idziemy do Clubu? Hm... Idziemy. Poszliśmy jakieś 2,5 km.
Tak się składało, że droga była fantazyjna, a zdjęcia wykonane są mega! To te z tych co można je mieć raz obejrzeć i nigdy nikomu więcej ich nie pokazywać. (Obejrzeć mogą tylko Ci co na nich byli :D)

Człowiek młody to głupi jak chuj, nie... No ale tak sobie idziemy i przebiegaliśmy akurat przez jezdnię, jak gdyby nie można było jak człowiek przejść.. Krawężnik i wszystko jasne, nastąpiłem niefortunnie na niego i tylko bum... Stary co ci? Słyszałem słowa przed sobą... Ty no kurwa się przewróciłem :D A w prawdzie źle stanąłem i kurde blaszka nadciągnąłem ścięgna czy co tam je w tej "girze"... Bolało, ale szkoda byłoby wracać do domu, a zwłaszcza, że byliśmy już blisko i to jedyny moment na imprezkę... Chodzić mogłem to i poszliśmy dalej - już na spokojnie :D Jak tylko jakoś źle stanąłem to bolała noga, w środku to już tam nie myślałem i się gibałem na parkiecie. Było grubo :D Ludzi nie był full, to i miejsca do oddychania i tańczenia było :D (Swoją drogą to miejsce do oddychania duże nie musi być - haha) W środku wypiliśmy jakieś tam kilka bro... nad ranem powrót, tak jakoś w granicach 4 albo z plusem albo i minusem, nie pamiętam :D

O 11 do pracy... to była masakra, poszedłem z buta bo blisko, bo rowerem nie mógłbym jechać, bo noga. Tam jakoś nie było mi wygodnie, noga trochę dokuczała, wszystko się tak złożyło, że mogłem wrócić do domu i odespać zarwaną nockę i liczyć, że nóżka już się wykuruje we śnie. I o dziwo jest już dużo lepiej. Nie boli, no tylko jak nią zakręcę to poczuję ból, ukucie czy jak by to inaczej nazwać...
Fajnie, bo jakoś tak mogłem po tych ostatnich niezbyt przyjaznych sprawach, rozstanie, znowu samotność, rozterki z wyjazdem, mogłem oderwać się od tego wszystkiego i na spokojnie się wyluzować :D To był zajebisty czas gdzie nie myślałem o tym co się teraz w moim życiu dzieje. Raz tylko przez myśl mi przeszło, że w clubie mógłbym spotkać kogoś znajomego... ale kit tam to się nie liczy :D Ważne że wszystko się udało.

2 komentarze:

  1. czasami tak trzeba, oderwać się, zapomnieć o wszystkim, choć na chwilę. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. no nie ma co, było mi to bardzo potrzebne :D teraz jeśli wyjadę do Niemiec to będzie dłuższy odpoczynek :D i czas by naładować baterię na dalsze czasy :-)

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za rozmowę :)