piątek, 12 czerwca 2015

językowe eldorado

No cóż. Nie ma co tu dużo ukrywać studia się kończą lada moment. Właściwie to już zostały tylko egzaminy i obrona. A to trochę trudny okres. Zważywszy na to, że dorzucam do tego pracę i szukanie nowej, lepszej może właśnie w innym zakątku kraju, europy :) 

I jak na typowego studenta przystało zaczynają się schody. Kto chce Świeżaka? No kto? - Wszyscy dobrze wiemy, że bardzo mało ludzi jest chętnych wziąć kogoś nowego, bez doświadczenia w branży. Wówczas trzeba go wszystkiego nauczyć, pilnować - a to rodzi koszta. Firmy i instytucje idą na łatwiznę wpisując w swoich ofertach min. rok/dwa albo i więcej doświadczenia. 

Co z tego, że spełniam teoretycznie wymagania, jak nie praktyka pokazuje, że to co oferują studia nie jest wystarczające, by być gotowym na rynek pracy. Ten się z deka broni przed młodymi. Wszystko to przez to, że programy studiów nie są i powtórzę to jeszcze raz nie są przystosowane do realiów. 

Jeśli studiuje się kierunek inżynieryjny często gęsto ludzie mają laboratoria, tam uczą się cokolwiek z jak ja to nazywam "miksturkami" czy próbują, eksperymentują i doświadczają czegoś na własnej skórze. Jest wiele kierunków, gdzie brakuje właśnie tego doświadczenia. Oj brakuje. Nie dość, że brakuje doświadczenia, to brakuje jeszcze wiedzy. Ja kończąc swoje studia otrzymuję uprawnienia, które są tylko papierkiem dopuszczającym mnie do zawodu. Prawda jest jednak dużo smutniejsza. Ten papierek to tylko wymóg urzędowy: bo on nie potwierdza tego, że będę umiał zająć się dokumentację i całą papirologią która ciąży na zatrudnionej osobie. 

Słabe szanse mam, ale mam. One słabną wraz z wymaganiami. Dziś jednym z obowiązków jest znajomość języków obcych. To już nie wystarczy jeden język obcy, lecz znać trzeba przynajmniej dwa. Język angielski dziś to mus, bez niego nie można
Źródło: opracowanie własne
przejść dalej. I tak okazuje się, że ja choć główne wymagania spełniam, firma przyjęłaby mnie w swoje szeregi, nie patrząc, że nowicjusz, lecz bez znajomości angielskiego, szans nie ma. Warunek poziom A2. Rekruter mówi jasno trzeba porozmawiać ze mną po angielsku i tu zaczyna mówić do mnie po angielsku, pyta o powód przeprowadzki, czemu akurat pasuje mi to miast, a nie inne. Czy podróżowałem za granicą? Jakie mam hobby itp. Pytania błahe, lecz ja nawet tego nie potrafię.
I teraz siedzę sobie nad samouczkiem i czytam. Próbuję. W szkole olano nauczanie angielskiego jak ktoś nie zdawał egzaminów, a teraz pluję sobie w brodę. Jestem troszeczkę zły, że zaniedbałem to. Dziś pewnie bym pisał, że oto człowiek który spisany był przez społeczeństwo na straty idzie po sukcesy. Byłoby fajnie? Jasne. Dlatego nie poddaję się. Podejmuję tą naukę i próbę. Prosiłem o kilka dni czasu, może udam mi się nauczyć chociaż podstaw, tak bym przeszedł rekrutację, a potem nawet zapisałbym się na kurs, aby tylko dostać tą pracę w najpiękniejszym polskim mieście :) 

Jeśli czytają to jacyś nauczyciele a zdarza się, zwłaszcza jeśli są anglistami, germanistami, rusycystami, lingwistami, i innymi filologami to moja gorąca prośba nie odpuszczajcie, wymagając by uczniowie się uczyli nie krzywdzicie ich, wy wzbogacacie ich życie i szanse na lepsze jutro. Zawsze doceniałem w nauczycielach to, że wymagali. Musiałem się uczyć, więc się uczyłem. Dziś kończę dobre studia i mówię szczerze nie żałuję. Jestem dumny z nich i wiem, że jeśli nie dziś to jutro albo za kilka dni znajdę pracę zgodną z wykształceniem. 

Good night ;-)
Ciao ;-)

2 komentarze:

  1. Hej. Powiem tak, to co piszesz jest prawdziwe, ale tylko człowiek o mocnym charakterze jest w stanie powalić pracodawcę, tak by błagał byś u niego pracował. Dziś nie ma zasady, ten, albo inny, bo inni wyjechali i za grosze nikt w tym kraju nie będzie pracował. Ja nigdy nie byłem studentem i nie znam języków, mimo wszystko nie czuje się gorszy, jak nie będę mógł znaleźć pracy, to sam ją sobie stworze. Nikt nie jest dziś naszym władcą i powoli kończą się czasy, kiedy to pracodawca dyktował warunki. Myślę, ze to był efekt tego, ze nikt z nas nie potrafił się odezwać i powiedzieć co trzeba. Niestety nasz kraj zszedł na psy i jeżeli komuś się wydaje, że cudowna Warszawa jest receptą na sukces to jest w błędzie, gdyż Warszawa to miasto pełne absurdów. To my ludzie mamy pokazać wyższość nad władzą, nad szefem i pokazać kto tu rządzi inaczej całe życie za kilka groszy będziemy gnić w tej okrutnej rzeczywistości. Mieszkam w Polsce i jeżeli ktoś chce z zagranicy ze mną pogadać, to niech sam się uczy mojego języka. Dlaczego to my Polacy mamy się poniżać i uczyć angielskiego by z kimś pogadać? W tym kraju powinien obowiązywać tylko nasz język, bo jak jego zatracimy, to znaczy, że naszego kraju już nie ma. Gdyby ode mnie pracodawca wymagał języka lub dwóch to bym go zjebał i kazał wypierdalać do kraju, w którym mówi się w tym języku (nie jestem narodowcem, ani patriotą), po prostu nie dam się poniżać, tylko dlatego, że jestem Polakiem. Kiedyś szukałem szczęścia w Warszawie, dziś już wiem, że to nie jest idealne miejsce dla mnie, tamten świat jest fajny, ale jak jedziesz turystycznie na weekend i spadasz. Ja wole spokój i brak pospiechu. Zacząłem doceniać właśnie walory małych miast, takie jak nasze autorze bloga, którego pozdrawiam i trzymam kciuki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz i słowa uznania.

      Niestety jestem zupełnie innego zdania. Języki obce to bogactwo - bogactwo możliwości wyrażania myśli - mówi to osoba znająca poza językiem polskim jeszcze inny język obcy w stopniu komunikatywnym, zaawansowanym. To jest piękne, że możesz porozumieć się nie tylko we własnym języku, ale również w języku Twoich znajomych. Uwierz mi, że na znajomości tej tylko korzystam, poznałem wspaniałych ludzi, mam cudownych przyjaciół na świecie, w każdy momencie jadąc do nich mogę się swobodnie z nimi porozumiewać. Tym właśnie, że nauczyłem się ich języka, motywuję ich do nauki języka polskiego.
      Nigdy prze nigdy nie myślałem o nauce języków jako o wyrzekaniu się polszczyzny. Jak widać ta na moim blogu wciąż jest przystępna - wiele osób odczytuje to co mam do powiedzenia, rozumie to i to jest najważniejsze.
      Języki obce to bogactwo, którego nikt nie jest w stanie mi odebrać. To tak jakbym rozumiał świat ze więcej niż jednej perspektywy. To daje możliwości:)

      A co do wymagań pracodawcy. Wymaga on języków, bo moja praca ma polegać na komunikacji z obcokrajowcami. Nie chodzi tu wcale o ich pobyty w Polsce. To praca zdalna z ludźmi z innego kraju.

      Nie będę oceniał Twojego podejścia do osoby kierowniczej, szefa. Powiem tyle, każdy z nas może nim być, a z szacunku do człowieka nie zamierzam go oceniać tylko za to jakie wymagania stawia swoim pracownikom. To jego zadanie, zwłaszcza w firmie, która żyje i funkcjonuje właśnie dzięki językom obcym.

      Co do samej Warszawy, ona do mnie również nie przemawia, lecz doświadczenie jest ważne i chcę je zdobywać, o ile się odważę i podejmę to ryzyko, to prwnie na jakiś czas wyląduję w stolicy. Słusznie zauważasz, że Warszawa to miasto pędu i pogoni za pracą i karierą - to nie pasuje w zupełności do moich oczekiwań, a już na pewno przyzwyczajeń, ale myślę, że skoro to stolica Polski, to dla każdego jest w niej miejsce.

      Usuń

Dzięki za rozmowę :)