sobota, 8 listopada 2014

Kto biegnie za przyjemnością, chwyta cierpienie


Monteskiusz napisał mądre słowa "Kto biegnie za przyjemnością, chwyta cierpienie."

Od jakiegoś czasu właśnie się tak czuję jakbym chwycił przyjemność, która wywołała lawinę cierpienia.
Z jednej strony to tą przyjemnością jest żywot ludzki, przyjemność pozwalająca na cierpienie czy to z braku odpowiednich wzorców, spokoju, ciepła domowego, szczęścia w działaniu i zdobywaniu szczytów. 
Z drugiej strony przyjemności jest wiele, a m. in. praca, stancja, studia, samochód, ludzie mnie otaczający, zdrowie i wszystko inne, lecz mając tak dużo, człowiek chce mieć więcej. Nawet jak próbuję się zadowolić tym co mam, to gdzieś za chwilę dopada mnie silne uderzenie, sprawiające, że nawet to co już zdobyłem, przestaje cieszyć. 

Kupiłem sobie jakiś czas temu samochód, bo bez niego było okropnie ciężko, zwłaszcza dostać się do
Źródło
rodziców, a muszę co jakiś czas tam zawitać, no i jeszcze kilka spraw się na to składało. Kupiłem i radość trwała tylko do momentu gdy nie przytrafiły się pierwsze problemu. Owszem w prawie są zabezpieczenia umożliwiające zwrot i inne tego typu akcje, lecz to był zakup bardziej pogmatwany z mojej winy, nie dopatrzyłem wszystkiego i tak mnie ktoś w bambuko zrobił.
Gdy dowiedziałem się najgorszego, że to i tamto trzeba wymieniać nawet sobie oszacowałem, że te wymianki o których już wiem wyniosą mnie ok 2000 tysięcy, to życie dobiło i ujażmiło mnie i auto. Dziś nie jeździ i nie odpala, nie można go otworzyć, ani zamknąć, jakiekolwiek działanie przynosi marne skutki. Postój na parkingu w mieście jeszcze bardziej uniemożliwia próbę dotarcia do usterki. A zwarzając, że prócz tych problemów są obowiązki jak praca, studia, to pozostaje mi tylko noc na zajrzenie do wnętrza, ciemno więc nie wiele mogę...

Każdego dnia próbuję obudzić się z humorem najszczęsliwszego faceta na ziemi, lecz to tylko nieustanne próby, humor czasem jest lepszy, czasem gorszy, ale nieustannie walczę o jego poprawę.

Czasem mam wrażenie, że ten psi humor jest wynikiem tego, że nie mam nikogo przy sobie. Mając kogoś dusza się raduje, a problemy łatwiej przyjmuje. 

Jak bym miał mało problemów, to jeszcze moja ukochana uczelnia swoje 5 groszy dorzuciła. Robiąc mi i innym pog górkę na naszej ścieżce edukacyjnej. Odpuszczam tu ten temat, bo to spraw grubszej wagi ;-) (czasem ktoś może tu zawitać przypadkiem i się czegoś domyśli, a potem powstanie problem większy niż jest teraz).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za rozmowę :)